Reklama

Czasami mam wrażenie, że każdy dzień to nowy koszmar. Zbudziłam się dziś rano z ciężarem na piersi – nie fizycznym, ale psychicznym. Olek siedział w kuchni, przewracając kolejne strony ogłoszeń o pracę. Mikołaj jak zwykle domagał się śniadania, a ja patrzyłam na pustą lodówkę.

Reklama

Miałam dość biedy

Czego ja się spodziewałam? Że cudownie pojawi się jedzenie? Olek powtarza mi, że wszystko się ułoży, ale ja już w to nie wierzę. Rachunki się piętrzą, a my stoimy w miejscu. Chciałabym zapewnić synowi choć odrobinę normalności, ale z dnia na dzień jest coraz trudniej.

– Mamo, jestem głodny – głos Mikołaja przebił się przez moje myśli.

Spojrzałam na niego z bólem. „Jak długo jeszcze?” – pomyślałam, próbując ukryć łzy.

– Kochanie, zaraz coś znajdziemy – odpowiedziałam, choć sama wiedziałam, że ledwo mamy co do garnka włożyć.

Przez cały dzień zmagałam się z tym samym uczuciem bezradności. Dni mijają, a my tkwimy w tym samym punkcie. Brakuje nam na jedzenie, rachunki nie są opłacone, a na twarzy Mikołaja coraz częściej widzę smutek.

Olek westchnął ciężko, przerywając ciszę.

– Musimy coś z tym zrobić. Tak dłużej nie da się żyć.

Nie odpowiedziałam. Czasem po prostu nie wiem, co mam powiedzieć.

Nie planowałam tego. Zwykły dzień, zwykłe zakupy – jeśli można tak nazwać kupowanie najtańszych rzeczy, żeby starczyło na kilka posiłków. W sklepie, jak zwykle, zastanawiałam się, co mogę jeszcze zrezygnować, żeby oszczędzić. Wtedy to się stało.

To był łut szczęścia

Zerknęłam na ziemię i zobaczyłam portfel. Najpierw rozejrzałam się dookoła, szukając właściciela, ale nikogo nie było w pobliżu. Szybko go podniosłam. Spojrzałam w stronę kasy, a potem na wyjście. Nikt niczego nie zauważył. Wyciągnęłam rękę, żeby go otworzyć, i poczułam, jakbym trzymała w dłoni życie. Portfel był wypchany pieniędzmi – nie kilkoma banknotami, ale całą sumą, o jakiej od dawna mogłam tylko marzyć.

Miałam w głowie tylko jedną myśl: „To jest nasza szansa”. Olek zawsze mówił, że los się kiedyś do nas uśmiechnie, że nie możemy się poddać. Może to jest ten moment? Może wreszcie coś się zmieni?

Ale co z właścicielem? Ktoś na pewno zgubił te pieniądze, ktoś ich potrzebuje. Serce waliło mi w piersi, jakby miało zaraz wyskoczyć. Ruszyłam szybko w stronę wyjścia. Nie oglądałam się za siebie, nie myślałam o niczym innym. Gdy wróciłam do domu, Olek od razu zobaczył, że coś jest nie tak.

– Gdzieś ty była tak długo? – rzucił bezceremonialnie, choć nie był wściekły, raczej sfrustrowany.

Nie wiedziałam, jak mu to powiedzieć, więc po prostu wyciągnęłam portfel.

– Znalazłam go w sklepie – powiedziałam cicho. – Jest pełen pieniędzy… Myślisz, że to znak?

Mąż patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie wierzył w to, co widzi. W jego oczach zobaczyłam zarówno zaskoczenie, jak i wahanie.

– Nie mówisz poważnie? A właściciel? Może ktoś tego szuka? – spytał, choć w jego głosie słyszałam, że też zastanawia się nad tym, co zrobić.

Właściciel się znalazł

Minęło kilka dni. Za pieniądze z portfela udało się kupić jedzenie i opłacić część rachunków. Mikołaj zjadł porządne śniadanie, a ja mogłam w końcu na chwilę odetchnąć. Olek nie mówił za wiele, ale widziałam, że też czuje ulgę. Bez tych pieniędzy nie dalibyśmy sobie rady.

W środku coś mnie jednak gryzło. Każdy wydatek przypominał mi, że te pieniądze nie należą do nas. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit, a w głowie wciąż wracały myśli o tej starszej kobiecie, którą widziałam w sklepie. Czy to był jej portfel?

Któregoś dnia sąsiadka, pani Maria, spotkała mnie na klatce schodowej. Zwykle rozmawiałyśmy krótko, ale tym razem zaczęła opowiadać co nowego dzieje się w okolicy.

– Słyszała pani, że pani Julia zgubiła portfel? – zapytała. – Straszna sprawa, zbierała na leczenie wnuka.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Pani Maria ciągnęła dalej, jakby nie zauważyła mojego zmieszania.

– Mówią, że miała tam sporo pieniędzy. Chłopak potrzebuje operacji, a oni nie mają skąd wziąć tyle pieniędzy. Teraz wszystko przepadło… – dodała, wzdychając. – Tragedia, prawda? Tyle pieniędzy zniknęło.

W mojej głowie zaczęła się panika. Jak mogłam być tak głupia? Przecież wiedziałam, że coś takiego może się wydarzyć. W tej chwili wydałam część tych pieniędzy, próbując zapewnić Mikołajowi godne życie, a tymczasem ktoś inny potrzebował ich jeszcze bardziej.

Byłam zrozpaczona

Kiedy wróciłam do domu, opowiedziałam mężowi wszystko, co usłyszałam.

– Ta kobieta, której zgubił się portfel… te pieniądze były na leczenie jej wnuka – powiedziałam drżącym głosem.

– Co z tego? – odpowiedział twardo. – Te pieniądze uratowały nas. A co, jeśli oddamy je i znowu wrócimy do tego samego? My też mamy dziecko.

Nie mogłam tak dalej żyć. Każdy dzień przypominał mi o tym, co zrobiłam. Nawet gdy Mikołaj śmiał się i bawił, wewnątrz mnie wszystko krzyczało. Pieniądze, które wydaliśmy, mogły uratować życie choremu dziecku. To, że nasza sytuacja była trudna, nie zmieniało faktu, że te pieniądze należały do kogoś innego.

Któregoś dnia weszłam do sklepu. Rozejrzałam się po wnętrzu i zobaczyłam tę staruszkę. Stała przy kasie, rozmawiając z inną kobietą. Nie podchodziłam bliżej, ale usłyszałam wyraźnie, o czym mówiła.

– Wszystko przepadło… Całe pieniądze, które zbierałam na leczenie wnuka, zniknęły. Nie wiem, co teraz zrobimy. Operacja była zaplanowana na przyszły miesiąc – jej głos zadrżał. – Jak można tak po prostu wziąć cudze pieniądze i zniknąć?

Wiedziałam, że mówi o mnie. Te pieniądze, które straciła, były jej ostatnią nadzieją na uratowanie wnuka. Chłopiec, którego nie znałam, mógł teraz umrzeć przez moje decyzje. Przez moje cholerne decyzje.

Chciałam je oddać

Nie mogłam tego dłużej słuchać. Obróciłam się na pięcie i wybiegłam ze sklepu, niemalże potykając się o próg. Ludzie wokół patrzyli na mnie dziwnie, ale nie obchodziło mnie to. Łzy napływały mi do oczu, a w mojej głowie trwała burza. „Co ja zrobiłam? Jak mogłam tak nisko upaść?” – pytałam siebie raz za razem, biegnąc przez ulicę.

Wróciłam do domu. Patrzyłam na swoją rodzinę, i czułam, jak pęka mi serce. Z jednej strony musiałam zapewnić im byt. Z drugiej była starsza kobieta, której wnuk umierał, bo ja znalazłam jej pieniądze i zatrzymałam je dla siebie.

Usiadłam obok męża. Spojrzałam na niego poważnie, wiedząc, że ta rozmowa nie będzie łatwa.

– Spotkałam ją dzisiaj. W sklepie. Ta kobieta mówiła, że te pieniądze były na leczenie wnuka. Nie mogę tego dłużej znieść. Musimy je oddać – powiedziałam zdecydowanie, choć w moim wnętrzu wszystko się trzęsło.

– Oddać? Oszalałaś? Co z Mikołajem? Co z rachunkami? – zaczął podnosić głos. – Ta kobieta ma inne opcje. My nie mamy nic!

– Czy naprawdę chcesz, żeby nasz syn wychował się, widząc, że jego rodzice mogą kraść? – nie mogłam już wytrzymać. Mówiłam głośno, niemalże krzycząc, ale Olek tylko potrząsnął głową.

– To nie kradzież. Znalazłaś te pieniądze. A teraz dają nam życie, jakiego nie mieliśmy od dawna. Czy naprawdę chcesz to wszystko oddać?

Był przeciwny

Olek nie chciał tego zrozumieć. Może i miał rację, że te pieniądze uratowały naszą rodzinę, ale czy to oznaczało, że mogłam żyć z taką winą? Nie mogłam. Musiałam jakoś przekonać go, że to, co robimy, jest złe.

– Pomyśl o tym chłopcu – zaczęłam, starając się mówić spokojnie. – To nie są nasze pieniądze. Oni potrzebują ich bardziej niż my. Co, jeśli Mikołaj byłby na ich miejscu?

Widziałam, że dalej jest wściekły.

– A co z nami?! – krzyknął. – Co zrobisz, kiedy znowu będziemy głodować? Kiedy znowu nie będzie pieniędzy na jedzenie? Ty myślisz o tej kobiecie i jej wnuku, ale nikt nie myśli o nas!

Wiedziałam, że Olek nie zrozumie. Nie chciał zrozumieć. W jego oczach byliśmy my i nasza rodzina – tylko to się liczyło.

Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Mimo że chciałam być silna, nie potrafiłam już dłużej trzymać tego w sobie. Olek milczał przez chwilę. Wiedziałam, że jego złość mieszała się teraz z rozczarowaniem i bezradnością. W końcu wstał od stołu i spojrzał na mnie z chłodnym wzrokiem.

– Rób co chcesz – powiedział, odwracając się. – Ale pamiętaj, że kiedy znowu będziemy w potrzebie, nie ma odwrotu. I nie licz na to, że ja ci pomogę.

Musiałam to zrobić

Po tych słowach wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Zostałam sama, siedząc w milczeniu, słysząc tylko cichy głos Mikołaja, który bawił się w pokoju obok.

Wstałam powoli i podeszłam do okna. Patrzyłam na podwórko, próbując zebrać myśli. Nie mogłam dłużej żyć z tym ciężarem. Nie mogłam patrzeć w lustro i widzieć osoby, która zabrała komuś szansę na życie.

Myśli o starszej kobiecie i jej chorym wnuku nie dawały mi spokoju. Co miałam zrobić? Zatrzymać te pieniądze i zapewnić Mikołajowi normalne życie? Czy oddać i zaryzykować, że wrócimy do tego samego piekła, z którego ledwo udało nam się wygrzebać?

Nad ranem podjęłam decyzję. Wstałam z łóżka, ubrałam się cicho i wyciągnęłam portfel, który trzymałam na dnie szafy. Pieniądze były niemal nietknięte, choć wydaliśmy już trochę na jedzenie i rachunki. Przez chwilę wpatrywałam się w te banknoty, jakby były trucizną. To one były źródłem mojej winy, a jednocześnie dawały poczucie bezpieczeństwa.

Zebrałam resztę sił, wrzuciłam portfel do torebki i wyszłam z mieszkania. Szłam szybkim krokiem przez puste jeszcze ulice, serce waliło mi jak młot. Wiedziałam, gdzie mieszka pani Julia.

Stanęłam przed jej drzwiami, wahając się, czy zapukać. Co, jeśli nie będzie chciała mnie wysłuchać? Może pomyśli, że jestem złodziejką, że wzięłam te pieniądze celowo, wiedząc, komu należą? Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ale musiałam to zrobić. To była moja jedyna szansa na naprawienie tego błędu.

Zebrałam się na odwagę

Drzwi otworzyła starsza, zmęczona kobieta.

– Dzień dobry… – zaczęłam drżącym głosem. – Znalazłam pani portfel – powiedziałam, wyciągając go z torebki.

W jej oczach pojawiło się zdziwienie. Przyjęła portfel, patrząc na mnie uważnie.

– Dlaczego teraz? – zapytała, choć jej głos nie był pełen oskarżenia, raczej rozczarowania. – Wie pani, co przeszłam przez te dni?

– Przepraszam. Nie wiem, jak to się stało. Wiem, że to, co zrobiłam, jest złe. Proszę mi wybaczyć… – ledwo byłam w stanie dokończyć zdanie.

Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, a potem spuściła wzrok.

– Wiem, co to znaczy być w potrzebie – powiedziała cicho. – Ale te pieniądze były dla mojego wnuka. Teraz już i tak za późno na operację. Wszystko przepadło

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Za późno? Przez chwilę chciałam krzyknąć, zaprotestować, że można to jeszcze naprawić, ale wiedziałam, że nie ma odwrotu. Moje decyzje zniszczyły ich nadzieję.

Nie wiedziałam, jak spojrzę w oczy Olkowi i Mikołajowi. Czy będę mogła żyć z tą decyzją, z tym, że odebrałam komuś szansę na życie?

Reklama

Natalia, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama