Reklama

Przez dwadzieścia lat byłem przekonany, że prowadzimy z Izą spokojne, uczciwe życie. Mieliśmy syna, wspólne mieszkanie, codzienne rytuały, które układały naszą rzeczywistość. Nigdy nie podejrzewałem, że pod tą zwyczajnością kryje się coś, co całkowicie podważy moje poczucie tożsamości. Byłem jednym z tych ludzi, którzy ufają i nie szukają dziury w całym. Może byłem naiwny. A może po prostu ślepy. Kiedy pewnego wieczoru usiedliśmy w kuchni, a Iza powiedziała: „Muszę ci coś wyznać”, jeszcze nie wiedziałem, że po tej rozmowie nic już nie będzie takie samo.

Życie nas trochę przytłoczyło

Kiedy myślę o naszym wspólnym życiu, wydaje mi się, że wszystko układało się całkiem dobrze. Iza była czuła, czasem trochę zbyt emocjonalna, ale wierzyłem, że właśnie za to ją kocham. Poznaliśmy się na studiach. Ja studiowałem ekonomię, ona pedagogikę. To była szybka miłość. Po roku byliśmy już małżeństwem, a kilka miesięcy później urodził się Michał. Pamiętam, jak tuliłem go w ramionach w szpitalu – taki malutki, bezbronny, a ja już czułem, że oddałbym za niego życie.

Pracowałem dużo. Chciałem, żebyśmy mieli wszystko. Kiedy Iza zdecydowała, że chce zostać w domu z Michałem na dłużej, nie protestowałem. Twierdziła, że to dla niego najlepsze. Ufaliśmy sobie. Nigdy nie sprawdzałem jej telefonu, nie zaglądałem do jej wiadomości. Wierzyłem, że skoro jesteśmy razem, to znaczy, że oboje gramy do jednej bramki. Z czasem życie trochę nas przytłoczyło. Pojawiły się kredyty, obowiązki, zmęczenie.

Michał dorastał, my się starzeliśmy. Iza czasem znikała na dłużej – mówiła, że spotyka się z koleżankami, że musi odreagować. Ja w tym czasie siedziałem z synem, odrabiałem z nim lekcje, chodziłem na zebrania. Nie zastanawiałem się wtedy, czy coś jest nie tak. Po prostu żyłem – jak wielu innych ojców i mężów. Myślałem, że mamy swoje problemy, ale też swoje szczęście. Byłem pewny, że to wszystko jest prawdziwe.

Czułem, że coś się święci

To był zwykły poniedziałek. Wróciłem z pracy później niż zwykle, bo szef uparł się, że musimy skończyć raport jeszcze tego dnia. Gdy wszedłem do mieszkania, panowała cisza. Michał był już w swoim pokoju, zapewne z nosem w komputerze, jak większość nastolatków. Iza siedziała przy stole w kuchni. Miała przed sobą kubek z herbatą, którego nie tknęła. Spojrzała na mnie dziwnie, jakby się czegoś bała, jakby czegoś oczekiwała.

– Możemy porozmawiać? – zapytała cicho, nie patrząc mi w oczy.

Usiadłem naprzeciwko niej. Czułem, że coś się święci. Była spięta, bawiła się obrączką, co robiła tylko wtedy, gdy była zdenerwowana. Przez chwilę milczeliśmy. Potem zaczęła mówić. Powoli, ostrożnie, jakby każde słowo mogło mnie zranić.

– Muszę ci coś powiedzieć... coś, co powinnam była zrobić dawno temu. To będzie trudne, dla ciebie i dla mnie – powiedziała i znów zamilkła.

– Mów, Iza. Cokolwiek to jest, poradzimy sobie – odpowiedziałem spokojnie, chociaż serce zaczęło mi bić mocniej.

– Michał... On... On nie jest twoim biologicznym synem.

