„Zniszczyłem przyjacielowi wesele, ale nie miałem wyjścia. Jego żona powinna wiedzieć, z jakim łajdakiem wzięła ślub”
„Gdy przyszła moja kolej, podniosłem się powoli. W sali panował radosny harmider – ktoś jeszcze śmiał się z ostatniego toastu, ktoś inny klepał Tomka po plecach. Uniosłem kieliszek i odchrząknąłem, czekając, aż rozmowy ucichną”.

Siedziałem przy stole, wpatrując się w unoszące się w kieliszku bąbelki szampana. Wesele Tomka i Natalii było jak z bajki. Elegancka sala ozdobiona kwiatami, gwar rozmów i śmiech gości. Kelnerzy z gracją lawirowali między stolikami, dolewając wina i serwując kolejne dania. Państwo młodzi wyglądali na naprawdę szczęśliwych – on w nienagannym garniturze, czarujący jak zawsze, ona w sukni, która wydawała się unosić nad podłogą, jakby była utkanym z mgły snem.
Męczyło mnie to
A ja siedziałem tam i czułem, jak rośnie we mnie napięcie. Od dwóch tygodni nosiłem w sobie sekret, który palił mnie od środka. Wiedziałem, że jeśli go ujawnię, zniszczę ten dzień. Zrobię z tego bajkowego wesela spektakl pełen niedowierzania i łez. Ale jeśli tego nie zrobię, Tomek wygra. A ja nie mogłem na to pozwolić. Ścisnąłem kieliszek mocniej, czując w sobie narastający gniew.
Czekałem na swoją kolej. Wiedziałem, że mój toast nie będzie taki jak reszty. Nie miałem zamiaru mówić o miłości, wierności ani o pięknej przyszłości. Zamiast tego zamierzałem powiedzieć prawdę.
Gdy przyszła moja kolej, podniosłem się powoli. W sali panował radosny harmider – ktoś jeszcze śmiał się z ostatniego toastu, ktoś inny klepał Tomka po plecach, życząc mu wszystkiego najlepszego. Uniosłem kieliszek i odchrząknąłem, czekając, aż rozmowy ucichną.
– Życzę wam szczęścia – zacząłem spokojnie, choć czułem, jak serce wali mi w piersi – ale chciałbym, żebyś najpierw powiedział wszystkim, co zrobiłeś dwa tygodnie temu.
Na sali zapadła cisza. Kilka osób zaśmiało się nerwowo, jakby sądzili, że to wstęp do jakiegoś żartu. Ale ja nie żartowałem.
Tomek spojrzał na mnie z wymuszonym uśmiechem, ale w jego oczach zobaczyłem coś, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że dobrze robię. Był blady.
– Co ty wygadujesz? – zaśmiał się nerwowo, patrząc na Natalię, która zmarszczyła brwi, zupełnie nie rozumiejąc sytuacji.
Musiałem to wyznać
Nie odpowiedziałem. Wyciągnąłem telefon i odblokowałem ekran. Kliknąłem na plik, który już od kilku dni czekał na ten moment.
Gdy na dużym ekranie zawieszonym nad sceną pojawił się obraz, usłyszałem kilka westchnień. Niektóre pełne szoku, inne niedowierzania. Na nagraniu, w przytłumionym świetle hotelowego pokoju, widać było Tomka i Maję. Całowali się tak, jakby świat poza nimi nie istniał.
Ktoś upuścił sztućce. W tle słychać było przyspieszone oddechy. Natalia nie odrywała oczu od ekranu, jej dłoń z kieliszkiem zadrżała. Tomek próbował coś powiedzieć, ale tylko otworzył usta, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Wszyscy patrzyli na niego. Czekali.
Wstał tak gwałtownie, że przewrócił kieliszek.
– Jesteś chory! – wykrzyknął, wskazując na mnie drżącym palcem.
Kilka osób zaczęło szeptać, ktoś zakrył usta dłonią, ktoś inny wymienił spojrzenia z sąsiadem przy stole. Natalia wciąż patrzyła na ekran, jakby próbowała przetrawić to, co właśnie zobaczyła. Jej dłoń opadła na kolana, a kieliszek przewrócił się z cichym stuknięciem.
– Tomek… – jej głos był cichy, ale brzmiał jak ostrze przecinające powietrze. – Proszę, powiedz mi, że to kłamstwo.
Był wściekły
Tomek otworzył usta, ale żadne słowo nie padło. Jego twarz była biała jak kreda.
– Tomek! – powtórzyła Natalia, tym razem głośniej, z desperacją w oczach.
Maja, do tej pory skulona gdzieś w cieniu, wtuliła się w swoje ramię, unikając spojrzeń.
I wtedy dał się słychać trzask.
Szkło rozsypało się na podłodze, a chwilę później Tomek rzucił się na mnie. Poczułem uderzenie, upadłem na plecy, krzesło przechyliło się i runęliśmy razem na podłogę. Ktoś krzyknął. Ktoś wbiegł między nas, próbując nas rozdzielić. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach, ale nie oddałem ciosu. To nie ja dziś miałem przegrywać. Wesele zmieniło się w chaos.
Natalia zerwała się z miejsca i wybiegła z sali. Goście, zamiast ją zatrzymać, tylko się odsuwali, robiąc jej przejście. Tymczasem w sali wszystko wymknęło się spod kontroli. Tomek wyrwał się tym, którzy próbowali go powstrzymać, i wskazał na mnie drżącym palcem.
– Ty to zaplanowałeś! – krzyknął. – Po co to zrobiłeś?!
Przetarłem usta dłonią, czując piekące miejsce po uderzeniu.
– Żebyś nie myślał, że wszystko ci się upiecze – odpowiedziałem spokojnie.
To był koniec
Goście zaczęli się podnosić, niektórzy ruszyli do wyjścia, inni wstrzymywali oddech, jakby czekali na kolejny cios. W końcu ktoś podszedł do Majki, która wciąż skulona stała pod ścianą.
– Ty też jesteś w to zamieszana? – spytała starsza kobieta.
Majka poderwała głowę, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, że wszyscy na nią patrzą.
– Ja… – urwała, bo nie potrafiła nic wymyślić.
Nie musiała.
Tomek chwycił się za głowę, jego oddech był przyspieszony.
– To był błąd – powiedział cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
Potem uniósł wzrok i spojrzał w stronę wyjścia, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Natalii już nie ma. Odwrócił się i pobiegł za nią.
Wiedziałem, że to koniec, że wszystko się rozpadło dokładnie tak, jak przewidziałem. Nie czułem radości ani triumfu. Wiedziałem, że zrobiłem to, co słuszne, ale jednocześnie miałem wrażenie, jakbym był tylko obserwatorem wielkiego pożaru, który sam podłożyłem.
Przechodziłem przez salę, widząc, jak goście opuszczają stoły. Ciotki i wujkowie szeptali między sobą, niektórzy patrzyli na mnie ukradkiem, jakby nie wiedzieli, czy powinni mi pogratulować, czy mnie potępić. Wiedziałem, co myślą. „Po co to zrobił?”, „Przecież mogli być szczęśliwi”, „Zazdrościł mu?”. Ale nie obchodziło mnie to.
Nie było mi żal
Pod ścianą stała Maja. Jej ramiona były napięte, a wzrok wbity w podłogę. Wciąż wyglądała na zagubioną, ale nie zamierzałem do niej podchodzić. Nie czułem satysfakcji z jej upokorzenia. Przez chwilę nawet pomyślałem, że powinna wybiec za Natalią, błagać o wybaczenie, ale przecież dobrze wiedziałem, że w świecie ludzi takich jak Maja nikt nie ponosi prawdziwych konsekwencji.
Spojrzałem w stronę schodów. Tomek stał tam nieruchomo, z twarzą, na której nie było już ani śladu tego pewnego siebie faceta, którym zawsze był. Patrzył w przestrzeń, jakby nie mógł zrozumieć, co właśnie się stało. Jakby naprawdę myślał, że to się nie wyda, że zawsze będzie mógł być tym facetem, który ma wszystko pod kontrolą.
Przeszedłem obok niego bez słowa. Poczułem na sobie jego spojrzenie, ale nie odwróciłem się. Nie potrzebowałem jego słów, tłumaczeń, gniewu.
Na zewnątrz było chłodno. Powietrze pachniało wilgocią, a ja wziąłem głęboki oddech, próbując oczyścić głowę. Zrobiłem, co trzeba było zrobić. Natalia zasługiwała na prawdę, a Tomek zasługiwał na to, żeby ją usłyszała. Teraz mogłem odejść.
Zrobiłem, co trzeba
Kilka tygodni później przypadkiem zobaczyłem Natalię w kawiarni. Nie zmieniła się. Nadal miała w sobie to ciepło, tę delikatność, choć teraz była w niej jakaś nowa ostrożność. Może cień, który zostawia po sobie zdrada. Zawahałem się, ale w końcu podszedłem do jej stolika.
– Cześć – powiedziałem.
Podniosła wzrok i przez chwilę widziałem w jej oczach niepewność, jakby zastanawiała się, czy chce mnie widzieć. Ale po chwili skinęła głową i wskazała na wolne krzesło. Usiadłem.
– Przepraszam, że dowiedziałaś się w taki sposób.
– Przynajmniej wiem, z kim brałam ślub – odparła.
Nie odpowiedziałem. Widziałem, że chce coś jeszcze powiedzieć, a ja wolałem jej nie przerywać.
– Rozwód to tylko formalność. Prawie jakby ślub nigdy się nie odbył – powiedziała. – Ale odbył się. I boli.
Przez chwilę milczeliśmy.
Doceniła to
– A Tomek? – zapytałem w końcu.
Westchnęła.
– Próbował się kontaktować. Pisał, dzwonił. Nawet przyszedł pod moje mieszkanie, ale nie otworzyłam. Co miałabym mu powiedzieć? Że mnie przeprasza? Że żałuje? To niczego nie zmienia.
Pokiwałem głową.
– Wiesz, przez pierwsze dni myślałam, że cię nienawidzę. Że zniszczyłeś mój ślub. Ale potem dotarło do mnie, że uratowałeś mnie przed czymś znacznie gorszym.
Patrzyła mi w oczy, a ja czułem, że nie muszę nic mówić.
– Więc dziękuję – dodała cicho.
I wtedy wiedziałem, że zrobiłem dobrze.
Bartosz, 30 lat