„Żona izoluje dzieci od mojej matki, a ja nie mam odwagi się sprzeciwić. Dzieci muszą mieć kontakt z babcią, prawda?”
„Co mogłem powiedzieć? Że mama zawsze była trochę trudna? Że mnie też kiedyś dusiła swoją miłością? A może to, że mimo wszystko – kocham ją? Patrzyłem na Kasię, z zaciśniętymi ustami, z rozżaleniem w oczach. Wiem, że nie chce źle. Ale też wiem, że każda decyzja przeciwko mamie to zdrada. Czułem, jak gdzieś głęboko we mnie coś się kruszy. I nie miałem odwagi tego zatrzymać”.

- Redakcja
Nie jestem kimś, kto umie walczyć o swoje. W dzieciństwie nauczyłem się raczej przeczekiwać burze niż stawiać im czoła. Może dlatego właśnie dziś, jako dorosły facet po trzydziestce, tkwię między dwiema kobietami, z których każda ciągnie mnie w swoją stronę. Z jednej strony Kasia – moja żona, matka naszych dzieci, silna, konkretna, bezkompromisowa. Z drugiej – moja mama, Barbara, która całe życie trzymała mnie za rękę i nie pozwalała się potknąć, nawet jeśli czasem robiła to duszącym uściskiem.
Nie da się mieć świętego spokoju, gdy jedna z nich nie chce słyszeć o drugiej. A ja? Ja każdego dnia udaję, że wszystko jest pod kontrolą. Że dam radę. Chociaż wiem, że nie daję. Bo jak mam powiedzieć Kasi, że mama to nie tylko kobieta z ciętym językiem i kontrolującym spojrzeniem? To też ta sama kobieta, która nie spała po nocach, kiedy jako dziecko miałem gorączkę. A jak mam powiedzieć mamie, że nie może bezkarnie podważać decyzji mojej żony przy dzieciach?
Uważam, że przesadza
– Tomek, musimy pogadać – Kasia stała w kuchni z założonymi rękami. Zmarszczone brwi zwiastowały burzę.
Od razu wiedziałem, o co chodzi. Wczoraj mama przyprowadziła dzieci z placu zabaw i dała im po dwa pączki. Potem Julka wymiotowała pół wieczoru.
– Nie chcę, żeby dzieci spędzały z nią tyle czasu – powiedziała wprost.
– Z kim?
– Naprawdę muszę mówić z kim? – warknęła. – Z twoją mamą, Tomek.
– To była głupia sytuacja, ale przecież...
– To nie była głupia sytuacja! Ona od miesięcy podważa to, jak wychowujemy dzieci! Mówi im co innego niż my, daje słodycze, pozwala siedzieć przy telefonie do późna! I jeszcze te komentarze przy Julce: „Twoja mama to taka spięta, nic nie rozumie”.
– Przesadzasz...
– Przesadzam?! – uniosła głos. – Nie chcę, żeby Julka i Franek tak często tam chodzili. Raz w tygodniu, maks. I tylko jak ja się zgodzę.
– Ale to moja matka! – wybuchłem w końcu.
– Właśnie, tylko twoja – rzuciła chłodno. – A ja mam dosyć bycia tą złą, bo próbuję chronić nasze dzieci przed toksycznością.
Zamilkłem. Bo co mogłem powiedzieć? Że mama zawsze była trochę trudna? Że mnie też kiedyś dusiła swoją miłością? A może to, że mimo wszystko – kocham ją? Patrzyłem na Kasię, z zaciśniętymi ustami, z rozżaleniem w oczach. Wiem, że nie chce źle. Ale też wiem, że każda decyzja przeciwko mamie to zdrada. Czułem, jak gdzieś głęboko we mnie coś się kruszy. I nie miałem odwagi tego zatrzymać.
Matka na łączach
Wyszedłem na balkon, żeby nie słyszeć dzieciaków bawiących się w salonie. Zanim nacisnąłem zieloną słuchawkę, kilka razy odłożyłem telefon. Wiedziałem, że ten głos po drugiej stronie znów wciągnie mnie w wir emocji.
– Tomuś! – odebrała z uśmiechem w głosie. – Jak się mają moje skarby?
– Mamo... musimy pogadać.
Chwila ciszy. Takie momenty są gorsze niż krzyk.
– Coś się stało? Julka chora? Franek?
– Nie, nie... To nie o to chodzi. Chodzi o te pączki, które im dałaś. Julka potem wymiotowała, Kasia była wściekła...
– Czyli znowu wszystko moja wina – w jej głosie pojawiła się uraza. – Bo dałam wnuczce coś słodkiego. Rany boskie, jaka ja okropna jestem...
– Mamo, nie chodzi tylko o pączki...
– A o co? O to, że jeszcze cię kocham? Że przytulam moje wnuki, że ich nie tresuję jak psy? Kasia mnie nienawidzi, wiem o tym! Od zawsze!
– Nie, po prostu... ona się martwi. Mówi, że podważasz jej decyzje, że dzieci wracają rozkojarzone, zmęczone, naładowane cukrem...
– Bo ona chce mieć wszystko pod kontrolą! Zabrała cię ode mnie, a teraz jeszcze dzieci mi odbiera. Brawo, Tomek. Świetnie sobie radzisz jako mąż. Tylko nie zapomnij, komu zawdzięczasz, że w ogóle żyjesz...
Poczułem, jak coś zaciska mi gardło. Znów byłem małym chłopcem, który próbuje pogodzić dwie kobiety, chociaż żadna nie chce ustąpić. I znów nie potrafiłem powiedzieć nic, co nie byłoby zdradą.
– To nie takie proste, mamo...
– Oczywiście, że nie – westchnęła z rozżaleniem. – Bo ty nigdy nie masz odwagi nic powiedzieć.
Spojrzałem na swoje odbicie w szybie. Prawda. Zawsze tylko milczę. I łudzę się, że to wystarczy.
Żona miała do mnie pretensje
Szukałem ładowarki do telefonu. Wchodząc do kuchni, usłyszałem głos Kasi. Była sama. Rozmawiała przez telefon, tyłem do drzwi, nie zauważyła mnie.
– Nie, nie mam już siły do niego... – mówiła cicho, ale z tym charakterystycznym zgrzytem w tonie. – Tomek? On nawet nie potrafi postawić granic własnej matce. Ciągle tylko: „Zrozum, ona miała ciężko”, „Nie chciała źle”... Mam tego dość.
Zatkało mnie.
– Mówiłam mu: albo ona, albo spokój w domu. Ale on woli udawać, że wszystko jest okej. A dzieci? One nie są zabawkami w tej wojnie. Ja im muszę zapewnić normalność. Nie pozwolę, żeby Barbara zrobiła z nich takich samych emocjonalnych zakładników, jak z niego...
Zrobiło mi się zimno. Chciałem się cofnąć, ale podłoga zaskrzypiała. Kasia odwróciła się nagle. Zobaczyła mnie.
– Podsłuchiwałeś? – zapytała lodowato.
– To ja ci przeszkadzam, czy moja matka? – wyrzuciłem z siebie, ledwo panując nad głosem.
– Wy oboje – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem. – Ale dzieci są moje. I ja muszę je chronić, skoro ty nie potrafisz.
– Nie masz prawa mówić, że są twoje!
– Mam prawo robić wszystko, żeby nie powtórzyła się twoja historia – syknęła.
– Czyli jaka? Że mnie wychowała kobieta, która mnie kochała, jak umiała?
– Nie, Tomek. Że cię wychowała kobieta, która nie pozwoliła ci dorosnąć. I teraz jesteś między młotem a kowadłem, bo boisz się nas obu.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale nie mogłem. W głowie huczały mi jej słowa. Prawdziwe? Przesadzone? Sam już nie wiedziałem.
Rozmowa z matką twarzą w twarz
Pojechałem bez zapowiedzi. Matka otworzyła drzwi z lekkim uśmiechem, ale od razu spoważniała, gdy zobaczyła moją twarz.
– Co się stało?
– Musimy pogadać, mamo.
Wpuściła mnie do środka. Usiadłem na kanapie, jak kiedyś – po szkole, po problemach, po kłótniach z kolegami. Tylko że dziś nie byłem dzieckiem. I właśnie w tym tkwił problem.
– To Kasia ci kazała tu przyjść? – zapytała od razu, podejrzliwie.
– Nie. Przyszedłem, bo nie wiem, jak to dalej ciągnąć – odpowiedziałem cicho.
Spojrzała na mnie jakby zraniona.
– Czyli jednak chcesz mnie odstawić. Bo ona nie umie mnie znieść. Tylko, Tomek... Ja nie jestem waszym wrogiem. To mnie boli najbardziej.
– To nie jest takie proste, mamo. Ty... czasem jesteś zaborcza. Czasem przekraczasz granice. I ja to zawsze tłumaczyłem. Przed Kasią, przed sobą...
– Bo mnie znasz. Wiesz, czemu taka jestem.
– Wiem – przytaknąłem. – Ale nasze dzieci nie muszą znać tej wersji miłości, którą ja znałem. Nie chcę, żeby musiały się domyślać, czy babcia będzie dziś cudowna, czy raniąca.
Barbara wstała. Przez chwilę myślałem, że wyjdzie z pokoju. Ale tylko podeszła do okna. Patrzyła gdzieś daleko.
– Tak bardzo się bałam, że cię stracę. Że przestaniesz mnie potrzebować.
– Mamo, ja cię potrzebuję. Ale nie mogę dłużej grać w tę grę. Ukrywać napięcia, tuszować sytuacje, udawać, że jest w porządku. Nie jest.
Odwróciła się, a w jej oczach były łzy.
– Ja też nie chcę cię stracić, Tomku.
Siedzieliśmy tak przez chwilę, w ciszy. Każde z nas w swoim bólu.
Chciałem zgody. Wyszło jak zawsze...
Zebrałem je przy stole – Kasię i mamę. Posadziłem po przeciwnych stronach, jak w ringu. Dzieci u sąsiadki. Serce waliło mi jak przed maturą.
– Dziękuję, że przyszłyście. Wiem, że nie jest łatwo. Ale musimy spróbować to jakoś naprawić.
Kasia milczała. Mama przełknęła ślinę.
– Naprawić co? To, że jestem problemem w waszym idealnym domu?
– Barbaro... – Kasia zaczęła powoli – ja nigdy nie powiedziałam, że jesteś problemem. Ale sposób, w jaki traktujesz nasze dzieci... i mnie...
– Traktuję je jak swoje wnuki. Kocham je. A że nie jestem taka jak ty, to już inna sprawa.
– Nie chodzi o różnice – przerwała jej Kasia, głos jej się załamał – chodzi o to, że Tomek nie umie powiedzieć ci „nie”. A dzieci to czują. I ja też. A potem zostaję sama z konsekwencjami.
– Bo ty mu mówisz, co ma robić, jakby był twoim dzieckiem, nie mężem! – Barbara uniosła głos.
– A ty zrobiłaś z niego chłopca, który nawet nie wie, co czuje – wybuchła Kasia. – Zawsze był między kobietami, które go przytłaczały!
– Dość! – krzyknąłem, uderzając dłonią w stół. – Dość tego wszystkiego!
Zamilkli.
– Wiecie, co? Mam dość. Chciałem, żebyśmy pogadali. A wyszło jak zawsze. Ja w środku, wy po bokach, a nikt nie widzi, że ja też mam dość. Dość wybierania, dość tłumaczenia, dość tej gry. Oparłem głowę o dłonie. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Tylko zegar tykał.
Wszyscy przegrani
Kasia po prostu wyszła. Bez krzyku, bez płaczu. Tylko zamykające się za nimi drzwi brzmiały jak ostateczność. Mama wróciła do siebie – też bez słowa. A ja zostałem w salonie sam, jak głupek. Patrzyłem na puste krzesła przy stole i zastanawiałem się, jak to się stało, że nie potrafiłem utrzymać razem dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
Czułem zmęczenie. Może pierwszy raz w życiu naprawdę do mnie dotarło, że nie da się być pośrodku bez końca. Że czasem, jak się zbyt długo kluczy między stronami, to wszyscy odchodzą. I wtedy nie ma już po czyjej stronie stanąć.
Tego wieczoru nie rozmawiałem ani z Kasią, ani z mamą. Zasnąłem na kanapie, z głową pełną chaosu. Rano wiedziałem tylko jedno: ta wojna nie miała zwycięzcy. Sami przegrani.
Tomek, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa nawet po śmierci wskazuje mi miejsce w szeregu. Opiekowałam się nią tyle lat, i oto jak się odwdzięczyła”
- „Granitowy pomnik matki nie bez powodu świecił pustkami. Na pogrzebie wydało się, dlaczego nikt po niej nie płakał”
- „Poszłam sama na cmentarz i przez to mam 1 grób więcej do odwiedzania. Mogłam zostać w domu, zamiast latać ze zniczami”