„Znalazłam na ulicy portfel wypchany kasą. Spełniłam marzenie cudzym kosztem i słono za to zapłaciłam”
„W głowie pojawiają się obrazy wczorajszej rozmowy z Karolem na plaży, jego intensywne spojrzenie, zbyt wiele pytań... Czy to możliwe, żeby to był on?”.

- Redakcja
Codzienność potrafi być nieubłagana, a moja wydaje się być niekończącym się ciągiem tych samych czynności. Dzień za dniem otaczają mnie koperty, długopisy, segregatory, których nikomu nie trzeba przedstawiać. A moje marzenia? Te są zgoła inne – pragnę pachnącej egzotyką przygody, ucieczki od szarej rzeczywistości do miejsc, które znam tylko z przewodników i kolorowych folderów biur podróży. Niestety, skromne zarobki pochłaniają rachunki i nieuchronne wydatki życia codziennego, a oszczędności starcza co najwyżej na wymarzony perfum o zapachu tropików, a nie na bilet do świata pełnego przygód.
– Monika, znowu wpatrujesz się w ten plakat z palmami – zauważa Anna, moja koleżanka z pracy, przerywając mi marzenia. – Może w końcu zaczniesz oszczędzać na tę podróż?
– Oszczędzać? Przy moich zarobkach? – ironicznie odpowiadam. – Do emerytury może uzbieram.
I tak oto mija kolejny dzień, w którym największą niespodzianką jest to, że drukarka w końcu się nie zacięła. Zamykam sklep, a moje myśli znów uciekają w stronę tych odległych, rajskich plaż, na które, wydaje się, nigdy nie postawię stopy. Następnego ranka, jak zawsze o świcie, zmierzam ospałą krokami w kierunku pracy. Jesień pokryła chodniki mokrymi liśćmi, a chłód przenika moje nieprzemakalne buty. Ale to poranne szaro-bure otoczenie nieoczekiwanie rozjaśnia się kiedyś moim oczom ukazuje się portfel. Leży tuż obok krawężnika, samotny i porzucony, jakby czekał właśnie na mnie.
Otwieram go z wahaniem – w środku znajduje się gruby plik banknotów, więcej niż zarabiam przez pół roku. Serce zaczyna mi bić jak szalone, ręce lekko się trzęsą. Nigdy w życiu nie widziałam takiej sumy.
To moja szansa! Ale czy powinnam?
– Nie sądzę, żebyś chciała mieć na sumieniu kradzież – mówi Anna, kiedy po pracy zwierzam się jej z mojego znaleziska.
– Kradzież? Ale ja go znalazłam! To przecież los mi to podarował – odpowiadam, choć moje słowa brzmią jak słaba próba usprawiedliwienia.
Anna patrzy na mnie wymownie, ale ja już podjęłam decyzję. W głębi serca wiem, że to nie jest słuszne, ale to pragnienie podróży, tej jednej i niepowtarzalnej, przyćmiewa wszelkie wątpliwości. „Zaraz po pracy pójdę do biura podróży” – obiecuję sobie w myślach. A sumienie? Sumienie niech milczy przynajmniej przez chwilę, gdy biorę los w swoje ręce.
Następnego dnia, z ledwo ukrywanym drżeniem w głosie i dreszczem ekscytacji na plecach, wchodzę do pobliskiego biura podróży. Zapełnione kolorowymi ulotkami ściany zdają się mnie wołać, obiecując ucieczkę od mojej monotonii.
– Chciałabym zarezerwować podróż, tylko sama jeszcze nie jestem pewna, gdzie… – zaczynam niepewnie.
Pracownik biura, mężczyzna w średnim wieku o życzliwym spojrzeniu, kiwa głową z zainteresowaniem.
– Egzotyczne kierunki to nasza specjalność. Dokąd Pani marzy się udać? – pyta, przesuwając palcem po kolorowych folderach.
– Tajlandia. Bali. Może Malediwy? – odpowiadam, a on uśmiecha się szerzej.
– To doskonałe wybory. Ale pamiętajmy o bezpieczeństwie. Te piękne miejsca kryją też pewne ryzyka. – Jego słowa przerastają mój nastrój, lecz tylko na moment.
Zabukowana podróż staje się realna. Opuszczam biuro z poczuciem, że dokonałam najważniejszego kroku w kierunku przygody, o której marzyłam przez całe życie.
Stojąc na miękkim piasku plaży, patrzę na rozciągający się przede mną turkusowy ocean i próbuję odnaleźć w sobie uczucie euforii, które towarzyszyło mi, kiedy kupowałam bilet. Zamiast tego w głębi ducha rozbrzmiewa echo wyrzutów sumienia.
– Jak mogłam tak po prostu zabrać coś, co nie należało do mnie? – szepczę do siebie, a dźwięk fal zdaje się nakłaniać mnie do refleksji.
Opalając się na plaży, w duchu kontempluję swoją podróż i nieoczekiwanie zostaję przerwana przez głos.
– Piękny widok, nieprawdaż? – zaczyna mężczyzna, którego przed chwilą nie było obok mnie. Przyglądam mu się uważnie. Wygląda na podróżnika, takiego jak ja, z kamerą w ręku i roześmianym wzrokiem.
– Tak, to prawdziwy raj na ziemi – odpowiadam, starając się brzmieć uprzejmie, mimo wewnętrznego niepokoju.
– Jestem Karol – mówi, wyciągając dłoń. – A ty?
– Monika – mówię, lekko się uśmiechając, zastanawiając się, jak daleko może zajść ta rozmowa.
– Długo tu jesteś, Moniko? – pyta Karol, wyraźnie zainteresowany.
– Dopiero co przyleciałam. Planuję spędzić tu kilka tygodni – odpowiadam z wahaniem.
– Aha, i udało ci się tu dotrzeć w tych trudnych czasach? – dopytuje, a ja czuję, jak moja czujność wzrasta. – Musiałaś wydać fortunę na ten wyjazd...
– Oszczędzałam – odpowiadam szybko, za szybko. – Każdy wydaje swoje pieniądze, na co chce, prawda?
Karol kiwa głową, ale w jego oczach dostrzegam iskierkę ciekawości, która nie wróży nic dobrego.
– Oczywiście, masz rację. Ciekawe tylko, czy kiedykolwiek pomyślałaś, co by było, gdybyś straciła wszystko w jednej chwili – mówi enigmatycznie.
Jego słowa wprawiają mnie w osłupienie
Czyżby wiedział coś o portfelu? Nie, to niemożliwe. Decyduję się na zakończenie tej konfrontacji.
– Przepraszam, muszę już iść – wstaję, starając się nie okazywać strachu.
– Oczywiście, przepraszam, jeśli byłem zbyt nachalny – mówi Karol, ale jego spojrzenie nie traci na intensywności.
Odchodząc, ciężar rozmowy ciąży na moich barkach, a w głowie kłębi się coraz więcej pytań. Nie miałam jednak czasu na dalsze dywagacje, bo zabrałam swoje bety i pognałam niespokojnie do hotelu. Czułam, że ta rozmowa była wyjątkowo dziwna. Niepokój zalał mnie od stóp do głów. Nie chciałam jednak psuć sobie dnia jakimś wariatem z plaży. W pośpiechu wzięłam prysznic i wyszłam z hotelowego pokoju, by uciszyć sumienie wytrawnym drinkiem. Nie będę ukrywać, że trochę przesadziłam z trunkami. Co prawda pamiętam jak dotarłam do pokoju, ale jak przez mgłe widzę wydarzenia minionego wieczoru.
Sen tej nocy miał w sobie coś klaustrofobicznego. W moim śnie sunęłam przez zatłoczone bazary, gdzie każdy przechodzień zdawał się wiedzieć o moim sekrecie. Moje kroki były ciężkie, a w powietrzu unosił się odór strachu. Kiedyś znalazłam się przed ogromną, bezkresną pustką, a moje ciało zaczęło powoli osuwać się do wnętrza czerni, tracąc wszystko, co miałam przy sobie. Krzyk uwięziony w gardle nie chciał wydostać się na zewnątrz.
Nagły, gwałtowny szok zimnego potu wyrywa mnie z koszmaru. W pierwszym momencie nie jestem pewna, czy to, co przeżyłam, było jedynie złym snem, czy rzeczywistością. Serce bije mi jak szalone, gdy powoli otwieram oczy i rozglądam się po pokoju. Pierwsze promienie słońca odsłaniają brutalną prawdę – miejsce, w którym powinien leżec mój plecak, jest puste.
Wstaję, szarpiąc za pościel i rzucam okiem pod łóżko, otwieram szafki, przeszukuję każdy kąt pokoju, lecz w głębi serca wiem, że to daremne. Plecak zniknął wraz z paszportem, pieniędzmi, aparatem fotograficznym – ze wszystkim, co było dla mnie mostem do bezpiecznego powrotu do domu. Kac moralny pożerał mnie w całości. Byłam pewna, że mialam go na plaży, ale co potem?
Moje ciało zaczyna się trząść, oddech staje się płytki i nierówny. Jestem jak zwierzę uwięzione w pułapce, bezsilne i przerażone. W głowie pojawiają się obrazy wczorajszej rozmowy z Karolem na plaży, jego intensywne spojrzenie, zbyt wiele pytań... Czy to możliwe, żeby to był on?
Zatroskana i przerażona, biorę głęboki oddech i decyduję się udać na policję. Mam nadzieję, że pomogą, że nie zostanę tutaj sama, bez środków do życia, w kraju, który choć piękny, stał się dla mnie miejscem pełnym zagrożeń. Bezradność to uczucie, którego wcześniej nie znałam. Siedząc na twardym krześle w niewielkim pomieszczeniu komisariatu, czuję się jakbym straciła grunt pod nogami. Wokół mnie gwar, głosy przelatują mi koło uszu niezrozumiałym językiem. Zgłaszam kradzież, ale funkcjonariusze przyjmują moje słowa z rezygnacją.
– To niestety częste wśród turystów – słyszę pośrednio od tłumacza. – Postaramy się pomóc, ale nie możemy niczego obiecać.
Nawet w tej trudnej sytuacji, znajduję w sobie siłę, by opisać mężczyznę, którego spotkałam na plaży. Karola. Policjantka notuje coś z powagą, ale w jej oczach nie widzę iskry nadziei. Zastanawiam się, czy mają jakikolwiek plan działania, czy to tylko rutynowe działania, które nic nie zmienią.
Opuściwszy komisariat, staję na ulicy i po raz pierwszy odczuwam pełnię samotności. Bez dokumentów, pieniędzy, bez możliwości powrotu do domu. Moje serce bije niepewnie, a w głowie roi się od najgorszych scenariuszy. Jednak wśród tego wszystkiego pozostaje mi iskierka nadziei – telefon komórkowy z niewielką ilością baterii. Wybieram numer Anny, mojej najlepszej przyjaciółki, która mimo wszystko, zawsze staje po mojej stronie.
– Anna, potrzebuję pomocy – mówię ledwo słyszalnym głosem, gdy odbiera.
– Co się stało? – Anna wyczuwa niepokój w moim głosie.
Opowiadam jej o wszystkim, o kradzieży, o policji, o tym, jak bardzo czuję się zagubiona i przestraszona.
– Nie zostawię cię w potrzebie – odpowiada stanowczo. – Znajdziemy rozwiązanie, skontaktuj się z konsulatem, powiedz im, co się stało. Pomogę ci wrócić do domu.
Dzięki niej, pomimo trudnej sytuacji, po raz pierwszy od długiego czasu czuję, że nie jestem całkiem sama. Anna staje się moim promykiem światła w mroku. Chodniki są pełne ludzi, ale ja czuję się jak duch przemykający niezauważenie pośród tłumu. Przekraczając próg konsulatu, nawiązuję nić zrozumienia i empatii, której tak bardzo potrzebowałam. Mówię o swojej sytuacji, o kradzieży, o swoim strachu i bezradności. Ludzie, których spotykam za biurkami, choć obcy, stają się moimi sprzymierzeńcami.
– Postaramy się załatwić tymczasowy dokument podróży – zapewnia mnie jedna z pracownic. – Nie jesteś pierwszą osobą, która znalazła się w takiej sytuacji. Pomożemy ci wrócić do domu.
Dni mijały na załatwianiu formalności, na rozmowach przez telefon z Anną, która koordynowała pomoc z drugiej strony globu. Każdy telefon od niej to była chwila wytchnienia od mojej rzeczywistości. W końcu, po niezliczonych godzinach oczekiwania, trzymam w rękach tymczasowy paszport. To on staje się kluczem do mojej wolności, do powrotu do życia, które zostawiłam. W drodze na lotnisko, patrząc przez okno taksówki na mijane ulice, zastanawiam się nad wszystkimi decyzjami, które mnie tutaj przyprowadziły. Z perspektywy czasu wydają się one takie nierozważne.
Siedząc w samolocie, oglądając jak ziemia powoli oddala się, czuję ulgę mieszającą się z niepokojem. Jak to będzie, gdy wrócę? Czy będę w stanie sobie wybaczyć? Czy ta podróż nauczyła mnie czegokolwiek? Wracam do rzeczywistości, której tak bardzo chciałam uciec, ale która teraz wydaje mi się być jedynym bezpiecznym miejscem. Rozmowy z Anną przez telefon stają się moją terapią. Słucham jej słów, które są pełne wsparcia i zrozumienia.
– Kusi mnie by powiedzieć: mówiłam, że tak będzie. Każdy robi błędy, trudno. Było, minęło. Ważne, że teraz będziesz mogła zacząć od nowa – mówi ciepło.
Dostałam za swoje.
Monika, 30 lat