Reklama

Nie rozumiem, czemu Kamila ma ciągle o wszystko pretensje. Znaczy wiadomo, że się czepia, ale teraz to już zdecydowanie przesadza. Ciągle mi czegoś zabrania, wszystko jej nie pasuje. Do Baśki też się przyczepiała non stop, ale to, co wyprawia w tej chwili, to już lekka przesada…

Reklama

Mam dobrą kumpelę

Baśka to moja była dziewczyna z czasów szkoły średniej, chodziliśmy ze sobą, gdy byłem w drugiej klasie liceum. Zanim zdążyliśmy się w sobie zakochać na poważnie, płomień naszej miłości wygasł, ale rozstanie przebiegło pokojowo. Raptem parę tygodni później doszliśmy do wniosku, że wciąż darzymy się sympatią i lubimy wspólnie spędzać czas, więc postanowiliśmy zostać kumplami. Takimi, co mogliby razem dokonać niemożliwego, na których można polegać w kryzysowych momentach, ale którzy dzielą się też rozmaitymi bzdurami. W naszych kontaktach nie było żadnych dwuznaczności czy erotycznych aluzji.

Z Basią łączyła mnie wyjątkowa więź, zupełnie inna, niż z pozostałymi kobietami. Między nami istniało jakieś telepatyczne porozumienie, jakbyśmy byli rodzeństwem z innych rodziców. Dogadywaliśmy się bez słowa, często nie musieliśmy nic mówić, żeby wiedzieć, co myśli to drugie. Właśnie przez tę naszą wyjątkową relację nigdy nie mieliśmy ochoty wskoczyć razem do łóżka, żeby powspominać stare czasy. To byłoby trochę tak, jakbyśmy dopuścili się grzechu.

Przyszłą żonę poznałem podczas ostatniego semestru studiów, na imprezie w akademiku. Jakoś tak wyszło, że między jednym a drugim rzuconym spojrzeniem, pomiędzy kolejnymi wątkami rozmowy, zaintrygowała mnie ta niezbyt wysoka szatynka o przepięknych piwnych oczach. Robiła wrażenie niezwykle oczytanej osoby, co robiło duże wrażenie na kimś takim jak ja. Na administracji przede wszystkim zgłębiałem treść ustaw, różnych kodeksów i innych aktów prawnych. Zaczęliśmy się ze sobą umawiać, niedługo potem zamieszkaliśmy pod jednym dachem, aż w końcu stanęliśmy na ślubnym kobiercu.

Nawet nie próbowała się kryć

Oboje staraliśmy się ją przekonywać, że łączy nas wyłącznie koleżeństwo, ale ona i tak w to nie wierzyła. Awantura wybuchła jeszcze na długo przed ślubem, kiedy oznajmiłem jej, że chciałbym, aby to właśnie Barbara była moim świadkiem. Kamila kategorycznie odmówiła i uparła się przy swoim zdaniu. Koniec końców w roli drużby stanął mój kuzyn, a za druhnę robiła najlepsza koleżanka mojej przyszłej żony.

Już na długo przed ślubem miałem coraz mniej czasu na spotkania z Baśką. Zresztą ona znalazła sobie faceta i jemu głównie poświęcała swój czas. Mimo wszystko nie straciliśmy ze sobą kontaktu, co nieustannie nie podobało się Kamili. Raz, że znów zadzwoniła Baśka. Dwa, że po raz pierwszy od ośmiu tygodni poszliśmy na piwo, by pogadać. Zajęło nam to półtorej godziny i w zasadzie skupiłem się na słuchaniu o tym, że u mamy Basi, którą znałem i darzyłem sympatią, podejrzewają raka. Kompletnie nie rozumiem, jak mogłoby nas to nastrajać do jakichś amorów, ale Kamila widziała w tym zagrożenie.

Kazała mi wybierać

Basia była nieustannie używana jako wymówka do robienia mi awantur, mimo że ani razu nie dałem Kamili rzeczywistego powodu do bycia zazdrosną. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby ją z kimś zdradzić. A już na pewno nie z Basią, którą postrzegałem jako połączenie siostry i najlepszego kumpla.

Moja gehenna rozpoczęła się w momencie, kiedy moja ukochana żona oznajmiła mi, że spodziewa się dziecka. Ogarnęła nas euforia. Po pięciu latach małżeńskiego życia zdołaliśmy już nieco poszaleć i doszliśmy do wniosku, że jesteśmy gotowi zostać rodzicami. Poczęcie nastąpiło praktycznie od razu. Z niecierpliwością wyczekiwaliśmy chwili, gdy ujrzymy nasze maleństwo. Obserwowałem, jak moja żona przez prawie całe pierwsze trzy miesiące ciąży tkwiła przykuta do sedesu i dochodziłem do wniosku, że gdyby to mężczyźni musieli znosić takie tortury, ludzkość dawno przestałaby istnieć. Robiłem wszystko, by ulżyć mojej ukochanej w cierpieniu.

Od samego początku angażowałem się w ciążę. Byłem obecny na wszystkich badaniach, pomalowałem pokoik dla dziecka, skręcałem łóżeczko i kompletowałem wyprawkę.

Pewnego wieczora Kamila niespodziewanie powiedziała:

– Mam nadzieję, że nie wpadniesz na pomysł, by poprosić Baśkę o bycie matką chrzestną.

– Kochanie... – westchnąłem zrezygnowany, przeczuwając kolejną burzę. – Kogo innego miałbym wybrać? Nie mam brata ani siostry. W twojej rodzinie dominują mężczyźni, więc ty będziesz miała łatwiej z wyborem ojca chrzestnego niż ja.

– Nie podoba mi się ten pomysł. Nie zgadzam się.

Próbowałem zachować spokój i używać racjonalnych argumentów, żeby przekonać ją, że to wcale nie taka zła decyzja.

– Dlaczego masz co do niej wątpliwości? – zapytałem.

– Nie wydaje ci się, że to jasne jak słońce?! – warknęła. – Osoby, które trzymają dziecko do chrztu zostają jego duchowymi rodzicami do końca życia.

– Ja i Baśka znamy się jak łyse konie, przyjaźnimy się od ponad dekady. Mało prawdopodobne, żebyśmy się pokłócili i zerwali kontakt. Mam do niej zaufanie, w przeciwieństwie do jakiejś dalekiej krewnej, której nie widziałem od wieków.

– A kto powiedział, że ja mam ochotę patrzeć, jak ona bez przerwy kręci się koło naszego dziecka, co?!

Miałem tego dosyć

Kamila z trudem powstrzymywała łzy, a ja coraz bardziej traciłem cierpliwość. Teoretycznie rozumiałem, że to przez szalejące hormony i że kobieta w ciąży czasem nie panuje nad tym co mówi i co czuje... Ale ile razy można roztrząsać tę samą sprawę?

– Kamila, to również moje dziecko. Jesteśmy razem od lat. Kiedy w końcu mi uwierzysz? Mam ciebie, Baśka ma narzeczonego, z którym chce stanąć na ślubnym kobiercu. Gdzie tu przestrzeń na skoki w bok i oszustwa? Daj spokój z tymi chorobliwymi podejrzeniami, bo naprawdę mam ich powyżej uszu.

– Też mam tego po dziurki w nosie! – wrzasnęła. – Musisz wybrać: ona albo ja!

– O co ci chodzi?

– Dobrze wiesz! Albo bierzesz się w garść i jesteś prawdziwym mężem i tatą naszego malucha, albo idź i baw się w berka z tą całą Basią! Tylko trzymaj się z dala ode mnie i naszego dziecka!

Starałem się ją jakoś uspokoić. Bez skutku, wpadała w coraz większą histerię. Darła się wniebogłosy, roniła łzy i rzucała groźbami.

Koniec z Basią w naszym życiu albo to ja się zmywam!

– Kamilka, no weź, przestań brednie gadać. Robienie scen przez to, że trzymam sztamę z kumpelą, jest jak z przedszkola. To tak, jakbyś miała focha o moją siostrę. Ja ci nie robię dram o to, z kim przebywasz.

– No bo ja nie szlajam się po mieście z kolegami. Widzisz tę subtelną różnicę?

– To sobie znajdź takiego kolegę. Ja ci wierzę. Najwyraźniej ty mi nie.

Moim zdaniem w tej sytuacji nie chodziło o brak zaufania, tylko o chęć posiadania mnie na własność i zaborczość Kamili. Pragnęła, żebym należał tylko do niej i była jedyną kobietą, którą mam w otoczeniu. Nie chodziło o strach przed fizyczną niewiernością, ale o zazdrość związaną z moją zażyłością z Baśką i tym, że ona rozumie mnie lepiej niż Kamila. To ją uwierało i sprawiało jej ból.

Zachowywała się dziecinnie

Kamila ostentacyjnie opuściła sypialnię, przenosząc się do pokoju dziennego, bym mógł w samotności zmagać się z własnymi rozterkami. Jak powinienem postąpić? Bardzo kochałem swoją żonę i dziecko, którgo przyjście na świat było kwestią zaledwie paru miesięcy, ale nie zamierzałem ulegać jej szantażom. Doskonale wiedziałem, że ustępstwo w jednej kwestii pociągnie za sobą lawinę kolejnych roszczeń. Przyzwolenie na jedno czy dwa żądania sprawi, że nie będę w stanie powstrzymać spirali coraz bardziej niedorzecznych oczekiwań. Zawsze znajdzie pretekst, by mnie zastraszyć i postawić w sytuacji bez wyjścia.

Kamila postąpiła naprawdę podle – dosadnie powiedziane, ale całkiem trafnie – wykorzystując naszego malucha niczym zakładnika w negocjacjach. No i co teraz, wyniesie się z domu? Odmówi mi widywania się z dzieckiem, jeśli nie dam słowa, że urwę relację z osobą, którą traktuję jak członka rodziny? Wysłałem wiadomość do Baśki, w której bez owijania w bawełnę opisałem, co się u mnie dzieje za zamkniętymi drzwiami.

„Nie mam zamiaru komplikować ci życia” – napisała w odpowiedzi. – „Kochasz Kamilę, zostaniecie rodzicami. Znasz moje braterskie uczucia względem ciebie. Jesteś dla mnie niczym najbliższy przyjaciel i z pewnością zatęsknię, lecz jeżeli sytuacja tego wymaga, usunę się w cień. W tej układance to nie ja gram pierwsze skrzypce”.

Przysnąłem, ściskając komórkę w ręku. Po przebudzeniu zobaczyłem, że Kamila pochyla się nade mną i przegląda moją konwersację z Baśką. Była tak pochłonięta lekturą, że nawet nie zauważyła, kiedy otworzyłem oczy. Nie próbowałem jej odbierać telefonu, bo wiedziałem, że nie znajdzie tam niczego, co mógłbym przed nią zataić albo czego powinienem się wstydzić.

– No i co? Jesteś spokojniejsza po przeczytaniu tego wszystkiego? – odezwałem się.

To jeszcze gorzej, niż jakbyś ją z nią sypiał! Zwierzasz jej się ze wszystkiego! Mówisz jej o każdej sprawie! To nasz koniec! – załkała i wybiegła z sypialni.

Kamila nie była skłonna do rozmów ze mną. Zdecydowałem, że dam jej trochę przestrzeni i ruszyłem do roboty. Po powrocie do domu zauważyłem nieobecność Kamy. Zniknęła również spora porcja jej ciuchów i akcesoriów dla naszej pociechy. Próbowałem się dodzwonić, ale za każdym razem odrzucała moją próbę kontaktu. Podjechałem pod mieszkanie jej rodziców, ale nikt nie raczył odebrać domofonu ani otworzyć drzwi. Taki stan rzeczy utrzymuje się od dwóch tygodni.

Żona totalnie mnie ignoruje

Baśka z płaczem twierdzi, że przez nią moje życie legło w gruzach i również trzyma się ode mnie z daleka, abym miał możliwość odbudowania więzi z Kamilą. Brakuje mi mojej małżonki, brakuje mi naszego maleństwa, które lada moment przyjdzie na świat. Nie mam pojęcia, w jaki sposób przekonać moją żonę, jak do niej przemówić, skoro kompletnie nie chce mieć ze mną do czynienia. Nie wiem, czy powinienem dojść z nią do porozumienia kosztem osoby, na której bardzo mi zależy…

Mam poczucie, że popełniłem jakieś straszne przewinienie, mimo że to nieprawda. Straciłem kontakt z ukochaną, która nie czyni tej miłości łatwą, a także z upragnionym i wyczekiwanym dzieckiem. Przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Nie mam pojęcia, czy Kamila wreszcie się skontaktuje, odbierze ode mnie telefon, czy też będę zmuszony sądownie ubiegać się o prawo do widywania mojego dziecka, niezależnie od tego, czy urodzi mi się syn czy córka.

Ach, jak bardzo pragnąłbym, aby całe to szaleństwo dobiegło końca, nim w ogóle wystartowało. Gdyby tylko jakaś mądra dusza – jej mama, tata albo kumpela – przemówiła Kamie do rozsądku, żeby przestała wariować, zamiast nakręcać ją w tym zaciętym oporze. Wyrzuty sumienia mnie zżerają przez moje niezdecydowanie.

Mam wyrzuty sumienia, że nie kocham jej na tyle, by odpuścić. Jednocześnie czuję się źle, bo wiem, że nie jestem w stanie tego zrobić. Również ze względu na nasze dziecko. Ojciec pod pantoflem, facet zastraszony i zdominowany to nic pozytywnego. Brakuje mi okresu, gdy kłóciliśmy się o głupoty, ale każdego dnia zapewnialiśmy się o uczuciu, byliśmy sobie bliscy, chodziliśmy za rękę. Mam nadzieję, że da się to jeszcze odkręcić. Że dawne chwile powrócą.

Reklama

Tomasz, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama