Reklama

Odkąd na świat przyszedł nasz syn, czułem się, jakbyśmy nagle zamieszkali w dwóch różnych domach. Ja wciąż w naszym, wypełnionym zapachem świeżo malowanych ścian, a żona...

Reklama

Zosia niby była taka jak zawsze. Śmiała się, gdy opowiadałem głupie żarty i pytała, czy nie zapomnę o zakupach. Jednak od jakiegoś czasu czułem, że nie jest sobą.

Jej spojrzenie było jak tafla lodu

Drzwi otworzyły się z charakterystycznym skrzypieniem, gdy Łukasz wszedł do środka. Żona spojrzała na niego z uśmiechem.

– Zrobimy dziś kolację jak za dawnych czasów – rzucił Łukasz, jakby był gospodarzem tego domu. – W końcu musimy uczcić narodziny twojego syna – powiedział, zwracając się do żony.

– Naszego syna – poprawiłem go z naciskiem, ale on nawet nie mrugnął.

Gdy ich spojrzenia na moment się spotkały, a ja poczułem ten sam ukłucie w piersi. To było coś więcej niż zwykła serdeczność.

Tej nocy, kiedy Łukasz wyszedł, długo siedziałem w ciszy. W końcu zebrałem się na odwagę.

Czy kiedykolwiek coś cię łączyło z Łukaszem? – zapytałem żonę, starając się, by mój głos nie zabrzmiał zbyt oskarżycielsko.

Spojrzenie Zosi było jak tafla lodu – zimne, zaskoczone, a potem gniewne.

– Co? Skąd ci to przyszło do głowy? – wybuchnęła. – On jest twoim przyjacielem!

– Właśnie dlatego pytam. Czasem mam wrażenie, że patrzycie na siebie... – zaciąłem się, szukając właściwego słowa.

– Jak na co? To absurdalne! – Zosia skrzyżowała ręce na piersi. – Wiesz, może to ty masz jakiś problem, skoro wymyślasz takie rzeczy.

Żona mówiła i mówiła, a ja patrzyłem na naszego syna, który spał spokojnie w łóżeczku. Gdy spoglądałem na jego twarz, wydawało mi się, że jest bardziej podobny do... kogoś innego. Do Łukasza. Nie mogłem tego wyrzucić z głowy.

Kilka dni później, w niedzielę, wpadłem do przyjaciela. Nie zastałem go, ale Ania zaproponowała mi kawę. Nie odmówiłem.

– Wszystko w porządku między tobą a Łukaszem? – zapytałem, starając się, by pytanie zabrzmiało naturalnie.

– Czemu pytasz? – Spojrzała na mnie podejrzliwie, ale potem odwróciła wzrok. – Nie wiem... może coś jest nie tak. Ostatnio Łukasz jest bardziej... nieobecny. Ale wiesz, może to praca.

Kiwnąłem głową, próbując wyciągnąć z niej więcej.

– Praca? A może... coś więcej? Może jest ktoś, kto... – zacząłem, ale urwałem, bo Ania spojrzała na mnie zaskoczona.

– Co masz na myśli? – zapytała, a jej głos brzmiał jak ostrze.

– Nic, nic konkretnego – skłamałem szybko, ale jej spojrzenie zdradzało, że podejrzewa więcej, niż chciała powiedzieć.

Miałem wrażenie, że zbliżam się do jakiejś prawdy, która może wszystko zmienić. Ale czy byłem na nią gotowy?

Udawał zaskoczenie

Dwa dni później Łukasz zaproponował spotkanie. To były wieczory, podczas których mogliśmy ponarzekać na pracę, życie, cokolwiek, ale tego dnia nic nie wydawało się normalne.

– Jak tam mały? – zapytał, unosząc kufel. – Przypomina cię trochę, nie? Z takimi oczami?

Nie wiedziałem, czy się przesłyszałem. Napiłem się piwa, czując, że jeśli teraz nie zadam pytania, nigdy nie znajdę w sobie odwagi.

– Wiesz, o co cię zapytam, prawda? – zacząłem, patrząc mu prosto w oczy.

Uniósł brwi, udając zaskoczenie, ale jego ręka z kuflem zatrzymała się w połowie drogi.

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedział.

– Czy kiedykolwiek coś cię łączyło z Zosią? – zapytałem wprost, ledwo utrzymując spokojny ton.

– Na miłość boską! – rzucił, unosząc ręce w obronnym geście. – Przecież to absurd! Myślałem, że mnie znasz. Jesteśmy przyjaciółmi od lat!

Jego odpowiedź brzmiała wiarygodnie, ale było coś w jego oczach – to drgnięcie, które zdawało się mówić: „Nie pytaj”.

W międzyczasie Ania stała się dla mnie czymś w rodzaju sojusznika, choć nigdy nie powiedziałem jej wprost, o co chodzi. Moje niejasne pytania o Łukasza wystarczały, by wzbudzić w niej wątpliwości.

– Łukasz mówi, że ma dużo pracy, ale ostatnio rzadko go widuję wieczorami. Zosia nie mówiła ci czegoś? – zapytała któregoś popołudnia, siedząc naprzeciwko mnie przy stole w kawiarni.

– Nie, nic konkretnego – skłamałem.

Zaproponowałem Zosi, byśmy zorganizowali wspólną kolację z Łukaszem i Anią. Chciałem to zrobić w imię „przyjaźni”, ale prawda była inna.

W dniu kolacji Zosia wyglądała pięknie, ale ja nie mogłem przestać myśleć o tym, co odkryję tego wieczoru. Łukasz przyszedł z kwiatami dla mojej żony, Ania z butelką wina. Atmosfera była napięta od pierwszej chwili.

Resztki mojego świata rozpadły się na kawałki

Stół był zastawiony, a rozmowa płynęła w rytmie nieco wymuszonych żartów i grzecznościowych uwag. Zosia śmiała się głośno z anegdot Łukasza, a Anka, choć starała się ukryć irytację, co jakiś czas spoglądała na swojego męża spod przymrużonych powiek.

W końcu postanowiłem przerwać tę grę pozorów. Podniosłem kieliszek i uśmiechnąłem się do Łukasza.

Zawsze byłeś dobrym przyjacielem – zacząłem, ignorując zdziwione spojrzenie Ani i ostrzegawcze gesty Zosi. – Ale wiesz, przyjaźń opiera się na zaufaniu, prawda?

Łukasz zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał, dokąd zmierzam. Zosia znieruchomiała, a jej dłoń zamarła w pół drogi do szklanki z wodą.

– Oczywiście, że tak – odparł w końcu Łukasz. – Dlaczego o to pytasz?

– Zastanawiałem się – kontynuowałem, podtrzymując jego spojrzenie – co takiego łączyło cię z moją żoną. Może coś, o czym zapomnieliście mi powiedzieć?

Słowa zawisły w powietrzu, a cisza, która zapadła, była niemal namacalna. Ania odsunęła krzesło, jakby chciała wstać, ale zatrzymała się, czekając na odpowiedź Łukasza.

Co ty wygadujesz?! – wybuchnęła Zosia, jej głos drżał od gniewu i... strachu?

– Skąd w ogóle takie podejrzenia? Jesteś moim przyjacielem, a ty... – dodał Łukasz, udając oburzenie.

– Moim? – przerwałem mu, podnosząc głos. – Bo zaczynam mieć wątpliwości.

– Dość! – Zosia uderzyła dłonią w stół, a talerze zabrzęczały. – Nie pozwolę, żebyś dalej mnie poniżał! Łukasz nie ma nic wspólnego z tobą, ze mną ani z naszym dzieckiem. Co się z tobą dzieje?!

– Nic – wycedziłem. – Możesz mi przysiąc, że nigdy...?

Jej oczy zaszły łzami, ale nie odpowiedziała. Łukasz unikał mojego spojrzenia.

– Czy to prawda? – Anna przemówiła nagle, jej głos był zimny jak stal. – Łukasz, odpowiedz mi. Czy to prawda?

Przestań, to absurd – próbował się bronić, ale jego drżący głos go zdradzał.

– W takim razie to powiedz! Spójrz mi w oczy i powiedz, że nigdy nie zdradziłeś mnie z Zosią! – Jej słowa były jak bicze, a atmosfera zrobiła się tak gęsta, że ledwo można było oddychać.

– To... nie jest takie proste – wykrztusił Łukasz, spuszczając wzrok.

Zosia zalała się łzami, zakryła twarz dłońmi i wybiegła z pokoju. Ania zamarła, wpatrzona w męża, który wciąż milczał. Czułem, jak resztki mojego świata rozpadają się na kawałki.

– To proste. Zdradziłeś mnie – powiedziała Ania w końcu, a jej głos przeszedł w szept. – Zdradziłeś nas wszystkich.

Wiedziałem, że nie da się wrócić do tego, co było wcześniej.

Dziwne uczucie pustki

Poranek był zimny i szary, a w domu panowała grobowa cisza. Siedziałem w kuchni z kubkiem zimnej kawy, wpatrując się w pustą ścianę. Zosia zeszła po schodach, jej twarz była blada, a oczy przekrwione od płaczu.

– Musimy porozmawiać – powiedziała cicho, siadając naprzeciwko mnie. Jej dłonie nerwowo zaciskały się na brzegu stołu.

Przytaknąłem, choć wcale nie chciałem słyszeć tego, co miała do powiedzenia.

– Mateusz... Ja... To był jeden raz – zaczęła, a ja poczułem, jak moje serce zamarza. – To był błąd. Byłam zagubiona, zmęczona, wściekła na ciebie... ale to nic nie znaczyło. Nigdy nie myślałam, że... że to się tak skończy.

Patrzyłem na nią, próbując zrozumieć, jak osoba, którą kochałem, mogła zrobić coś takiego. Czułem jednocześnie gniew, ból i... dziwne uczucie pustki.

– A nasz syn? – zapytałem, ledwo słysząc własny głos.

Zofia spuściła wzrok.

– Nie wiem – wyszeptała. – Ale to ty jesteś jego ojcem. To ty jesteś dla niego wszystkim.

Jej słowa brzmiały jak kłamstwo, nawet jeśli chciała, by były prawdą.

Dlaczego mi to zrobiłaś? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, czując, jak emocje wzbierają we mnie jak fala.

Zosia zakryła twarz dłońmi. Jej łzy nie wzbudzały we mnie współczucia, tylko jeszcze większy gniew.

– Błagam, nie odchodź – szepnęła. – Wiem, że cię zawiodłam, ale kocham cię. Kocham naszą rodzinę.

– Rodzinę? – parsknąłem z goryczą. – Zniszczyłaś tę rodzinę w chwili, kiedy pozwoliłaś mu...

Nie mogłem nawet dokończyć zdania. Wstałem gwałtownie od stołu i wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami.

Znalazłem się przed mieszkaniem Ani, nie do końca świadomy, jak tam trafiłem. Zadzwoniłem, a po chwili drzwi otworzyła. Była równie zmęczona i rozbita, jak ja.

– Mateusz... – zaczęła, ale urwała, widząc moją minę.

– Przyznała się – powiedziałem tylko, wchodząc do środka. Ania zaprosiła mnie do salonu.

– Łukasz też. W nocy... Przyznał, że to się wydarzyło – odparła cicho, siadając naprzeciwko mnie. – Powiedział, że to był jeden raz. Że to był błąd.

– Jeden raz? – powtórzyłem z ironią. – Jakby to coś zmieniało.

Ania kiwnęła głową, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.

– Nie wiem, co mam teraz zrobić – wyznała, a jej głos się załamał. – Mamy dzieci. Jak mam to im wyjaśnić? Że ich ojciec zniszczył naszą rodzinę?

– Ja też tego nie wiem – odpowiedziałem, czując, jak ból rozrywa mnie od środka. – Ale wiem, że już nigdy nie spojrzę na nią tak samo. Nie wiem, czy kiedykolwiek jej wybaczę.

Siedzieliśmy w ciszy, oboje przytłoczeni ogromem zdrady, która rozdarła nasze życie na kawałki.

Kiedy wróciłem do domu, Zosia siedziała na kanapie z naszym synem na kolanach. Spojrzała na mnie z nadzieją, ale nie mogłem się na nią patrzeć.

– Mateusz... Zostań. Proszę – powiedziała cicho. – Nie dla mnie, ale dla niego.

Spojrzałem na naszego syna. W jego oczach widziałem nie Łukasza, nie Zosię, ale niewinną istotę, która nic nie wiedziała o tym, co się dzieje wokół niej.

– Nie wiem, czy mogę – odparłem, odwracając wzrok. – Ale spróbuję. Dla niego.

Postanowiłem zostać. Jednak to już nie jest ten sam dom, to nie jest ta sama rodzina. I może nigdy nie będzie.

Reklama

Mateusz, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama