Reklama

Cisza w domu zawsze wydawała mi się czymś niepojętym – zupełnym przeciwieństwem życia, które wprowadziłam, odkąd pojawił się Filip. Każdy dzień od jego narodzin spędziłam na trosce, planowaniu i organizowaniu przyszłości, którą miał mieć jak najbezpieczniejszą i pełną sukcesów. Samotne macierzyństwo nauczyło mnie jednak, że odpowiedzialność za czyjeś życie jest niemal przytłaczająca. Każda decyzja, każdy krok – to wszystko było tylko na moich barkach. A Filip… miał być tym, co mnie napędzało, co dawało mi siłę, by codziennie od nowa podejmować walkę z niepewnością.

Reklama

Gdy dorastał, coraz bardziej starałam się zapewnić mu wszystkie możliwości. Nie chciałam, żeby czuł się zignorowany albo miał wrażenie, że jego potrzeby są mniej ważne. W głębi duszy czułam, że on się oddala, ale tłumaczyłam to sobie wiekiem, potrzebą buntu, poszukiwaniem własnej tożsamości. Dlatego im bardziej próbował się wymknąć, tym bardziej starałam się trzymać kontrolę, chcąc zapobiec każdemu niebezpieczeństwu, zanim jeszcze zdążyło się pojawić.

Tylko że… czasami czułam, że coś robię nie tak. Widziałam jego gniewne spojrzenia, kiedy zabraniałam mu wyjść wieczorem albo gdy musiał meldować się co piętnaście minut przez telefon. Słyszałam, jak wzdychał, gdy po raz kolejny pytałam, czy ma już gotowe zadanie z matematyki i co było na kolejnych korepetycjach. Ale to było tylko dla jego dobra.

Pilnowałam, by był najlepszy

– Filip, matura zbliża się wielkimi krokami – zaczęłam rozmowę, starając się brzmieć łagodnie, choć w środku aż mnie nosiło. – Musisz podciągnąć się z matematyki. Jesteś zdolny, ale potrzebujesz wsparcia.

Filip przewrócił oczami, jakby wiedział, co zaraz usłyszy.

– Znajdziemy ci dobrego korepetytora, takiego, który zrobi z ciebie mistrza – dodałam, nie zważając na jego minę.

– Mamo, naprawdę? Mam dość szkoły, a teraz jeszcze korepetycje? – mruknął, odchylając się na krześle.

– To dla twojego dobra, rozumiesz? Musisz być najlepszy. Życie jest trudne, a ja nie chcę, żebyś popełniał moje błędy. Zaufaj mi, matematyka otworzy ci drzwi, których nawet nie podejrzewasz! – oparłam się o stół, patrząc na niego z determinacją.

Filip westchnął i spuścił głowę. Widziałam, że ma dość tej rozmowy, ale nie zamierzałam odpuścić. Przecież to była jego przyszłość, o którą walczyłam. Jeśli nie ja, to kto?

– Dobrze – wymamrotał, choć wiedziałam, że to "dobrze" pełne było niechęci.

Cieszyłam się jednak, że udało mi się go przekonać, choć gdzieś w środku poczułam lekkie ukłucie.

Nie rozumiałam jego pretensji

Minęły dwa miesiące, a Filip zaczął się buntować.

– Mamo, naprawdę nie rozumiem, dlaczego aż tak się uparłaś – powiedział Filip, zamykając zeszyt, jakby chciał zakończyć rozmowę raz na zawsze. – Nie chcę kolejnych korepetycji, mogę sam się nauczyć. To tylko matematyka, nie muszę być w niej najlepszy.

– Ależ musisz – odpowiedziałam natychmiast, starając się nie podnosić głosu. – Życie to nie tylko „może” i „chcę” – musisz mieć solidne podstawy, jeśli chcesz gdzieś zajść. Korepetycje to jedyna droga, by być pewnym siebie na egzaminie.

Filip wzruszył ramionami, jakby moje słowa kompletnie na niego nie działały. Widziałam to na jego twarzy – wyraz zrezygnowania, ale i coś jeszcze… cicha złość.

Dlaczego ciągle mi mówisz, co muszę robić? Czemu to ja mam spełniać twoje oczekiwania? Może nie potrzebuję tej presji! – wyrzucił z siebie nagle, a ja poczułam, jak moje serce zamiera.

– To nie jest presja! – broniłam się instynktownie. – Filip, przecież to dla twojego dobra. Chcę tylko, żebyś miał lepszy start w życiu niż ja!

– Tylko że to jest twoje życie, a nie moje – odpowiedział cicho, ledwo słyszalnie.

Zamarłam, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, Filip podniósł się, złapał plecak i wyszedł.

Byłam zaskoczona

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż poczułam ten dźwięk w kościach. Przez chwilę stałam jak wryta, próbując zrozumieć, co właśnie się stało. Filip naprawdę odważył się podnieść głos? Przeciwko mnie, swojej matce, która poświęciła dla niego wszystko? Przecież to było absurdalne.

Chwyciłam telefon, żeby do niego zadzwonić, ale po chwili odłożyłam go na blat. Nie, nie mogłam pokazać mu, że to on teraz rządzi. Miał wrócić i porozmawiać ze mną jak dorosły. Jednak w głowie wciąż słyszałam jego słowa: "To jest twoje życie, a nie moje".

Wieczorem wrócił, wchodząc po cichu do domu, jakby miał nadzieję, że uda mu się przemknąć do pokoju niezauważony. Czekałam w salonie, przy zgaszonym świetle, nie wiedział, że siedzę tam i czekam. Kiedy tylko usłyszałam kroki, włączyłam lampkę.

– Filip – powiedziałam zimnym głosem, a on zamarł w pół kroku. – Usiądź.

Spojrzał na mnie z irytacją, ale posłusznie usiadł naprzeciwko, rozkładając ramiona w geście bezradności.

– Możemy porozmawiać? Normalnie? – spytałam, patrząc mu w oczy.

Mamo, czego ty ode mnie chcesz? – wyrzucił z siebie. – Ciągle mówisz, co muszę, gdzie powinienem iść, czego się uczyć… A ja mam dość! Nie jestem tobą, nie chcę twojego życia, rozumiesz?

– Nie zrozumiesz teraz, dlaczego to robię – odpowiedziałam, starając się panować nad drżeniem głosu. – Kiedyś mi podziękujesz.

– Akurat! – odpowiedział ostro.

Wstał rzucił mi ostatnie, pełne gniewu spojrzenie i zniknął w swoim pokoju, trzaskając drzwiami po raz drugi tego dnia.

Syn mnie okłamywał

Byłam w centrum miasta po pracy, załatwiając kilka spraw, kiedy kątem oka dostrzegłam znajomą sylwetkę. Filip? Zmarszczyłam brwi – przecież powinien być teraz na korepetycjach.

Podeszłam bliżej, chowając się za witryną sklepu, żeby mnie nie zauważył. Filip stał z grupką rówieśników, roześmiany i zrelaksowany, jakby zapomniał o całym świecie. Wśród nich zauważyłam dziewczynę – miała długie, ciemne włosy i patrzyła na niego, śmiejąc się z jakiegoś żartu. To musiała być Ola.

Czułam, jak we mnie wrze. Więc tak wyglądały te korepetycje? Czas, który miał poświęcić na naukę, spędzał na włóczeniu się po mieście? Jak długo mnie oszukiwał?

Nie wytrzymałam. Wyszłam zza witryny i podeszłam do niego stanowczym krokiem. Gdy mnie zobaczył, uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy.

– Filip, co tu robisz? – zapytałam surowym tonem, wbijając w niego spojrzenie, od którego nigdy wcześniej nie odważył się uciec. Ale tym razem jego twarz przybrała wyraz buntu.

