„Zmieniałam pampersy staruszce w Niemczech, choć mną pomiatała. Żadne euro nie było warte tego, co musiałam znosić”
„Po pół roku Elza oskarżyła mnie o to, że ukradłam jej 50 euro, które podobno zostawiła na komodzie. To nie była prawda, bo przecież odkurzam meble każdego dnia i nie widziałam tam żadnych pieniędzy. – No właśnie, o to chodzi! – warknęła. – Umyślnie tak często przecierasz te półki, by potem zwędzić wszystko to, co na nich zostawię”.
- Listy do redakcji
Kogo tu ze sobą wzięłaś? Jakąś Polkę? Myślisz, że mnie może okraść?! – wrzasnęła do swojej córki sędziwa kobieta, gdy mnie zobaczyła. Kiedy Kirsten wyjaśniła mamie, że „ta Polka” (czyli ja) uczy niemieckiego w gimnazjum i świetnie posługuje się ich językiem, babcia wcale nie wyglądała na zmieszaną.
Staruszka była nieprzyjemna
Moje pierwsze kroki w pracy na terenie Niemiec wyglądały właśnie tak. Elza, starsza pani, którą się opiekowałam, miała 83 lata i była po prostu okropna. Mimo że każdego dnia, przez cały tydzień, od świtu do nocy, pomagałam jej w kąpieli, karmieniu, ubieraniu się. Zmieniałam pampersy, przygotowywałam posiłki, dbałam o czystość domu, prałam ubrania i spełniałam wszelkie jej kaprysy, ani razu nie usłyszałam od niej słowa wdzięczności. Zawsze sprawiała wrażenie ponurej i nastawionej negatywnie do wszystkiego i wszystkich.
Mimo moich jeszcze młodych lat poranki stawały się dla mnie coraz większym wyzwaniem. Trudno było mi zmusić się do opuszczenia łóżka i stawienia czoła codziennym obowiązkom. Gdy tylko otwierałam oczy, długo leżałam, wsłuchując się w dźwięki dochodzące z pokoju Elzy. Zastanawiałam się, czy już się przeciąga na posłaniu, czy szurając kapciami, przemierza pokój, czy też pojękuje, pokasłuje albo narzeka na „tę opieszałą Polkę". Byłam ciągle zestresowana i wiecznie niewyspana, bo każdego wieczoru, gdy Elza szła już spać, ja do późnych godzin sprzątałam mieszkanie.
Wraz z upływem czasu, każdy następny poranek przynosił mi coraz więcej wątpliwości, czy powinnam dłużej mieszkać w tym miejscu. W końcu, po pół roku, Elza oskarżyła mnie o to, że ukradłam jej 50 euro, które podobno zostawiła na komodzie. Próbowałam jej wytłumaczyć, że to po prostu nie mogła być prawda, bo przecież odkurzam wszystkie meble każdego dnia i na pewno nie widziałam tam żadnych pieniędzy.
Czułam się poniżana
– No właśnie, o to chodzi! – warknęła w moją stronę. – Umyślnie tak często przecierasz te półki, by potem zwędzić wszystko to, co na nich zostawię.
Załamałam się całkowicie. Ta kobieta była nienormalna ! Rozpętała się wielka burza. Na początku zjawiła się Kirsten, a później wezwani przez nią funkcjonariusze. Gdy dokładnie przeczesali mieszkanie (przy okazji przewracając moje rzeczy do góry nogami), pieniądze w końcu się znalazły – tkwiły w torebce Elzy. Stróże prawa odjechali, Kirsten również, a staruszka dumnie milczała. Szczerze mówiąc – miałam wszystkiego po dziurki w nosie.
– Postanowiłam to zakończyć – poinformowałam koleżankę przez telefon, zgarniając z kanapy porozrzucane ciuchy i papiery, po czym wrzuciłam je byle jak do torby.
A następnie poinformowałam Elzę.
– Chcesz się zwolnić z dobrze płatnej roboty? – Elza nie kryła zdumienia. – No ale w kraju to chyba raczej kiepsko z kasą?
– Jakoś sobie poradzę – odparłam.
– No dobrze, ale jaki był sens twojego przyjazdu? – prychnęła z pogardą.
– Musiałam uzbierać pieniądze na zabieg dla mamy i jak najszybciej uregulować zadłużenie związane z kupnem mieszkania – wyznałam szczerze, choć Elza była ostatnią osobą, przed którą chciałam się otwierać. – Cóż, nie mam wyjścia. Jako nauczycielka zarobię mało, ale za to nikt nie zarzuci mi kradzieży! I obejdzie się bez obelg pod moim adresem. Proszę sobie poszukać innej pomocy. Z góry współczuję temu nieszczęśnikowi.
Chciałam odejść
Stałyśmy naprzeciw siebie przez moment, patrząc sobie w oczy. Była niższa ode mnie o jedną głowę, szczupła, blada i pomarszczona, ale jej niebieskie tęczówki potrafiły prześwietlić człowieka na wylot. Jednak tego dnia nie czułam już przed nią lęku. To już definitywny koniec. Odchodzę. Zamierzałam odwrócić się z furią i wrócić do pakowania bagażu, kiedy usłyszałam jej ledwo słyszalny głos:
– Wytrzymujesz to wszystko, aby uratować swoją matkę?
Zdziwiła mnie swoją reakcją. Byłam przygotowana na następną kąśliwą uwagę skierowaną w moją stronę, a ona zapytała mnie o to zupełnie inaczej niż zwykle. W jej głosie nie wyczuwałam już lekceważenia i zarozumiałości, a jedynie szczere zaskoczenie, a może nawet smutek?
– A co w tym niezwykłego?! – zirytowałam się. – Jestem jej jedyną córką. Poza tym… „ratować” to chyba przesada. Mama po prostu bardzo słabo widzi. Szybki zabieg, góra trzydzieści minut pod narkozą.
– Ubezpieczenie zdrowotne nie istnieje? – Elza ze zdumieniem uniosła brwi. – Czyżby u was trzeba było samemu opłacać wizyty u lekarza?
– W naszym kraju każdy obywatel ma ubezpieczenie – początkowo moja odpowiedź tchnęła patriotyczną dumą. – No ale żeby przejść operację w publicznej placówce, trzeba czekać – dodałam po chwili refleksji. – Nie chciałabym, aby moja mama przez kolejne miesiące musiała rezygnować z ukochanych lektur i łamigłówek. Całe życie ciężko harując, zasłużyła na komfortową i spokojną jesień życia.
Nie spodziewałam się takiej reakcji
Niespodziewanie zauważyłam, jak w oczach starszej pani pojawiły się łzy. W jednej chwili opuściła głowę, ale trzęsące się od płaczu barki zdradzały, że szlocha. Delikatnie, bojąc się, że znowu zacznie na mnie krzyczeć, przytuliłam ją. Wzdrygnęła się, zesztywniała, a następnie mocno przywarła do mnie. Byłam totalnie zaskoczona. Elza w tym czasie łkała, szlochała i płakała.
– Wybacz mi – wyszeptała po dłuższym czasie. – Nie byłam dla ciebie sprawiedliwa. Sama nie rozumiem, co mną kierowało. Nie jestem aż tak okropna.
– W porządku, nic się nie stało – pogładziłam ją delikatnie po siwej głowie.
Czułam się trochę nieswojo z tą niespodziewanie przemienioną Elzą. Chcąc jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, powiedziałam ugodowo:
– Najwyraźniej nic nas nie połączyło. Nie znalazłyśmy wspólnego języka i tyle.
– Ależ skąd, mylisz się! – niespodziewanie uniosła głowę, uwalniając się z moich ramion.
Drgnęłam zaskoczona, czyżby ponownie chciała podnieść na mnie głos? W tym momencie gwałtownie ścisnęła moją rękę.
Wyżaliła mi się
– Wiesz co? Muszę ci coś wyznać – wydyszała drżącym głosem. – Wyładowywałam na tobie frustrację, którą czuję w stosunku do własnej córki. Kirsten woli zatrudniać opiekunki, zamiast sama się mną zająć. Wpada tu tylko raz na miesiąc, kiedy przychodzi czas wypłaty. Odsunęła mnie od wnuków. Zupełnie jakbym była trędowata. Jakby moja słabość i potrzeba opieki były powodem do wstydu, czymś obrzydliwym. Czymś, co trzeba ukrywać przed światem. Wiesz… Chyba gdzieś w głębi duszy miałam nadzieję, że jak ty zrezygnujesz, to ona w końcu zabierze mnie do siebie.
Nasza znajomość całkowicie się zmieniła od tego momentu. Na początku ostrożnie i z dystansem, ale stopniowo stawałyśmy się sobie coraz bliższe. Elza dzieliła się ze mną historiami ze swojego życia (w pojedynkę zajmowała się wychowaniem córki), a ja opowiadałam jej o mojej nietypowej sytuacji małżeńskiej na odległość (mąż harował na budowie w Anglii, żeby spłacić kredyt, ja pracowałam w Niemczech, a o powiększeniu rodziny – mimo że obydwoje bardzo tego pragnęliśmy – na razie nie mogło być mowy).
Po jakimś czasie nawiązałyśmy nić porozumienia. Okazało się, że Elza to wrażliwa i dobra kobieta. Bardzo ucieszyła się, gdy dowiedziała się o pomyślnym przebiegu operacji mojej mamy. Z troską dopytywała, ile jeszcze muszę spłacić rat. Była na tyle hojna, że dała mi nawet premię, abym mogła spędzić trochę czasu z mężem. Niestety, los nie pozwolił nam długo cieszyć się tą nieprzewidzianą zażyłością. Cztery miesiące od naszego pogodzenia się, Elza odeszła z tego świata. Umarła spokojnie podczas snu.
Zrobiła mi niespodziankę
Z trudem powstrzymując łzy, wkładałam ubrania do walizki. Miałam wrażenie, że odchodzi ode mnie ktoś ważny. Mimo wszystko. Nagle do mieszkania wpadła zdenerwowana Kirsten, a obok niej stał dobrze odziany mężczyzna w średnim wieku. Przedstawił się jako prawnik Elzy.
– Teraz znowu mnie o coś posądzacie? – przywitałam ich.
– Wręcz odwrotnie – zaczął nieznajomy. – Chcę panią poinformować, że Elza zostawiła testament. Przepisała pani… – tu podał sumę.
Niewiarygodne! To dokładnie taka suma, której potrzebowałam, by spłacić kredyt!
– W jaki sposób udało ci się ją tak oczarować, że przekazała ci aż tyle kasy? – syknęła Kirsten.
Popatrzyłam na nią rozbawiona.
– W jaki sposób? Zaraz ci zademonstruję! – uśmiechnęłam się szeroko i… uściskałam ją serdecznie.
Gdy tylko wydostała się z mojego uścisku, wrzeszcząc z oburzenia, chwyciłam za komórkę. Musiałam pilnie skontaktować się z mężem. Chciałam, żeby jak najszybciej wrócił do mieszkania.
Dorota, 38 lat