Reklama

Atmosfera w naszym domu zrobiła się naprawdę gorąca gdy moja Helka usłyszała o sprzedaży działki przez jej wujka. Wuj jest ojcem chrzestnym Michała i moja kochana żona była przekonana, że to właśnie nasz syn zostanie właścicielem tej ziemi.

Reklama

Jak on mógł nam to zrobić! – skarżyła się przede mną.

– No ale sama widzisz, że Michał urządził się na stałe w Irlandii, gdzie ma własny dom i nie planuje powrotu do kraju – starałem się jej wytłumaczyć rozsądnie.

Syn nie zamierzał wracać

Siedem lat temu, zaraz po egzaminie dojrzałości, nasz chłopak postanowił wyjechać z kraju. Początkowo planował tylko zarobić na własne auto i kontynuację nauki, ale los chciał inaczej – spotkał dziewczynę. Po ukończeniu studiów dostał tam świetną posadę, założył rodzinę i stopniowo buduje swoje życie. Osobiście nie robiłem sobie nadziei na jego powrót do kraju. Skoro ma tam wszystko, czego potrzeba, po co miałby wracać? Moja Hela jednak wciąż wierzy, że tęsknota za mamą w końcu sprowadzi naszego jedynaka z powrotem do rodzinnej miejscowości.

– Jak to tak, mam się widywać z własnymi wnuczętami tylko podczas świątecznych wizyt i prawie nie móc się z nimi porozumieć, bo będą mówić w obcym języku? – żaliła się.

Mówiłem ostatnio mojej żonie, że przecież Michał już jakiś czas temu chciał, żebyśmy się do niego przenieśli. Szczerze mówiąc, nic szczególnego nas tu nie trzyma. Z bliskich zostało tylko młode pokolenie, ale nie mamy z nimi wspólnych tematów. Tam Helka mogłaby zająć się wnukami, a ja chętnie bym Michałowi pomagał przy pracach domowych. Mam przeczucie, że kiedyś moja żona przekona się do tego pomysłu, ale teraz jest strasznie zła o tę działkę – zachowuje się jakby wujek ją okradł. A według mnie miał prawo zrobić ze swoją własnością, co tylko chciał.

Żona była zła

– A przecież Michał planował tam postawić dom! – jęczała Helka.

Nie reagowałem na jej słowa – jak baba chce sobie ponarzekać, to niech narzeka, mnie to nie szkodzi. Działka wuja Walentego była w dobrej cenie, więc szybko znaleźli się chętni.

– Zjeżdżają się tutaj, jakby własnych chałup nie mieli – narzekała Helka, która teraz całe dnie spędzała obserwując wszystko przez okno w kuchni.

Wyszło na jaw, że młode małżeństwo z dwojgiem dzieciaków kupiło ten kawałek ziemi i zamierza postawić tam niewielki domek letniskowy.

Zmarnują taką piękną działkę! I kto ich tam wie, co to za jedni! – stękała Helka tak, że aż firanki się poruszały.

– No to idź się z nimi przywitać i wszystkiego się dowiesz – zasugerowałem. – W końcu będziemy mieć ich za najbliższych sąsiadów...

Helena szybko wzięła sobie do serca tę sugestię. Gdy tylko zauważyła, że nowi właściciele znów zjawili się na parceli dokonać jakichś pomiarów, od razu pobiegła do nich ze świeżo upieczonymi rogalikami na talerzu. Przesiedziała tam dobre trzydzieści minut, a ja zacząłem się już martwić, czy przypadkiem nie robi im awantury za to, że kupili tę ziemię przed nią. Po powrocie spytałem, co o nich myśli.

Normalni są – odpowiedziała krótko, co w jej przypadku znaczyło, że nie dostrzegła w nich niczego złego. Gdyby było inaczej, słuchałbym jej narzekań na nowych sąsiadów przez najbliższe kilka godzin.

Było mi wstyd za żonę

Budowa wystartowała błyskawicznie – w końcu postawienie takiej drewnianej konstrukcji nie powinno być zbyt czasochłonne. Któregoś dnia zajrzał do mnie sąsiad z prośbą o pożyczenie wiertarki, bo jego się popsuła. Na szczęście byłem wtedy w sadzie, więc mogliśmy pogadać bez wtrącania się Helki. I wtedy wyszło na jaw, co moja żona wymyśliła!

– Wie pan, moja Elka strasznie się przejęła tą opowieścią – powiedział pan Łukasz. – Musiałem jej przyrzec, że jak coś się zacznie dziać, to wezwiemy duchownego, a jak trzeba będzie, to i specjalistę od egzorcyzmów...

O jakiej opowieści pan mówi? – zapytałem zdezorientowany.

– No o tej o tragicznym losie młynarza i jego żony... – odpowiedział, ale widząc moje zaskoczenie, dodał, że tę historię usłyszeli od mojej żony.

W miejscu gdzie powstał ich dom, podobno dawno temu znajdował się młyn. Żył w nim razem z rodziną młynarz, który słynął ze swojej chorobliwej zazdrości. Ludzie opowiadali, że jego żona odeszła do kochanka, więc załamany mężczyzna wysłał córki do pracy jako służące i pogrążył się w alkoholu, porzucając swoją pracę. Po latach wyszło na jaw, że jego żona wcale nie zwiała z nikim – podczas grzybobrania utopiła się w leśnym jeziorku. Sam młynarz również nie dożył starości w zwykłych okolicznościach.

