Reklama

Nie wiem, czy kiedykolwiek czułem się tak zagubiony. Pracuję w korporacji, gdzie dzień za dniem wygląda tak samo — kawa, maile, spotkania, targety, a potem powrót do mieszkania, które miało być naszym miłosnym gniazdkiem. Kiedyś naprawdę wierzyłem, że mamy z Agnieszką coś wyjątkowego. Poznaliśmy się na studiach — ja wtedy trochę cichy, zamknięty w sobie, ona — z błyskiem w oku, pełna energii, wiecznie rozgadana. Pamiętam, jak pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie na wykładzie z psychologii — wtedy pomyślałem, że to niemożliwe, żeby ktoś taki jak ona zwrócił uwagę na kogoś takiego jak ja.

Reklama

Minęło kilka lat, wzięliśmy ślub, kupiliśmy mieszkanie na kredyt, a potem... no właśnie. Na początku wszystko było pięknie. Każdy wieczór był dla nas. Potrafiliśmy siedzieć razem na kanapie i rozmawiać godzinami, planować podróże, marzyć o wspólnej przyszłości. Ale potem coś zaczęło się zmieniać. Najpierw to były drobiazgi — Agnieszka częściej wychodziła do pracy „na dłużej”, wieczorami była zmęczona, nie chciała rozmawiać. A ja... głupi, myślałem, że to może moja wina. Że może za mało się staram. Może nie jestem dla niej wystarczająco dobrym mężem? Może za bardzo skupiam się na pracy, a za mało na niej? Próbowałem coś zmienić — zabierałem ją na kolacje, kupowałem kwiaty bez okazji. Ale te jej oczy... Nie patrzyła już na mnie tak, jak kiedyś.

Coraz częściej łapałem się na tym, że czuję w naszym domu chłód. Nie ten fizyczny — emocjonalny. Jakby między nami była niewidzialna ściana, a każde słowo brzmiało jak echo w pustym mieszkaniu. Zacząłem się zastanawiać, czy to normalne, czy to już tak musi być po kilku latach małżeństwa. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że prawda, która czekała za rogiem, zmiecie mnie z nóg.

Zdradziła mnie, żebyśmy znów byli blisko

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęła Agnieszka, a ja podniosłem wzrok znad laptopa. Siedziała przy stole, z dłonią zaciśniętą na kubku z kawą zbożową, jakby ten ceramiczny przedmiot był jedynym, co trzyma ją jeszcze przy zdrowych zmysłach. Jej głos był cichy, ale wyraźnie drżał.

– Co się stało? – zapytałem, już czując ten nieprzyjemny ścisk w żołądku.

Zdradziłam cię – wyrzuciła z siebie, jakby chciała mieć to za sobą. Słowa uderzyły mnie jak obuchem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Czy dobrze usłyszałem?

– Słucham? – wyjąkałem, a mój głos zabrzmiał jak echo odbijające się od pustych ścian.

– Zdradziłam cię – powtórzyła, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Ale zrobiłam to dla nas. Żebyśmy znowu mogli być blisko.

Otworzyłem usta, potem zamknąłem. Nie wiedziałem, od czego zacząć. Od pytań, od krzyku, od ciszy? W końcu wydukałem:

– Jak to dla nas? Z kim? Kiedy? Dlaczego mi to robisz?

– To nie tak, jak myślisz – mówiła szybko, jakby bała się, że przerwę jej w pół zdania. – Czułam się samotna. Pusta. Potrzebowałam... impulsu, żeby coś zrozumieć. Żeby przypomnieć sobie, jak bardzo cię kocham. To... to było konieczne.

– Konieczne?! – krzyknąłem, podnosząc się z krzesła, które z hukiem przewróciło się na podłogę. – Jak można zdradzać kogoś, żeby go kochać?!

Nie odpowiedziała. Siedziała nieruchomo, tylko jej oddech był płytki, urywany, jakby bała się, że jeśli się poruszy, to wszystko się rozpadnie. Stałem w miejscu, jak wmurowany. W głowie kotłowały mi się myśli, jedna goniła drugą: Kto to? Ile razy? Od kiedy? I jeszcze ta najgorsza: Czy to moja wina? Czy zaniedbałem ją tak bardzo, że musiała szukać kogoś innego? Przecież... przecież staraliśmy się. A może tylko ja się starałem?

– To nie ma sensu – wyszeptałem, czując, jak coś we mnie pęka. – Nie rozumiem cię, Agnieszka. Nie rozumiem tego, co mówisz. Jak można zdradzać, żeby ratować coś, co się samemu niszczy?

Chciałem coś jeszcze dodać, może wykrzyczeć całą tę wściekłość, która rosła we mnie z każdą sekundą, ale nie potrafiłem. Stałem tam, patrząc na nią, na jej łzy, na jej dłoń kurczowo zaciśniętą na kubku, jakby od tego zależało jej życie. A moje? Moje właśnie się rozsypywało na kawałki.

Musiałem wiedzieć kto to był

Nie mogłem tego znieść. Musiałem wiedzieć. Wbiłem w nią wzrok, jakbym chciał przeszyć jej duszę na wylot.

Powiedz mi z kim – warknąłem, a mój głos był bardziej chrapliwy, niż się spodziewałem. – Muszę wiedzieć, Agnieszka. Powiedz. Z kim to zrobiłaś?!

Odwróciła wzrok, jakby nagle sufit stał się niesamowicie interesujący, a jej palce błądziły po podłodze, jakby szukały jakiegoś bezpiecznego miejsca. Cisza między nami gęstniała, a ja czułem, jak w mojej głowie zaczyna się gotować.

– Z kim?! – wrzasnąłem, już nie panując nad sobą. – Z kim, do ciężkiej cholery?!

– Przemek – wyszeptała.

Zamarłem. Przemek. Ten Przemek. Kolega z jej pracy. Ten, którego kilka razy widziałem pod naszym blokiem, jak odwoził ją z „dłuższych spotkań w biurze”. Ten, który wysyłał jej śmieszne memy na Messengerze, a ona chichotała, pokazując mi ekran. Poczułem, jakby ktoś wbił mi nóż prosto w klatkę piersiową i jeszcze nim kręcił we wszystkie strony.

– Przemek... – powtórzyłem bezwiednie, próbując złożyć w głowie te wszystkie obrazy, które teraz, z perspektywy, nagle miały sens. – To ten koleś z twojej pracy?! Myślisz, że to coś zmienia? To, że to on, sprawia, że mniej boli?!

To był tylko raz – powiedziała szybko, jakby to miało cokolwiek usprawiedliwiać. – Jeden raz, naprawdę. Nie chciałam tego, to się po prostu... stało.

Zacząłem się śmiać. Cicho, gorzko, jakby moje gardło wypluwało resztki godności.

– „Po prostu się stało”. To brzmi, jakbyście przypadkiem potknęli się o siebie na kserokopiarce i wpadli sobie w ramiona. Co ty mi w ogóle opowiadasz?! – wykrzyczałem, a potem ciszej, przez zaciśnięte zęby: – Jak mogłaś, Agnieszka? Jak mogłaś mi to zrobić?

– Chciałam poczuć coś innego. Potrzebowałam... potrzebowałam bodźca. Chciałam zrozumieć, jak bardzo cię kocham – tłumaczyła się, a każde jej słowo wbijało mi się w serce jak ostry gwóźdź. – Dopiero wtedy poczułam, że chcę być z tobą. Że ty jesteś moim domem.

Patrzyłem na nią, ale tak naprawdę widziałem obrazy z przeszłości: jej uśmiech przy kuchennym stole, nasze wieczory z filmem, plany na wakacje, które nigdy się nie spełniły. I nagle to wszystko pękło. Wszystko straciło sens.

– Ja... nie wiem, czy potrafię ci to wybaczyć – powiedziałem cicho, prawie szeptem. A w głowie kołatało mi jedno pytanie: Czy to moja wina? Czy byłem za mało czuły? Za mało obecny? Czy ona mnie w ogóle jeszcze kocha?

Patrzyłem na Agnieszkę, a ona patrzyła na mnie. Dwie osoby, które kiedyś składały się na „my”, a teraz... teraz nie wiedziałem już, kim dla niej jestem. Kim dla siebie jesteśmy.

Czułem się jak rozbitek na środku oceanu

Siedziałem sam w kuchni, wpatrując się w szklankę zimnej herbaty, której nawet nie tknąłem. Czułem się pusty. Pusty w środku i... oszukany. Myśli kłębiły mi się w głowie, uderzając we mnie jak fale. Przemek? Ten sam, który uśmiechał się do mnie na firmowym pikniku, poklepywał po plecach, opowiadał żarty, jakbyśmy byli dobrymi kumplami? Jakim trzeba być człowiekiem, żeby robić coś takiego? Żeby zdradzać, a potem udawać, że nic się nie stało?

Z kuchni dochodziły stłumione odgłosy. Agnieszka rozmawiała przez telefon, myślała, że jej nie słyszę. Ale ja słyszałem każde słowo, wyraźnie, jakby krzyczała mi je prosto do ucha.

– Spokojnie, on się o niczym nie dowie – mówiła. – Musimy grać na czas. On i tak mnie nie zostawi.

Zamarłem. Serce zamarło mi w piersi, a potem zaczęło bić jak oszalałe. To była gra? Manipulacja? Czyli to, co mówiła wcześniej, te wszystkie tłumaczenia, to były tylko kłamstwa? A ja... ja jak idiota wierzyłem, że może ona naprawdę chciała ratować nasze małżeństwo?

Wstałem gwałtownie, krzesło zaskrzypiało, przewracając się na podłogę. Wszedłem do pokoju, a Agnieszka zamarła z telefonem przy uchu. Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, jak złapana na gorącym uczynku.

– Wiesz, że słyszałem waszą rozmowę? – zapytałem, mój głos był cichy, ale drżał od gniewu. – Nie jesteś ze mną szczera, Aga. To wszystko było na pokaz?

Z trudem przełknęła ślinę. Telefon powoli opadł jej na stół. Przez chwilę patrzyła na mnie, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć słów.

– Ja... ja nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć. Bałam się... – wyszeptała w końcu, a łzy zaczęły spływać jej po policzkach. – Myślałam, że może... może jak wyznam ci prawdę, to razem to przetrawimy, przebrniemy przez to. Ale... chyba się oszukiwałam.

Pokręciłem głową, czując, jak moja frustracja miesza się z bezsilnością.

– Nie wiem. Nie wiem, co myśleć. Nie wiem, czy potrafię ci to wybaczyć. – Słowa wypływały ze mnie, jakby same się układały, a jednocześnie każde z nich bolało, jakby rozdzierało mi gardło.

Wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami tak mocno, że poczułem to w klatce piersiowej. Nie miałem pojęcia, dokąd idę. Szliśmy razem tyle lat, a teraz... teraz czułem się jak rozbitek na środku oceanu, bez kompasu, bez mapy, bez nadziei.

Wyznała mi całą prawdę

Szurałem butami po chodniku, mijając ludzi, którzy wydawali mi się kompletnie obcy, jak z innej rzeczywistości. Śmiali się, rozmawiali, całowali na przystanku autobusowym. A ja? Czułem się, jakbym był przeźroczysty. Jakby nikt mnie nie widział. Jakbym sam siebie nie widział.

Przypomniałem sobie, jak kiedyś, jeszcze przed ślubem, leżeliśmy z Agnieszką na trawie w parku i śmialiśmy się do łez. Mówiła wtedy: „Nigdy nie chcę cię stracić. Jesteś moim całym światem”. A teraz? Został tylko ból. I to pytanie, które nie dawało mi spokoju: Czy jeszcze ją kocham? Czy to już koniec?

Wracałem powoli do domu. Nie miałem siły, żeby pójść gdzieś dalej. W mojej głowie szalał chaos: zaufanie, zdrada, ból, tęsknota, gniew. Zatrzymałem się przed drzwiami, wziąłem głęboki oddech, a potem wszedłem do środka. Agnieszka siedziała na kanapie, skulona, z podkrążonymi oczami. Wyglądała jak cień samej siebie.

Chcę znać całą prawdę – powiedziałem stanowczo, stając naprzeciwko niej. – Bez owijania w bawełnę, bez ściemniania. Powiedz mi wszystko. Od początku do końca.

Podniosła wzrok. Łzy błyszczały jej w oczach, a jej głos był cichy, zmęczony:

– To zaczęło się jakieś trzy miesiące temu. Byliśmy razem na tym firmowym wyjeździe integracyjnym, pamiętasz? Przemek był tam... Wypiliśmy trochę za dużo, wszyscy byli wyluzowani, a ja... poczułam się ważna, zauważona. On mówił mi komplementy, dotykał mojej dłoni, śmiał się z moich żartów. I wtedy... to się stało. W hotelowym pokoju.

Zacisnąłem pięści. Czułem, jak wzbiera we mnie fala gniewu, ale starałem się utrzymać spokój. Musiałem to usłyszeć do końca, choć każde jej słowo wbijało się we mnie jak sztylet.

– I co? Myślałaś o mnie wtedy? – zapytałem z goryczą.

– Nie... – pokręciła głową, a jej głos był ledwie słyszalny. – W tamtej chwili... po prostu przestałam myśleć o wszystkim. Chciałam tylko poczuć coś innego. Uciec z tej naszej rutyny. Ale zaraz potem... zrozumiałam, jak bardzo cię kocham. Jak bardzo tęsknię za tym, co było między nami. Przemek to był... tylko impuls. Nic nieznaczący. Ty jesteś moim domem.

– Domem? – prychnąłem. – Ty rozumiesz, co mówisz? Jak można mówić o „domu”, kiedy się go podpala?!

Nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie tym smutnym, pokornym spojrzeniem, jakby czekała, aż zadecyduję o jej losie. A ja? Nie wiedziałem, co mam zrobić. Bo serce rwało się do niej, a rozum krzyczał: uciekaj! Byłem rozdarty na pół.

Nie wiem, co dalej – wyszeptałem w końcu. – Nie wiem, czy będę w stanie ci to wybaczyć. Nie wiem, czy w ogóle chcę próbować.

Zapanowała cisza. A ja siedziałem naprzeciwko niej, czując, jak moje życie właśnie się posypało.

Nie wiem czy chcę jej wybaczyć

Siedziałem sam w pokoju, patrząc w ciemność. W tle cicho tykał zegar, a ja miałem wrażenie, że każdy jego dźwięk wbija mi się prosto w głowę, przypominając o wszystkim, co się wydarzyło. Przypominałem sobie nas – śmiech przy kuchennym stole, nasze pierwsze wakacje, jak przytulałem ją w nocy, a ona szeptała, że mnie kocha. A teraz? Teraz patrzyłem na nią i widziałem jakąś obcą kobietę. Czułem gniew, żal i tęsknotę jednocześnie. I jedno pytanie, które nie dawało mi spokoju: czy naprawdę da się odbudować coś, co się tak rozpadło?

Nie wiem, czy potrafię jej wybaczyć. Nie wiem, czy chcę. Ale wiem jedno – nigdy nie chciałem być w tym miejscu. Nigdy nie chciałem być tym człowiekiem, który zastanawia się, czy jeszcze warto walczyć, czy lepiej odejść. Teraz muszę podjąć decyzję. A ona będzie mnie kosztować więcej, niż kiedykolwiek sądziłem.

Marcin, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama