Reklama

To normalne, że rodzice oferują pomoc i wsparcie swoim pociechom, o ile tylko mają na to siłę i wolną chwilę. Ale żeby mama robiła za służącą u córki? To już lekka przesada! Moja żona właśnie tak postępuje. Ja zarabiam na chleb, a Magda przeszła na wcześniejszą emeryturę, kiedy nasza druga wnusia przyszła na świat. Wtedy Alinka postanowiła wrócić do roboty, a nasz zięć zajął się pisaniem doktoratu. No i wtedy zaczął się ten cyrk.

Reklama

Ma obsesję na punkcie wnucząt

Moja małżonka uczyniła z codzienności naszego dziecka i wnuków swój własny, równoległy świat. Ja zostałem odsunięty na bok. Lwią część doby spędza pod ich dachem, gdyż musi przecież zaprowadzić dzieciaki do szkoły i przedszkola, przyrządzić obiad, a do tego jeszcze Marcinowi towarzyszyć trzy razy w tygodniu na zajęciach muzycznych, zaś Anię odprowadzać na zajęcia taneczne. I nic nie wskórały moje wywody, że przecież przedszkole jest otwarte do siedemnastej, a w szkole funkcjonuje świetlica.

Nie masz za grosz uczuć – Magda spojrzała na mnie z pretensją. – Ja mam całe dnie spędzać przed telewizorem albo gawędzić z sąsiadkami, podczas gdy moje wnuczęta włóczą się samopas po jakichś świetlicach?

– Gdyby nasz dom znajdowałby się w innej części kraju, nasze dzieci poradziłyby sobie bez twojej pomocy – próbowałem przekonać żonę.

– Na całe szczęście jednak mieszkamy niedaleko, także dyskusja na ten temat nie ma najmniejszego sensu.

Starałem się przemówić do rozsądku naszej córce, by nie wykorzystywała bezlitośnie swojej mamy, lecz Alina zareagowała na moje słowa zaskoczeniem.

– Mama to wszystko robi z własnej woli. Nikt jej nie każe gotować, w końcu stołujemy się na mieście, poza tym pościel można by spokojnie wysłać do pralni, ale ona się zawzięła. A jeśli chodzi o to jej latanie z dzieciakami po kółkach zainteresowań, to podobno dobrze wpływa na jej serce, bo ciągle jest aktywna… Tak przynajmniej twierdzi.

Miałem dość

Przyszło mi na myśl, że kiedyś, chociaż obydwoje harowaliśmy w pracy, ona miała energii aż nadto. Regularnie organizowaliśmy sobie przejażdżki rowerowe. Od początku wiosny aż do pierwszych opadów śniegu co tydzień razem dokądś się wybieraliśmy. A te nasze sobotnie i niedzielne włóczęgi po szlakach, kiedy nieraz do schroniska wracaliśmy już po zmroku, przy księżycowej poświacie! Albo choćby zwyczajne przechadzki po parku, gdzie mieliśmy swoje ukochane miejsce – ławkę obok fontanny.

„Co się stało z moją żoną, że tak nagle się zmieniła?” – zastanawiałem się intensywnie, aż nagle dopadła mnie przerażająca myśl. Może ona zwyczajnie ma mnie dość i przede mną ucieka? Chyba rzeczywiście woli zajmować się praniem i gotowaniem u naszej córki, zamiast pić ze mną wieczorami herbatę i chodzić na spacery…

Rozmyślałem o tych sprawach, zmierzając do mieszkania po skończonej robocie. Nie spieszyło mi się, noga za nogą pokonywałem kolejne metry, wiedząc, że w chacie czeka na mnie tylko kolacja do podgrzania na kuchence. Lepszym pomysłem wydawało mi się zajrzenie do knajpy na michę flaczków, a przy okazji może również na jeden kufel schłodzonego piwka.

Czułem się niepotrzebny

Przyspieszyłem nieco, zamierzając wyminąć zakochaną parę idącą przede mną za rączki. Wtedy zobaczyłem, jak mężczyzna nachyla się ku swojej kobiecie i składa pocałunek na jej czuprynie. Ten widok przelał czarę goryczy.

– Kochanie, masz ochotę na pyszną, maślaną kremówkę? – mówił do niej czule. – Chodźmy razem do cukierni „Koralowa”.

– Tak ci się nagle zachciało tej kremówki, co? – parsknęła śmiechem jego towarzyszka. – Może lepiej przypomnij sobie o swojej cukrzycy, skarbie. W najlepszym wypadku dostaniesz maleńki skrawek drożdżowego ciacha, nic więcej.

– Oj, ty moja najdroższa, jesteś gorsza niż cerber! – ponownie złożył pocałunek na jej włosach. – No dobrze, zgadzam się, wystarczy mi ten malutki kawałeczek…

Słuchając tej konwersacji, nic nie wzbudziłoby mojego zdziwienia, gdybym nie rzucił okiem na ich oblicza. Nie byli to młodzi ludzie, z pewnością kilka lat starsi ode mnie! Nagle straciłem apetyt zarówno na flaczki, jak i zimne piwko. Zacząłem się głowić, kiedy ostatnio ja i Magda wybraliśmy się gdzieś do knajpy tylko w swoim towarzystwie, i uświadomiłem sobie, że to było wieki temu. Bo w ciągu ostatnich lat ona nigdy nie mogła znaleźć na to czasu.

Zwierzyłem się jej

Pogrążony w ponurych rozważaniach, powoli zmierzałem w stronę mieszkania. Nagle do moich uszu dobiegło radosne ujadanie, a przy nogach poczułem mięciutką, kudłatą kuleczkę. Ach, no przecież, to pani Jagoda, nasza sympatyczna sąsiadka z dolnego piętra, która owdowiała niedawno. Postanowiła skorzystać z ładnej pogody i ruszyła z pupilem na przechadzkę.

Skłoniłem się zatem uprzejmie, lecz nie mogłem ruszyć z miejsca, gdyż czworonóg z entuzjazmem skakał wokół mnie.

– Proszę wybaczyć Kajtkowi – starała się opanować sytuację moja sąsiadka, uśmiechając się przepraszająco.

– No cóż, przynajmniej ktoś mnie tu lubi – burknąłem pod nosem.

– Coś widzę, że humor sąsiadowi nie dopisuje – rzuciła, przyglądając mi się z zainteresowaniem. W tym momencie coś we mnie pękło. Zwykle nie zwierzałem się nikomu, ale tym razem uczucie goryczy wzięło górę i nie potrafiłem nad nim zapanować… Sąsiadka przysłuchiwała się ze spokojem, nie wtrącając się w moje słowa.

– W takim razie musimy poszukać jakiegoś rozwiązania last minute – parsknęła śmiechem, kiedy już zamknąłem usta. – Jest pan naprawdę ciekawym facetem i wielka szkoda, że małżonka pana nie docenia.

Sąsiadka wpadła na pomysł

– Chyba mój urok już jej spowszedniał i przestał robić wrażenie – mój uśmiech miał gorzki posmak.

– Żonę należy lekko przestraszyć – powiedziała sąsiadka. – I wywołać u niej poczucie niepewności.

– Nie za bardzo rozumiem, o co chodzi – byłem zaskoczony jej słowami.

– Ma pan może wiertarkę? – zadała mi niespodziewane pytanie. – Oraz odrobinę wolnego popołudnia, na przykład dzisiejszego wieczora?

– Owszem, mam obie te rzeczy – przytaknąłem.

– W takim razie zapraszam do mojego mieszkania. Muszę wywiercić parę otworów, powiesić szafkę w kuchni i naprawić zamek od łazienki – wymieniła jednym tchem. – Rozumie pan, u kobiety mieszkającej samotnie ciągle jest coś do zrobienia. Ale w zamian obiecuję pyszną kolację.

Nie potrafię odmówić, gdy ktoś prosi mnie o pomoc, dlatego od razu przystałem na propozycję. Miałem jedynie obawy, czy uda mi się to wszystko ogarnąć w ciągu jednego wieczora. Pani Jagoda posłała mi wtedy czarujący uśmiech i powiedziała, że nie ma pośpiechu. Mogę majsterkować i reperować choćby i cały następny tydzień.

– Aż się uda – dodała ze śmiechem. – W takim razie czekam na pana jeszcze dziś, tylko niech pan koniecznie zostawi małżonce kartkę, że jest pan u mnie.

Postąpiłem zgodnie z jej radą

Minęło kilka godzin. Byłem w trakcie robienia kolejnej dziury w murze salonu. W tym samym momencie pani Jagoda przygotowywała kolację, rozkładając talerze i sztućce na stole. Nagle usłyszeliśmy dźwięk dzwonka przy drzwiach wejściowych. Spojrzałem w tamtym kierunku i dostrzegłem w progu moją małżonkę. Zaskoczona wodziła wzrokiem na przemian to na mnie, to na stół, aż w końcu jej spojrzenie spoczęło na pani Jagodzie.

– Wybacz, ale możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? – powiedziała głośniej niż zwykle.

– Ach, pan Ryszard był taki uprzejmy i zaoferował mi wsparcie w różnych męskich kwestiach. – Sąsiadka posłała mi uśmiech. – Jako podziękowanie zaprosiłam go na pyszną kolację, sama pani wie, facetom trzeba dobrze gotować, by byli zadowoleni.

– Słucham? – Magda spojrzała na mnie z dezaprobatą, podnosząc głos jeszcze bardziej. – O jakich to męskich sprawach mówisz, Rysiek? Co to za dogadzanie? Co ty tu w ogóle wyprawiasz?!

– Eee… No wiesz, pomagam zamontować kołki rozporowe – odpowiedziałem. – Pani Jagoda mnie o to poprosiła.

Żona mnie znalazła

Kiedy Magda usłyszała te słowa, oniemiała ze zdumienia, a jej policzki nabrały intensywnie czerwonego koloru. Ja natomiast tkwiłem w miejscu, trzymając w ręku tę przeklętą wiertarkę, kompletnie nie mając pojęcia, co powinienem teraz powiedzieć. Tylko pani Jagoda wydawała się niewzruszona całą sytuacją, wciąż mając na twarzy ten sam łagodny uśmiech.

– Wpadliśmy na siebie dzisiaj zupełnie przypadkowo i pan Ryszard zaczął narzekać, że czuje się samotny i ma za dużo czasu wolnego – odezwała się w końcu. – Pomyślałam więc, że spróbuję mu jakoś pomóc, no i przy okazji… Wie pani, przy okazji sama też trochę na tym skorzystam.

Magda poczerwieniała tak bardzo, że prawie przybrała kolor dojrzałej wiśni. Przestraszyłem się nie na żarty, że zaraz zemdleje albo co gorsza.

– Wracamy już – rzuciła w moim kierunku zirytowana. – Dziękujemy za pani zaangażowanie, ale to tyle z naszej strony – wysyczała do Jagody, po czym opuściła pomieszczenie. Posłałem sąsiadce pełne skruchy spojrzenie, lecz ona zareagowała jedynie porozumiewawczym mrugnięciem.

Zdawałem sobie sprawę, że w naszych czterech ścianach czeka mnie trudna konfrontacja z małżonką. Zanim jednak zdążyła zacząć swoje pretensje, ja wystrzeliłem z argumentami. Przecież popołudniami nudzę się w samotności, więc czy to takie straszne, jeśli trochę czasu umilę sobie w towarzystwie sąsiadki? Chociaż będę miał z kim pogadać, a przy okazji w czymś jej pomogę.

Wyraziła skruchę

Powiedziałem jej, że skoro ona ma swoje życie, to ja również mam prawo do własnego. Nie zamierzam do końca swoich dni siedzieć sam jak palec, podczas gdy ona będzie pełnić rolę służącej u naszego dziecka! Magda parę razy próbowała mi przerwać, ale nie dałem jej dojść do słowa. Musiała wysłuchać wszystkiego, co miałem do powiedzenia. Gdy skończyłem, przez dłuższy moment wpatrywała się we mnie w ciszy, aż w końcu głęboko westchnęła.

– Słuchaj, Rysiu, chyba nie byłam do końca świadoma… – wyszeptała. – Chyba masz rację, troszeczkę przesadzam z tym wszystkim.

– No i wypadłem ci z głowy – zbliżyłem się do niej i mocno przytuliłem. – Kompletnie zapomniałaś o naszej dwójce, skarbie – musnąłem ustami jej policzek.

– Ale to się zmieni, daję ci słowo – oddała mi buziaka. – A teraz przygotuję coś pysznego na kolację, bo pewnie zgłodniałeś.

Pani Jagoda to niezwykle rozsądna kobieta. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nic tak nie wstrząśnie żoną, jak zazdrość o ukochanego małżonka. I ten plan awaryjny okazał się strzałem w dziesiątkę. Magda nie była już tak nieodzowna w życiu naszej pociechy. Powróciła do naszego gniazdka, do mnie. Od tamtego momentu, za każdym razem, gdy widzę panią Jagodę, kłaniam się jej jeszcze niżej, z ogromnym respektem.

Reklama

Ryszard, 65 lat

Reklama
Reklama
Reklama