Reklama

Na co dzień moje życie to monotonna rutyna, która czasem wydaje się nie mieć końca. Kolejne dni wypełniają zwykłe biurowe czynności i przedmioty – wszechobecne teczki, pisaki i dokumenty. Tymczasem w mojej głowie kłębią się zupełnie inne wizje – śnię o dalekich podróżach, egzotycznych miejscach i ucieczce od nudnej codzienności do zakątków, które oglądałam dotąd tylko na zdjęciach w katalogach turystycznych. Jednak moja pensja ledwo wystarcza na podstawowe opłaty i niezbędne zakupy, więc zamiast biletu w nieznane mogę sobie pozwolić jedynie na flakonik perfum, których zapach przypomina dalekie kraje.

Reklama

Marzyłam o odmianie

– Ej, Monika, widzę, że znowu zawiesiłaś wzrok na tych palmach z plakatu – odzywa się Anna, która siedzi ze mną w biurze, wyrywając mnie z zamyślenia. – A może byś tak zaczęła odkładać kasę na tę wymarzoną wycieczkę?

Daj spokój, odkładać? Z tej pensji, co mam? – prycham z przekąsem. – Chyba na starość się tam wybiorę.

Kolejny dzień dobiega końca, a największym zaskoczeniem okazało się to, że drukarka wreszcie działała bez zarzutu. Gdy opuszczam sklep, zaczynam marzyć o dalekich, egzotycznych plażach, których pewnie nigdy nie zobaczę na własne oczy. Rankiem, jak zwykle bladym świtem, wlokę się niemrawo do roboty. Na chodnikach pełno wilgotnych liści – to sprawka zimy, a zimno przedostaje się nawet przez wodoodporne obuwie. Nagle ten ponury, poranny krajobraz rozświetla niespodziewane znalezisko. Pod samym krawężnikiem dostrzegam portfel, który wygląda jak zagubiony przybysz, czekający aż ktoś go odnajdzie.

Niepewnym ruchem rozchylam portfel – w środku jest potężny plik pieniędzy, przewyższający chyba moje półroczne zarobki. Czuję, jak moje serce przyspiesza, a dłonie delikatnie drżą. To największa suma, jaką kiedykolwiek miałam przed oczami.

To odpowiedź na moje modlitwy

– Raczej nie chciałabyś żyć ze świadomością, że coś ukradłaś – stwierdza Anna, kiedy po skończonej zmianie opowiadam jej o znalezisku.

Co ty opowiadasz o kradzieży? Przecież ja to znalazłam! Fortuna się do mnie uśmiechnęła – bronię się, choć sama słyszę, jak nieprzekonująco to zabrzmiało.

Widzę znaczące spojrzenie Anki, lecz moja decyzja już zapadła. Gdzieś w środku czuję, że postępuję niewłaściwie, ale marzenie o tej wyjątkowej wyprawie jest silniejsze niż wszystkie rozterki. „Po skończonej zmianie odwiedzę biuro turystyczne” – postanawiam w duchu. A wyrzuty sumienia? Niech choć na moment przestaną się odzywać, kiedy wreszcie decyduję o własnym życiu.

Drżąc ze zdenerwowania i podekscytowania, przekraczam próg najbliższego biura turystycznego. Na ścianach mnóstwo barwnych folderów kusi mnie wizją wyrwania się z codziennej rutyny.

Przyszłam zaplanować wakacje, ale jeszcze się waham co do kierunku… – mówię nieśmiało.

Sympatyczny mężczyzna w wieku około czterdziestu lat słucha mnie z widocznym zaangażowaniem.

– Dalekie podróże to coś, na czym dobrze się znamy. Które miejsce wydaje się pani najbardziej kuszące? – zagaduje, przeglądając turystyczne broszury.

Myślałam o Tajlandii, Bali albo może Malediwach? – gdy to mówię, jego twarz rozpromienia się jeszcze bardziej.

– Same wspaniałe destynacje. Trzeba jednak wziąć pod uwagę kwestie bezpieczeństwa. W tych rajskich zakątkach czyhają różne niebezpieczeństwa – te słowa chwilowo psują mi humor.

Rezerwacja podróży wreszcie się zmaterializowała. Wychodzę z budynku biura podróży, czując, że właśnie zrobiłam pierwszy krok w stronę wyprawy, która była moim życiowym marzeniem.

Spełniłam swój sen

Gdy stoję bosymi stopami na delikatnym piasku wybrzeża i wpatruję się w błękitną taflę oceanu, usiłuję złapać tę radość, która wypełniała mnie podczas zakupu biletu. Jednak w moim sercu zamiast szczęścia, odzywa się poczucie winy.

Co ja sobie myślałam, biorąc cudzą własność? – mruczę pod nosem, podczas gdy szum morza zdaje się zachęcać mnie do przemyśleń. Leżąc na piasku i łapiąc promienie słońca, zastanawiam się nad swoją wyprawą, gdy nagle ktoś przerywa moje rozmyślania.

– Wspaniała okolica, prawda? – odzywa się nieznajomy, który pojawił się znikąd tuż przy mnie. Obserwuję go dokładnie. Ma w sobie coś z wędrowca, podobnie jak ja – trzyma aparat, a w jego oczach widać radosne iskierki.

– Rzeczywiście, można powiedzieć, że to kawałek nieba na ziemi – mówię z wymuszoną życzliwością, choć w środku czuję dziwny niepokój.

Cześć, nazywam się Karol – przedstawia się, podając mi rękę. – Jak masz na imię?

– Jestem Monika – odpowiadam z delikatnym uśmiechem, nie wiedząc, dokąd to wszystko zmierza.

Od kiedy tu przebywasz? – pyta z widocznym zaciekawieniem.

– Właściwie to niedawno wylądowałam. Chcę zostać przez parę tygodni – mówię niepewnie.

– No proszę, a jak ci się udało przyjechać na tak długo? – drąży temat, a ja staję się coraz bardziej podejrzliwa. – Taki wyjazd musiał sporo kosztować...

– No cóż, odkładałam – rzucam pospiesznie, zbyt pospiesznie. – W końcu każdy sam decyduje, na co przeznacza własne środki, no nie?

Obserwuję, jak Karol przytakuje, jednak coś niespokojnego błyska w jego wzroku i to mnie niepokoi.

– Czasem zastanawiam się, jak to jest stracić w mgnieniu oka dosłownie wszystko – rzuca tajemniczo.

Może coś wie o zgubionym portfelu? Nie, to przecież niemożliwe. Postanawiam zakończyć tę rozmowę.

– Wybacz, ale muszę się zbierać – podnoszę się, próbując zamaskować zdenerwowanie.

– Jasne, wybacz, że byłem taki natrętny – odpowiada Karol, wciąż wpatrując się we mnie tym samym przenikliwym wzrokiem.

Tamte słowa mnie prześladowały

Wracając, czułam ciężar tej dziwnej wymiany zdań, a w moim umyśle pojawiało się mnóstwo wątpliwości. Musiałam jednak przerwać te rozważania, ponieważ złapałam swoje rzeczy i szybko ruszyłam w kierunku hotelu. To spotkanie wydawało mi się mocno nietypowe. Poczułam, jak ogarnia mnie uczucie niepewności. Postanowiłam jednak nie pozwolić, by jakiś dziwak ze słonecznej plaży popsuł mi humor. Na szybko wzięłam kąpiel i opuściłam pokój, planując zagłuszyć wyrzuty sumienia porządnym drinkiem.

Muszę przyznać, że trochę przeholowałam z alkoholem. Wprawdzie pamiętam, jak znalazłam się z powrotem w pokoju, ale reszta wieczoru jest dla mnie jednym wielkim zamglonym wspomnieniem.

Tej nocy przyśniło mi się coś niepokojącego, co wywoływało uczucie osaczenia. Przemierzałam pełne ludzi targowiska, gdzie każdy mijający mnie człowiek jakby znał moją tajemnicę. Poruszałam się z trudem, a wokół wyczuwało się zapach przerażenia. W pewnym momencie stanęłam przed ogromną pustką bez końca, czując, jak zapadam się w głąb mroku, gubiąc po drodze wszystkie swoje rzeczy. Chciałam krzyczeć, ale głos uwiązł mi w krtani i nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

Oblana zimnym potem gwałtownie wybudzam się ze strasznego snu. Przez chwilę nie mogę się zorientować, czy to wszystko działo się naprawdę, czy tylko mi się przyśniło. Z szaleńczo walącym sercem powoli unoszę powieki i lustruję wzrokiem pomieszczenie. Wpadające do środka poranne światło bezlitośnie pokazuje, że tam, gdzie zostawiłam plecak, nie ma już nic.

Jak to mogło się stać?

Zrywam się na równe nogi, rozpaczliwie ciągnąc kołdrę. Sprawdzam przestrzeń pod łóżkiem, zaglądam do wszystkich mebli i przeszukuję każdy zakamarek, choć gdzieś w środku czuję, że to bez sensu. Nie ma już mojego plecaka, a razem z nim przepadły paszport, cała gotówka i aparat – wszystko, co mogło mi pomóc bezpiecznie wrócić do kraju. Panika mnie paraliżowała. Ostatni raz widziałam plecak na plaży, ale co się wydarzyło później?

Drżę na całym ciele, nie mogę złapać tchu, a powietrze z trudem przedostaje się do moich płuc. Przypominam złapanego w sidła zwierzaka, który nie wie, co ze sobą zrobić. Myśli pędzą jak szalone – wspomnienia ze spaceru po plaży, kiedy Karol wpatrywał się we mnie tak dziwnie i zasypywał pytaniami... Serce podchodzi mi do gardła – a może to był on?

Wdychając głęboko powietrze, pełna obaw i strachu, podejmuję decyzję o wizycie na posterunku. Liczę, że uzyskam wsparcie i nie zostanę bez pomocy w tej trudnej sytuacji – bez pieniędzy, w państwie, które mimo swojego uroku, zaczęło mnie przerażać. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego poczucia niemocy. Na niewygodnym krzesełku w ciasnym pokoju na komendzie czuję się kompletnie zagubiona. Otaczają mnie rozmowy w obcym języku, których nie potrafię zrozumieć. Kiedy opowiadam o tym, że zostałam okradziona, widzę w oczach policjantów jedynie zmęczenie i zniechęcenie.

– Takie sytuacje często przytrafiają się przyjezdnym – dociera do mnie przez tłumacza. – Zrobimy, co w naszej mocy, choć nie mogę składać żadnych deklaracji.

Mimo tej przykrej chwili, znajduję w sobie energię do przekazania szczegółów dotyczących mężczyzny spotkanego na plaży. Funkcjonariuszka skrupulatnie wszystko zapisuje, ale jej spojrzenie nie daje mi żadnej nadziei. Myślę sobie, czy faktycznie mają jakiś pomysł, jak to rozwiązać, czy po prostu wykonują standardową procedurę, która nie przyniesie rezultatów.

Czułam się jak w pułapce

Wychodzę z komisariatu i nagle uderza we mnie poczucie kompletnego osamotnienia. Nie mam przy sobie żadnych dokumentów ani pieniędzy, a do domu nie mogę wrócić. Czuję, jak serce wali mi niespokojnie, podczas gdy myśli wypełniają się czarnymi wizjami. Na szczęście został mi jeszcze jeden ratunek – komórka, choć jej bateria jest już prawie na wyczerpaniu. Dzwonię do mojej najbliższej przyjaciółki, Anki, która nigdy mnie nie zawiodła i zawsze mogę na nią liczyć.

Ania, musisz mi pomóc – szepczę do komórki, z trudem wydobywając z siebie głos.

– Dzieje się coś złego? – słyszę w jej tonie zaniepokojenie.

Relacjonuję jej całą sytuację – jak mnie okradziono, jak zgłosiłam sprawę na policję i jak bardzo się teraz boję, kompletnie nie wiedząc, co robić.

– Na pewno ci pomogę – deklaruje bez wahania. – Razem coś wymyślimy, tylko najpierw zadzwoń do konsulatu i przedstaw im swoją sprawę. Zadbam o to, żebyś bezpiecznie wróciła.

W końcu widzę światełko w tunelu, a to wszystko dzięki jej pomocy. Mimo że przechodzę przez naprawdę ciężki okres, nareszcie przestaję czuć się całkowicie osamotniona – to właśnie Ania daje mi nadzieję. Ulice wypełniają tłumy przechodniów, a ja snuję się między nimi jak niewidzialna. Jednak gdy wchodzę do konsulatu, wreszcie znajduję kogoś, kto naprawdę mnie rozumie i współczuje mi. Opowiadam o wszystkim, co mnie spotkało – o tym, jak zostałam okradziona, o moich obawach i poczuciu bezsilności. Osoby pracujące w konsulacie, choć wcześniej ich nie znałam, okazują się być bardzo pomocne.

– Zajmiemy się wystawieniem dokumentu, który pozwoli pani podróżować – mówi jedna z urzędniczek. – Proszę się nie martwić, często trafiają do nas ludzie w podobnej sytuacji. Na pewno pomożemy pani dostać się do domu.

Mój sen zamienił się w koszmar

Kolejne dnie wypełniały niekończące się sprawy urzędowe i długie rozmowy telefoniczne z Anią, która, choć była po drugiej stronie świata, pomagała mi organizować wszystko. Te chwile, kiedy słyszałam jej głos w telefonie, dawały mi oddech od codziennych zmagań. Po wielu godzinach czekania nareszcie mam go w dłoniach – prowizoryczny paszport. Ten dokument otwiera przede mną drogę do odzyskania dawnego życia, które pozostawiłam za sobą. Jadąc taksówką w kierunku lotniska, obserwuję przesuwający się za szybą krajobraz miasta i myślę o tym, jak lekkomyślne były wybory, które sprawiły, że znalazłam się właśnie tutaj.

Patrząc przez okno samolotu, obserwuję oddalającą się ziemię i czuję dziwną mieszankę spokoju i stresu. Zastanawiam się, co przyniesie powrót do domu. Czy kiedyś przestanę się obwiniać? Czy ta wyprawa dała mi jakąś lekcję? Teraz wiem, że wracam do świata, od którego tak desperacko próbowałam uciec, a który paradoksalnie okazuje się moją bezpieczną przystanią.

– Mogłabym teraz powiedzieć „a nie mówiłam”. Ale każdy z nas popełnia głupstwa, tak już jest. To już historia. Najważniejsze, że możesz wszystko rozpocząć na nowo – pociesza mnie łagodnie.

„No cóż, karma wraca”, pomyślałam.

Reklama

Monika, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama