Reklama

Na początku żyliśmy skromnie. Monika wtedy jeszcze cieszyła się z drobnostek. Zadowalała się na śniadanie bułkami i serem, mówiła, że jemy na bogato. Uwielbiałem to jej gadanie. Mieliśmy tylko siebie i to wystarczało. Z czasem jednak coś się zmieniło. Najpierw jakaś nowa torebka, bo była promocja, weekendowy wypad z przyjaciółką, bo trzeba odpocząć. Potem coraz więcej kosmetyków, coraz mniej rozmów. Coraz więcej przedmiotów i coraz mniej rozmów w domu. Nie odzywałem się, po prostu byłem i nie rzucałem się w oczy. Może właśnie o to jej chodziło – żebym nie przeszkadzał.

Któregoś dnia wróciłem z pracy i zobaczyłem ją, jak wnosi do mieszkania wielkie siaty z logo ekskluzywnych sklepów. Niosła je jedną ręką, bo drugą miała zajętą telefonem, oczywiście gadała z przyjaciółką. Stanąłem w przedpokoju, patrzyłem bez słowa.

– Zaraz ci wszystko pokażę! – zawołała z entuzjazmem. – Buty przecenione o czterdzieści procent! A ta sukienka… normalnie za pół darmo! I zgadnij co jeszcze? Dorwałam perfumy, takie nowe, które reklamowała ta aktorka!

Rozkładała torby na kanapie, jakby otwierała prezenty na Boże Narodzenie. Uśmiechała się szeroko, ale jej oczy były puste. Stałem dalej w przedpokoju.

– Ile wydałaś? – zapytałem bez emocji.

Byłem wściekły

Zamarła na chwilę, ale szybko się otrząsnęła.

– Całą pensję… ale to świetne okazje! – rzuciła tonem, jakby to miało mnie rozbawić. Wymuszony uśmiech, który widziałem już zbyt wiele razy.

– Masz to jutro zwrócić. Wszystko, albo składam papiery rozwodowe – powiedziałem spokojnie.

Nie zareagowała. Stała z tymi torbami jak z wyrzutem sumienia. Usiadłem w fotelu i zająłem się książką. Monika nie powiedziała ani słowa, odkąd rzuciłem tamto zdanie. Nie zapytała, czy mówiłem poważnie, nie próbowała niczego wyjaśnić. Może nie miała odwagi, może jej to nie obchodziło.

Myślałem o tej scenie, o torbach z zakupami, o jej uśmiechu, o tych butach, które dumnie stawiała na stole jak trofea. Jakiś wewnętrzny głosy próbował mnie usprawiedliwiać, że to tylko zakupy, że może potrzebowała oderwać się od czegoś, że przecież wiele kobiet to robi. Ale ja już wiedziałem, że nie chodziło tylko o zakupy.

Postawiłem ultimatum

To nie była kwestia pieniędzy. Od dawna czułem, że jestem dla niej tłem, dodatkiem, który nie robi hałasu i nie przeszkadza. Cichym domownikiem, który wraca, kładzie się spać, wychodzi do pracy. Przestaliśmy rozmawiać, przestaliśmy się dotykać. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spojrzała na mnie tak, jakby widziała we mnie mężczyznę. Zaczynałem się czuć jak powietrze. Byłem tu fizycznie, ale emocjonalnie… Nie było mnie.

Rano zastałem ją przy stole. Piła kawę i przeglądała telefon. Włosy miała związane w niedbały kok, paznokcie pomalowane na beżowo, jakby z aptekarską precyzją pilnowała, by wszystko pasowało do siebie – paznokcie, kubek, obudowa telefonu. Spojrzała na mnie przelotnie, ale nic nie powiedziała. Usiadłem naprzeciwko.

– Monika, nie chcę rozmawiać o zakupach ani o zwrotach. Chciałbym porozmawiać o nas – powiedziałem spokojnie.

Nie widziała problemu

Wzruszyła ramionami i odłożyła telefon.

– Przecież wszystko jest dobrze. Przesadzasz – rzuciła beznamiętnie.

– Naprawdę tak uważasz?

– No tak. Po prostu masz inny charakter. Lubisz ciszę, stabilizację. Ja potrzebuję trochę koloru, emocji, jakiejś zmiany raz na jakiś czas. Nie dramatyzuj.

– Nie dramatyzuję. Mówię ci, że nie czuję się w tym małżeństwie jak mąż. Czuję się jak ktoś, kto tylko przychodzi, płaci rachunki i nie przeszkadza – powiedziałem wolno, ważąc słowa.

Wstała, odstawiła kubek i spojrzała na mnie z góry, z dziwnym uśmiechem.

– A ty co? Chcesz mnie kontrolować? Chcesz wiedzieć, co kupuję, co robię? Bo czujesz się niekochany? Wiesz, kobiety tak mają. Potrzebują, żeby ktoś je zauważył. Ty mnie nie widzisz od miesięcy – jej głos stawał się coraz ostrzejszy.

– Nie widzę, bo nie dajesz się zobaczyć. Jesteś wiecznie zajęta. Paznokcie, torebki, telefon. Jak mam do ciebie dotrzeć, skoro nawet nie zatrzymujesz się, żeby posłuchać?

– Nie kupujesz mi kwiatów. Nie komplementujesz. Nie jesteś czuły – rzuciła, a jej głos drżał, jakby czekała na tę chwilę.

– Bo ja nie jestem dodatkiem do twojej torebki. Jestem twoim mężem – odpowiedziałem i sam siebie zaskoczyłem spokojem, z jakim to powiedziałem.

– To dlaczego zachowujesz się jak księgowy, nie jak facet?

– Bo ktoś musi trzymać nas przy ziemi – rzuciłem. – Gdy ty latasz między butikami i internetem, ja próbuję poskładać to, co się między nami rozpadło.

Odszedłem od niej

Patrzyła na mnie długo, jakby widziała mnie po raz pierwszy, ale nie powiedziała nic więcej. Wróciła do swojego telefonu, jakby ten poranny teatr nic dla niej nie znaczył. Wstałem i wyszedłem. Nie powiedziałem już ani słowa. Wiedziałem, że do niej już nie dociera nic, co nie jest opakowane w złoty papierek.

Minął tydzień. Żadne z nas nie zaczynało rozmowy. Ja pakowałem swoje rzeczy, ona przesiadywała w sypialni. W końcu zaproponowała rozmowę. Może liczyła, że to coś poruszy.

– Naprawdę nie ma już nic? – zapytała.

– Nie mam już w sobie miejsca na nadzieję – odpowiedziałem bez złości. – Nie chodzi o zdradę, krzywdę czy kłótnie. Chodzi o brak rozmów, spojrzeń, bliskości. Zostałem sam.

– Ale przecież… byliśmy szczęśliwi – powiedziała z trudnością.

– Byliśmy. A potem zacząłem cię gubić. I kiedy się obejrzałem, nie było cię już w ogóle.

Nie wiedziałem jeszcze, jak się żyje na nowo. Nie miałem wielkich planów. Zacząłem chodzić na siłownię, zmieniłem trasę do pracy, przestałem sprawdzać godzinę, o której Monika wracała do domu. Wyrzuciłem z telefonu wspólne zdjęcia. Wprowadziłem do swojego życia nowy porządek, o którym marzyłem od lat.

Paweł, 40 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama