„Żona nie przyznała się, że zmieniła pracę. Wkrótce odkryłem więcej sekretów, które zwaliły mnie z nóg”
„Na pierwszy rzut oka wyglądało to zwyczajnie, ale szybko zorientowałem się, że regularnie wpłacała tam duże sumy. Dużo większe, niż wydawała na codzienne zakupy czy nowe ubrania. Czułem, jak serce przyspiesza, kiedy analizowałem kwoty”.
- Redakcja
Od kilku tygodni czułem, że coś jest nie tak. Basia wracała późno z pracy, coraz częściej była nieobecna. Kiedyś mówiła mi o wszystkim, teraz milczała. Raz przypadkiem zobaczyłem jej wyciąg bankowy – pieniądze, których nigdy nie widziałem na naszym wspólnym koncie. Dużo pieniędzy. Nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków, ale to uczucie... Jakby między nami był mur, którego nie potrafię zburzyć. I ten skarbiec tajemnic, który trzymała przed sobą. Pytanie tylko, na co te oszczędności?
To mnie zaniepokoiło
Zacząłem coś podejrzewać, kiedy pewnego wieczoru Basia wróciła do domu z nową torbą. Była elegancka, droga, z taką marką, którą widziałem tylko w telewizji albo na plakatach na mieście. Spojrzałem na nią zdziwiony.
– Skąd masz tę torbę? – zapytałem, starając się, żeby to brzmiało zwyczajnie, bez oskarżeń.
– Z pracy – odpowiedziała obojętnie, jakby to było coś zupełnie normalnego.
Odwróciła się do mnie plecami, zdjęła płaszcz i powiesiła go na wieszaku.
– Z pracy? – powtórzyłem. – Dostałaś premię czy coś?
– Mhm – mruknęła i ruszyła do kuchni, zostawiając mnie z tym niewyraźnym uczuciem, że coś jest nie tak.
Odkryłem sekret żony
Kilka dni później, wracając wcześniej do domu, znalazłem w przedpokoju dokument, który przypadkowo zostawiła na stole. Logo firmy od razu rzuciło mi się w oczy. To nie była firma, w której Basia dotąd pracowała.
Przejrzałem papiery. "Nowe stanowisko: kierowniczka projektów". Nowa firma, nowa pensja, o której nigdy nie wspomniała. Czułem, jak coś ściska mnie w środku.
Kiedy wróciła, starałem się zachować spokój, ale nie mogłem już dłużej milczeć.
– Dlaczego nic mi nie mówiłaś o nowej pracy? – zapytałem od razu, patrząc na nią uważnie.
– Paweł, to tylko praca – odpowiedziała z irytacją. – Nie widziałam powodu, żeby o tym rozmawiać.
Ale ja widziałem. Czułem, że to początek czegoś większego, czegoś, czego nie chciałem dostrzegać.
Była jakaś inna
Od tamtego wieczoru coś we mnie pękło. Chodziłem po domu jak duch, obserwując Basię i próbując znaleźć odpowiedzi na pytania, które wciąż się mnożyły. Po co ukrywała tę pracę? Przecież zawsze dzieliliśmy się wszystkim, przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz jej milczenie krzyczało głośniej niż jakiekolwiek słowa.
Wieczorami wychodziła częściej niż kiedykolwiek. "Spotkanie służbowe", "konferencja" – tłumaczyła. Ale w jej tonie było coś, co wzbudzało we mnie niepokój. Zaczynałem analizować każdą jej odpowiedź, każde słowo.
– Może przesadzasz? – moja siostra Małgorzata popijała kawę, przyglądając mi się uważnie, kiedy spotkaliśmy się w kawiarni. Wiedziała, że coś mnie gnębi, ale chyba nie do końca rozumiała, jak głęboko to we mnie siedziało.
– Sama nie wiem... Odkąd dostała tę nową pracę, jest inna. Jakby jej tu nie było. A te pieniądze? Czemu nic mi o tym nie mówi? – wyrzuciłem z siebie, czekając na jej reakcję.
Małgorzata wzruszyła ramionami.
– Może po prostu chce mieć coś swojego? Niektóre kobiety tak mają, zwłaszcza jeśli wcześniej czuły się zależne.
Milczałem, patrząc w okno kawiarni. Coś jednak nie pasowało. To nie była tylko kwestia niezależności. Było w tym coś głębszego, coś, co próbowała przede mną ukryć. I zamierzałem to odkryć.
Zacząłem być podejrzliwy
Po rozmowie z Małgorzatą zacząłem baczniej obserwować Basię. Jej ruchy, zachowanie, sposób, w jaki wymykała się na kolejne "spotkania". Już nie ufałem jej słowom, a te wyjścia stały się dla mnie kolejnymi dowodami, że coś jest na rzeczy. Wiedziałem, że jeśli chcę odkryć prawdę, muszę zacząć działać.
Pewnego wieczoru, kiedy Basia wyszła z domu, wróciłem do jej dokumentów, które wcześniej odkryłem przez przypadek. Tym razem szukałem konkretów. Przeglądałem rachunki, wyciągi bankowe – wszystko, co mogło mi dać choć najmniejszy trop. I wtedy znalazłem. Wyciąg z jej nowego konta. Konto, o którym nigdy mi nie powiedziała.
Na pierwszy rzut oka wyglądało to zwyczajnie, ale szybko zorientowałem się, że regularnie wpłacała tam duże sumy. Dużo większe, niż wydawała na codzienne zakupy czy nowe ubrania. Czułem, jak serce przyspiesza, kiedy analizowałem kwoty.
Zacząłem przeszukiwać dalej. W szufladzie przy biurku znalazłem coś, co zmroziło mi krew w żyłach – wizytówkę adwokata specjalizującego się w rozwodach. Spojrzałem na nią, jakbym patrzył na dowód zdrady. Basia nie oszczędzała na wspólną przyszłość. Ona odkładała pieniądze, żeby ode mnie odejść.
Kiedy wróciła do domu, nie mogłem już tego w sobie dusić.
– Basia, na co oszczędzasz? – zapytałem ostro, pokazując jej wizytówkę.
Zbladła na mój widok. W jej oczach widziałem strach i coś, czego wcześniej nie dostrzegałem – wyraźny mur, który odgradzał ją ode mnie.
– Paweł... – zaczęła, ale nie mogła już ukryć prawdy.
Chciałem poznać prawdę
Stałem tam, z tą wizytówką w ręku, czekając na wyjaśnienia. Basia opuściła wzrok, jakby uciekała przed prawdą, która właśnie rozlała się po naszym salonie jak trucizna. Nie chciałem krzyczeć. Chciałem usłyszeć cokolwiek, co mogłoby wyjaśnić, że to wszystko jest jakimś nieporozumieniem.
– Na co odkładasz te pieniądze? – powtórzyłem, tym razem spokojniej, choć głos mi drżał.
W końcu spojrzała na mnie, ale to już nie były oczy mojej żony. Były zimne, puste, jakby coś między nami wygasło na dobre.
– Paweł, to nie jest coś, co łatwo wyjaśnić – zaczęła, próbując unikać mojego wzroku. – Nie chciałam, żeby to tak wyszło... ale... myślę o rozwodzie.
Te słowa uderzyły we mnie jak cios w brzuch. Czułem, jak grunt osuwa mi się spod nóg. Jeszcze kilka dni temu myślałem, że to wszystko to tylko moje przesadne podejrzenia, że wystarczy porozmawiać i wszystko wróci na swoje miejsce. Ale teraz? Ona miała to zaplanowane.
– O czym ty mówisz? Rozwód? Kiedy? Dlaczego?! – z każdym pytaniem głos mi się podnosił, aż w końcu wybuchłem. Jak mogła coś takiego ukrywać?
Basia westchnęła, jakby już się pogodziła z tym, co ma nadejść. –
Od dawna nie jest między nami dobrze, Paweł. Ty tego nie widziałeś, bo... bo może nie chciałeś. Ale ja czuję, że to już nie działa. To nie jest decyzja podjęta z dnia na dzień. Próbowałam... Naprawdę próbowałam, ale nic się nie zmieniło.
Słuchałem jej słów, ale miałem wrażenie, że jestem gdzieś daleko. Jakby to nie była moja rzeczywistość, tylko jakaś kiepska sztuka, w której przypadkiem gram główną rolę. Odkładała pieniądze, planowała to wszystko, a ja niczego nie widziałem. Byłem ślepy.
– I tak po prostu chcesz to skończyć? Po tylu latach? – zapytałem, czując, jak moje gardło zaciska się z bólu. – Bez żadnej rozmowy, bez walki?
Odpowiedziała mi cisza.
### Rozdział 5: Cisza przed burzą
Basia patrzyła na mnie przez chwilę, jakby szukała w sobie sił, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale nic nie padło. Odeszła do kuchni, zostawiając mnie w tej pustce, która nagle rozlała się po naszym salonie. Stałem tam, próbując zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Jeszcze wczoraj byłem mężem, partnerem. Dziś czułem się jak intruz w własnym życiu.
Chciałem coś zrobić, jakoś zareagować. Zamiast tego sięgnąłem po telefon i wykręciłem numer Małgorzaty. Potrzebowałem kogoś, kto to ogarnie, bo ja nie byłem w stanie. Gdy tylko usłyszała mój głos, od razu zrozumiała, że coś jest nie tak.
– Paweł? Co się stało? – zapytała zaniepokojonym tonem.
Zamiast odpowiedzieć, wybuchłem. Nie płaczem, nie krzykiem, ale potokiem słów, które wylewały się ze mnie.
– Ona chce rozwodu, Małgośka. Cały ten czas... planowała to, oszczędzała pieniądze, a ja nie widziałem nic! – wyrzucałem z siebie kolejne zdania, ledwo łapiąc oddech.
Słyszałem, jak siostra wzdycha ciężko po drugiej stronie.
– Boże... Paweł, naprawdę mi przykro. Ale musisz się uspokoić. To nie koniec świata. Może da się jeszcze coś zrobić, porozmawiać... – próbowała mnie pocieszać, ale w jej głosie nie było pewności.
– Ona to już zdecydowała – przerwałem. – Widziałem w jej oczach, jak mówiła o rozwodzie. Nic już nie chce naprawiać.
Cisza w słuchawce mówiła więcej, niż jakiekolwiek słowa. Obaj wiedzieliśmy, że to koniec, choć może jeszcze nie oficjalnie. Zdałem sobie sprawę, że ten rozdział naszego życia dobiegł końca, a ja nie miałem już nad tym żadnej kontroli.
– W takim razie musisz myśleć o sobie – usłyszałem w końcu od Małgorzaty. Te słowa, choć bolesne, były chyba jedyną radą, którą mogła mi dać.
Wciąż nie mogę w to uwierzyć
Minęło kilka tygodni od tamtej rozmowy. Basia wyprowadziła się, zabrała swoje rzeczy, jakby wymazała się z mojego życia jednym ruchem. Zostały po niej tylko puste miejsca na półkach, które przypominały mi o tym, jak jeszcze niedawno byliśmy razem. Ale to były tylko pozory – nasze życie pękło, zanim zdążyłem to dostrzec.
Siedziałem przy stole, wpatrując się w papiery rozwodowe, które niedawno przyniósł mi kurier. Każda linijka wydawała się zimna, bezosobowa. Wszystko zostało sprowadzone do podziału majątku, rachunków, oszczędności. Nasze małżeństwo stało się kontraktem, który teraz trzeba było rozwiązać. Podpisałem dokumenty. Nic już mnie tu nie trzymało.
Małgorzata dzwoniła codziennie, jakby bała się, że zapadnę się w sobie. Nie zapadłem się, choć może powinienem. Pustka po Basi bolała, ale czułem, że w pewnym sensie to było nieuniknione. Może to ja żyłem w iluzji przez te wszystkie lata. Może po prostu wmawiałem sobie, że wszystko jest w porządku, gdy ona już dawno się odsunęła.
Otworzyłem okno i wciągnąłem głęboko chłodne, jesienne powietrze. Gdzieś w oddali słyszałem dźwięki miasta, gwar, który wydawał się teraz tak obcy. Zdałem sobie sprawę, że muszę zacząć od nowa. Nie wiedziałem, jak to zrobić. Nie miałem żadnego planu. Ale po raz pierwszy od miesięcy miałem coś, czego mi brakowało – poczucie, że teraz wszystko zależy ode mnie.
Basia odeszła. A ja musiałem nauczyć się żyć bez niej.
Paweł, 41 lat