– Mamo… – wymamrotał, a wokół niego zapanowała niezręczna cisza. Koledzy i Ola zerkali na nas z ciekawością i lekkim zakłopotaniem.

– Miałeś być na korepetycjach – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Możesz mi wyjaśnić, co się tu dzieje?

Mamo, to nie jest twoja sprawa – odpowiedział, spoglądając na mnie z czymś, co przypominało złość, może nawet pogardę.

Byłam wstrząśnięta. Filip wyminął mnie, zostawiając mnie tam w środku miasta, samą i kompletnie oszołomioną.

Pokłóciliśmy się

Kiedy tylko Filip wszedł do domu, od razu skierowałam się w jego stronę, nie czekając ani chwili.

– Filip, musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo, blokując mu drogę do pokoju.

Przewrócił oczami i opadł ciężko na fotel w salonie, wyraźnie zmęczony. Widać było, że chciał uniknąć tej rozmowy, ale nie zamierzałam mu na to pozwolić.

– Dlaczego mnie okłamałeś? Mówiłeś, że chodzisz na korepetycje! – z każdym słowem mój głos stawał się coraz ostrzejszy.

Filip westchnął, przeczesując ręką włosy.

– Bo mam dość, mamo. Naprawdę mam dość tego wszystkiego – wyrzucił z siebie nagle, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. – Ciągle tylko szkoła, nauka, korepetycje… Jakby nic innego się nie liczyło! Nawet nie chodzi o to, że chcę się obijać. Po prostu… ja już nie mogę. Duszę się w tym wszystkim, rozumiesz?

Chciałam dla niego dobrze

Zamarłam, wpatrując się w niego zaskoczona. Tyle razy mówiłam mu, że to wszystko dla jego dobra, że chodzi o jego przyszłość. Nie rozumiał? Przecież chciałam tylko, żeby dobrze mu się w życiu powodziło…

– Filip, przecież to tylko po to, żebyś miał lepszy start. Życie nie jest łatwe, a bez wykształcenia…

– Ale to moje życie, mamo! – przerwał mi, a w jego głosie usłyszałam gniew. – Nie jestem tobą! Nie chcę wygrywać wyścigu, którego nawet nie rozumiem. Każesz mi walczyć o coś, na czym mi nie zależy, a ja już mam dość. Dość tej presji, dość tych oczekiwań, dość wszystkiego!

Zapadła długa cisza, w której oboje staraliśmy się złapać oddech. Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, kiedy stał się dla mnie aż tak obcy.

– Naprawdę tak to widzisz? – szepnęłam, czując, jak coś we mnie pęka.

– Tak, mamo. Musisz w końcu odpuścić – powiedział cicho, jakby sam zmęczony tą rozmową.

Z ciężkim sercem patrzyłam, jak odchodzi do swojego pokoju, zostawiając mnie w poczuciu porażki i goryczy.

Trochę mu odpuściłam

Minęły dwa tygodnie od naszej ostatniej rozmowy. Nie było łatwo, ale w końcu zaczęłam wycofywać się z tej ciągłej kontroli. Filip miał więcej przestrzeni, mniej pytań o oceny, mniej moich nieustannych przypomnień. Było to dla mnie jak balansowanie na krawędzi – każda chwila bez wiedzy, gdzie jest i co robi, wydawała się trudna do zniesienia.

Pewnego wieczoru usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju. To był Filip.

– Mamo – zaczął, nieśmiało wchodząc do środka. – Wiem, że ostatnio nie było łatwo… Dzięki, że… że starasz się to zrozumieć.

Nie musiał mówić więcej. Spojrzałam na niego i poczułam, że coś się zmieniło. Może oboje jeszcze nie do końca wiedzieliśmy, jak poukładać nasze relacje, ale pierwszy krok został zrobiony. Uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział tym samym.

Nie musiałam już trzymać go tak mocno.

Reklama

Agnieszka, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama