Reklama

Z Adamem mieszkaliśmy klatkę obok, znaliśmy się od piaskownicy. Nasza relacja zaczęła się od momentu, gdy walnął mnie grabkami w głowę – i tak już zostało. Bywało różnie – Adam był typem rozrabiaki, a ja może spokojniejszy, ale z charakterem. Pamiętam, jak w szkole podstawowej wdaliśmy się w bójkę o koleżankę – obniżone oceny z zachowania, szlaban od rodziców. U mnie miesiąc bez komputera, u niego chyba gorzej, choć się nie przyznał. Po liceum Adam pojechał za pracą do Skandynawii. Nakłaniał mnie, żebym jechał z nim, ale miałem inne plany – studia. Znowu się spotkaliśmy, kiedy zaczynałem pierwszą pracę.

Zaskakujące spotkanie po latach

Adam pojawił się na imprezie imieninowej wspólnego znajomego. Od razu się ucieszyliśmy na swój widok.

– Stare dzieje! – wykrzyknął.

– Co u ciebie słychać? Zniknąłeś bez śladu!

Adam chętnie opowiadał: praca w Norwegii, budowa, dobre zarobki. Przyjechał do Polski i startuje z własnym interesem.

– W końcu nie będę harował dla jakiegoś typa na dyrektorskim stołku. Od dziś to inni będą pracować na mnie – śmiał się.

Słuchałem z rozbawieniem. Wierzył w swoje słowa, choć ja wiedziałem, że prowadzenie firmy to nie leżenie i zbieranie kasy z ziemi.

– Może wpadniesz? – powiedział, podając mi wizytówkę. – Zobaczysz, jakie gniazdko sobie urządziliśmy.

– „Urządziliśmy”? – zapytałem zaskoczony.

– A, nie wspomniałem? Wziąłem ślub całkiem niedawno.

– Z Norweżką?

– Skąd! Z rodaczką. Tam się poznaliśmy.

Byłem zdumiony. Adam, ten sam, który zmieniał dziewczyny jak rękawiczki, w końcu się ustatkował? Też byłem w związku – z Zosią – ale do małżeństwa nie było mi spieszno. Ona coś tam czasem sugerowała, ale ja unikałem tematu. Miałem jeszcze czas – tak sobie wmawiałem, ale w zasadzie nie wiedziałem, czy Zosia to ta „jedyna”.

Byłem jak zahipnotyzowany

Byłem strasznie ciekawy żony Adama, więc nie zwlekałem z wizytą. Rzeczywiście, mieszkanie mieli piękne – nowoczesne, w ogrodzonym kompleksie. Adam chyba naprawdę dorobił się na tej Norwegii. Ale to nie mieszkanie zrobiło na mnie największe wrażenie, tylko jego żona.

– Oliwia – przedstawiła się drobna brunetka z długimi warkoczami i ogromnymi, ciemnymi oczami. Patrzyłem jak zahipnotyzowany.

– Co się tak gapisz? Jeszcze się zacznę denerwować – żartował Adam, trącając mnie łokciem.

To ja czułem zazdrość. Od pierwszej chwili coś mnie w niej ujęło – była piękna, pełna wdzięku, kobieca. Taka, jakiej dotąd nie spotkałem. A tu proszę – Adam ją znalazł, w dalekiej Norwegii. Rozmowa z nimi szła mi opornie – nie mogłem się skoncentrować, ciągle zerkałem na Oliwię. Już wracając do domu byłem przekonany, że przepadłem. Związek z Zosią właściwie przestał mieć znaczenie, chociaż ona jeszcze o tym nie wiedziała. Ale szybko się domyśliła.

– Coś się zmieniło – powiedziała niedługo potem cicho.

– Wydaje ci się – próbowałem ją zbyć.

– Wcale nie. Zachowujesz się, jakbyś był obecny przy mnie tylko ciałem.

– Co ty za głupoty wygadujesz, Zośka?

Udawałem, ale i tak czułem się podle. Brakowało mi potwierdzenia, że mam jakąkolwiek szansę u Oliwii, zerwałbym z Zosią natychmiast. Ale przecież nie miałem.

– Marcin – Zosia spojrzała mi w oczy. – O kim myślisz? Masz kogoś?

Wolałem się przyznać – nie konkretnie do Oliwii, ale do tego, że pojawiła się inna. I że to koniec. Zosia zapłakała, lecz nie wybuchała.

– Łudziłam się, że to miłość – wyszeptała. – Że będziemy razem, stworzymy rodzinę…

– Nie obiecałem ci niczego – wypaliłem prosto z mostu, po czym od razu ugryzłem się w język. Za późno.

Krążyłem wokół niej

Czułem się fatalnie. Nie chciałem jej zranić. Ale nie umiałem już wyrzucić z głowy Oliwii. Kilka dni później „przypadkiem” spotkałem ją pod sklepem. Krążyłem w pobliżu ich bloku, aż w końcu wyszła. Pomogłem jej z zakupami, włożyłem torby do bagażnika.

– Może kawa? – zapytałem niepewnie. Nie powiedziała nie.

Wodziła za mną tymi swoimi czarnymi oczami – aż miałem ciarki. Ale przez całą kawę opowiadała tylko o Adamie. Jak pracował, ile zarobił, co planuje… Myślałem, że oszaleję. Nie mogłem dłużej wytrzymać.

– Jesteś w nim zakochana, to na pewno miłość? – wypaliłem w końcu.

Zamilkła, popatrzyła gdzieś w bok .

– Bardzo, jestem pewna – powiedziała po chwili. – Dlaczego pytasz?

– Nie jesteście do siebie podobni – rzuciłem.

– A co ty możesz o tym wiedzieć?

Znam go całe życie.

Oliwia parsknęła śmiechem.

– Nic o mnie nie wiesz. I jego znasz tylko jako dzieciaka...

– Myślisz, że teraz jest zupełnie inny?

Spojrzała uważnie, jakby chciała mnie prześwietlić.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Powiedz to wprost, albo wychodzę.

– Przecież to tylko takie tam gadanie…

Trudno mi w to uwierzyć, Marcin – powiedziała chłodno i zebrała się do wyjścia. – Do widzenia.

Nic nie powiedziałem. Odprowadzałem ją wzrokiem, zgrabna sylwetka, obcasy, krótka spódnica. Śliczna. Zupełnie inna niż Zosia – ona zawsze w spodniach, praktyczna, wiecznie zabiegana w pracy fizjoterapeutki.

Nie chciałem dać za wygraną

Zacząłem planować, gdzie mogę ją znów „przypadkiem” spotkać. Nie było łatwo. Rzadko wychodziła, raczej siedziała w domu. Widziałem to i dopytywałem Adama. Udawałem, że „wpadam” – dwukrotnie trafiłem i zastałem Oliwię samą. Pierwszego razu nawet zaprosiła mnie na kawę, ale atmosfera była sztywna. Drugim razem stanęła w drzwiach i powiedziała, że jest zajęta.

Nawet kawy nie dasz?

– Nie – rzuciła krótko.

– Myślałem, że się kumplujemy...

– Raczej nie – odpowiedziała.

– No to może warto się bliżej poznać?

– Nie mam takiej potrzeby – i trzasnęła mi drzwiami. Po prostu.

Czułem się coraz gorzej

Planowałem powiedzieć Adamowi, że jego żona jest dość chłodna i nawet filiżanki kawy odmówi dawnemu koledze, ale nie zdążyłem. Uprzedził mnie – zadzwonił sam, niespodziewanie, i zaproponował, żebyśmy się spotkali na piwie. Nie miałem pojęcia, co się święci, ale ton jego głosu brzmiał sztywno. Przyszedł pierwszy. Wszedłem do lokalu, a on siedział już przy stoliku. Bez przywitania zapytał:

– Zależy ci na mojej żonie?

Byłem w szoku. Co miałem mu odpowiedzieć? Mógłbym powiedzieć prawdę, ale nie miałem odwagi. Postanowiłem udawać.

– Jaja sobie robisz? Co to w ogóle jest za pomysł?

Adam zamówił dwa piwa i zaczął mówić. Z każdą minutą czułem się coraz gorzej. Powiedział, że jestem fałszywy, dwulicowy, że robiłem z siebie przyjaciela, a tymczasem próbowałem uwieść jego żonę. Leciały ostre słowa – oszust, nieszczery drań, manipulant. Nie nadążałem zapamiętywać, tyle ich było.

– Przestań, daj mi coś powiedzieć! – wtrąciłem, ale zignorował to.

– Oliwia wszystko mi opowiedziała – rzucił. – I nie chcemy mieć z tobą więcej do czynienia. Żadne z nas.

– Co ona ci nagadała? Serio wierzysz jej, a nie przyjacielowi z dzieciństwa?

– To nie jest „jakaś tam dziewczyna”, tylko moja żona – odpowiedział chłodno. – Jeśli ci to umknęło, przypominam, że nie podrywa się małżonek kumpli. Nigdy.

– Ale ja wcale…

– Nie przerywaj – sam mi przerwał. – Widziałem, jak na nią patrzysz. To nie były przypadki. Zwyczajnie próbowałeś ją zdobyć. Ordynarnie. I wiesz co? Może jeszcze kilka lat temu bym cię za to uderzył. Ale dzisiaj wystarczy mi jedno – koniec znajomości. Wstał, zostawiając nietknięte piwo. Odszedł, nie oglądając się za siebie. A ja zostałem. Sam – bez Oliwii, bez Zosi, bez przyjaciela, który znał mnie od dzieciństwa. Sam. W pustym lokalu. I w życiu.

Marcin, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama