Reklama

Czasami, kiedy wieczorem kładę się do łóżka, patrzę w sufit i myślę: co ja tu robię? Mam dwójkę dzieci, żonę, dom na kredyt i pracę w firmie budowlanej, w której haruję jak wół, a i tak ledwo wiążę koniec z końcem. Wydawało mi się, że robię, co trzeba – zarabiam, staram się pomagać w domu, naprawiam kran, wożę dzieci na zajęcia, odśnieżam samochód. Ale wystarczy jedno spojrzenie Magdy i już wiem, że znowu coś zawaliłem.

Reklama

Dla niej zawsze jestem tym złym. Cokolwiek zrobię, zawsze jest źle. Zaczynam się gubić – może faktycznie jestem beznadziejnym ojcem? Może dzieci się mnie boją? A potem jeszcze teść... Patrzy na mnie jak na chłopaka, który ledwo co, wpadł w dorosłość. Czasem chciałbym wykrzyczeć, że robię wszystko, co mogę, ale słowa zacinają mi się w gardle. Więc siedzę cicho i tylko czuję, jak coś we mnie po cichutku pęka.

Żona zwracała mi uwagę, że strofuję dzieci

– Antek, ile razy ci mówiłem, żebyś nie grał na komputerze przed snem? – podniosłem głos, widząc syna z tabletem.

– Ale tato, wszyscy tak robią! – burknął, nawet nie podnosząc wzroku.

Magda weszła do pokoju, ręce miała na biodrach, a spojrzenie lodowate.

– Wiktor, nie możesz tak na niego krzyczeć. To tylko dziecko.

– A co mam zrobić? Przecież wiesz, że rano znowu będzie nieprzytomny!

– Nie chodzi o to, co robisz, tylko jak to robisz! – syknęła. – Ciągle go strofujesz, zamiast z nim porozmawiać.

– No jasne, bo ty zawsze wiesz wszystko najlepiej – powiedziałem, czując, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach.

– Może dlatego, że się staram? A ty co? Wracasz z pracy i myślisz, że wszystko zrobi się samo?

– Może powinnaś sama to wszystko ogarnąć, skoro jesteś taka mądra! – wybuchłem, bo ile można tego słuchać.

W pokoju zapadła cisza. Antek uciekł do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Magda stała, blada, zaciskając usta. Czy naprawdę jestem taki zły? Może ona ma rację, może nie nadaję się na ojca? Zrobiłem kilka kroków, ale Magda odsunęła się, jakby nie chciała mnie nawet dotknąć. Wyszedłem z kuchni i wsłuchiwałem się w ciszę, która nagle wydawała się ogłuszająca.

Po raz pierwszy nie czułem się jak intruz

Usiadłem na ganku. Noc była chłodna, a ja czułem, jak w środku wszystko we mnie drży. Nagle usłyszałem kroki – teść wyszedł z domu.

– Ciężki wieczór, co? – powiedział, siadając obok.

– Mówisz to, jakbyś wiedział wszystko najlepiej – mruknąłem.

Tadeusz wzruszył ramionami.

– Nie wszystko. Ale wiem, że bycie ojcem to cholernie trudna robota.

– Magda uważa, że robię wszystko źle. Może ma rację. – Patrzyłem przed siebie, jakby coś tam było, ale widziałem tylko ciemność.

– Wiesz, ja też byłem surowy dla moich dzieci. Moja żona często płakała z tego powodu. – Tadeusz mówił spokojnie, jakby rozmawiał o pogodzie. – My, faceci, często chcemy dobrze, ale nie zawsze umiemy to pokazać.

– No właśnie. – Wypuściłem powietrze z płuc.

Czasem lepiej postawić na swoim, niż przepraszać za każdą decyzję. Dzieci muszą wiedzieć, że mają ojca, który wie, czego chce.

Patrzyłem na niego, zaskoczony. Nie spodziewałem się po nim takich słów.

– Dzięki – powiedziałem cicho.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Po raz pierwszy od dawna nie czułem się z nim jak intruz.

Teść podtrzymywał mnie na duchu

Następnego dnia spotkałem Tadeusza w garażu. Naprawiał rower Antka.

– Wiktor, podasz mi klucz dziesiątkę? – rzucił, jakbyśmy zawsze tak gadali.

– Jasne – podałem narzędzie, a on skinął głową z aprobatą.

– Antek to bystrzak, ale uparciuch. – Tadeusz wyprostował się, opierając ręce na biodrach. – Wiesz, ja też taki byłem.

– Nie wydaje mi się, żeby Magda tak uważała. – Uśmiechnąłem się krzywo, a on odparł:

Kobiety mają swoją wizję. Nie zawsze słuszną. – Zaśmiał się cicho. – Kiedyś to ja byłem tym złym, wiesz?

Spojrzałem na niego, zdziwiony.

– A teraz? – zapytałem.

– Teraz? Teraz po prostu jestem dziadkiem. Ale wiesz co? Dobrze ci idzie. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Siedzieliśmy tak chwilę i pierwszy raz od dawna czułem, że nie jestem sam w tej układance.

Miałem wrażenie, że wszystko robię źle

Był weekend, siedzieliśmy z Tadeuszem w garażu. Pachniało starym drewnem i olejem, a ja z trudem dopasowywałem zawias do szafki. Tadeusz przyglądał się przez chwilę, a potem powiedział:

– Wiesz... Nie myślałem, że będziesz tak się starał.

Podniosłem głowę, zaskoczony.

– Co masz na myśli?

– No, że tak z tymi dzieciakami. Wiesz, większość facetów to by machnęła ręką. A ty... wkurzasz się, wiadomo, ale próbujesz.

– Czasem mam wrażenie, że nic nie robię dobrze.

Tadeusz pokręcił głową i uśmiechnął się lekko.

– A kto ci tak mówi?

– Magda. Cały czas słyszę, że źle mówię, źle robię, źle wychowuję... – wzruszyłem ramionami, czując, jak coś we mnie pęka. – Wiesz, że boję się, że mnie znienawidzą w końcu.

Tadeusz odłożył śrubokręt i usiadł naprzeciwko.

– Powiem ci coś. Ja też się kiedyś bałem. Ale dzieci nie potrzebują ideałów, tylko kogoś, kto będzie obok, nawet jak jest wkurzony, zmęczony, zły. Wiktor, dzieci potrzebują faceta, który potrafi powiedzieć „nie”, a potem przytulić.

Spojrzałem na niego, a w gardle coś mnie ścisnęło.

– Dzięki.

– Nie dziękuj, tylko pamiętaj. Jesteś dobrym ojcem. A Magda... no cóż, one zawsze będą gadać.

Roześmiał się, a ja razem z nim.

Czasami wystarczy być blisko

Niedzielny obiad. Stół nakryty, dzieci siedzą w ciszy, jakby wyczuwały, że coś jest inaczej. Magda stawia zupę na stole, a Tadeusz nalewa sobie kompot. Patrzę na nich i czuję, że zaraz coś pęknie, bo to wszystko wygląda jak z reklamy – a przecież jeszcze tydzień temu nie potrafiliśmy normalnie rozmawiać.

Nagle Tadeusz chrząknął i spojrzał prosto na mnie.

– Wiktor... chciałem ci coś powiedzieć.

Zamarłem. Magda też spojrzała na niego niepewnie.

– Widzisz, nie jestem dobry w takich rozmowach. Ale... podziwiam cię, chłopie. Za to, że się nie poddajesz.

Antek podniósł wzrok znad talerza, a Kasia aż przysunęła się bliżej do mnie. Magda patrzyła na Tadeusza z lekkim niedowierzaniem.

– Tato, naprawdę tak myślisz?

Tadeusz skinął głową.

– Myślę. Nie jesteś ideałem, Wiktor, ale nikt z nas nie jest. Ty robisz, co możesz, i robisz to dobrze.

Poczułem, jak gardło mi się zaciska.

– Dzięki...

Magda wzięła głęboki oddech, jakby chciała coś powiedzieć, ale się zawahała. W końcu odwróciła głowę. Antek uśmiechnął się do mnie nieśmiało.

– Tato, pomożesz mi potem w matmie?

– Jasne, synu.

Kasia położyła dłoń na mojej.

– A ze mną zrobisz domek dla lalek?

– Pewnie.

I wtedy zrozumiałem, że coś się zmieniło. Nie w świecie, nie w domu, ale we mnie. Nie muszę być idealny. Muszę po prostu być.

Teraz wiedziałem, że dam radę

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, siedzieliśmy z Magdą na kanapie. Cisza była inna niż wcześniej – spokojna, ciepła. Popijaliśmy herbatę, a ja zerkałem na Magdę, jakby była kimś nowym.

– Wiktor... – zaczęła cicho, spuszczając wzrok. – Przepraszam.

Zaskoczyła mnie.

– Za co?

– Za to, że... często cię krytykowałam. Myślałam, że jak będę cię poprawiać, to wszystko pójdzie lepiej. A tak naprawdę... tylko cię zniechęcałam.

Patrzyłem na nią w milczeniu, bo pierwszy raz od dawna czułem, że mówi prosto z serca.

– Ja też nie jestem idealna – dodała. – Wiem, że czasem przesadzam.

Westchnąłem i położyłem rękę na jej dłoni.

– Magda, ja... ja też cię przepraszam. Może za dużo się spinam, może za bardzo chcę, żeby wszystko było jak w zegarku.

Uśmiechnęła się blado.

– Dziękuję ci, że jesteś.

Słowa, które kiedyś by mnie nie ruszyły, teraz uderzyły mnie w samo serce. Przytuliłem ją, a ona oparła głowę na moim ramieniu. Nie rozwiązały się wszystkie nasze problemy. Wiedziałem, że dzieci nadal będą się kłócić, Magda pewnie znowu kiedyś powie, że coś robię źle, a Tadeusz wtrąci swoje trzy grosze. Ale teraz wiedziałem, że dam radę. Nie jestem sam. Czasem największe wsparcie przychodzi z miejsca, z którego się go wcale nie spodziewasz. Patrzyłem na śpiące dzieci i wiedziałem: to jest mój dom. Mój świat. I warto o niego walczyć.

Wiktor, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama