„Żona woli spać z synkiem, a mnie traktuje jak zbędny mebel. Nie będę żył w białym małżeństwie, bo sobie coś ubzdurała”
„Na początku to rozumiałem. Poród, karmienie, nieprzespane noce. Z czasem Paulina przestała w ogóle do mnie wracać. Dosłownie i w przenośni. Nasze łóżko stało puste, ja po jednej stronie, ona za ścianą, przy dziecku. Bo Michaś jej teraz potrzebuje. A ja wciąż tęskniłem i marzyłem o bliskości”.

- Redakcja
Kiedyś, nie tak dawno temu, byłem pewien, że mam wszystko — kochającą żonę, zdrowego syna, dom pełen śmiechu i zapachu świeżo pieczonego chleba. Dziś ten sam dom jest cichy, choć wcale nie pusty. Paulina, moja żona, mieszka ze mną pod jednym dachem, ale mam wrażenie, jakby od dawna była gdzieś indziej. Może w pokoju Michała, naszego dwuletniego syna, z którym sypia każdej nocy. A może w świecie, do którego mnie już nie wpuszcza. Na początku to rozumiałem. Poród, karmienie, nieprzespane noce...
Z czasem Paulina przestała w ogóle do mnie wracać. Dosłownie i w przenośni. Nasze łóżko stało puste — ja po jednej stronie, ona za ścianą, przy dziecku. „Michał mnie teraz potrzebuje”, powtarzała. A ja? Wciąż tęskniłem, marzyłem o bliskości, czekałem, aż mnie dotknie choćby spojrzeniem. Przestałem być jej potrzebny? W zeszły weekend powiedziała mi wprost: „Nie potrzebuję cię już, Bartek”. Siedziałem potem z Tomkiem w barze, patrzyłem w pianę piwa i mówiłem, że chyba jestem już tylko dodatkiem do życia mojej żony. A Tomek, mój najlepszy przyjaciel, tylko wzruszył ramionami i mruknął:
– Może czas się zastanowić, czego ty potrzebujesz.
Coś we mnie pękło
Paulina siedziała na kanapie, Michałek spał już w swoim pokoju. Pomyślałem: „Teraz. Albo nigdy”. Usiadłem naprzeciw niej, niby spokojnie, ale czułem, jak we mnie wszystko pulsuje.
– Paulina… kiedy ostatni raz spaliśmy razem? – zapytałem cicho.
Nie podniosła wzroku znad telefonu.
– Michał mnie potrzebuje – powiedziała tonem, jakby mówiła o czymś oczywistym, jak pogoda za oknem.
– A ja? Ja się już nie liczę?
Spojrzała na mnie, z irytacją. Oczy miała zmęczone, ale z pewnością nie dlatego, że mnie jej brakowało. Raczej była wkurzona tym, że znowu czegoś od niej chcę.
– Bartek… jesteś dorosły. Poradzisz sobie.
Coś we mnie pękło. Wstałem i zacząłem chodzić po pokoju.
– Ja chcę swojej żony, rozumiesz? Nie opiekunki, nie matki, która żyje tylko dzieckiem. Chcę ciebie. Nas.
Wzruszyła ramionami.
– To może znajdź sobie kogoś, kto ci to da. Bo ja nie mogę.
– Naprawdę tak myślisz?
– Naprawdę. Nie mam siły. Michał w nocy się budzi, ciągle coś. A ty… robisz z siebie ofiarę. To nie ja cię odrzuciłam. To ty się wycofałeś.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Wycofałem się? Bo śpię sam? Bo nie całujesz mnie od miesięcy? Bo jedyne „dotknięcie”, jakie dostaję, to przypadkiem łokciem w kuchni?
Paulina podniosła się i wyszła do pokoju dziecka. Nawet nie trzasnęła drzwiami. Zostałem sam, z bezgłośnym pytaniem. Czy ona naprawdę mnie już nie kocha, czy po prostu zapomniała, że istnieję?
Nie miała na nic siły
Kupiłem wino, to, które kiedyś piliśmy na działce u jej rodziców, i zrobiłem kolację. Prosto, bez żadnych wygibasów – makaron z pesto, parmezan, czosnek, tak jak lubi. Mały już spał, dom cichutki, nastrojowe światło. Usiadła naprzeciwko mnie z miną, jakby właśnie ktoś kazał jej naprawiać odpływ w łazience.
– Co to ma być? – zapytała.
– Kolacja. Chciałem… spędzić z tobą wieczór. Pogadać. Po prostu być razem.
– Bartek… jestem zmęczona. Naprawdę. To nie jest dobry moment.
– A kiedy będzie dobry? Za rok? Za dziesięć lat? Jak Michał pójdzie na studia?
Westchnęła. Usiadła, ale bez entuzjazmu. Po kilku kęsach odłożyła widelec.
– Dziękuję. Ale serio, nie mam siły na rozmowy o związku.
– To może powiedz mi jedno. Kiedy ostatni raz spojrzałaś na mnie jak na faceta?
Milczała. Potem tylko rzuciła:
– Nie mam na to siły. Teraz Michał jest najważniejszy.
– A ja to co? Piąte koło u wozu?
– Nie przesadzaj – syknęła, wstając od stołu.
Wróciłem do zimnego makaronu, patrzyłem na puste krzesło i myślałem, czy jak ktoś jest ojcem, to przestaje być mężem? Kochankiem? Człowiekiem, który też chce być kochany? Zamknąłem się w łazience, żeby Michałek nie słyszał, jak klnę do lustra.
Traktowała mnie jak mebel
Wróciłem z pracy wcześniej. Michaś spał. W domu było cicho. Paulina siedziała w kuchni i rozmawiała przez telefon. Nie zauważyła, że stoję w przedpokoju. Chciałem tylko rzucić „hej” i pocałować ją w policzek, ale wtedy usłyszałem swoje imię.
– Bartek to już tylko ktoś, z kim mieszkam – powiedziała do słuchawki. – Nic nie czuję. Serio. Jakby był meblem. O, takim fotelem, który kiedyś się lubiło, ale teraz stoi tylko, bo szkoda wyrzucić.
Poczułem, jak coś mnie przygniata. Ciśnienie skoczyło mi do nieba, ale głos został gdzieś głęboko, zakleszczony w gardle. Wszedłem do kuchni.
– Jestem jak mebel? – powiedziałem chłodno. – Serio, Paulina?
Zamarła. Telefon natychmiast odsunęła od ucha.
– To nie tak…
– Nie? To jak? Jak niby można to inaczej zrozumieć? Że masz mnie dosyć? Że ci przeszkadzam?
– Bartek, ja po prostu nie mam już siły… Nie chcę się kłócić. Myślisz, że to jest to, czego potrzebuję teraz? Twoich pretensji? Twojej zazdrości o dziecko?
– Nie jestem zazdrosny o Michała! – wrzasnąłem. – Jestem zazdrosny o ciebie! Bo zniknęłaś! Bo moja żona już mnie nie widzi!
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Oczy miała zupełnie suche. Ja natomiast czułem, że za chwilę wybuchnę.
– Już cię nie potrzebuję – powiedziała cicho. – Michał mi wystarcza. Ty tylko… Nie wiem. Ciągle przeszkadzasz i burzysz mój spokój.
Chciałem coś powiedzieć. Nie mogłem. Po prostu wyszedłem. Buty założyłem na klatce schodowej. Nie mogłem złapać tchu.
Miałem się po prostu poddać?
Nie wiedziałem, gdzie idę. Szurałem nogami po chodniku, jakby ważyły tonę. Zadzwoniłem do Tomka. Odebrał za trzecim razem.
– Co jest, Bartek?
– Możemy się zapić bez gadania?
– U mnie zawsze. Wpadaj.
Wypiłem trzy piwa, zanim w ogóle coś z siebie wydusiłem. Siedzieliśmy na jego kanapie, z meczem w tle, który obaj ignorowaliśmy.
– Ona powiedziała, że już mnie nie potrzebuje – wyszeptałem w końcu.
Tomek pokiwał głową, ale nic nie powiedział. Widział, że to nie jest moment na rady. Po godzinie wyszedłem. Nie chciałem wracać. Wziąłem hotel. Tani, z szarą wykładziną i światłem jak w kostnicy. W pokoju pachniało stęchlizną i rozczarowaniem. Leżałem na łóżku w ubraniu. Myśli skakały mi po głowie jak wściekłe zwierzęta. „Rozwód?” „A Michał?” „Zdradzić ją? Komuś jeszcze się spodobam?” „Czy ja naprawdę chcę to naprawiać… czy już tylko boję się odejść?” Cisza była ogłuszająca. Wyłączyłem telefon.
Przez chwilę wyobrażałem sobie, że nie istnieję. Że znikam. Nikt nie pyta, gdzie jestem. Nikomu nie jestem potrzebny. Nawet żonie. A potem pomyślałem o Michałku. O tym, jak mówi „tata” z tym swoim jeszcze miękkim „t”, jak śmieje się, gdy go łaskoczę. Jak zasypia z moją dłonią na plecach. Mam go widywać tylko w weekendy? Jak turysta? Mam mu kiedyś powiedzieć, że… że po prostu się poddałem? Zasnąłem dopiero nad ranem, z oczami wpatrzonymi w sufit, który nie dawał żadnych odpowiedzi.
Nie chciałem tak żyć
Wróciłem po dwóch dniach. Klucz zadrżał mi w dłoni, zanim przekręciłem go w zamku. W środku cisza. Michaś bawił się w salonie, a Paulina siedziała na podłodze obok, układając klocki. Kiedy mnie zobaczyła, tylko uniosła głowę. Żadnego „gdzie byłeś?”, żadnego wyrzutu. Jakbym wyszedł po mleko.
– Musimy pogadać – powiedziałem.
– Michał… – zaczęła, wskazując na dziecko.
– Nie przy nim. Poczekam.
Usiadłem w kuchni. Ręce trzęsły mi się tak, że prawie rozlałem herbatę. Przyszła po pół godziny. Włosy miała spięte w niedbały kok, w oczach zmęczenie i obojętność.
– Nie mogę tak żyć – powiedziałem spokojnie. – Nie chcę być duchem we własnym domu. Chcę z tobą być, ale nie jako widmo. Jak mąż.
Patrzyła na mnie długo, jakby próbowała sobie przypomnieć, kim właściwie jestem.
– Nie wiem, czy jeszcze coś do ciebie czuję – odpowiedziała w końcu. – Naprawdę nie wiem.
– To sprawdźmy. Dajmy temu szansę. Terapia, rozmowy, cokolwiek. Nie chcę, żeby Michał dorastał w ciszy, w której rodzice tylko się mijają.
Paulina westchnęła. W jej oczach po raz pierwszy od dawna pojawiło się coś – może strach, może ulga.
– Może spróbujemy. Ale niczego ci nie obiecuję.
– Nie chcę obietnic – powiedziałem. – Chcę, tylko żebyś dała mi jeszcze jeden dzień. I potem kolejny.
Z salonu dobiegł śmiech Michała. Krótki, czysty, prawdziwy. Spojrzeliśmy na siebie. I wtedy po raz pierwszy od miesięcy miałem wrażenie, że w tym domu coś wreszcie drgnęło.
Bartek, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mój mąż zmarł, ludzie się nade mną litowali. Nie wiedzieli, że długo wdową nie pobędę, bo mam dla niego zastępstwo”
- „Mąż wmawiał synowi, że każda zła ocena to grzech i straszył go piekłem. Nie wiedziałam, jak mam pomóc własnemu dziecku”
- „Z teściem pod jednym dachem czuję się jak w reality show bez przerw na reklamy. Tylko dramy i nerwy”