Reklama

Po jego śmierci teścia zamieszkaliśmy z matką Michała. Na początku wszystko wydawało się idealne: wspólne obiady, dom w spokojnej okolicy, wsparcie. Z czasem jednak codzienność zaczęła uwierać. Uśmiechy teściowej były coraz bardziej sztuczne, a komentarze coraz bardziej raniące. Michał, zajęty pracą, nie zauważał mojej frustracji. Z czasem zaczęłam się zastanawiać – czy naprawdę jestem jego żoną? A może nieproszonym gościem?

Reklama

Nie wytrzymałam

Michał siedział na kanapie, zapatrzony w ekran laptopa. Na mój widok uniósł wzrok.

Chodzi o twoją mamę – zaczęłam ostrożnie. – Mam wrażenie, że... że mnie nie akceptuje. Że robi wszystko, by mi to pokazać.

Zatrzasnął laptop z głośnym trzaskiem i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

Znowu zaczynasz? Przecież ona tylko się stara. Pomaga nam. Gotuje, sprząta...

– Wiem. I nie twierdzę, że nie robi nic dobrego. Ale ty nie widzisz, jakim tonem do mnie mówi, jak poprawia mnie przy tobie, jak daje do zrozumienia, że jestem złą żoną. To mnie rani.

Westchnął ciężko.

Może jesteś trochę przewrażliwiona? Moja mama zawsze taka była. Bezpośrednia.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Zasłoniłam usta dłonią, by nie powiedzieć zbyt wiele, ale nie wytrzymałam.

– Nie jestem przewrażliwiona. Ona mną manipuluje. I tobą też. Widzisz tylko to, co chce, żebyś widział.

Zamilkł. W jego oczach pojawiło się zmieszanie. Jakby przez chwilę nie wiedział, po której stronie stanąć.

– Nie chcę się kłócić – mruknął w końcu.

– A ja nie chcę żyć w domu, w którym czuję się jak intruz – odparłam.

Zapadła cisza. Tylko zegar tykał na ścianie. W środku aż się trzęsłam.

Zaniemówiłam

– Możemy chwilę porozmawiać? – zapytałam, wychylając się z kuchni.

Teściowa stała przy blacie i właśnie kroiła marchewkę do zupy.

– Oczywiście. Coś się stało?

Uśmiechnęła się lekko, ale jej oczy pozostały chłodne. Usiadłam przy stole. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści pod blatem.

– Chciałabym porozmawiać szczerze. Mam wrażenie, że nie do końca się dogadujemy. Że cokolwiek bym nie zrobiła, jest źle.

Teściowa odłożyła nóż, wytarła ręce o fartuch i podeszła do stołu.

– Oj dziecko... – westchnęła teatralnie. – Ja tylko chcę wam pomóc. Może jesteś trochę wrażliwa. Taka młoda, bez doświadczenia... To się zdarza.

– Nie chodzi o doświadczenie. Chodzi o to, że czuję się oceniana. Czasem nawet upokarzana – powiedziałam cicho.

– Upokarzana? – teściowa uniosła brwi z udawanym zdziwieniem. – Kochanie, ja tylko chcę, żeby mój syn miał wszystko, na co zasługuje. Dom, spokój, obiad... rodzinę. Jeśli moje słowa cię ranią, to pewnie dlatego, że sama czujesz, że mogłabyś się bardziej postarać.

Zaniemówiłam. Uśmiechała się do mnie jak troskliwa matka, a jej słowa wbijały się we mnie jak szpilki.

– Może to ja jestem problemem – powiedziałam sztywno, wstając. – Ale przynajmniej nie udaję, że jestem kimś innym.

Wyszłam z kuchni, zanim zdążyła odpowiedzieć.

Nogi miałam jak z waty

Szłam po szklankę wody. Już miałam wejść do kuchni, gdy usłyszałam znajomy głos.

– Naprawdę nie widzisz, że Anka się w ogóle nie stara? – mówiła teściowa. – Ten dom nie jest jej. Ona się w nim tylko rozsiadła. To nie ona go budowała.

Zamarłam. Stałam za rogiem, z dłonią zaciśniętą na poręczy.

– Mamo, nie chcę się kłócić... – Michał westchnął. – Ja już naprawdę nie wiem, co mam robić.

– Nie przejmuj się, synku. Masz mnie. Ja ci zawsze pomogę. – Jej głos złagodniał, niemal był czuły. – Kiedyś zrozumiesz, kto cię naprawdę kocha i wspiera.

Serce mi waliło. Nogi miałam jak z waty. Weszłam do kuchni bez pukania. Zapadła cisza jak po wybuchu.

To dlatego od miesięcy czuję się jak intruz – powiedziałam spokojnie, ale głos mi zadrżał.

Michał spojrzał na mnie, zbity z tropu. Teściowa zamarła z ręką przy filiżance.

– Wierzysz mi? Czy swojej matce? – zwróciłam się do Michała.

Zapanowała nieznośna cisza. Michał patrzył na mnie, jakby szukał odpowiedzi w moich oczach. Ale ona była tylko w nim.

Nie chcę wybierać... – wyszeptał w końcu.

– Ale czasem trzeba – odparłam i wyszłam z kuchni, zostawiając ich oboje w niemym napięciu.

Odwróciłam się gwałtownie

Stałam przy oknie, patrząc na ogród. Michał wszedł za mną bez słowa.

– Nie chcę tkwić między młotem a kowadłem – powiedziałam cicho. – Ale tak właśnie się czuję ja. I od miesięcy.

– Wiem. Tylko... ja naprawdę nie wiem, jak mam to rozwiązać – westchnął, przecierając twarz dłońmi. – Mama była zawsze. Po śmierci taty tylko ja jej zostałem. Czuję się za nią odpowiedzialny.

– A ja? – spojrzałam na niego. – Za mnie nie czujesz się odpowiedzialny?

Michał nie odpowiedział.

– Też coś straciłam. Siebie. Przez to wszystko. Przez to, że muszę walczyć o miejsce przy tobie, jakbym nie była twoją żoną, tylko lokatorką z ogłoszenia.

Nagle za naszymi plecami odezwała się teściowa.

– Nie przesadza. Wcale nie musisz o nic walczyć. To ty tworzysz problemy. My z Michałem mamy dom, rodzinę. A ty... ciągle tylko pretensje i żale.

Odwróciłam się gwałtownie.

– Oczywiście. Jak zwykle to moja wina. Może jeszcze przeproszę, że w ogóle istnieję?

Teściowa zrobiła minę cierpiętnicy. Michał był jak słup soli.

– Nie wytrzymam – powiedziałam i wyszłam.

Włożyłam kurtkę i wyszłam na zewnątrz, byle dalej od nich. Chodziłam bez celu, po pustych ulicach. Wiatr smagał mi twarz, oczy miałam pełne łez.

To nie jest mój dom. To nigdy nie był mój dom – powtarzałam sobie w myślach.

Nie chciałam wojny

Wróciłam późno. Klucz ledwo wszedł do zamka – dłonie mi drżały. W domu panowała cisza. Z kuchni dobiegał zapach herbaty, a Michał siedział przy stole. Wyglądał, jakby czekał od godzin.

Martwiłem się – powiedział tylko. – Gdzie byłaś?

– Potrzebowałam oddechu – odpowiedziałam, zdejmując buty. – Już nie chcę walczyć.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Nie chcę wojny z twoją matką. Nie chcę codziennych utarczek. Nie będę też żyła w cieniu twojej matki. Nie będę się codziennie zastanawiać, czy dziś znowu mnie sprowokuje, czy znów będę płakać po cichu w łazience.

Michał wstał, jakby chciał podejść, ale tylko oparł się o krzesło.

– Nie wiem, co zrobić. Kocham cię, ale nie potrafię odsunąć mamy. Ona mnie potrzebuje.

– A ja nie? – zapytałam. – Też cię kocham, ale już za dużo mnie to kosztuje.

Podniosłam torbę, którą spakowałam, zanim wyszłam. Nie była ciężka – najpotrzebniejsze rzeczy, kilka ubrań, laptop.

– Na razie się wyprowadzę. Żebym mogła się ogarnąć, przemyśleć wszystko. I poczuć, że jestem jeszcze kimś więcej niż twoją cichą współlokatorką.

Nie powiedział nic. Stał tylko, patrząc, jak przechodzę przez próg.

W końcu poczułam spokój

Zatrzymałam się u przyjaciółki. Pokój był mały, pachniał świeżą pościelą i kawą. Nie płakałam tej nocy. Patrzyłam w sufit, nasłuchując ciszy, która – po raz pierwszy od miesięcy – nie była wroga. Rano zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy oknie. Naprzeciwko rosła brzoza, a na jej gałęzi usiadł szpak. Z pozoru nic wielkiego, ale poczułam coś, czego tak długo mi brakowało – spokój. Nie miałam od Michała żadnej wiadomości przez dwa dni. Żadnego „wróć”, żadnego „tęsknię”. Pewnie teściowa odetchnęła z ulgą. Może nawet zrobili razem rosół i wreszcie mogli jeść w ciszy, bez mojego napięcia w powietrzu.

Spakowałam resztę rzeczy kilka dni później. Weszłam do naszego – ich – domu po cichu. Michała nie było. Teściowa rzuciła tylko krótkie „dzień dobry” i zniknęła w kuchni. Zabrałam swoje ubrania, komputer, szkicowniki. Na parapecie stała doniczka z zaschniętym ziołem. Zostawiłam ją – nie chciałam brać niczego, co zdążyło tu zwiędnąć. Przyjaciółka zapytała, co dalej. Nie umiałam odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy wrócimy do siebie.

Anna, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama