„Żona traktowała mnie jak darmową pomoc do prania i sprzątania. W końcu miałem dość bycia służącym”
„Miałem kiedyś inne życie. Garnitur, stres, ambicje, lunche z klientami. Ale potem pojawiła się córka, a żona tak bardzo chciała wrócić do pracy. Więc przerwałem karierę i zostałem w domu. Dziś nie wiem, czy to była odwaga, czy ucieczka. Kiedyś czułem się potrzebny, a teraz sam nie wiedziałem, czego chcę”.

- Redakcja
Miałem kiedyś inne życie. Garnitur, stres, ambicje, lunche z klientami. Wierzyłem, że jeśli będę się piął po szczeblach kariery, wszystko będzie miało sens. Ale potem pojawiła się Julia – krucha, maleńka, ufna. I Agnieszka, pełna pasji, która tak bardzo chciała wrócić do pracy. Więc powiedziałem „nie” szefowi, „tak” rodzinie.
Dziś nie wiem, czy to była odwaga, czy ucieczka. Pamiętam pierwsze lata: małe stópki na mojej klatce piersiowej, nocne karmienia, jej pierwszy uśmiech. Byłem potrzebny. A teraz? Dziś odzywają się do mnie tylko wtedy, gdy trzeba. A najgorsze – że sam przestałem się odzywać i mówić o tym, czego naprawdę pragnę.
Czułem się niepotrzebny
– Tata, a mogę wziąć dzisiaj plastelinę do szkoły? Pani powiedziała, że będzie nam potrzebna – Julia stała w progu kuchni, trzymając pusty plecak i jabłko, którego nawet nie zdążyła ugryźć.
– Tak, jest w szufladzie pod drukarką. Włożę ci do plecaka – powiedziałem, już szukając opakowania. Agnieszka siedziała przy stole z nosem w telefonie, stukała paznokciem w ekran.
– Julka, pamiętaj, że po lekcjach odbierze cię tata, ja mam zebranie – rzuciła, nie odrywając wzroku od smartfona.
– A ja... – zacząłem. Chciałem powiedzieć, że umówiłem się z Wojtkiem na kawę, pierwszy raz od miesięcy. Ale wtedy Agnieszka wstała i zaczęła nakładać sobie owsiankę, jakby mnie nie było.
– A ty, tato, co dziś robisz? – zapytała Julia, zerkając na mnie znad plecaka.
Uśmiechnąłem się.
– W sumie... nic specjalnego. Sprzątanie, pranie, potem może kawa z Wojtkiem, jak się uda.
– Aha – mruknęła i wróciła do swojego jabłka.
Próbowałem jeszcze coś dodać, ale wtedy zadzwonił telefon Agnieszki. Odeszła w drugi koniec kuchni, mówiąc szybko, półszeptem, z tym tonem zawodowego zaangażowania, który kiedyś mnie zachwycał. Teraz to mnie bolało.
– Kochanie, nie zapomnij o plastelinie, dobrze? – rzuciłem do Julii, ale córka już wychodziła z kuchni. Odpowiedziała tylko machnięciem ręki.
Usiadłem. Z owsianką, którą przygotowałem dla wszystkich. Z kubkiem letniej kawy. I myślą, że jestem tu głównie od plasteliny, owsianki i odbierania ze szkoły.
– Nie pytasz mnie już nawet, co u mnie – powiedziałem cicho, bardziej do siebie.
Agnieszka tylko wzruszyła ramionami.
– Bo ty sam nie masz nic do powiedzenia.
Chciałem coś zmienić
– Stary, a ty serio myślisz, że to wszystko miało sens? – zapytał mnie Wojtek, mieszając kawę, jakby chciał w niej coś utopić.
Siedzieliśmy w małej kawiarni niedaleko szkoły Julii. Lubiłem to miejsce – ciche, z niedopasowanymi krzesłami i zapachem palonej kawy, który przypominał mi inne czasy.
– Nie wiem – odpowiedziałem, zbyt zmęczony, by udawać, że mam jasność w głowie.
Wojtek przyglądał mi się uważnie.
– A czego ty właściwie teraz chcesz?
Nie wiedziałem. Naprawdę nie wiedziałem. Przez chwilę milczałem, potem wzruszyłem ramionami.
– Żeby ktoś mnie zauważył, docenił?
Roześmiał się. Nie złośliwie. Raczej smutno.
Wieczorem próbowałem pogadać z Agnieszką. Kiedy Julia już spała, zaproponowałem kieliszek wina. Usiadła ze mną przy stole, jakby z obowiązku.
– Myślałem dziś o pracy, może wróciłbym na pełen etat – rzuciłem niepewnie.
– Po co? – zapytała.
– Nie wiem. Żeby nie oszaleć. Żeby nie czuć się jak duch we własnym domu.
Spojrzała na mnie, ale bez cienia emocji.
– A ja myślałam, że to ci pasuje. Mieć czas, być z Julią. Wydawało mi się, że to był twój wybór.
– Był. Ale teraz... – zawahałem się. – Teraz nie wiem, czy to nadal mój wybór, czy już tylko przyzwyczajenie.
Nie odpowiedziała. Wstała i poszła do sypialni.
Zostałem przy stole, z niedopitym winem, z pytaniami, na które sam nie chciałem znać odpowiedzi.
Coś między nami się zmieniło
– Tomek to taki dobry tata, ale… on już nie jest partnerem. Jest jak cień w naszym domu.
Stałem w przedpokoju. Nie chciałem podsłuchiwać, przysięgam. Ale wróciłem wcześniej z zakupów, cicho otworzyłem drzwi. Agnieszka siedziała w kuchni, rozmawiała przez telefon. Jej głos był spokojny, jakby mówiła o kimś obcym.
– Nie, nie chodzi o to, że go nie kocham. Po prostu… już nie jestem pewna, czy on jeszcze w ogóle jest tym facetem, w którym kiedyś się zakochałam. Fizycznie – owszem. Ale poza tym? Nie wiem.
Coś we mnie pękło. Stałem jak słup, trzymając torbę, i patrzyłem na swoje buty.
Wieczorem nie wytrzymałem.
– Z kim dziś rozmawiałaś?
– Z Izą. Czemu pytasz?
– Bo słyszałem. Stałem w przedpokoju. Nie wiedziałaś, że już wróciłem.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale szybko się opanowała.
– Podsłuchiwałeś?
– Nie. Przypadkiem. Ale usłyszałem wystarczająco.
Usiadła przy stole, skrzyżowała ręce. Ja też usiadłem. Milczeliśmy przez chwilę.
– Powiedz mi szczerze. Co ty tak naprawdę o mnie myślisz? Jesteś tu ze mną z przyzwyczajenia? Ze względów praktycznych?
– Tomek... ja nie wiem. Myślałam, że jesteś szczęśliwy. Że wybrałeś taką rolę.
– Ale nikt mnie nie pytał, czy chcę w niej zostać na zawsze.
Zamilkła. Patrzyliśmy na siebie długo. I wtedy zrozumiałem – ona też mnie nie dostrzega. Nie słyszy. Dla niej już dawno stałem się tłem.
To mnie bolało
– Na początku... byłam ci wdzięczna – zaczęła cicho Agnieszka. – Naprawdę. Że zrezygnowałeś z awansu, że byłeś z Julią. Ja nie dałabym rady. Ale potem... potem czas leciał, ja się rozwijałam, a ty…
– Ja co? – przerwałem jej. – Kochałem naszą córkę? Dbałem o dom?
– Zatrzymałeś się, Tomek. Cały czas tkwisz w tamtym momencie. Jakbyś czekał, aż ktoś ci powie „brawo”. Ale życie to nie jest konkurs poświęceń. I nikt ci medalu nie wręczy.
Patrzyłem na nią, nie poznając kobiety, z którą dzieliłem życie. Czułem, jak coś się we mnie rozkleja.
– Myślałem, że to robimy razem – wyszeptałem. – Że to był nasz wybór.
– Może kiedyś. Ale teraz... jesteśmy w różnych miejscach, na różnym etapie w życiu.
Nie odpowiedziałem. Wstałem. Wziąłem kurtkę i wyszedłem. Krążyłem bez celu. Minąłem piekarnię, park, fontannę przy urzędzie. Nie czułem zimna.
Usiadłem na ławce obok placu zabaw. Dwóch ojców pchało huśtawki, śmiali się z czegoś. Jeden robił zdjęcie córce. Drugi poprawiał czapkę synkowi. Miałem to kiedyś. Tyle że teraz nawet nie wiedziałem, kiedy to minęło.
– Co się ze mną stało? – zapytałem na głos. Przypadkowa przechodząca kobieta spojrzała na mnie z niepokojem. Odwróciłem wzrok.
Nie wiedziałem, czy bardziej boli to, że ona już mnie nie kocha, czy to, że ja sam też siebie przestałem.
Nigdy nie jest za późno
– Gdybyś wtedy przyjął awans, byłbyś dziś szczęśliwszy? – zapytał Marek, mój były szef, odkładając filiżankę espresso. Siedzieliśmy w jego nowym biurze, z widokiem na centrum. Wszystko tam było inne niż dawniej – sterylne, nowoczesne, chłodne.
Nie odpowiedziałem od razu. Myślałem o tym pytaniu od lat, ale pierwszy raz ktoś je wypowiedział na głos.
– Nie wiem – powiedziałem w końcu. – Myślę, że nie chodzi tylko o ten wybór. Chodzi o to, że przez lata nie dokonałem żadnego następnego.
Marek patrzył na mnie uważnie.
– Zawsze byłeś odpowiedzialny. Solidny. Aż za bardzo. Może faktycznie się zatrzymałeś, Tomek. Stanąłeś w miejscu.
Westchnąłem. Siedziałem naprzeciw niego i czułem, jak coś się we mnie luzuje – jakaś śruba, którą trzymałem zbyt mocno przez lata.
– Kiedyś myślałem, że to wszystko dla rodziny. Ale chyba zgubiłem po drodze siebie.
– To nie grzech – powiedział Marek. – Ale warto wiedzieć, gdzie się człowiek zagubił.
– Zaczynam dopiero rozumieć. I chyba... czas coś zmienić.
Marek się uśmiechnął.
– Masz wszystko, żeby się odbić od dna. Tylko przestań myśleć, że to już za późno.
W drodze powrotnej otworzyłem okno w samochodzie. Wiatr był chłodny, ale pierwszy raz od miesięcy czułem się... obecny. Nie jako ojciec, nie jako partner. Po prostu ja. Tomek.
Może na nowy początek nie trzeba mieć planu. Wystarczy tylko odważyć się ruszyć.
To może być początek
Wróciłem do domu późno. Julia już spała. Jej pokój był cichy, rozświetlony tylko lampką nocną w kształcie chmurki. Usiadłem obok łóżka, patrzyłem, jak oddycha. Ma już siedem lat, ale w tym świetle nadal wyglądała jak wtedy, gdy pierwszy raz wziąłem ją na ręce. Nachyliłem się i pocałowałem ją w czoło.
W kuchni siedziała Agnieszka. W szlafroku, z herbatą, jakby na mnie czekała.
– Gdzie byłeś? – zapytała spokojnie.
– U Marka. Rozmawialiśmy. O mnie. O tym, kim jestem. A raczej – kim przestałem być.
Nie odpowiedziała. Patrzyliśmy na siebie chwilę.
– Tomek... nie wiem, co będzie z nami.
– Ja też nie. Ale wiem, że muszę zacząć żyć. Nie jako ojciec Julii. Nie jako twój partner. Po prostu – jako ja.
– A my?
– Nie wiem. Może tego już się nie da naprawić. Może przegapiliśmy zbyt wiele.
Cisza między nami była ciężka, ale nie wroga. Bardziej... prawdziwa.
– Zrobisz coś dla siebie? – zapytała.
– Tak. Na początek – przestanę udawać, że mi wystarcza.
Skinęła głową.
Nie było „przepraszam”. Nie było „zacznijmy od nowa”. Ale może to wystarczyło. Czasem nie trzeba mówić wszystkiego.
Wyszedłem z kuchni i spojrzałem w lustro w przedpokoju. Zobaczyłem siebie. Zmęczonego. Smutnego. Ale obecnego. I pierwszy raz od lat, poczułem, że to może być początek.
Tomek, 41 lat
Czytaj także:
- „Przyłapałam męża in flagranti między koperkiem, a lawendą. Zamiast przerwać jego schadzkę na działce, uknułam zemstę”
- „Mój mąż kontrolował mnie jak przedszkolaka. Dopiero przyjaciółka uświadomiła mi, że on wcale nie jest troskliwym misiem”
- „Gdy sąsiad wyznał mi swój sekret aż coś we mnie zadrżało. Mam 56 lat i jeszcze do trumny się nie kładę”