„Żona była zazdrosna o każdą kobietę, więc ją okłamywałem. Nie wiedziałem, że w ten sposób sam kopię sobie grób”
„Tydzień później Karolina przeszukała moją torbę. Nic mi nie powiedziała – po prostu któregoś wieczoru, kiedy brałem prysznic, wyjęła z niej rachunek z restauracji sprzed tygodnia. Osiemdziesiąt dwa złote. Byłem tam z chłopakami po pracy”.

- Redakcja
Nie jestem typem, który szuka adrenaliny – raczej spokój, rytm, harmonia. Życie w przewidywalnym rytmie – dom, praca, zakupy, seriale, czasem planszówki ze znajomymi – było dla mnie jak ciepły koc. Może to nudne, może bez fajerwerków, ale moje. A właściwie… nasze.
Była podejrzliwa
Karolinę poznałem dziewięć lat temu. Wpadliśmy na siebie na parapetówce u wspólnej znajomej. Od razu mnie oczarowała – głośna, pełna życia, bezczelnie piękna. Miała w sobie coś, co sprawiało, że wszystko inne traciło znaczenie. Gdy mówiła, to jakby cała reszta świata milkła.
Z początku to ja byłem tym bardziej zaangażowanym. Goniłem ją, zabiegałem. A ona lubiła być zdobywana. Ale kiedy już była moja, to całym sercem. Przynajmniej wtedy tak myślałem. Nasza relacja była intensywna, trochę jak burza: namiętna, pełna śmiechu, łez i długich rozmów do rana.
Po ślubie przez chwilę było bajkowo, bo dość szybko pojawiło się coś, co z początku brałem za troskę, potem za zazdrość – ale dopiero po czasie zrozumiałem, że to był lęk. Karolina nie ufała nikomu. A mnie chyba najbardziej.
Najpierw były pytania: „A kto to?”, „Dlaczego cię tak polubiła?”, „O czym gadacie w pracy?”. Potem: kontrolowanie telefonu, niespodziewane wizyty w biurze, łzy i wyrzuty, gdy nie odebrałem po dwóch sygnałach. A ja ją kochałem. Tłumaczyłem, uspokajałem, zapewniałem, że jest jedyną kobietą w moim życiu. I była. Tylko że każda rozmowa stawała się przesłuchaniem. Każdy gest trzeba było uzasadniać. Zacząłem się dusić. I choć nigdy jej nie zdradziłem, to z czasem przestałem mówić prawdę z lęku przed awanturą i z potrzeby świętego spokoju.
Kontrolowała mnie
Wyszedłem z pracy później niż zwykle. Siedzieliśmy z Natalią nad projektem dla dużego klienta, wszystko musiało być gotowe na poranną prezentację. To nie była żadna ekstrawagancja, po prostu siedzieliśmy w biurze, każde z nosem w komputerze, kawa, wykresy, komentarze. O dziewiętnastej Natalia spojrzała na mnie i powiedziała:
– Michał, już wystarczy, to i tak cud, że ogarnęliśmy to w jeden dzień.
Kiwnąłem głową, zgrałem pliki na pendrive’a i wyszedłem. Wiedziałem, że w domu czeka na mnie Karolina. Wiedziałem też, że jeśli powiem, że byłem z Natalią, choćbyśmy i przez cały czas siedzieli dwa metry od siebie, to będzie awantura. Więc… nie powiedziałem.
Wszedłem do mieszkania i od progu usłyszałem, że coś jest nie tak. Karolina siedziała w salonie, telefon w dłoni, twarz napięta. Spojrzała na mnie bez słowa, a potem od razu:
– Byłeś z nią, prawda? Nie odbierałeś telefonu przez godzinę.
Miałem dosyć
Odłożyłem torbę i usiadłem naprzeciw niej. Czułem zmęczenie w całym ciele, bolały mnie plecy, a w głowie krążyły ostatnie poprawki do projektu.
– Karolina, to tylko praca. Błagam cię.
– Praca? Przestań mnie robić w balona – uniosła głos. – Nie odbierasz, wracasz późno, a wcześniej nie wspomniałeś ani słowem, że zostaniesz.
– Bo nie planowałem. Po prostu się przeciągnęło – próbowałem spokojnie.
– A ta twoja Natalia też została?
Zamilkłem na ułamek sekundy, wystarczająco, by Karolina to wyłapała. Westchnęła przeciągle i zaczęła krążyć po pokoju, jakby nie mogła usiedzieć w miejscu. Próbowałem jej coś powiedzieć, ale każde moje słowo było jak zapałka rzucona w ogień.
– Dlaczego mi o niej nie powiedziałeś wcześniej? Czemu znowu muszę się domyślać, że z nią pracujesz po godzinach? – patrzyła na mnie z wyrzutem, jakbym właśnie wrócił z czyjegoś łóżka, a nie z biura.
Chciałem się tłumaczyć, ale nie potrafiłem znaleźć słów. Wiedziałem, że każda odpowiedź tylko ją rozjuszy. Tłumaczenia z faktów, które dla mnie były neutralne, w jej oczach i tak zabrzmiałyby jak wymówki. W końcu nie powiedziałem nic. Siedziałem i czekałem, aż przestanie.
Była podejrzliwa
Następnego dnia, chwilę po dziewiątej rano, przyszedł SMS od Natalii: „Dzięki za pomoc, uratowałeś mnie!”. Uśmiechnąłem się. I wtedy zauważyłem, że Karolina stoi w drzwiach kuchni.
– Kto to? Natalia? Co uratowałeś? Jej wieczór czy jej majtki?
– Z projektem miała problem – powiedziałem cicho.
– Myślisz, że jestem idiotką? – zapytała ostro. – Nie chce mi się tego słuchać. Wiem, jak to wygląda.
Mówiła zimno, jakby sprawa była już dawno przesądzona. Po prostu milczałem. W tamtej chwili zrozumiałem, że moje milczenie też może być wyborem. Nie próbowałem już walczyć o spokój. Po prostu chciałem go mieć. Choćby na chwilę.
Tydzień później Karolina przeszukała moją torbę. Nic mi nie powiedziała – po prostu któregoś wieczoru, kiedy brałem prysznic, wyjęła z niej rachunek z restauracji sprzed tygodnia. Osiemdziesiąt dwa złote. Byłem tam z chłopakami po pracy, z Markiem i Adamem. Chciałem jej powiedzieć, ale czułem, że nie zrozumie.
– Wiesz, co boli najbardziej? – zapytała, gdy rzuciła rachunek na stół. – Że myślałam, że jesteś inny.
Nie docierało do niej
Spojrzałem na nią. Stała z ramionami skrzyżowanymi na piersi, drżąca z gniewu.
– To nie była randka. To był obiad z chłopakami.
– Nie wierzę ci już – odparła bez wahania. – Nigdy nie powinnam była.
Pochyliłem się, jakbym chciał coś powiedzieć, ale zaraz się wycofałem. Wiedziałem, że cokolwiek powiem, nie zmieni niczego. Karolina zaczęła się pakować. Wrzucała rzeczy do torby bez ładu, bez słowa. Patrzyłem, jak wkłada bluzę, w której chodziliśmy razem po górach, i przez moment chciałem ją zatrzymać. Ale nie ruszyłem się z miejsca. Nie wiedziałem, czy powinienem walczyć, czy pozwolić jej odejść. W głębi duszy poczułem ulgę. Zaraz po niej – wstyd.
Zostałem sam. Przez pierwsze godziny chodziłem po mieszkaniu bez celu. Potem usiadłem na kanapie i gapiłem się w ekran. Cisza w mieszkaniu była przytłaczająca. Bez jej oddechu, bez kroków, bez dźwięku suszarki w łazience. Nie wiedziałem, co zrobić z tą pustką.
Wziąłem telefon i przejrzałem nasze wiadomości. Było ich mnóstwo – te z początku związku, kiedy pisaliśmy do siebie codziennie, czasem głupoty, czasem tylko „tęsknię”. Potem krótsze, chłodniejsze. Aż w końcu – suche komunikaty o godzinach powrotu, zakupach, zapomnianych kluczach.
Zostawiła mnie
Minęło kilka tygodni. Mieszkanie wciąż było tak samo ciche, ale już nie bolało tak bardzo. Zacząłem sprzątać po kawałku – nie tylko rzeczy, ale też myśli. Schowałem do kartonu jej rzeczy, których nie potrafiłem jeszcze wyrzucić. Nie dzwoniłem do niej, nie pisałem. Wiedziałem, że wszystko, co mógłbym teraz powiedzieć, byłoby już za późno. A może właśnie cisza była najuczciwszą formą przeprosin.
Czasem myślałem o niej. Nie o tej Karolinie, którą znałem w ostatnich miesiącach, ale o tamtej – śmiejącej się, rozczochranej, zasypiającej przy dźwięku moich palców stukających w klawiaturę. Kochałem ją nawet wtedy, gdy odchodziła. Kochałem ją mimo wszystko. Albo właśnie przez to wszystko.
Nie zdradziłem jej, ale zdradziłem zaufanie – chowając się, milcząc, kłamiąc z lęku. Kochałem ją, a ona nie umiała mnie kochać bez strachu. To była miłość, która dusiła. A ja nie umiałem złapać oddechu.
Michał, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wyczułam od męża słodkie perfumy, których nie mieliśmy w domu. Zemdliło mnie, gdy odkryłam, kto tak pachnie”
- „Żona znikała na weekendy, a wracała chłodna i obojętna. Odkryłem, kto miesza jej w głowie i zaraża swoim jadem”
- „Mama zapalała znicz na 1 listopada przy grobie kogoś, kogo nie znałem. Gdy wymusiłem prawdę, pojąłem swój smutny los”