„Znalazłam w samochodzie męża złoty kolczyk i już wiedziałam, czym to pachnie. Prawda jednak zwaliła mnie z nóg”
„Prawda jest taka, że po 20 latach małżeństwa człowiek zna drugiego na wylot. Wie, kiedy kręci, kiedy coś kombinuje, a kiedy zostawił ślady zbrodni na fotelu pasażera. W tym przypadku – maleńki złoty kolczyk w kształcie serduszka. Gdy go znalazłam, nie miałam wątpliwości, że mój mąż mnie zdradza”.

- Redakcja
Niektórzy ludzie mają szósty zmysł. Inni, tak jak ja, mają intuicję i talent do wywąchiwania zdrady z odległości kilometra. Nie bez powodu nazywano mnie kiedyś „żywym wykrywaczem kłamstw”. Mój mąż Mirek mawiał żartem, że niejeden detektyw mógłby się ode mnie uczyć, a ja – proszę bardzo – to tylko kwestia odpowiedniego przeszkolenia przez życie. I chyba miał rację.
Prawda jest taka, że po dwudziestu latach małżeństwa człowiek zna drugiego na wylot. Wie, kiedy kręci, kiedy coś kombinuje, a kiedy... zostawił ślady zbrodni na fotelu pasażera. W tym przypadku – maleńki złoty kolczyk w kształcie serduszka. Gdy go znalazłam w naszym samochodzie, między fotelem a podłokietnikiem, nie miałam wątpliwości, że mój mąż mnie zdradza. W głowie już układałam dramatyczną scenę konfrontacji. W planach był wrzask, może jakiś latający but, no i oczywiście klasyczne: „Z kim się szlajasz, draniu?!”. Tylko że – jak to w życiu bywa – sprawy potoczyły się trochę inaczej, niż przewidywałam...
Podejrzewałam, że mnie zdradza
– No patrzcie państwo! – mruknęłam sama do siebie, wyciągając z zakamarka między siedzeniem a środkowym tunelem małe, złote coś. – A to co, do cholery?
Kolczyk. Jeden. W kształcie serduszka. Malutki, damski, ewidentnie nie mój. Ja noszę tylko srebro, bo po złocie robię się czerwona jak burak. A już na pewno nie takie infantylne wzorki. Przez chwilę patrzyłam na ten drobiazg jak na granat z wyciągniętą zawleczką. I nie powiem – eksplozja była bardzo blisko. Wróciłam do domu, jakby mnie coś opętało. Rzuciłam torebkę na podłogę, a kolczyk – z teatralnym rozmachem – na blat kuchenny. Mirek siedział przy stole i coś dłubał w telefonie.
– Kochanie, zgubiłeś coś – powiedziałam z lodowatym spokojem.
– Hm? Co takiego? – podniósł głowę znad ekranu.
– Może to? – wskazałam palcem na dowód zbrodni. – Znalazłam w samochodzie. Między siedzeniem a podłokietnikiem. Ciekawe, co?
Mirek spojrzał, zmarszczył brwi, zrobił minę anioła.
– Patrycja, ja... nie wiem, co to jest. Serio.
– Ach tak?! Czyli obce kobiety zostawiają swoją biżuterię w naszym aucie przez przypadek? A może to jakiś nowy system płatności za usługi? Kolczyk zamiast gotówki?!
– No weź, nie żartuj...
– Myślisz, że żartuję?! Jak cię zaraz zdzielę tą patelnią w łysinę, to będziesz widział żarty! Z kim się spotykasz, Mirek?! Gadaj, pókim dobra!
– Z nikim! Przysięgam!
A ja patrzyłam na niego, jakby się przede mną rozciągał wielki transparent z napisem „winny”. I nie wiedziałam jeszcze, że prawda mnie powali. Ale nie tak, jak myślałam...
Wiedziałam, że mu nie odpuszczę
Kiedy mój mąż zaczął się tłumaczyć, że „pewnie ktoś wsiadł do auta przypadkiem, może koleżanka z pracy, może... sąsiadka”, miałam ochotę rzucić w niego tym kolczykiem.
– Aha, czyli rozwozisz sąsiadki po mieście, tak? Serwis sąsiedzki? – zadrwiłam. – Może jeszcze jedną podwozisz do łóżka, a drugą do solarium?
– Patrycja, przestań! To jakieś nieporozumienie!
– Nieporozumieniem to było, jak wyszłam za ciebie!
Wkurzona jak osa, zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Portfel, kurtka, torba do pracy – nic. Ale przecież nie odpuszczę. Żeby mi tu jakieś serduszka panie zostawiały?! Albo on się zaplątał w romans z jakąś licealistką, albo – co gorsza – z sekretarką! I to jeszcze tą od tych głupich żartów i wiecznie pomalowanych paznokci.
Wieczorem siedziałam w sypialni i analizowałam wszystko. Z kim Mirek się ostatnio spotykał? Czy nie wracał z pracy za późno? I najważniejsze – czy ja wyglądam na kobietę, którą można tak bezczelnie zdradzać? Wtedy wszedł nasz syn, Kacper, z miną nieco przestraszoną.
– Mamo... możemy pogadać?
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Już się bałam, że to jakiś dramat rodzinny numer dwa.
– Co się stało? – zapytałam chłodno, nadal w trybie detektywistycznym.
– Bo... chyba wiem, skąd ten kolczyk...
Syn się wygadał i wszystko jasne
– Co ty powiedziałeś?! – prawie upuściłam kubek z herbatą. – Wiesz, skąd ten kolczyk?!
Kacper podrapał się po głowie i zrobił taką minę, jakby zaraz miał zemdleć. Albo się rozpłakać. Albo jedno i drugie.
– Bo to może być... no... Magdy – wymamrotał.
– Magdy?! A kto to, do jasnej anielki, jest Magda?! – warknęłam, już czując ciśnienie na poziomie Mount Everestu.
– Moja dziewczyna – wyjąkał Kacper i spuścił wzrok.
Przez chwilę nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Przez cały dzień oskarżałam męża o zdradę, szykowałam rozwód, podział majątku i opiekę nad psem, a tu się okazuje, że to moja własna latorośl sprowadza sobie pannę do auta?
– Ty masz dziewczynę? I wprowadzasz ją do rodzinnego samochodu?! – prychnęłam.
– To był tylko raz! Podwiozłem ją po zajęciach! I chyba jej wtedy wypadł ten kolczyk...
Zamknęłam oczy. No pięknie. Matka detektyw, rozwikłała zagadkę. A podejrzany numer jeden siedzi teraz w kuchni i zjada ogórki kiszone, jakby nic się nie stało. Zeszłam na dół. Mirek spojrzał na mnie niepewnie.
– To nie ty. Kolczyk jest Magdy. Dziewczyny naszego syna.
– Uff... A już myślałem, że śpię w garażu – powiedział z ulgą.
– Jeszcze nie zdecydowałam – mruknęłam. – Ale na szelki wypadek zacznij pompować materac.
Miałam minę prokuratora
Wieczorem zwołałam naradę rodzinną. Mirek siedział jak zbity pies, Kacper udawał, że go to nie dotyczy, a ja miałam minę prokuratora, który zaraz wygłosi mowę końcową i zażąda dożywocia. Dla wszystkich.
– Proszę bardzo – zaczęłam, opierając się teatralnie o blat stołu. – Kto ma coś na swoje usprawiedliwienie?
– Mamo... Przepraszam, że nie powiedziałem wcześniej o Magdzie – jęknął Kacper.
– No tak, bo to zupełnie normalne, że dzieciak wprowadza kobietę do samochodu, zostawia jej biżuterię, a matka myśli, że tatuś ma romans!
– Patrycja, przestań – westchnął Mirek. – Przecież wszystko się wyjaśniło.
– Nie, nie wyjaśniło się – syknęłam. – Przez pół dnia planowałam rozwód, bo myślałam, że masz romans. I to wszystko przez cholerną konspirację!
– Magda nie jest żadną konspiracją – obruszył się Kacper. – Jest super.
– No to może ją zaprosisz na kolację? – uniosłam brew. – Żebym mogła jej grzecznie oddać ten złoty... przeklęty... kolczyk!
– No dobra... Mogę.
– A ja mam pytanie – wtrącił się Mirek z głupkowatym uśmiechem. – Czy mogę już wrócić do swojego łóżka?
– Jeszcze nie – powiedziałam oschle. – Ale w nocy możesz wejść na chwilę... po koc. Jak będzie zimno.
Bo ja może i wybaczam szybko, ale nie aż tak szybko. A poza tym... co mi szkodzi potrzymać go jeszcze chwilę w niepewności?
Magda stanęła w drzwiach
Wieczór zapowiadał się jak w telenoweli: na stole lazania, świece z promocji i ja – ubrana w bluzkę, którą zwykle zakładam tylko na pogrzeby albo zebrania w szkole. Czyli będzie grubo.
– Mamo, błagam, tylko nie rób siary – szeptał Kacper, pomagając mi nakryć stół.
– Ja? Siary? Synku, ja jestem uosobieniem taktu i łagodności. – Uśmiechnęłam się złośliwie, obracając w palcach kolczyk, który wyjęłam z małego pudełeczka jak dowód rzeczowy.
O osiemnastej zadzwonił dzwonek. Magda stanęła w drzwiach z bukiecikiem kwiatów i uśmiechem, który pewnie rozmiękczyłby nawet moją teściową (a to nie lada wyczyn).
– Dobry wieczór, pani Patrycjo. Przepraszam za zamieszanie – powiedziała grzecznie.
– Proszę, usiądź. Chciałabym coś ci oddać – podałam jej pudełeczko z kolczykiem. – Myślałam, że to dowód cudzołóstwa mojego męża. Prawie go eksmitowałam.
– Ojej, naprawdę przepraszam! – zawstydziła się Magda.
– Spokojnie, kochanie. Twoja obecność to i tak największy skandal, jaki przydarzył się tej rodzinie od czasu, gdy Mirek kupił mi na rocznicę patelnię – dodałam kąśliwie, patrząc na męża.
Kacper parsknął śmiechem. Magda rumieniła się jak burak. A ja? No cóż... Byłam zadowolona. Kolczyk wrócił do właścicielki, Mirek odzyskał łaskę, a ja – dowiedziałam się, że mam syna, który... ma dobry gust. Czasem życie daje popalić, ale przynajmniej z eleganckim kolczykiem w tle.
Może delikatnie przesadziłam
I tak oto jedna mała błyskotka prawie rozłożyła nasze małżeństwo, rozgrzała mnie do czerwoności i przypomniała, że kobieta nigdy nie powinna tracić czujności. Bo gdyby się okazało, że ten kolczyk jednak byłby od jakiejś Maryśki z pracy Mirka, to naprawdę mogłoby się skończyć spaloną koszulą. Na szczęście obyło się bez ofiar. Magda okazała się sympatyczna, Kacper przestał być moim małym chłopcem i... No dobra, może lekko przesadziłam z tą histerią. Ale tylko lekko! W końcu instynkt kobiecy rzadko się myli – a że tym razem trochę się zagalopował, cóż... przynajmniej Mirek wie, że zawsze musi być czysty. W sensie dosłownym i moralnym. Warto jednak pamiętać, że zanim rzucę się z patelnią na męża, powinnam najpierw zapytać syna, czy coś wie na dany temat. No i może, od czasu do czasu... wyluzować. Choć nie za bardzo. Bo przecież wiadomo: podejrzliwość to drugie imię każdej porządnej żony.
Patrycja, 48 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Bratowa zawsze traktowała mnie z góry. A jednak to mnie poprosiła o przysługę, gdy inni zawiedli na całej linii”
- „Ojciec często chodził do fryzjerki, ale wracał rozczochrany. Ramol urządzał brudne schadzki pod moim nosem”
- „Bliscy wyzywali mnie od pasożytów i nierobów. Wystarczyło, że dostałam spory spadek, by zmienili nastawienie”