Przez chwilę nie zrozumiałem. Słowa dotarły do mnie jak przez mgłę. Patrzyłem na nią, a ona zaczęła płakać. Łzy spływały jej po policzkach, ale nie próbowała ich ocierać.

– Co ty mówisz? – wyszeptałem.

– Zdradziłam cię. Raz. Dawno temu. I zaszłam w ciążę. Wiedziałam, że to nie twoje dziecko, ale bałam się, że jak ci powiem, odejdziesz.

Przez 20 lat kłamała mi w oczy

Siedziałem w milczeniu. Nie potrafiłem nawet unieść wzroku. Wszystko we mnie krzyczało, że to niemożliwe. Przecież Michał był moim synem. Widziałem, jak stawia pierwsze kroki, uczyłem go jeździć na rowerze, zasypiał na moich kolanach, gdy miał gorączkę. Jak to możliwe, że przez dwadzieścia lat żyłem w kłamstwie?

– Kto to był? – zapytałem w końcu, choć czułem, że nie chcę znać odpowiedzi.

– Kolega z pracy. To był jeden raz. Pokłóciliśmy się wtedy, pamiętasz? Powiedziałeś, że wszystko ci jedno. Byłam zła, samotna. To się po prostu stało. On wyjechał kilka tygodni później. Nigdy więcej go nie widziałam – odpowiedziała, patrząc w blat stołu.

Czułem, jakby ktoś wyrwał mi serce. Nie potrafiłem tego objąć rozumem. Michał był moim synem. Wierzyłem w to całym sobą. To, co powiedziała Iza, przeczyło wszystkiemu, co znałem. Chciałem ją zapytać, dlaczego nie powiedziała mi prawdy wcześniej. Chciałem krzyczeć, ale głos uwiązł mi w gardle.

– Dlaczego teraz? – wykrztusiłem w końcu.

– Bo Michał chce iść na studia za granicę. Potrzebuje pełnych danych do dokumentów. Bałam się, że to wyjdzie przy jakichś badaniach, albo już sama nie wiem przy czym. Po prostu nie mogłam już dłużej udawać – powiedziała, a jej głos się załamał.

Wstałem od stołu i bez słowa poszedłem do sypialni. Tam dopiero pozwoliłem sobie na łzy. Cała moja rzeczywistość zaczęła się kruszyć. Nie wiedziałem, co mam zrobić.

Nie próbowałem go zatrzymać

Następnego dnia unikałem Izy jak ognia. Wyszedłem wcześnie, wróciłem późno. Nie potrafiłem na nią patrzeć. Każde spojrzenie przypominało mi jej słowa. W pracy ledwo trzymałem się na nogach, byłem rozkojarzony, myliłem liczby, zapominałem o spotkaniach. Myśli krążyły tylko wokół jednego – Michał. Co mam mu powiedzieć? Czy w ogóle powinienem coś mówić? Wieczorem, kiedy wróciłem do domu, Michał siedział w salonie i oglądał jakiś mecz. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.

– Tata, zrobiłem dziś spaghetti. Chcesz trochę?

„Tata”... Te cztery litery uderzyły mnie jak obuchem. Przełknąłem ślinę i usiadłem naprzeciwko niego.

– Michał... możemy pogadać? – zapytałem, głosem suchym jak papier.

Jasne, coś się stało?

Spojrzałem mu w oczy. Miał w nich to coś, co zawsze uważałem za „moje”. Ten sposób, w jaki unosił jedną brew, gdy czegoś nie rozumiał. Ta cierpliwość. Wszystko, co znałem i kochałem.

– Twoja mama... powiedziała mi coś ważnego. Coś, co dotyczy też ciebie. Ciebie i mnie.

– Co takiego?

Wziąłem głęboki oddech.

– Biologicznie nie jesteś moim synem. Twoja mama miała z kimś... bliższy kontakt, zanim się urodziłeś.

Michał zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie, jakby próbował przetrawić słowa.

– Żartujesz, prawda?

– Nie. Przykro mi. Nie wiedziałem do wczoraj.

Michał wstał powoli.

– Czyli całe moje życie to kłamstwo?

– Nie. Dla mnie zawsze byłeś moim synem. I nic tego nie zmieni.

Odwrócił się i wyszedł z pokoju. Nie próbowałem go zatrzymać. Wiedziałem, że musi to przetrawić sam.

Nie wiedziałem, co dalej

Michał nie odzywał się do mnie przez kilka dni. Zamknął się w swoim świecie, wychodził z domu bez słowa, wracał późno. Z Izą też nie rozmawialiśmy. Nasze mieszkanie stało się ciche, jakby ktoś wyssał z niego całą energię. W powietrzu wisiało napięcie, którego nie dało się rozładować żadnym słowem. Któregoś wieczoru usłyszałem pukanie do drzwi sypialni.

– Możemy pogadać? – zapytał Michał, stojąc w progu.

– Jasne – odpowiedziałem, siadając na łóżku.

Usiadł obok. Milczał chwilę, zanim się odezwał.

– Przemyślałem to. Nie jestem pewien, czy kiedykolwiek to do końca zaakceptuję, ale... nie chcę tracić kogoś, kto przez całe życie był moim ojcem. Nieważne, co mówią geny.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Uścisnąłem go tylko, jak wtedy, gdy miał pięć lat i bał się ciemności. W tamtym momencie czułem, że niezależnie od wszystkiego, nasze więzi nie zostaną nigdy zerwane. Z Izą było trudniej. Nie potrafiłem już na nią patrzeć tak samo. Próbowaliśmy rozmawiać, ale każde zdanie kończyło się pretensjami albo ciszą. Chciała odbudować zaufanie, ale ja już nie wiedziałem, czy chcę. W końcu powiedziała:

– Jeśli chcesz odejść, nie będę cię zatrzymywać. Rozumiem.

Odpowiedziałem tylko:

– Potrzebuję czasu. I przestrzeni. Nie wiem, co będzie dalej.

Zebrałem kilka rzeczy i wyprowadziłem się do mieszkania po mojej mamie. Michał wiedział, gdzie jestem. Zaczęliśmy się spotykać trochę jakby od początku, powoli, ostrożnie, jakbyśmy budowali wszystko od nowa.

Coś między nami się skończyło

Minęły trzy miesiące od dnia, w którym dowiedziałem się prawdy. Czas nie uleczył wszystkiego, ale pozwolił mi spojrzeć na życie z innej perspektywy. Nadal mieszkałem osobno. Nie podjąłem jeszcze decyzji, czy wrócę do Izy. Czasem odwiedzałem mieszkanie, które kiedyś nazywałem domem. Rozmawialiśmy spokojnie, wymienialiśmy codzienne sprawy, ale coś między nami się skończyło. Może to było zbyt kruche, by wytrzymać taki wstrząs. A może po prostu nie chciałem już wracać do życia w cieniu nieprawdy. Z Michałem widywałem się regularnie. Chodziliśmy na mecze, do kina, czasem po prostu siedzieliśmy na ławce i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Od kiedy znał prawdę, był jakby dojrzalszy. Mniej impulsywny, bardziej uważny. Było w nim coś, co przypominało mi mnie – nie z krwi, ale z życia. Pewnego dnia zapytał mnie:

– Gdybyś wiedział od początku, że nie jestem twój… wychowałbyś mnie?

Spojrzałem mu w oczy.

– Bez chwili wahania. Wychowałem cię nie dlatego, że musiałem. Tylko dlatego, że chciałem. I nadal chcę być twoim ojcem. Jeśli ty mi na to pozwolisz.

Uśmiechnął się lekko.

– Już dawno ci pozwoliłem, tato.

Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś wybaczę Izie. Może nie, ale wiem jedno – nie żałuję ani jednego dnia, który spędziłem jako ojciec Michała. Bo ojcostwo to nie geny. To codzienne wybory. I miłość.

Jan, 48 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama