Reklama

Mam trzydzieści sześć lat, grafik freelancer, mąż. Wydawało mi się, że szczęśliwy. Z Magdą jesteśmy razem od siedmiu lat, małżeństwem – od pięciu. Mamy wszystko, czego „wypada” pragnąć: dobrą pracę, ciche mieszkanie, dwa koty i brak długów. Nie mamy dzieci, ale mówiliśmy, że jeszcze zdążymy. Tylko że od jakiegoś czasu... jakbyśmy niczego już nie planowali. Magda wraca z pracy zmęczona i cicha. Ja próbuję rozmawiać, ale dostaję tylko: „w porządku”, „nie teraz”, „jestem padnięta”. Kiedyś siadała przy mnie z herbatą. Teraz wchodzi do sypialni, zamyka drzwi i tyle ją widzę. Gdy pytam, czy coś jest nie tak, patrzy na mnie spokojnie, bez emocji i mówi:

– Michał, wszystko jest dobrze.

I wierzyłem. Może dlatego, że bardzo chciałem. Bo jeśli wszystko jest w porządku, to nie muszę się bać. Nie muszę myśleć, że coś się rozpada. A przecież… to już się rozpadło. Choć jeszcze wtedy nie wiedziałem o tym na pewno. Nie wiedziałem, dopóki nie ukląkłem przy łóżku, szukając ładowarki. I nie natrafiłem na twardą rączkę walizki. Starannie spakowaną. Jakby ktoś planował wyjść z naszego życia… w każdej chwili.

Czułem się jak ostatni głupek

To był zwykły wtorek. Taki bez historii. Zgubiłem ładowarkę do służbowego laptopa, a deadline wisiał mi na karku. Szukałem wszędzie – za kanapą, w kuchni, wśród kabli w szufladzie. W końcu zajrzałem pod łóżko. W głowie miałem tylko stres i niedokończony projekt, aż nagle coś szarpnęło mnie za wnętrze. Pod łóżkiem, w samym rogu, leżała walizka. Granatowa, ta, którą zwykle braliśmy na weekendowe wypady. Wyciągnąłem ją bez większego namysłu. Myślałem, że pusta. Nie była.

Zamek puścił z cichym kliknięciem. W środku – porządek. Magda zawsze pakowała perfekcyjnie: ubrania złożone ciasno, kosmetyczka z drobiazgami, szczoteczka do zębów, nawet bielizna, wszystko ułożone jak do katalogu. Tylko... dlaczego? Przecież nigdzie się nie wybierała. Przynajmniej tak mówiła. Przez chwilę siedziałem na podłodze, trzymając tę walizkę jak głupi. Czułem się, jakby ktoś mi właśnie wsunął nóż między żebra, ale zrobił to bardzo powoli, z precyzją. To nie był przypadek. Tego nie robi się spontanicznie. To nie była „walizka na wszelki wypadek”. To był plan. Plan odejścia. Nie spytałem jej tego wieczoru. Zjadłem z nią kolację. Mówiła coś o nowym koledze w pracy, o szefie, który jej działa na nerwy. Siedziała w piżamie, z koczkiem na głowie, wyglądała jak zawsze. I kiedy już zmyłem naczynia, podszedłem do niej i zapytałem:

– Wszystko u nas dobrze?

Uśmiechnęła się, ledwo zauważalnie.

– Tak, Michał. Wszystko jest w porządku.

A ja tylko skinąłem głową, choć w środku chciało mi się krzyczeć: „To po co ci ta cholerna walizka pod łóżkiem?”

W końcu nie wytrzymałem

Wytrzymałem dwa dni. Przez czterdzieści osiem godzin chodziłem z tą walizką w głowie jak z tykającą bombą. Próbowałem pracować, robić zakupy, oglądać serial, nawet śmiać się z Magdą z jakiegoś głupiego filmiku, który mi pokazała. Ale nie umiałem. Każde jej słowo brzmiało jak echo z innej przestrzeni. Bo pod naszym łóżkiem – leżała jej gotowość. Gotowość do wyjścia. A ja nie miałem pojęcia, kiedy zamierzała to zrobić. W końcu nie wytrzymałem. Usiadłem na brzegu łóżka, kiedy wieczorem przebrała się w piżamę i czytała coś w telefonie.

– Magda – powiedziałem, a mój głos zabrzmiał jak obcy. – Mogę zapytać cię o coś... dziwnego?

Spojrzała na mnie bez większego zainteresowania, jakby już wiedziała, co powiem.

– Jasne. Co się stało?

– Pod łóżkiem… znalazłem walizkę. Spakowaną.

Zawiesiła spojrzenie na moment. Potem wzruszyła ramionami.

– Aha. To chyba jeszcze po ostatnim wyjeździe. Nie wypakowałam wszystkiego.

– Magda, tam są twoje dokumenty. Bielizna. Szczoteczka. Jakbyś się szykowała do wyjazdu. Jakbyś miała... odejść.

Zrobiła minę, jakby właśnie usłyszała teorię spiskową.

Michał, nie dramatyzuj. Serio. Gdybym chciała odejść, to bym ci powiedziała. Jesteśmy dorośli.

– Ale to wygląda inaczej. Jakbyś czekała tylko na odpowiedni moment.

Przez chwilę się nie odzywała. Potem zgasiła lampkę i powiedziała cicho:

– Nie wszystko musi mieć dramatyczne wytłumaczenie. Czasem to tylko walizka.

Odwróciła się do ściany, zostawiając mnie w ciemności. I w tej ciemności siedziałem jeszcze długo. Bo wiedziałem jedno, że ona mi nie powiedziała całej prawdy. A może… niczego mi już nie mówiła od dawna.

Serce waliło mi jak oszalałe

Nie chciałem jej szpiegować. Przysięgam. To był przypadek. Wyszedłem z pracowni, bo przypomniało mi się, że nie wyjąłem prania z pralki. Magda akurat rozmawiała przez telefon w kuchni, a ja… zatrzymałem się, zanim mnie zauważyła. Nie wiem dlaczego. Coś w jej głosie mnie zatrzymało. To nie był ten ton, który znałem. Nie ten, którym mówiła do mnie. Był… miękki. Uważny. Jakby ktoś, do kogo mówi, był dla niej ważniejszy niż ja. Ukłuło mnie to od razu.

– Jeszcze trochę, muszę to dobrze rozegrać – szeptała, odwrócona plecami. – Nie mogę po prostu spakować się i wyjść, rozumiesz?

Zamarłem.

– On nie jest gotowy. Ciągle pyta, czy wszystko w porządku. Głupie, prawda? Ale co mam mu mówić? Że już dawno mnie nie ma?

Zaparło mi dech. Poczułem, jak miękną mi nogi. Oparłem się o ścianę, wstrzymując oddech.

– Tak, wiem. Ja też tak czuję. Ale jeszcze chwila. Proszę cię, jeszcze trochę cierpliwości…

W tej chwili zadzwonił mój telefon – cicho, ale wystarczająco, żeby Magda się odwróciła. Szybko wycofałem się na palcach z powrotem do pokoju. Serce waliło mi jak oszalałe. Przez kolejną godzinę siedziałem przy biurku, nie ruszając się ani o milimetr. Myśli biegły w kółko. Kim on jest? Od kiedy to trwa? I najważniejsze – czy ja w ogóle znałem kobietę, z którą dzieliłem życie? Nagle jej „wszystko w porządku” brzmiało jak szyderstwo.

Miałem tylko żałosną nadzieję

– Stary, ona cię okłamuje. I to nie od wczoraj – powiedział Kamil, gdy opowiedziałem mu wszystko. Siedzieliśmy na ławce w parku, piliśmy gorącą kawę z termosu. Zawsze był brutalnie szczery, ale teraz to bolało.

– Ale może… może to tylko emocjonalna bzdura. Może ona nie zdradza mnie fizycznie, tylko… jakoś się pogubiła?

– Michał – przerwał mi Kamil, patrząc prosto w oczy – ty serio jeszcze w to wierzysz? Walizka. Kłamstwa. Telefon do jakiegoś gościa. Chcesz czekać, aż cię wymelduje z własnego życia listem na lodówce?

Nie miałem już żadnych argumentów. Tylko strach. I tą głupią, żałosną nadzieję, że może się mylę. Kilka dni później śledziłem Magdę. Tak, wiem, jak to brzmi. Ale coś we mnie pękło. Pojechała taksówką po pracy, nie do domu. Podążyłem za nimi swoim autem. Serce tłukło mi się o żebra jak zwariowane. Wysiadła przy kawiarni. Usiadła przy stoliku przy oknie. Po chwili dosiadł się do niej facet – dobrze ubrany, z brodą i uśmiechem, jakiego nie widziałem u niej od miesięcy. Patrzyła na niego z czułością. Dotknęła jego dłoni. On coś szepnął jej do ucha, roześmiała się. Godzinę później weszli razem do hotelu po drugiej stronie ulicy. Zacisnąłem pięści tak mocno, że aż zabolało. Czułem się jak idiota. Naiwniak, który do ostatniej chwili wierzył, że „wszystko w porządku” to nie tylko pusta formułka.

– Nie wiem, co mnie boli bardziej – powiedziałem później Kamilowi – że chce odejść… czy że robi to za moimi plecami, jakbym był nikim.

Nie było jej już od dawna

Czekałem na nią w salonie. Nie miałem już siły udawać, że nic nie wiem. Kiedy weszła do mieszkania i rzuciła klucze na komodę, spojrzałem na nią – długo, bez słowa.

– Co? – zapytała, jakby nic się nie działo.

– Byłaś dziś w hotelu z kimś. Widziałem. Wszystko już wiem, Magda.

Zamarła. Ułamek sekundy. Potem jej twarz znów przybrała ten chłodny, wyćwiczony spokój. Ale ręce – ręce jej zadrżały.

– Michał…

– Nie. Bez tłumaczeń. Po prostu powiedz prawdę. Od kiedy? Dlaczego? Kim on jest?

Usiadła. Jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Milczała. W końcu westchnęła:

– Od kilku miesięcy. Poznałam go w pracy. I nie... nie planowałam tego. Po prostu… poczułam się przy nim kimś innym. Sobą. Nie żoną z obowiązku, nie jakimś kolejnym „wszystko okej” przy kolacji.

– Więc… chciałaś odejść?

– Tak – przyznała. – Walizka była gotowa od dawna. Czekałam tylko, aż znajdę odpowiedni moment. Ale ty… ty ciągle pytałeś, czy wszystko w porządku. Jakbym musiała ci to mówić, żebyś w końcu sam coś zauważył.

– A może ty po prostu nie miałaś odwagi? – powiedziałem ostro. – Wolałaś, żebym sam to odkrył i zrobił ci przysługę?

Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie z czymś w rodzaju żalu. Ale nie miłości. Już nie.

– Nie chciałam cię ranić. Naprawdę. Ale już nie umiem tego dłużej ciągnąć.

– Więc przez ten cały czas czekałaś, aż się złamię?

Znowu milczenie. Jakby to była jej ulubiona forma komunikacji. I właśnie wtedy, w tej ciszy, zrozumiałem, że już jej nie odzyskam. Bo tak naprawdę – Magdy nie było ze mną od dawna.

Michał, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama