Reklama

Po 50. wreszcie dojrzałem

Nigdy nie jest za późno, by stać się dobrym człowiekiem, nawet kiedy na właściwe warunki trzeba czekać aż do szóstego krzyżyka na karku. Z hakiem. To dobry czas, sprzyjający powrotowi na właściwą drogę. Hormony uspokajają się, nie każą wykręcać szyi za dziewczynami, a pokaźne konto, o ile się o nie zadbało tak jak ja, gwarantuje spokojną przyszłość. Można spokojnie kroczyć ścieżką cnoty, tą samą, która dotąd wydawała się zbyt stroma i wyboista.

Reklama

Teraz jest w sam raz, wygodna i skrojona na miarę potrzeb i oczekiwań. Przyjemnie jest żyć w zgodzie z sumieniem i otaczającym światem, uśmiechać się do wszystkich bez wyjątku, okazywać ludziom cierpliwość i zrozumienie, cieszyć drobnymi przyjemnościami, wygrzewać na łonie rodziny. Uczciwie na to zapracowałem. Wcześniej różnie bywało, ale teraz mogłem sobie pozwolić na życie według dekalogu, wspomaganie potrzebujących, miałem czym się dzielić i chętnie to robiłem. A to dlatego, że do tej pory nie byłem taki święty.

W biznesie wygrywa najsilniejszy i najbardziej bezwzględny. Nie można litować się nad pokonanym, bo jak podasz rękę, tonący pociągnie cię za sobą na dno. Jasne, że nie zawsze doprowadzałem ludzi do bankructwa. Najwyżej raz czy dwa zdarzyło mi się współpracować z sierotami niepotrafiącymi utrzymać się na rynku. To, że z niego wypadli, nie było moją winą. Każdy odpowiada sam za siebie i za to, co podpisał. Ja nie byłem instytucją dobroczynną, by czekać w nieskończoność na płatność za wysłany towar.

Utracili płynność finansową i błagają o prolongatę długu? Jakbym miał przychylać się do każdej prośby, wylądowałbym na śmietniku biznesu. W interesach trzeba być zdecydowanym, zresztą pracowałem nie tylko dla siebie, byłem odpowiedzialny za rodzinę.

Zmieniłem się i to bardzo

Zresztą co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Dziś jestem innym człowiekiem. Zmieniłem się, zwolniłem, śpię spokojnie. Mam czyste sumienie, a gdybym w swoim czasie nie zarobił, nie mógłbym teraz pomagać innym. Coś za coś, takie są prawa natury. Mając pieniądze, mogłem stworzyć całkiem pokaźną listę przelewów, którymi co miesiąc zasilam konta fundacji pracujących dla potrzebujących. Anonimowo, ma się rozumieć. Nauczyłem się, że pokazywać zamożność nie jest dobrze. Dasz palec, wezmą całą rękę i jeszcze urząd skarbowy zawiadomią. Tacy są ludzie, tego też się nauczyłem, dlatego jestem ostrożny i przewidujący.

Zobacz także

Mam nosa do ludzi, pomyliłem się tylko raz, w sprawie Patrycji, ale miałem do tego prawo. Skąd mogłem wiedzieć, że dziewczyna mnie nie oszukuje? Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza. Mężczyzna musi mieć dom, do którego będzie wracał, musi mieć o kogo dbać i ktoś powinien dbać o niego. Moim trzem dziewczynom, Julii i córkom, dałem wszystko – to, czego chciały, i to, o czym zdołały zamarzyć. W zamian dostałem morze miłości i starania i to był dobry układ. Uczciwy.

Jestem realistą, każde małżeństwo w pewnym sensie jest układem. Nie wierzę w wiecznie trwającą płomienną miłość. Oczywiście kocham żonę, zawsze tak było, ale na pewnym etapie życia mężczyzna potrzebuje czegoś więcej. Swoje sprawki z kobietami skrzętnie ukrywałem, żeby nie ranić Julii. Małżeństwo jest nienaruszalną opoką, o rozwodzie w ogóle nie mogło być mowy. Dla kilku chwil nic nieznaczącej przyjemności nie warto rujnować sobie życia, trzeba znać priorytety, wiedzieć, co jest ważne, co jeszcze ważniejsze, a czym nie warto zawracać sobie głowy.

Krótkie romanse były epizodami, z których obie strony czerpały bez zobowiązań, więc o co kruszyć kopie? Kobiety na ogół nie robiły trudności, gdy kończyłem związek, a robiłem to zawsze, gdy kiełkowało we mnie podejrzenie, że Julia jest niebezpiecznie bliska wykrycia prawdy albo gdy aktualna kochanka zaczynała rościć sobie do mnie pretensje. Wtedy stawiałem sprawę jasno – dziękuję za to, co było, i żegnaj. Nie robiły trudności, szczególnie że potrafiłem zrozumieć ich żal i na otarcie łez dawałem pożegnalny prezent.

Nie dam się oszukać

Z Patrycją było inaczej. Nachodziłem się koło niej co niemiara, żeby raczyła na mnie spojrzeć. Nie byłem do tego przyzwyczajony, nie musiałem miesiącami adorować dziewczyn, na których mi akurat zależało. Napięcie rosło, niepewność utrzymywała je na stałym poziomie, a ponieważ lubiłem adrenalinę, byłem więcej niż zadowolony i chodziłem z głową w chmurach, mając miłe przeświadczenie, że w końcu dostanę nagrodę i Patrycja wpadnie w moje ramiona.

Tak się stało i to był początek końca. Gdybym wiedział, co jej chodzi po głowie, wiałbym, gdzie pieprz rośnie. Nie od dziś wiadomo, do czego jest zdolna zakochana dziewczyna. Tak się złożyło, że Patrycja pomyliła miłość z romansem i zapomniała mnie o tym uprzedzić. Czy to moja wina? Oboje byliśmy dorośli, no może ja trochę bardziej, ale to żadne usprawiedliwienie.

Niczego nie zauważyłem, dałem się podejść jak żółtodziób. Kiedy w końcu otworzyłem oczy, zobaczyłem, że mam u swojego boku kobietę robiącą plany na przyszłość. Ze mną w roli głównej. Przecież byłem żonaty i Patrycja o tym wiedziała! Wyobrażała sobie, że złamię przysięgę małżeńską i porzucę żonę po tylu latach? Ja?! Kobiety bywają nieobliczalne.

Zacząłem się wycofywać, według sprawdzonego tyle razy wcześniej schematu. Powoli, żeby uniknąć szoku i ochłodzić emocje, odsuwałem ją od siebie, tłumacząc się na zmianę brakiem czasu i zmęczeniem. Taka strategia działała dotąd bez pudła, ale Patrycja była uparta. Kiedy zorientowała się, że ze związku nici, wytoczyła działa.

– Spodziewam się dziecka – oznajmiła któregoś wieczoru.

O mało nie spadłem z krzesła. Siedzieliśmy w restauracji, bo od jakiegoś czasu – zgodnie ze strategią rozstania – unikałem spotkań sam na sam. Patrycja nie wiedziała, że widzi mnie ostatni raz. W kieszeni miałem kosztowny naszyjnik, jubilerskie cacko, klamrę spinającą i kończącą romans, zbyt kłopotliwy, by go dalej ciągnąć.

– Oszalałaś? – szepnąłem wzburzony. – Co ci przyszło do głowy?

Nie dam się wrobić w dzieciaka

Spojrzała na mnie dziwnie. Gdybym nie wiedział, w co grała, pomyślałbym, że z bólem. Sztuka aktorska na najwyższym poziomie. Żeby wyplątać się z zastawionych sideł, musiałem postawić sprawę jasno, unikając niedomówień.

Niczego w ten sposób nie ugrasz, to koniec – powiedziałem cicho, żeby nie wzbudzać sensacji wśród klientów restauracji. – Nie wierzę, że zastosowałaś taką starą sztuczkę, za kogo mnie masz? Nie jestem głupcem.

– Nie kłamię – Patrycja skorzystała z chwili ciszy.

– Grasz nieczysto, moja droga – oznajmiłem zimno. – Nie złapiesz mnie na męża, za stary wróbel jestem, nie nabiorę się. Przypomnę ci coś. Mam żonę. Doskonale wiedziałaś, że zależy mi na rodzinie, nigdy tego nie ukrywałem, więc i teraz nie będę. I powiem ci coś jeszcze. Ty do niej nie należysz.

Patrycja poderwała głowę, jakbym dał jej w twarz.

– Jeżeli rzeczywiście jesteś w ciąży, w co nie wierzę, pozwij mnie o alimenty – dokończyłem, wstając.

Zostawiłem ją przy stoliku i wyszedłem z restauracji. Na ulicy uświadomiłem sobie, że nadal mam w kieszeni naszyjnik.

Nie zmarnował się, dostała go Julia.

Dobrze, że się nie przyznałem

Przez miesiąc trochę myślałem o Patrycji, zastanawiałem się, czy rzeczywiście spodziewa się dziecka, jednak czas wyjaśnił tę sprawę. Nie pozwała mnie o alimenty, zniknęła i więcej się nie odezwała. Miałem rację, chciała mnie oszukać. Dobrze, że byłem twardy i nie dałem się nabrać na jej sztuczkę. Bałem się tylko, że Patrycja opowie znajomym o gwałtownym zerwaniu i echo burzliwego rozstania dotrze do Julii, a tego nie chciałem.

Miałem podstawy uważać, że coś jest na rzeczy, bo żona zmieniła się, unikała mnie i nawet nie podziękowała za naszyjnik. Nigdy go też nie założyła. Nie pytałem dlaczego – na wszelki wypadek, wolałem nie znać odpowiedzi. Nasze małżeństwo przechodziło cichy kryzys, przez chwilę wydawało mi się, że skoro Julia i tak się domyśla, winny jestem jej szczerość. Przyznam się do romansu i poproszę o wybaczenie, to będzie ładnie wyglądało, da jej satysfakcję i zakończy sprawę.

Ale nie zrobiłem tego. Znałem takiego, co chciał oczyścić sumienie i powiedział żonie, że ją zdradził. No i co? Okazało się, że to nie do końca dobry pomysł. Przebaczenie uzyskał dość łatwo, ale żona nie poradziła sobie ze świadomością, że ukochany człowiek ją zawiódł. Przestała mu ufać, stała się zazdrosna i teraz żyją jak pies z kotem, z przyzwyczajenia i dla dzieci. Ja tak nie chciałem, więc milczałem jak kamień.

Miałem rację. Czas jest najlepszym lekarzem, po kilku miesiącach żadne z nas nie pamiętało o zdradzie. Julia znów się uśmiechała, dom funkcjonował, jak należy, a ja odzyskałem dobry nastrój. Afera z Patrycją częściowo wyleczyła mnie z uwielbienia dla kobiet innych niż żona, potem mi przeszło, ale byłem już ostrożniejszy.

Z wiekiem ochota do romansowania minęła. Kobiety nadal podziwiałem, ale z daleka, dumny z okazywanej wstrzemięźliwości. Wiek nie miał tu nic do rzeczy, po prostu dorosłem do tego, by stać się wiernym mężem i czerpać z tego satysfakcję. Wspaniałe uczucie, być w porządku i nie musieć niczego ukrywać.

Julia o wszystkim wiedziała

I wtedy odezwała się Patrycja, burząc mój świeżo odzyskany spokój. Pożałowałem, że od lat nie zmieniłem numeru telefonu, ale przecież i tak by mnie znalazła.

– Mojemu synowi urodziło się dziecko – powiedziała dobitnie. – Wojtuś wymaga rehabilitacji, a to kosztuje.

Syn? Dziecko? Zupełnie nie mogłem się w tym połapać. Zrozumiałem tylko, że Patrycja żąda ode mnie pieniędzy. No jasne, od początku tylko o to jej chodziło. Odmówiłem i odłożyłem słuchawkę, wiedząc, że więcej się nie odezwie. Była dumna, ten telefon musiał ją dużo kosztować. Jeśli zadzwoniła, to widocznie jej zależało. Ale właściwie na czym? Kto miałby być rehabilitowany i dlaczego?

Pomyliłem się co do Patrycji. Zależało jej bardziej, niż myślałem, i zadzwoniła jeszcze tego samego dnia. Tyle że nie do mnie, lecz do Julii.

– Nie mam dziecka z Patrycją – wyparłem się przed żoną – Może coś tam było między nami, ale sto lat temu i nieprawda. Gdybym miał syna, wiedziałbym o tym. Ten chłopak nie jest mój, wdzięki Patrycji nie tylko mnie skusiły. Ta kobieta się nie szanowała.

Stare powiedzenie mówi, że jeśli kogoś skrzywdziłeś, należy szybko go oczernić. Nie tylko ja je znam i stosuję, to dobra metoda, naprawdę działa. Ale, jak się okazało, nie na Julię.

– Patrycja podjęła decyzję, że wychowa dziecko sama – powiedziała całkiem spokojnie. – Rozmawiałam z nią, podejrzewałam, że macie romans. Po tym, co jej powiedziałeś, niczego już od ciebie nie chciała, nawet ode mnie nie przyjęła pomocy. Wzięła tylko naszyjnik, obie wiedziałyśmy, że dostałam go przypadkiem.

Zakręciło mi się w głowie. Julia, Patrycja, dziecko.

– Wiedziałaś, że cię zdradzam, i ze mną zostałaś? Dlaczego?

– Jesteś moim mężem i ojcem naszych córek. Dlatego nie powiedziałam ci o rozmowie z Patrycją i dziecku, a powinnam. No cóż, jestem tylko człowiekiem – Julia uciekła wzrokiem. – Ale teraz musisz zachować się przyzwoicie i pomóc Wojtusiowi. Mały wymaga operacji ortopedycznej i kosztownej rehabilitacji. To twój wnuk, syn Jerzego, dziecka, o którym nie chciałeś nic wiedzieć. Masz okazję naprawić błąd, chociaż częściowo.

Czy miałem inne wyjście?

Była pewna, że się zgodzę, ale ja nie paliłem się do rozdawania pieniędzy. Znałem ludzi i wiedziałem, do czego są zdolni.

– Jeśli to zrobię, otworzę furtkę do przyszłych roszczeń – wyjaśniłem żonie to, co dla mnie było oczywiste. – Nie jestem bankomatem, dam raz, przyjdą po więcej. A ja nawet nie mam pewności, że ten cały Jerzy jest moim synem.

– To się przekonaj – Julia odwróciła się ode mnie, jakby mój widok ją brzydził.

Nie miałem zamiaru. Postanowiłem przeczekać, ale sen mnie odbiegł, przestały cieszyć drobne uczynki, których nie szczędziłem w dobrej sprawie. Julia prawie się do mnie nie odzywała, w końcu, chcąc mieć spokój w domu, postanowiłem coś zrobić.

Musiałem zobaczyć syna. Adres Jerzego dostałem od żony, pośredniczki między mną i Patrycją. Nie wiedziałem, że tak się zaangażuje, przecież chodziło o mój skok w bok i nieślubne dziecko. Zawsze myślałem, że gdyby zdrada wyszła na jaw, zostawiłaby mnie, a tu proszę. Po latach odkryłem, że nie znałem własnej żony.

Pojechałem zobaczyć syna, zbrojny w informację, że podobnie jak ja w młodości, jest szczupłym brunetem. Tylko tyle dowiedziałem się od Julii, ale uważałem, że albo rozpoznam własne dziecko sercem, od pierwszego spojrzenia, albo Jerzy nie jest mój. Wiem, że są lepsze sposoby na potwierdzenie ojcostwa, ale taki właśnie wybrałem.

Nie było wątpliwości. To mój syn!

Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy i zacząłem obserwować wejście do klatki schodowej. Długie godziny nic się nie działo, raz wyszła dziewczyna z pieskiem, raz tęgi facet, żadne z nich nie było Jerzym, ale reagowałem nerwowo, za każdym razem chowając się. Kiedy kolejny raz zanurkowałem pod deskę rozdzielczą, udając, że szukam czegoś na podłodze, trafił mnie szlag.

Wyprostowałem się gwałtownie. Nie będę się przed nikim chował, nic złego nie zrobiłem, nie mam się czego wstydzić. Zresztą on by mnie nie rozpoznał, nigdy mnie nie widział, chyba że Patrycja zadbała, by pokazać mu z daleka złego tatusia. Właśnie tego się obawiałem, wytykania palcem, nastawiania przeciwko nieznanemu ojcu, który, jako nieobecny, nie może się bronić. Co Jerzy o mnie sądzi? Wydawało mi się, że wiem, i nie było to nic dobrego…

Wreszcie wyszedł. Od razu wiedziałem, że to on. Zniósł na dół dziecięcy wózek, zajrzał do niego, poprawił kocyk i odjechał. Patrzyłem na niego chciwie. Odziedziczył urodę po matce, ze mnie wziął tylko kolor włosów, ale to był on, mój syn. Policzyłem szybko, mógł mieć około dwudziestu lat. Nie za wcześnie na dziecko? Gdybym to ja go wychowywał, byłoby inaczej.

Stukanie w szybę wybiło mnie z rozmyślań, obok auta stała Patrycja. Wysiadłem.

– Witaj, pięknie wyglądasz – zagaiłem szarmancko, bo niby co można w takiej sytuacji powiedzieć.

– Pomożesz Wojtusiowi? – nie zwróciła uwagi na komplement. – Nie prosiłabym cię, gdyby to nie było takie ważne. Chłopiec rośnie, zabieg trzeba przeprowadzić właśnie teraz, równie ważna jest dobra rehabilitacja, obuwie ortopedyczne, będzie potrzebne mnóstwo rzeczy. Czas nagli, dlatego schowałam dumę do kieszeni i zwróciłam się do ciebie, wysłałam ci mailem numer konta. Jeśli odmówisz, nie zrozumiem, ale pogodzę się z tym i będę szukać gdzie indziej.

Już kiedy zobaczyłem z daleka Jerzego, zdecydowałem, że zaangażuję się w tę sprawę, ale Patrycja nie musiała tego wiedzieć. Zawiadomiłem ją powściągliwie, że potrzebuję czasu do namysłu, po czym pojechałem do domu zrobić przelew na konto syna. Podziękował mi, a jakże, ale spotkania nie zaproponował. Nie nalegałem, nie było się po co śpieszyć. Jeszcze będzie czas na wyrzuty i tłumaczenia, teraz najważniejszy był Wojtuś, mój wnuk.

Mam nadzieję, że to doceni

Niedawno dostałem wiadomość, że dobrze zniósł operację, powoli zdrowieje i niedługo rozpocznie rehabilitację w sanatorium. Od tej pory coś mnie uwiera. Mały walczy o zdrowie na drugim krańcu Polski, a ja nie mogę trzymać go za rękę, pocieszać, opowiadać historyjek. A to przecież mój wnuk, mam prawo go widywać!

Ja się tym gryzę, a Julia się cieszy, bo jak mówi, upewniła się, że wyszła za mąż za człowieka o dobrym sercu, chociaż nie zawsze było to widać. Żona od lat niezmiennie stoi za mną murem, mam szczęście, że przy mnie wytrwała. Teraz poucza mnie, że Jerzy i Wojtuś czekają na moją uwagę i troskliwość, z których według niej narodzi się bliskość i miłość.

– Jerzy przekona się do ciebie, jak cię bliżej pozna, a Wojtuś tylko czeka, żeby dziadek go pokochał. Obaj cię potrzebują, pieniądze to nie wszystko, daj im siebie – przekonuje mnie codziennie.

Widzi, że myślę o chłopakach, i chce mi pomóc, ale nie tędy droga. Znam ludzi i wiem, jak do nich trafić. Opracowałem długofalową strategię, która nie ma prawa zawieść. Po zastanowieniu do listy stałych przelewów na cele charytatywne dodałem konto Jerzego. Wysyłam mu co miesiąc pieniądze, z adnotacją, że mają być wykorzystane na potrzeby mojego wnuka i będę tak robił, dopóki Wojtuś nie dorośnie.

Mam nadzieję, że smyk kiedyś doceni ten gest i będzie mi wdzięczny. Oczywiście nie dlatego to robię, jak wszystkie darowizny i ta jest bezinteresowna, ale przyjemnie pomyśleć, że zadbałem, by Patrycji i Jerzemu nie udało się nastawić młodego przeciwko mnie. Pieniądze od dziadka pomogą mu zrozumieć, że jestem dobrym człowiekiem.

Reklama

Zbigniew, 56 lat

Reklama
Reklama
Reklama