– Słyszę, że Ela się martwi, że w tym miejscu są duchy – powiedział sąsiad. – No i podobno pańska żona zauważa tam czasem jakieś zjawy.

– Pierwszy raz słyszę tę historię – odparłem grzecznie.

Nie chciałem komentować tych wizji Helki. Za to później jej nie odpuściłem.

Nie rozumiałem jej zachowania

Naprawdę musisz rozsiewać takie plotki? – zdenerwowałem się. – Ta kobieta teraz nie może spać przez te opowieści o duchu z młyna! Przegięłaś!

– Mieszkam tu odkąd byłam mała, więc lepiej znam te sprawy! – upierała się Helka. – A historię o młynarzu usłyszałam od taty, więc po prostu chciałam ich przestrzec...

Wypuściłem z siebie głębokie westchnienie. Najwyraźniej dla Helki odejście Michała było trudniejsze do zniesienia niż się spodziewałem. Przez moment rozważałem telefon do chłopaka – może mógłby namówić matkę na dwutygodniowy pobyt u siebie... Ostatecznie jednak zrezygnowałem z tego pomysłu, bo wyglądało na to, że Helka zaakceptowała nowych sąsiadów. Często odwiedzała ich, przynosząc to herbatę, to jakieś wypieki. Zawsze starałem się jej wtedy towarzyszyć, żeby przypadkiem znowu nie naopowiadała pani Eli jakichś bzdur.

Chciałem zaskoczyć żonę

Sąsiadujący z nami ludzie polubili swój nowy dom na tyle, że zaczęli w nim nocować w weekendy, mimo że prace wykończeniowe wciąż trwały. Gdy byli tam kolejny raz, musiałem pojechać do przychodni na badania kontrolne i przenocowałem u córki mojej siostry. Ponieważ ze wszystkim uporałem się szybciej niż myślałem, postanowiłem złapać ostatni kurs do Dąbrowy. Nie powiedziałem o tym Helce, bo nie chciałem, żeby wyglądała mnie w środku nocy.

Po powrocie do domu zaskoczyło mnie, że wszystkie zamki były pozamykane. Wprawdzie klucz znajdował się w swoim standardowym miejscu, czyli pod wycieraczką, ale coś tu nie grało. Na początku przyszła mi do głowy głupia myśl, że moja Helka wykorzystała moment i umówiła się z jakimś wielbicielem. Szybko jednak odrzuciłem tę teorię. W końcu mieszkaliśmy w takiej wsi, gdzie plotki rozchodziły się z prędkością światła – wystarczyło, że ktoś kichnął na jednym końcu, a już z drugiego krzyczeli "Na zdrowie!". Nie było opcji, żeby Helka mogła ukryć jakiś romans. Jednak kiedy wszedłem do środka, naprawdę się przeraziłem. Ktoś zrobił istny rozgardiasz w szafie z pościelą, jakby intensywnie czegoś tam poszukiwał!

Wystraszyłem się

Złodzieje! – ta myśl od razu przyszła mi do głowy. – Co się stało z Helką?! Może ją uprowadzili?!

Wyskoczyłem z mieszkania na łeb na szyję. Choć po chwili dotarło do mnie, że rozsądniej byłoby zostać w środku, gdyby przestępcy zadzwonili w sprawie okupu... Wtedy coś ścisnęło mnie za gardło. W oddali, tuż za ogrodzeniem, dostrzegłem jasną postać unoszącą się tuż nad ziemią... Matko, to duch młynarza!

Musiałem w myślach przeprosić żonę za to, że ją podejrzewałem bez powodu. Stałem jak wryty, nie mogąc się zdecydować – ostrzec innych mieszkańców, odmówić modlitwę czy może poszukać żony... Zaraz, moment! Coś dziwnego było w ruchach tej zjawy. A gdy sobie przypomniałem, że nie mogłem znaleźć żadnego prześcieradła w naszej szafie, to wszystko zaczęło układać się w całość. To na pewno był kolejny szalony plan Helki! Na palcach, starając się nie wydać najmniejszego dźwięku, ruszyłem w kierunku domu po sąsiedzku.

Miałem szczęście, bo zjawa szamotała się z krzakiem jeżyn, który złapał jej szatę, więc cicho przeklinając próbowała się uwolnić. Gdy znalazłem się odpowiednio blisko, błyskawicznie złapałem to, co z małej odległości okazało się moim domowym prześcieradłem!

– Andrzej, jak mogłeś...! – krzyknęła przyłapana małżonka.

Helka, co ci strzeliło do głowy? – wypuściłem powietrze z płuc, ciągnąc ją pospiesznie w stronę domu.

To był głupi pomysł

Ale byłaby afera, gdyby któryś sąsiad akurat wyjrzał przez okno!

– Zależało mi tylko na tym, by mój syn miał do czego wracać – wyszlochała. – Sądziłam, że jak trochę ich postraszę, to dadzą sobie spokój i wrócą tam, skąd przyjechali.

No i co mogłem w tej sytuacji zrobić? Poklepałem ją pocieszająco, dolałem jej kieliszek orzechówki na nerwy, a prześcieradło wylądowało z powrotem w szafie...

Całe szczęście, parę dni później odezwał się Michał z prośbą, żeby mama przyjechała, bo jego żonie przydałaby się pomoc przy dzieciakach. Wybierzemy się razem. A nawet jeśli nie ułoży nam się ze synową, to irlandzkie zamki stoją otworem. Helka może się tam zatrudnić jako Biała Dama – w końcu ma już w tym wprawę...

Reklama

Andrzej, 57 lat

Reklama
Reklama
Reklama