„Znalazłam na ulicy portfel bogaczki i weszłam w jej buty. To miała być chwila zabawy, a najadłam się strachu i wstydu”
„Niby mogłam go oddać od razu, zadzwonić, poczekać aż odbierze. Ale mnie powstrzymało. Może to był impuls, może zmęczenie codzienną monotonią. Albo po prostu ciekawość. Przecież jeden dzień w cudzym życiu nikomu nie zaszkodzi, prawda?”.
- Redakcja
Moje życie było takie… przewidywalne. Dzień po dniu, to samo. Praca w kawiarni, której nienawidziłam, powrót do mieszkania, gdzie czekał Paweł, wiecznie zły na cały świat, a ja z nim, jakbyśmy oboje ugrzęźli w tej beznadziejności. W sumie, ugrzęźliśmy. Moje życie to jedno wielkie utknięcie. Zero perspektyw, zero zmian, a marzenia? Chyba już nawet nie pamiętam, jak się marzy.
Wszystko się zmieniło tego dnia, gdy wracałam z pracy. Na chodniku coś leżało. Na początku myślałam, że to śmieć. Ale podeszłam bliżej. Portfel. Skórzany, drogi. Wzięłam go do ręki, rozejrzałam się, ale nikogo w pobliżu. Serce mi biło mocniej, choć nie wiedziałam, dlaczego. Może dlatego, że w środku mogły być pieniądze, albo coś ważniejszego.
Otworzyłam go i zaczęłam przeglądać. Karty kredytowe, dowód osobisty... „Anna Kwiatkowska”, klucz. Kojarzyłam to nazwisko. Pracowała jako prawniczka, miała elegancki apartament kilka ulic dalej. Kobieta sukcesu. Taka, jaką ja nigdy nie będę.
Wtedy pomyślałam… A co, gdybym mogła poczuć, jak to jest? Choćby przez jeden dzień? Chwyciłam ten portfel i klucze. Klucze do jej życia.
Coś mnie podkusiło
Wstałam rano, jak zwykle. Paweł jeszcze spał, a ja, zamiast krzątać się w kuchni, spojrzałam na portfel leżący na stole. Niby mogłam go oddać od razu, zadzwonić, poczekać aż odbierze. Ale coś we mnie mówiło: „Jeszcze nie”. Może to był impuls, może zmęczenie codzienną monotonią. Albo po prostu ciekawość. Przecież jeden dzień w cudzym życiu nie zaszkodzi.
Wzięłam portfel, klucze i wyszłam z mieszkania. Ulice były pełne ludzi spieszących się do pracy. A ja? Dzisiaj to nie była moja rola. Dzisiaj mogłam być kimś innym.
Stanęłam przed witryną jednego z najdroższych butików w okolicy. Sukienki, buty, biżuteria – wszystko, na co nigdy nie mogłam sobie pozwolić. Serce waliło mi jak oszalałe, ale weszłam do środka. Sprzedawczyni od razu mnie zauważyła, uśmiechnęła się, jakby wiedziała, że przyszłam wydać mnóstwo pieniędzy.
– W czym mogę pomóc? – zapytała, patrząc na mnie badawczo.
– Szukam czegoś eleganckiego. Może sukienka na wieczór – odpowiedziałam, starając się brzmieć pewnie. Może nawet zbyt pewnie.
Zaczęła pokazywać mi różne modele, a ja przymierzałam je w przymierzalni, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Przez chwilę poczułam się jak ktoś inny. Ktoś, kto może sobie na to pozwolić. W końcu wybrałam jedną, do tego kolczyki i buty. Wszystko kosztowało fortunę.
– Płaci pani kartą? – zapytała sprzedawczyni.
– Oczywiście – odpowiedziałam, podając kartę z obcego portfela.
Chwila zawahania, moment, w którym karta mogła nie zadziałać, a ja stałabym tam jak idiotka. Ale nie. Przeszło gładko. Uśmiech na twarzy sprzedawczyni był dla mnie jak potwierdzenie: „Dzisiaj jesteś kimś innym”.
Wyszłam z butiku z torbami pełnymi rzeczy, które nigdy nie należały do mnie. Ale to nie miało znaczenia. Dzisiaj byłam Anną Kwiatkowską. Stałam przed jej apartamentowcem z kluczami w ręku.
Grałam dalej w tę grę
Weszłam do apartamentowca Anny, czując się, jakby ktoś zaraz miał mnie przyłapać. Ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. W holu panował elegancki spokój. Tak, byłam Anną – przynajmniej na ten jeden dzień.
Gdy drzwi do mieszkania otworzyły się przed moimi oczami, westchnęłam z wrażenia. Luksus, jakiego nigdy nie widziałam. Przestronny salon, skórzane kanapy, ogromne okna z widokiem na miasto, a wszystko to tonęło w ciepłym świetle jesiennego słońca. Na półkach książki, na stole jakieś notatki prawnicze. To był świat, który widywałam tylko w serialach.
Rzuciłam torby na kanapę i przeszłam przez mieszkanie, dotykając każdego mebla, każdej ozdoby. Czułam się, jakbym odkrywała tajemnicę czyjegoś życia. A może po prostu w końcu wyłamałam się z rutyny, która mnie zabijała.
Zajrzałam do szafy. Sukienki, buty, dodatki… Nie mogłam się powstrzymać. Przymierzałam jej ubrania, kręcąc się przed lustrem jak nastolatka na pierwszej randce. To było moje nowe ja, choć tylko na chwilę. W końcu znalazłam butelkę drogiego wina. Wlałam sobie kieliszek, usiadłam na kanapie, założyłam nogę na nogę, jak widziałam u kobiet sukcesu.
W głowie miałam jedno: „To może być moje życie, choćby na jeden dzień”. Siedziałam tam, popijając wino, i czułam się, jakby to wszystko do mnie należało. Mój apartament, moje rzeczy, moje życie. Przymknęłam oczy, oddając się tej iluzji.
Ale gdzieś w środku czułam wyrzuty sumienia. Nie mogłam tak żyć. To było oszustwo. Na chwilę pozwoliłam sobie zapomnieć, ale teraz wiedziałam, że muszę skończyć tę zabawę. Jutro oddam portfel, wrócę do swojego nudnego życia, do pracy, do Pawła. Musiałam to zakończyć.
Nazajutrz, stanęłam przed drzwiami apartamentowca, gotowa oddać klucze i portfel. Ale coś było nie tak. Drzwi były uchylone. Zamarłam, patrząc na to, co było przede mną.
Zaczęłam się bać
Stałam przed uchylonymi drzwiami i nie wiedziałam, co robić. Przecież wczoraj zamknęłam je dokładnie. Czułam, jak po plecach przechodzi mi zimny dreszcz. A może Anna wróciła? Ale dlaczego drzwi byłyby otwarte? Przebiegło mi przez myśl, że może ktoś się włamał. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nikogo nie było.
W końcu wzięłam głęboki oddech i delikatnie popchnęłam drzwi. Ciche skrzypienie przecięło ciszę. Wnętrze apartamentu wyglądało zupełnie inaczej niż wczoraj – ubrania były porozrzucane po podłodze, dokumenty rozsypane na biurku, a stół w kuchni wyglądał, jakby ktoś w pośpiechu porzucił śniadanie. Czułam, jak adrenalina zaczyna krążyć w moich żyłach.
– Pani Anno? – zawołałam cicho, choć wiedziałam, że to głupie. W końcu co bym jej powiedziała? „Cześć, przymierzałam twoje ubrania i piłam twoje wino. I, o, zgubiłaś portfel?” W odpowiedzi usłyszałam tylko ciszę.
Weszłam głębiej, ostrożnie stąpając po salonie. Coś było nie tak. To już nie było to samo luksusowe miejsce, które wczoraj wydawało się tak idealne. Teraz wyglądało na opuszczone, jakby coś się tu wydarzyło. W kuchni na stole leżała porzucona komórka, a na kanapie walizka, której wcześniej nie widziałam. Wyglądało to, jakby ktoś miał nagle uciekać.
Zaczęłam panikować. Coś się stało. Może ktoś włamał się tu wcześniej? Może Anna była w niebezpieczeństwie? Przeszło mi przez myśl, że powinnam zadzwonić na policję, ale co miałabym im powiedzieć? Jak wytłumaczyć, że byłam tu wczoraj, piłam jej wino i wydałam jej pieniądze? Wtedy spojrzałam na portfel w mojej dłoni. Musiałam sprawdzić, czy ktoś jeszcze korzystał z jej karty.
W pośpiechu wyszłam z apartamentu i ruszyłam do najbliższego oddziału banku. Podszywając się pod Annę, poprosiłam o sprawdzenie ostatnich transakcji. Pracownik rzucił okiem na ekran i jego twarz wyrażała lekkie zdziwienie.
– Widzę tutaj tylko dzisiejsze zakupy, które pani zrobiła. Nic poza tym, co jest dość nietypowe. Zwykle używa pani karty regularnie, a tu od tygodnia – cisza.
Zagryzłam wargę. Od tygodnia? Może Anna zaginęła, a ja byłam ostatnią osobą, która korzystała z jej pieniędzy.
Wpakowałam się kłopoty
Wyszłam z banku, czując, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Od tygodnia nikt nie używał jej karty, a ja bezczelnie wydałam pieniądze, jakby wszystko było w porządku. Czułam, że wpadłam w coś, z czego nie będzie łatwo się wyplątać. Musiałam wrócić do mieszkania i dowiedzieć się więcej. Jeśli zniknęła, a ja byłam jedyną osobą, która w ostatnich dniach miała z nią „kontakt”, to… mogłam być zamieszana w coś o wiele większego, niż mogłam sobie wyobrazić.
Kiedy wróciłam do apartamentu, wszystko nadal wyglądało tak, jak zostawiłam to wcześniej. Znowu poczułam tę dziwną ciszę. Zaczęłam przeszukiwać rzeczy Anny. Lodówka była pełna starych produktów, jakby nikt od dawna nie robił zakupów. W sypialni – ubrania porzucone na łóżku, jakby ktoś w pośpiechu próbował się spakować. Ale to biurko w salonie przyciągnęło moją uwagę.
Na blacie leżały dokumenty dotyczące jakiejś trudnej sprawy sądowej. Notatki, wydruki, coś, co wyglądało jak zapis zeznań świadków. Była w środku jakiejś poważnej sprawy. Może to właśnie dlatego zniknęła? Przeszło mi przez myśl, że ktoś mógł jej nawet grozić. Sprawa była zbyt skomplikowana, bym mogła zrozumieć każdy szczegół, ale widać było, że dotyczyła sporej korporacji i jakichś nielegalnych działań. W notatkach pojawiały się imiona, terminy spotkań i… jedno konkretne nazwisko, które powtarzało się kilka razy.
Miałam coraz więcej pytań, ale jedno było pewne – wciągnęłam się w jej życie o wiele bardziej, niż zamierzałam. Moja „przygoda” zmieniała się w coś mroczniejszego. Czułam, że mogłam być w niebezpieczeństwie, ale jeszcze bardziej bałam się, że jeśli zgłoszę to na policję, wyjdzie na jaw moje oszustwo.
– Co ja narobiłam? – westchnęłam, siedząc na skórzanej kanapie. Z jednej strony powinnam uciekać, z drugiej... chciałam się dowiedzieć więcej. Nie potrafiłam po prostu się wycofać. To nie było już tylko „pożyczone” życie. Zaczynałam wciągać się w jej problemy.
Próbowałam jakoś to załatwić
Siedziałam na kanapie, patrząc na dokumenty rozrzucone wokół mnie, czując, jak ogarnia mnie strach. Co powinnam teraz zrobić? Oddać sprawę policji, zniknąć, udawać, że nic się nie stało? Ale wtedy ktoś by odkrył, że to ja używałam karty, że włamuję się do jej życia. Właściwie… już byłam w środku. Wciągnęłam się głębiej, niż planowałam, a teraz nie wiedziałam, jak wyjść.
Zaczęłam przeszukiwać szuflady biurka, znajdując więcej notatek i skrawków papieru. Cofnęłam się, jakby telefon mnie parzył. Ktoś jej groził. A może mnie teraz obserwują? Może ktoś wie, że jestem tutaj, w jej apartamencie, przeglądam jej życie. Czułam, jak w gardle rośnie mi gula. To już nie była zabawa.
Ale zamiast uciekać, podjęłam decyzję. Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się więcej. Przez chwilę wahałam się, czy zadzwonić na policję, ale potem przypomniałam sobie swoje wydatki na karcie, ubrania leżące w mieszkaniu Anny, które nosiłam. Nie, nie mogłam jeszcze tego zgłaszać.
Chwyciłam torbę, kilka najważniejszych dokumentów, które mogły mi się przydać, i wyszłam z mieszkania. Musiałam wiedzieć, co się z nią stało. Czy to ona ukryła się przed niebezpieczeństwem, czy coś jej się stało.
Zaczynałam zdawać sobie sprawę, że wkroczyłam na niebezpieczny teren. To, co miało być tylko niewinną „próbą luksusu”, stało się koszmarem, z którego nie było łatwego wyjścia. Ale nie mogłam teraz się wycofać.
Przyłapała mnie na gorącym uczynku
Minęło kilka dni, odkąd po raz pierwszy przekroczyłam próg apartamentu Anny, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Przez ten czas starałam się dowiedzieć więcej, ale każda odpowiedź tylko wprowadzała nowe pytania.
W końcu musiałam wrócić do mieszkania Anny, żeby złożyć wszystko na miejsce i zakończyć tę dziwną przygodę. Kiedy weszłam do apartamentu, czułam, jak adrenalina uderza mi do głowy. Trzęsły mi się ręce, kiedy układałam jej rzeczy, tak jakby nigdy mnie tu nie było. Ale wtedy, kiedy odwróciłam się, usłyszałam coś, co zamarło we mnie wszystko.
– Cieszę się, że znalazłaś czas, żeby wrócić – powiedział cichy, ale zimny głos.
Obróciłam się powoli. Kobieta stała w drzwiach salonu. Wyglądała zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam. Była zmęczona, z podkrążonymi oczami, jakby od tygodni nie spała. Z jej oczu bił chłód.
Zamarłam. To był koniec. Czułam, że już nie mam jak się wytłumaczyć. Przełknęłam ślinę, patrząc na nią. Ona za to powoli podchodziła bliżej.
– Dlaczego jesteś w moim mieszkaniu? – zapytała cicho, jakby jej to w ogóle nie zaskoczyło.
– Ja… znalazłam twój portfel… i… – zaczęłam bełkotać, czując, jak cały mój plan wali się na kawałki.
– I postanowiłaś wejść w moje życie? – przerwała mi zimno. – Używać moich kart, przymierzać moje ubrania…? Naprawdę myślałaś, że to nie zostanie odkryte?
Zrobiłam krok do tyłu, wbijając wzrok w podłogę.
– Przepraszam… to wszystko wymknęło się spod kontroli. Nie chciałam cię okraść, chciałam tylko… przez chwilę poczuć, jak to jest… – słowa uciekały z moich ust szybciej, niż byłam w stanie nad nimi zapanować.
– Jak to jest? – powtórzyła Anna z lodowatym uśmiechem. – Myślisz, że to życie pełne luksusów, szczęścia i spokoju? Od tygodni walczę w sądzie, ledwo sypiam, a ktoś mi grozi. To nie jest życie, którego warto zazdrościć.
Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Milczenie przeciągało się w nieskończoność, zanim usiadła na kanapie, a ja stałam, czekając na jej wyrok. Ale zamiast tego, Anna odłożyła dokumenty na stół i spojrzała na mnie, jakby widziała we mnie coś więcej niż oszustkę.
– Wiesz… zrobiłaś coś głupiego, nawet bardzo głupiego – zaczęła powoli. – Ale widzę, że nie zrobiłaś tego ze złymi intencjami. Może właśnie dlatego nie zadzwonię na policję.
Zamarłam, nie wierząc w to, co słyszę. Anna powoli wstała, jej oczy złagodniały, ale dalej były czujne.
– Powiedz mi… Dlaczego? – zapytała.
Przez chwilę wahałam się, ale nie mogłam już kłamać. Westchnęłam ciężko.
– Czułam, że utknęłam w swoim życiu. Że niczego nie osiągnę, że nigdy nie będę miała takiej szansy… jak ty. Chciałam poczuć, jak to jest… nie martwić się o każdy dzień, nie żyć w stresie, że coś mnie ominie.
Anna długo milczała, a potem zrobiła coś, czego się nie spodziewałam. Złożyła ręce na piersi i spojrzała na mnie z namysłem.
– Może cię to zaskoczy, ale życie, które widzisz z zewnątrz, wcale nie jest takie idealne. A jeśli naprawdę chcesz coś zmienić, to nie wystarczy jeden dzień w cudzym życiu. Potrzebujesz szansy – zastanowiła się przez chwilę. – Mam propozycję.
Spojrzałam na nią, nie wiedząc, czego się spodziewać.
– Mam wolne stanowisko sekretarki w mojej kancelarii. To nie będzie łatwa i lekka praca, ale jeśli naprawdę chcesz zmienić swoje życie, to może być twoja szansa. Warunek jest jeden – musisz zacząć być odpowiedzialna za swoje wybory całkowicie lojalna wobec mnie.
Nie mogłam w to uwierzyć. Spojrzałam na nią z wdzięcznością i niedowierzaniem.
Kilka miesięcy później, siedząc przy biurku w kancelarii Anny, wciąż nie mogłam uwierzyć, jak moje życie się zmieniło. Zaczynałam od najprostszych zadań, ale z każdym dniem uczyłam się więcej. Życie Anny nie było tak idealne, jak to sobie wyobrażałam, ale stała się dla mnie kimś więcej niż szefową. Powoli, krok po kroku, zaczęłam budować swoje nowe życie. Moje życie.
Marta, 32 lata