Reklama

Wychowywałam Arka samotnie. Jego tata odszedł, twierdząc, że nie nadaje się do prowadzenia rodzinnego życia. Całą swoją miłość oddałam synowi. Chyba tej miłości było zbyt wiele. Gdy słuchasz tylko serca, przestajesz zwracać uwagę na to, co podpowiada ci rozum!

Reklama

Co za cham!

– Synu – powiedziałam do niego któregoś dnia. – Kasia wygląda na przygnębioną. Dlaczego tak na nią wrzeszczysz? Przecież to fajna dziewczyna!

– Mamo, nie zrzędź – odpowiedział. – Ona jest jak schabowy, nic jej nie będzie jak się ją trochę poklepie!

– Co ty wygadujesz? – strasznie mnie zdenerwował.

– Ależ to oczywiste! – rechocze. – Wiesz dobrze, że mięso trzeba przygnieść, uformować, czasem walnąć tłuczkiem, żeby schabik był soczysty, mięciutki i pyszny. Z babkami jest tak samo; niektóre wprost błagają o takie przyrządzenie. W przeciwnym razie źle smakują i ciężko leżą na żołądku!

Czułam, że robię się cała purpurowa z nerwów.

Nie tak cię wychowałam, żebyś teraz takie bzdury wygadywał! – wrzasnęłam.

– Jakbym był taki, jak chciałaś, to każdy by mnie wykorzystywał. Mężczyzna musi być nieugięty!

– Czyli ma być uparty jak osioł, tak? – spytałam uszczypliwie. – Skoro ona jest delikatna jak kwiatuszek, to ty jesteś jak szorstki, nieokrzesany troglodyta. Gdybyś nim nie był, to byś takich głupot nie gadał, gówniarzu!

Wnuczek naśladował ojca

Wyszłam od nich urażona i wkurzona. Przysięgałam sobie w duchu, że się do niego nie odezwę, dopóki mnie nie przeprosi. Naprawdę nie zamierzam akceptować jego prostactwa i ordynarności, zwłaszcza że czuję się za nie w pewnym stopniu odpowiedzialna. Poza tym, w ich domu dorasta mały Franio, mój najukochańszy wnuczek, największa miłość mojego życia. Nie powinien być świadkiem takiego zachowania taty i brać z niego przykładu.

Ostatnimi czasy Franio zwrócił się do swojej mamy słowami: "Zamknij się, ty głupia babo!". Był strasznie nieznośny, pluł, szarpał się, gdy próbowałam go przytulić i uspokoić, aż w końcu kopnął mnie w goleń... Poczułam ból. W tym momencie wybuchnął głośnym płaczem. Czmychnął w róg za szafą i za żadne skarby nie zamierzał stamtąd wyjść. Zaczęło do mnie docierać, skąd u takiego brzdąca tyle agresji. Musiał być niejednokrotnie świadkiem karczemnych awantur w domu!

"Nie pozwolę, aby ten dzieciak dorastał w takiej atmosferze – zdecydowałam. – Jeszcze nie wiem jak, ale na bank coś z tym zrobię!"

Zawsze go broniłam

Przez kolejna dwa dni biłam się z myślami. Syn nie zadzwonił, nie przyszedł do mnie… Wygląda na to, że nie zamierza przyznać się do błędu. No cóż, w sumie mnie to nie zaskakuje. Zawsze to ja robiłam pierwszy krok. Przywykł do tego, że tak postępuję. Uchodziło mu na sucho absolutnie wszystko, bo każdym razem stawałam w jego obronie i znajdowałam dla niego usprawiedliwienie, nawet wtedy, gdy pobił swojego kolegę z klasy i groziło mu zawieszenie na tydzień w prawach ucznia.

Wtedy uchroniłam moje dziecko przed konsekwencjami jego zachowania. Przekonałam opiekunów poszkodowanego malca, aby odpuścili sobie oficjalne skargi. Nie potrafiłam pogodzić się z wizją, że mojemu synowi grozi nagana i przyklei się do niego etykietka największego rozrabiaki w szkole. Moje starania przyniosły efekty. Afera przycichła, a po wakacjach ten drugi chłopiec przeniósł się do innej podstawówki. Tymczasem mój Aruś nie poczuwał się do winy. Co więcej, paradował dumny jak paw! W kolejnych latach niejednokrotnie zamiatałam pod dywan wybryki Arka. Byleby tylko uniknąć plotek, nie dopuścić do ujawnienia prawdy i zachować nieskazitelny wizerunek w oczach otoczenia!

Chciałam pogadać z synową

Nie mogłam się doczekać weekendu, więc zadzwoniłam do synowej. Oświadczyłam, że koniecznie musimy się zobaczyć i przedyskutować pewną sprawę. Z tonu jej głosu wyczułam, że nie jest do tego pomysłu przekonana i raczej nie chce rozmawiać.

– Mamo, jestem w tym momencie dość zapracowana... – zaczęła się wykręcać. – Może umówimy się za tydzień albo sama oddzwonię, jak znajdę wolną chwilę?

– Nic z tego! – zareagowałam stanowczo. – Nie będziesz mnie zbywać. Gdyby to nie było ważne, w ogóle bym cię nie niepokoiła.

– No dobrze, ale o co konkretnie chodzi?

– O ciebie. Znaczy, po części też o ciebie, ale głównie o Franka!

– O Franka? Czy coś mu się przydarzyło?

– Jeszcze nie, ale może się przytrafić, jeśli nie podejmiemy pewnych decyzji – odparłam zagadkowo.

Liczyłam na szczerą rozmową

W końcu dała mi słowo, że się zjawi. Dotrzymała słowa i zapukała w moje drzwi punktualnie. Była cała przemoczona, gdyż na zewnątrz szalała burza, pogoda była fatalna. Załamałam ręce, widząc ją w takim stanie.

– Po co szłaś pieszo? – dopytuję.

Arek woli, żebym nie siadała za kierownicą sama. Twierdzi, że kompletnie sobie nie radzę z prowadzeniem – stwierdziła, wzruszając ramionami, zupełnie jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem.

– To przecież wasze auto, kupione za wspólne pieniądze! – oburzyłam się. – Czemu przejmujesz się jego gadaniem?

Moja synowa westchnęła i spojrzała na mnie takim wzrokiem, jakbym powiedziała coś zupełnie niedorzecznego.

– I co mi po tym, że będę słuchać, jak to się nadaję wyłącznie do prowadzenia wózka z bobasem? On i tak będzie zrzędził przez cały wieczór. Nie daj Boże, żebym zrobiła choćby małą ryskę na lakierze, to chyba by mnie udusił! – dodała po chwili milczenia.

Zastanawiałam się przez moment, czy ona naprawdę aż tak panicznie boi się swojego męża? A może to tylko taki żarcik z jej strony?

– Moim zdaniem jeździsz rewelacyjnie, jesteś opanowana, wiesz, co robisz i dbasz o bezpieczeństwo na drodze – odpowiedziałam jej. – Zdecydowanie wolę wsiadać do auta, gdy ty prowadzisz, niż gdy za kółkiem siedzi mój własny syn. On ciągle szarpie, wciska gaz do dechy, przeklina i irytuje się byle czym. Czemu dajesz mu sobą pomiatać?

Zaczęłam się martwić

Kasia machnęła ręką.

– Mamo, najważniejsza jest zgoda w rodzinie. Dlaczego miałabym wywoływać kłótnie? Arek i bez tego jest dość nerwowy, nie zamierzam mu dokładać zmartwień.

– A co go tak stresuje? – dopytuję. – Przecież ma świetną robotę, super rodzinkę, własne mieszkanie, nie bieduje…

– Sama go zapytaj mamo. Ja wolę nie ryzykować – odpowiedziała.

Spoglądałam na nią, jakbym ujrzała ją pierwszy raz w swoim istnieniu. To atrakcyjna dziewczyna, ma ładne i zadbane ciało, wspaniałe włosy, a do tego niezwykle sympatyczny oraz autentyczny uśmiech na twarzy. Dlaczego zatem sprawia wrażenie, jakby była pokryta warstwą pyłu? Wygląda blado, bez wyrazu, mało kobieco. Jeszcze zanim stanęła na ślubnym kobiercu z Arkiem, przywiązywała dużą wagę do swojego wyglądu; zawsze miała zadbane paznokcie, perfekcyjny makijaż, barwne ubrania podkreślające jej figurę. Aktualnie jej blask przygasł, postarzała się, straciła na urodzie... Przestała przeglądać się w lustrze, czy zaszło coś, o czym nie mam pojęcia?

Synowa boi się własnego męża

Podaję kawusię i koniaczek do kompletu.

– Ojej, nie, dziękuję, żadnego procentowego trunku – stanowczo odmówiła. – Ani odrobinki!

– Zażywasz jakieś leki? – dopytuję.

– Nie w tym rzecz. Arek wpada w szał, kiedy sięgam po alkohol. Rozpętałaby się niezła afera, gdyby wyczuł tę woń.

– Kochanie, mówisz serio? – wprost nie dowierzałam temu, co dociera do moich uszu.

– Jak najbardziej. Mama nie ma pojęcia, do czego on jest zdolny! – westchnęła.

Powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że mój syn zachowuje się jak domowy despota. Ona się go obawia i dlatego jest taka zamknięta w sobie, unika kontaktu i się boi. Ciężko powiedzieć, co tak naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwiami ich mieszkania. Próbowałam delikatnie wypytywać, bo jako jego rodzicielka powinnam wiedzieć pierwsza, jeśli coś jest nie tak w ich domu.

– Arek się ze mną liczy – przekonywała mnie. – Jak się dowiem, że cię w jakikolwiek sposób krzywdzi, to mu pokażę, zobaczysz! – zagroziłam.

Nieźle ją wytresował

Ona jednak tylko uśmiechnęła się pod nosem.

– Wybacz mamo, ale mam wrażenie, że on nie liczy się z nikim, nawet z tobą – potrząsa głową. – To zresztą nasze prywatne sprawy. Arek od dawna powtarza, że to, co dzieje się w domu, zostaje w domu! Miałabym przechlapane, gdyby się dowiedział, że ci cokolwiek mówię!

Nasza rozmowa nie potoczyła się tak, jak tego chciałam. Synowa sprawiała wrażenie, jakby gdzieś się spieszyła, co chwila zerkając nerwowo na zegarek. W końcu sięgnęła po telefon i zapewniła rozmówcę: "Jasne, zaraz będę, dosłownie za kilka chwil. Daj spokój, nie denerwuj się, wpadłam tylko do twojej mamy, naprawdę nic się nie wydarzyło...".

Przed jej wyjściem udało mi się z niej wyciągnąć obietnicę, że gdyby zdarzyło się coś niepokojącego, od razu da mi o tym znać. Praktycznie uciekła z mojego domu.

Byłam przerażona

Po kilku dniach odezwał się Arek.

– Hej, jak leci? – dopytywał. – Dlaczego nie dajesz znaku życia?

– Nie wiem, czy tylko grasz, czy faktycznie nie kojarzysz? – odpowiadam oschle.

– Daj spokój, bez przesady, nie zachowuj się jak jakieś obrażalskie babsko. Przejedź do nas, Franio tęskni za babunią.

Kupiłam trochę owoców, parę słodyczy i prezent dla Franka, po czym ruszyłam do wnuka. Zaraz po przekroczeniu progu wyczułam, że wydarzyło się coś niedobrego. Synowa sprawiała wrażenie bardziej przygnębionej niż zazwyczaj, a Franio galopował po całym domu, ściskając mocno swojego dużego misia. Raptem przystanął obok mnie i wykrzyknął:

– Tatuś tak mocno szarpał mamusią, że o mały włos się nie przewróciła!

Zobaczyłam, jak mały chłopiec chwyta swojego pluszaka i demonstruje na nim to, co się wydarzyło. Macha zabawką na prawo i lewo, a potem ciska nią prosto w ścianę. Następnie przytula się do mnie tak silnie, jakby chciał się ukryć przed całym światem.

Nie chciała mojej pomocy

Potem zaś zerknęłam na synową i dostrzegłam na jej rękach sine ślady po grubych palcach. Poczułam, jak wszystko we mnie się zagotowało.

– Zbieraj swoje rzeczy – oświadczyłam. – Zabieram was do mojego domu. Tam zastanowimy się, co robić dalej.

Franio aż podskoczył z radości.

– Jedziemy do babci! – krzyczał rozentuzjazmowany. – Będziemy u babci! – i już stał przy drzwiach, gotowy do drogi. Zauważyłam jednak, że synowa milczy jak zaklęta. Nawet na mnie nie spojrzała. W końcu zaczęła, ale jakby od niechcenia:

– Mamo, daj spokój. Nic takiego się nie wydarzyło. To ja zdenerwowałam Arka, czasem palnę coś głupiego, a on łatwo daje się sprowokować.

– Słyszysz, co mówisz? – dopytałam, bo nie wierzyłam.

– Mamo, widziałaś, jakie cudne meble stoją w salonie? Świeżutkie. Arek je kupił. Tak się cieszył, a ja głupia zaczęłam zrzędzić, że za ciemne i że komoda do reszty nie pasuje. A teraz widzę, że jak najbardziej pasuje. Nic dziwnego, że go poniosło. Ja też bym się wkurzyła, jakbym się napracowała, żeby komuś zrobić niespodziankę, a ten ktoś by tylko narzekał. Arek mnie przeprosił, obiecał, że pojedziemy na wakacje do Hiszpanii. I jeszcze pierścionek mi podarował. Mamo, nie rób mu wyrzutów, w końcu on nas utrzymuje, ja zarabiam marne grosze.

– Przestań gadać głupoty, błagam cię. Pomyśl o swoim dziecku, ono widzi co się tu wyrabia! Ogarnij się wreszcie. Pomogę ci, w końcu to mój syn, ale musi dostać za swoje!

– Mamo, wybacz, ale nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy!

I co ja mam teraz zrobić? Jak do niej dotrzeć i wytłumaczyć, że pakuje się w niezłe bagno? Chociaż kto wie, może faktycznie tak jej natura i chce pokornie jak baranek iść na rzeź.

Reklama

Anna, 57 lat

Reklama
Reklama
Reklama