„Znalazłem jagodowe bokserki w aucie mojej żony. Myślałem, że mnie zdradza, ale jak poznałem prawdę, parsknąłem ze śmiechu”
„Cały dzień chodziłem jak struty. Marzena udawała, że nic się nie stało. Myła okna, nuciła coś pod nosem, a ja widziałem w tym tylko jedno – maskowanie poczucia winy. Typowa zagrywka: robić z siebie niewiniątko, żeby mąż nie zauważył zdrady”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłem, że będę tym gościem, co robi awanturę o gacie znalezione w samochodzie. A jednak. Sprzątałem samochód żony i kiedy otworzyłem schowek w bagażniku, moim oczom ukazał się bawełniane bokserki w kolorze dojrzałej borówki. Nawet nie próbowałem sobie tłumaczyć, że może to moje. Nigdy nie kupiłbym sobie majtek w takim kolorze. Zresztą, były o rozmiar za małe.
Zamarłem. Marzena, ostatnio dziwnie się uśmiechała, jakby coś ukrywała. Może to nie były spotkania na herbatkę z sąsiadką? Może to były schadzki z facetem, który podrzuca swoje gacie do samochodu, jakby to było jego terytorium? Zrobiło mi się niedobrze. Nie zważając na nic, wbiegłem do domu z żądaniem wyjaśnień.
Myślałem, że mnie zdradziła
– Marzena! – ryknąłem, wbijając się do kuchni jak burza, z jagodowymi bokserkami w dłoni. – Co to ma być?!
Spojrzała na mnie, potem na majtki. Zmarszczyła brwi.
– Co ty mi tu pokazujesz?
– Nie udawaj głupiej. Znalazłem to w samochodzie. W twoim samochodzie! – wycedziłem przez zęby, czując, jak we mnie buzuje.
– No i? – wzruszyła ramionami. – Myślisz, że to moje?
– To są bokserki. Męskie! – wrzeszczałem, jakby to miało jakąś moc wyjaśniającą.
– Uspokój się. Nie mam pojęcia, skąd się tam wzięły.
– A może mi wyjaśnisz, kto je zdejmował w bagażniku, kiedy mnie nie było w domu?
Zbladła. Ale nie z powodu poczucia winy, tylko jakby z niedowierzania.
– Myślisz, że cię zdradzam?
– A co mam myśleć, kiedy znajduję obce gacie w aucie?
– Boże, Darek… – przeszła na cichy ton. – Jesteś śmieszny. Przeszukujesz auto jak detektyw i robisz cyrk z kawałka materiału?
– To nie jest kawałek materiału! To dowód!
Stała tak przez chwilę, patrząc na mnie, jakby próbowała zrozumieć, czy naprawdę jestem aż takim idiotą. W końcu rzuciła ściereczkę na blat i wyszła z kuchni, zostawiając mnie z jagodowymi bokserkami i tysiącem myśli, które galopowały mi po głowie.
– Tego tak nie zostawię – mruknąłem do siebie.
Miałem kolejny dowód
Cały dzień chodziłem jak struty. Marzena udawała, że nic się nie stało. Myła okna, nuciła coś pod nosem, a ja widziałem w tym tylko jedno – maskowanie poczucia winy. Typowa zagrywka: robić z siebie niewiniątko, żeby mąż nie zauważył zdrady. Wieczorem, kiedy znowu próbowałem poruszyć temat, usłyszałem tylko:
– Jeśli masz zamiar dalej mi robić sceny, to lepiej od razu przenieś się do matki.
– Do mojej matki?! Ty mnie zdradzasz, a ja mam się jeszcze wyprowadzać?!
– Ja cię zdradzam? Serio? A może to ty czegoś nie pamiętasz? Może to twoje gacie?
– Są na mnie za małe – parsknąłem.
I wtedy mnie tknęło. Złapałem kluczyki od auta i wróciłem na podwórko. Jeszcze raz przetrzepałem cały bagażnik, zakamarki, schowki. W kieszeni bocznej była chusteczka. Perfumowana. I… bilecik. Mały, zgnieciony, ale czytelny:
„Za wspólną wyprawę dziękuję – P”.
Zrobiło mi się gorąco. „P”? Kim jest „P”?
Wpadłem z powrotem do domu, rzuciłem bilecik na stół.
– No i co? Jak mi to teraz wytłumaczysz?
Marzena spojrzała. I nagle... jej twarz się zmieniła. A potem złapała się za głowę i wybuchnęła śmiechem.
– Ty naprawdę jesteś… – zaczęła, ale nie dokończyła.
– A jednak coś ukrywasz! – warknąłem, zrywając się na równe nogi.
– Jutro wszystko się wyjaśni. A teraz daj mi spokój. Bo naprawdę będziesz spał w salonie.
I wyszła z pokoju, zostawiając mnie wśród niedopowiedzeń i szeptów własnych podejrzeń.
Stałem jak ostatni głupek
Rano ledwo zdążyłem wypić kawę, kiedy w drzwiach stanęła nasza córka, Paulina. Z wielką torbą, w sportowych butach.
– Hej, tato! – rzuciła wesoło, całując mnie w policzek.
– Hej – burknąłem, patrząc na nią spode łba.
– Co taki zły? – zapytała, ściągając kurtkę.
– Może dlatego, że znalazłem obce bokserki w samochodzie. Męskie. Kolor – jagoda. Nie moje. – powiedziałem z naciskiem, jakby każda sylaba miała ją przygwoździć do ściany.
Paulina stanęła w miejscu, zamarła.
– Co zrobiłeś?
– Sprzątałem auto i znalazłem to – wyciągnąłem z kieszeni bokserki. – Wytłumacz mi to, bo twoja matka nie chce.
I wtedy córka zaczęła się śmiać. Tak po prostu, bez żadnych wyjaśnień. Zataczała się ze śmiechu, aż usiadła na schodach.
– Tato… To są bokserki Kamila!
– Kogo?!
– Kamila. Mojego męża. Twojego zięcia, tato. Przecież ci mówiłam, że pożyczam mi auto na ten weekend, bo jechaliśmy na wycieczkę w góry. Pamiętasz?
Zamarłem.
– Co?
– Złapał nas deszcz i przebierał się w aucie. Pewnie wtedy je tam wrzucił. Kamila bokserki, nie żadne kochanka. – Przewróciła oczami. – Serio, tato? Ty myślałeś, że mama…?
W tym momencie do kuchni weszła Marzena z kubkiem herbaty i teatralnym westchnieniem:
– No i jak, Sherlocku? Ustaliłeś już, kto zgubił gacie?
Stałem jak ostatni głupek, patrząc na własną córkę, która właśnie próbowała się nie zadławić ze śmiechu.
– Ja ci dam „Sherlocku”… – wymamrotałem.
– To może teraz przeprosiny? – zapytała Marzena, unosząc brwi.
Ale nie umiałem. Jeszcze nie. Duma męska, wiadomo.
Siedziałem jak zbity pies
– No i? – dopytywała Marzena, kiedy Paulina wyszła do łazienki. – Powiesz coś?
Siedziałem przy stole jak zbity pies. Obok leżały te przeklęte bokserki. W myślach odtwarzałem wszystkie swoje wczorajsze teksty i miałem ochotę uderzyć głową w blat.
– To nie było… – zacząłem.
– Nie było co? Że wrzeszczałeś na mnie jak opętany? Że nie zaufałeś mi ani trochę?
Zamilkłem. Miała rację. Każde słowo, które wypowiedziałem wczoraj, było jak nóż wbity w nasze małżeństwo. Tylko że ja naprawdę się bałem.
– Przepraszam – wymamrotałem.
– Słabo to brzmi. Bardzo słabo.
Przez chwilę milczała. A potem dodała:
– Wiesz, przez moment naprawdę pomyślałam, że cię zostawię. Tylko dlatego, że tak łatwo mnie skreśliłeś.
– Marzena, ja…
– Przestań. Po prostu przestań. Przypomnij sobie, jak to było z tą Kaśką z twojej pracy. Pamiętasz, jak broniłeś jej jak lew, kiedy wszyscy plotkowali, że coś między wami jest? A mi nie dałeś nawet się wytłumaczyć. Bo majtki. W aucie.
Wtedy mnie uderzyło – to nie były bokserki. To był brak zaufania. I to ja zawiodłem.
– Oddam ci samochód do czyszczenia – rzuciłem głupio, próbując rozładować atmosferę.
– I ja ci dam samochód… – mruknęła Marzena, odwracając się do mnie plecami.
Zostałem sam w kuchni. Z jagodowymi bokserkami zięcia.
Nie mogłem w to uwierzyć
Wieczorem, kiedy emocje trochę opadły, przyszedł Kamil. Człowiek, którego gacie prawie rozbiły mi małżeństwo. Stał w przedpokoju, jeszcze w kurtce i nie mógł zrozumieć, czemu Paulina rzuca mu dziwne spojrzenia.
– Co się dzieje? – zapytał, patrząc to na mnie, to na moją córkę.
– Tato, powiesz mu? – zapytała Paulina, z rozbawieniem w głosie.
– A niech sam sobie przeczyta.
Podałem mu zgnieciony bilecik z podpisem „P.” i jeszcze raz – jak w złym śnie – wyciągnąłem jagodowe bokserki. Kamil spojrzał na wszystko, potem na mnie, i znieruchomiał.
– No tak. Faktycznie, moje.
– Faktycznie – przytaknąłem sarkastycznie. – To ja się pytam: co robią twoje majtki w moim samochodzie?
– No tak wyszło jakoś...
– I tak po prostu zostawiłeś? – dopytałem.
– No, myślałem, że je zabrałem! Słowo daję, tato!
Paulina zanosiła się śmiechem. Marzena stała oparta o framugę drzwi i też nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Może to dobry moment, żeby powiedzieć „przepraszam”?
Spojrzałem na nią. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Przepraszam, kochanie.
– No, teraz lepiej. – Marzena poklepała mnie po ramieniu. – Wiesz co? Nie nadajesz się na detektywa.
– Dlaczego?
– Bo nie rozpoznajesz majtek własnego zięcia.
Gdy emocje opadły, usiedliśmy wszyscy przy stole. Ja, Marzena, Paulina i Kamil – który teraz jakby częściej mówił do mnie „tato”, jakby chciał nadrobić za te nieszczęsne bokserki. Śmialiśmy się z tego absurdu, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż czułem gorzki posmak. Zrozumiałem, że wystarczy drobiazg – kolorowy, bawełniany drobiazg – by nabrać fałszywych podejrzeń. I to nie on był winny. Tylko ja. Moja nieufność, moje szybkie osądy. Przeprosiłem Marzenę jeszcze raz. Tym razem tak, jak trzeba – patrząc jej prosto w oczy. A potem uściskałem Kamila. Bo mimo wszystko… to dobry chłopak. Nawet jeśli śpi nago w cudzym samochodzie.
Darek, 49 lat
Czytaj także:
- „Kupiliśmy z mężem dom w Hiszpanii za grosze i mieliśmy żyć jak w raju. Zamiast tego trafiliśmy w sam środek piekła”
- „To, co zrobił Marek przed narodzinami naszej córki, przeszło moje wyobrażenia. Zachował się jak ostatni tchórz”
- „W rocznicę ślubu zażądałam rozwodu. Nie mogę tkwić w związku, w którym nawet krzaczek borówek jest ważniejszy niż ja”