Reklama

Pracuję w logistyce, osiem godzin dziennie przy komputerze i telefonie, czasem więcej. Wracam do domu, otwieram piwo, siadam na kanapie, włączam mecz. Życie jak życie. Proste, spokojne, ułożone. Tak myślałem.

Reklama

Nie miała dość

Ola była moim przeciwieństwem – energiczna, zawsze zadbana, z wiecznym planem na coś nowego. Zakochałem się w jej śmiechu, który potrafił przebić się przez każdy mój dzień. Po ślubie myślałem, że wszystko się unormuje. Że wreszcie będziemy mogli odpocząć od tej całej gonitwy za „więcej” i „lepiej”. Miałem nadzieję, że wystarczy nam zwykła bliskość. Że usiądziemy razem na tej kanapie i po prostu… będziemy.

Ale ona nie przestawała. Chciała rozmawiać, planować podróże, wspólne bieganie, gotowanie. A ja po pracy marzyłem tylko o tym, żeby nikt niczego ode mnie nie chciał. I tak mijały tygodnie.

Z czasem zauważyłem, że zaczyna na mnie patrzeć inaczej. Może mniej z czułością, a bardziej… z rezygnacją? Mówiła, że się martwi, że się zmieniłem, że przestałem się starać. A ja się wkurzałem, bo jak to: ja nie wystarczam?

– Przecież mnie znałaś. Taki jestem – mówiłem.

W środku czasem czułem, że może rzeczywiście coś we mnie zgasło. Ale szybko to tłumiłem. Bo przecież Ola miała mnie kochać takim, jakim jestem.

Chciała zmiany

To nie była pierwsza nasza sprzeczka, ale tamtego wieczoru coś pękło. Siedziałem jak zwykle na kanapie, oglądałem jakiś mecz. Miałem otwarte piwo, talerz po obiedzie jeszcze stał na ławie. Ola krzątała się po kuchni, zmywała naczynia, choć wiedziałem, że miała ciężki dzień w pracy.

Poszedłem do niej, chcąc coś powiedzieć, ale zanim otworzyłem usta, ona odwróciła się i zapytała:

– Czy to wszystko? Naprawdę tak ma wyglądać nasze życie?

Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Przecież siedziałem w domu, nie piłem za dużo, nie włóczyłem się po nocach. Byłem lojalny, stabilny.

– Co znowu? – westchnąłem, opierając się o framugę.

– Codziennie to samo. Wracasz, otwierasz piwo, siadasz. Nie rozmawiamy, nie wychodzimy nigdzie. Nie dbasz już o siebie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz się ogoliłeś, kiedy wyszliśmy razem na spacer albo kiedy się śmialiśmy. Czy ty naprawdę jesteś szczęśliwy?

Zacisnąłem szczęki. Co miałem jej odpowiedzieć? Że nie czułem potrzeby udawania kogoś, kim nie jestem? Że po prostu lubiłem mieć święty spokój?

– Wolę być sobą, niż twoim projektem. Nie potrzebuję, żebyś mnie naprawiała – rzuciłem chłodno.

Obraziła się

Ona zamarła, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Przez chwilę patrzyła na mnie bez słowa, a potem tylko skinęła głową i wyszła z kuchni. Usłyszałem, jak zamyka za sobą drzwi sypialni.

Wróciłem na kanapę, ale mecz już mnie nie interesował. Przez głowę przewijały mi się obrazy z naszych pierwszych miesięcy razem. Jak patrzyła na mnie z zachwytem, jak trzymała mnie za rękę w kinie, jak śmiała się z moich głupich żartów. Teraz w jej oczach widziałem tylko zmęczenie.

Zastanawiałem się, czy przesadziłem. Może byłem za ostry? Ale jednocześnie czułem złość. Dlaczego nie mogłem być po prostu sobą? Czy naprawdę wszystko, co dobre między nami, zależało od tego, czy schudnę parę kilo albo częściej się ogolę?

Następnego dnia nie rozmawialiśmy prawie wcale. Ola wyszła do pracy wcześnie rano, zanim zdążyłem się ogarnąć. Zostawiła po sobie zapach perfum i filiżankę po kawie. Przez cały dzień miałem w głowie jej spojrzenie z poprzedniego wieczoru. To nie była złość, to było rozczarowanie. I może jeszcze coś więcej, coś, czego nie umiałem wtedy nazwać.

Była zawiedziona

Wieczorem, kiedy wróciła, postanowiłem z nią porozmawiać. Nie wiedziałem dokładnie, co chcę powiedzieć, ale nie mogłem dłużej udawać, że nic się nie stało.

– Przepraszam za wczoraj – zacząłem, drapiąc się po karku. – Może nie powinienem tak… ostro.

Podniosła wzrok. Jej twarz była spokojna.

– Nie chodzi o ton. Chodzi o to, że naprawdę tak myślisz.

– A co, jeśli tak myślę? – zapytałem cicho. – Może naprawdę nie chcę być kimś innym, tylko dlatego, że ty chcesz, żebym się zmienił?

– Nie chcę cię zmieniać. Chciałam tylko, żebyśmy nadal byli ze sobą blisko. A teraz czuję, że jestem w tym wszystkim sama.

– Przesadzasz. Przecież jestem tu codziennie. Nie zdradzam cię, nie znikam, nie mam nic do ukrycia.

– Ale mnie w tym nie ma. Nie ma rozmów, dotyku, wspólnego śmiechu. Czuję się jak współlokatorka, nie jak żona. I to boli bardziej niż jakakolwiek zdrada.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Jej słowa trafiały we mnie jak kamienie, ale nie umiałem ich przyjąć. Czułem, jak zamykam się jeszcze bardziej. Zamiast podejść, wziąć ją za rękę, wolałem siedzieć i próbować się bronić.

Nie dogadywaliśmy się

– Myślałem, że jesteśmy dorośli. Że po prostu przechodzimy trudniejszy czas – powiedziałem po chwili. – Przecież nikt nie mówił, że po ślubie będzie jak w filmach.

– To nie musi być film – odparła. – Wystarczyłoby, żebyśmy byli razem. A ty uciekasz w ciszę, w piwo, w telewizor. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić.

Wyszła do sypialni. Zostawiła mnie samego. Siedziałem tam jeszcze długo, patrząc w pusty ekran. Nagle poczułem, że może ona ma rację. Może naprawdę byłem tylko cieniem faceta, którym kiedyś byłem? Ale zaraz potem pojawiła się myśl: a może ona po prostu mnie już nie chce?

I wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że mogła się kimś zainteresować. Tak tylko przez chwilę, jeszcze nie na serio. Ale ziarno zostało zasiane.

Pewnego wieczoru Ola wróciła późno. Wszedłem do kuchni po wodę i usłyszałem jej głos z sypialni. Rozmawiała przez telefon. Cicho, ale zbyt ciepło, zbyt miękko.

– Też się cieszę… – powiedziała. – Jutro o siedemnastej? Jasne, nie mogę się doczekać.

Stanąłem w ciemnym korytarzu, jak wmurowany. Gdy skończyła rozmowę, wszedłem do sypialni udając, że czegoś szukam.

– Z kim gadałaś? – rzuciłem niby od niechcenia.

– Z Magdą – odpowiedziała szybko. – Mamy babskie wyjście.

Nie uwierzyłem. Coś w jej głosie było nienaturalne. A jednak nic nie powiedziałem. Przytaknąłem tylko i wyszedłem.

To był koniec

Tamtego dnia wróciła późno. W butach, których nigdy nie zakładała do pracy, z lekko rozmazanym makijażem. Usiadła naprzeciwko mnie, zanim jeszcze zdjąłem słuchawki.

– Musimy porozmawiać – powiedziała. Głos miała spokojny, ale twarz zbyt napiętą.

– Wiem – odparłem, chociaż wcale nie wiedziałem, co dokładnie usłyszę.

Spojrzała na mnie przez chwilę w milczeniu.

– Zakochałam się – powiedziała w końcu. – To kolega z pracy. Michał. Nie planowałam tego. Po prostu… stało się.

Nie odezwałem się. Serce waliło mi jak młotem, ale na zewnątrz byłem kamieniem.

– Próbowałam. Ale kiedy ty się oddaliłeś, on się pojawił, zwyczajnie mnie zauważył. I nie chodzi o to, że on jest jakiś lepszy. Tylko, że przy nim czuję się żywa. A przy tobie… – urwała.

– Niewidzialna – dokończyłem za nią.

Po prostu odeszła

– Czemu mi nic nie powiedziałaś wcześniej? – zapytałem cicho.

– Bo ciągle miałam nadzieję, że się obudzisz. Że znów będziemy „my”. Ale chyba oboje wiemy, że ciebie już dawno nie ma.

Zamilkliśmy. Czułem się jak obserwator własnego życia. Jakby to działo się komuś innemu.

Wstała, wzięła walizkę, którą – jak się okazało – spakowała wcześniej. Kiedy wychodziła, powiedziała tylko:

– Przepraszam.

Zamknęły się drzwi. Zostałem sam, patrząc na puste krzesło i kubek po jej herbacie. Siedziałem długo w ciszy. A potem wyszeptałem do siebie:

– Nie wiedziałem, że jest aż tak źle.

Patryk, 37 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama