Reklama

Kiedy Kasia wręczyła mi ten kalendarz adwentowy, pomyślałem, że to kolejny z jej kreatywnych pomysłów. Była mistrzynią w niespodziankach – każda rzecz, którą dla mnie przygotowywała, zawsze miała w sobie coś wyjątkowego. Pierwszego grudnia otworzyłem pierwsze okienko i zamiast czekoladki znalazłem coś, co na chwilę zatrzymało mi serce: zdjęcie USG. „To nie żart, prawda?” – zapytałem, czując łzy szczęścia napływające do oczu. Kasia zawstydziła się, ale jej uśmiech mówił wszystko. „Chciałam cię zaskoczyć” – powiedziała, a ja, trzymając to zdjęcie, myślałem tylko o tym, jak nasze życie właśnie się zmienia. Nie mogłem przestać się uśmiechać.

Reklama

Coś mi się nie zgadzało

Kilka dni po tym, jak znalazłem zdjęcie USG, postanowiłem je przejrzeć jeszcze raz. Zrobiłem sobie kawę, usiadłem przy biurku i zacząłem uważnie przypatrywać się każdemu szczegółowi. Wtedy to zauważyłem – data badania. Było to jeszcze w październiku, niedługo po tym, jak Kasia wróciła z wyjazdu służbowego. Zastygłem z filiżanką w ręku. Przecież dopiero od listopada zaczęliśmy planować dziecko. Myśli zaczęły krążyć jak szalone, próbowałem znaleźć sensowne wytłumaczenie. Może to pomyłka w opisie? Może Kasia miała badanie kontrolne i lekarz wpisał coś nie tak?

Wieczorem, kiedy siedzieliśmy na kanapie, nie wytrzymałem.

– Kochanie, czemu na USG jest data sprzed twojego wyjazdu? – zapytałem, udając spokój.

Kasia spojrzała na mnie i zamarła na moment, jakby próbowała znaleźć odpowiednie słowa.

Nie pamiętam dokładnie... – odparła, uciekając wzrokiem. – Może lekarz coś źle wpisał? Andrzej, nie przejmuj się takimi szczegółami, przecież to nasze dziecko!

Uśmiechnęła się niepewnie, ale widziałem w jej oczach cień niepokoju. Próbowałem jej zaufać, naprawdę. Może rzeczywiście przesadzałem? Ale im bardziej się starałem, tym mocniej ta data mnie dręczyła. Dlaczego wyglądała na tak spiętą? Dlaczego unikała mojego spojrzenia?

Gdy Kasia zasnęła, leżałem obok niej w ciemności, wpatrując się w sufit. Nie mogłem pozbyć się myśli, że coś jest nie tak.

Zacząłem szukać prawdy

Nie mogłem tego tak zostawić. Kasia zawsze była pewna siebie, nie bała się pytań, a tu nagle coś było nie tak. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej przypominałem sobie drobiazgi, które do tej pory ignorowałem – jej wyjazdy służbowe, częste wiadomości na telefonie, które odczytywała z ukradkowym uśmiechem. Może nigdy nie zwracałem na to uwagi, bo po prostu jej ufałem. A teraz?

Postanowiłem sprawdzić wszystko, co mogłem. Przejrzałem zdjęcie USG jeszcze raz, próbując doszukać się jakiegoś błędu. Nic. Data była jasna tak jak opis ciąży: ósmy tydzień. Znaczyło to, że musiało się to zacząć wcześniej, jeszcze zanim zaczęliśmy o tym rozmawiać.

Następnego dnia, gdy Kasia była w pracy, postanowiłem uporządkować dokumenty, pod pretekstem szukania czegoś do podatków. W jej szufladzie znalazłem tylko stertę paragonów i jakieś stare papiery, ale jedna rzecz przykuła moją uwagę: koperta z nazwiskiem ginekologa, którego nie znałem. Wyciągnąłem kartkę, na której zapisane były terminy wizyt. Pierwsza z nich miała miejsce w październiku.

Kiedy Kasia wróciła, starałem się zachowywać normalnie. Przy kolacji zagadnąłem ją niby od niechcenia.

– Kochanie, a ten lekarz, do którego chodziłaś w październiku... – zacząłem, nie podnosząc głowy znad talerza.

Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, a potem zmarszczyła brwi.

– Co? Jaki lekarz? A... Aaa, to nic ważnego. Byłam tam tylko raz, jakieś badanie kontrolne. Nawet nie pamiętam dokładnie.

Jej głos zadrżał. Czułem, jak coś we mnie pęka. Kilka dni później podsłuchałem jej rozmowę przez telefon. Szeptała, nie wiedząc, że stoję w korytarzu.

– Nie wiem, jak długo będę mogła to ukrywać. Andrzej nie może się dowiedzieć...

W tym momencie zrozumiałem, że prawda była znacznie gorsza, niż chciałem to sobie wyobrazić.

Miałem pewne podejrzenia

To imię chodziło mi po głowie od dawna. Marek. Dawny znajomy Kasi, który od czasu do czasu wysyłał jej wiadomości na Facebooku. Zawsze zbywała moje pytania o niego słowami: „Nic wielkiego, kiedyś pracowaliśmy razem”. Ale teraz, przypominając sobie te wyjazdy służbowe i jej ostatnią rozmowę telefoniczną, byłem pewien, że muszę z nim porozmawiać.

Nie miałem jego numeru ani kontaktu, więc zacząłem od mediów społecznościowych. Wysłałem mu krótką wiadomość: „Musimy porozmawiać. Chodzi o Kasię”. Odpisał prawie od razu, pytając, czy coś się stało. Umówiliśmy się na spotkanie w niewielkiej kawiarni na obrzeżach miasta.

Kiedy wszedłem, Marek już tam był. Na pierwszy rzut oka wyglądał na zdenerwowanego, jakby przeczuwał, o co chodzi. Usiadłem naprzeciwko niego i przez chwilę milczeliśmy, patrząc sobie w oczy. W końcu nie wytrzymałem.

Powiedz mi prawdę. Czy Kasia była z tobą… Byliście razem? – zapytałem wprost.

Marek odwrócił wzrok i wypuścił powietrze przez nos. Przez chwilę wyglądał, jakby chciał się wycofać, ale w końcu odpowiedział:

– Tak. Byliśmy. Ale to nie miało się tak skończyć. Nie wiedziałem, że ona ukrywa to przed tobą...

W tej chwili poczułem, jak moje serce się zatrzymuje. Musiałem się upewnić.

To dziecko... – głos mi zadrżał. – Czy ono jest twoje?

Marek spuścił głowę i kiwnął nią powoli. Nie musiał nic więcej mówić. Siedziałem tam, czując, jak coś we mnie się łamie. Marek próbował się tłumaczyć:

– Uwierz mi, to nie miało być nic poważnego. Kasia była w trudnym momencie, była zagubiona. Nigdy nie chciałem, żeby to zaszło tak daleko.

Nie słuchałem go. Byłem już w innej rzeczywistości, gdzie każdy obraz mojego życia z Kasią rozpadał się na kawałki.

Wyszedłem, nie mówiąc ani słowa. Miałem dość tłumaczeń. Wiedziałem, co muszę zrobić – porozmawiać z nią, ale tym razem bez miejsca na uniki.

Żyłem w kłamstwie

Wracałem do domu z myślami jak tornado. Wszystko, co jeszcze kilka tygodni temu wydawało mi się pewne i trwałe, teraz zamieniało się w gruzy. Drzwi otworzyłem z hukiem, co przyciągnęło Kasię do przedpokoju. Jej twarz zbladła, gdy zobaczyła moją minę.

Wiem o wszystkim. O tobie i Marku. Byłem u niego. Powiedział mi całą prawdę – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.

Zadrżała. Oparła się o futrynę, jakby nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Po chwili wyprostowała się i zacisnęła dłonie.

– Andrzej, pozwól mi to wyjaśnić... – zaczęła, ale przerwałem jej.

– Nie ma czego wyjaśniać! – krzyknąłem, a mój głos odbił się od ścian. – Przez te wszystkie miesiące okłamywałaś mnie. Dziecko, które miało być naszą radością... nawet nie jest moje.

Jej oczy zaszkliły się łzami. Zrobiła krok w moją stronę.

– To nie tak, jak myślisz... Andrzej, proszę, wysłuchaj mnie. Byłam zagubiona, tak bardzo chciałam, żebyśmy byli szczęśliwi...

– Szczęśliwi? Myślisz, że buduje się szczęście na kłamstwach? – przerwałem jej, czując, jak złość przejmuje nade mną kontrolę. – Czy kiedykolwiek planowałaś mi powiedzieć? Czy miałem żyć w tej iluzji do końca życia?

Kasia zaczęła płakać. Przyznała się do wszystkiego – romans z Markiem, krótki i, jak to ujęła, „bez znaczenia”. Kiedy jednak odkryła, że jest w ciąży, wpadła w panikę. Bała się mnie stracić, więc zdecydowała, że łatwiej będzie udawać, że to nasze dziecko.

Kocham cię, Andrzej – szepnęła przez łzy. – Zrobiłam to, bo nie chciałam cię stracić...

Zrobiłem kilka kroków do tyłu, czując, że jej słowa, zamiast mnie uspokajać, jeszcze bardziej mnie ranią.

– Nie wiem, czy jeszcze mogę ci zaufać – powiedziałem cicho, ledwo powstrzymując łzy.

Zostawiłem ją w salonie. Wyszedłem z domu, potrzebując przestrzeni, powietrza, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi zebrać myśli. Na razie wiedziałem tylko jedno – nic już nie będzie takie samo.

Musiałem to zrobić

Siedziałem na ławce w parku, wpatrując się w ciemne, zimowe niebo. Śnieg zaczął delikatnie padać, a każda płatka zdawała się zatrzymywać w powietrzu na chwilę, zanim osiadła na ziemi. W głowie miałem chaos. Myśli przelatywały przez moją świadomość jak rozbite kawałki szkła – wspomnienia naszego ślubu, wakacji nad morzem, rozmów o przyszłości. I teraz to. Zdrada. Kłamstwa. Iluzja, którą zbudowaliśmy razem.

Miałem do wyboru dwa wyjścia. Mogłem wrócić do domu i spróbować to naprawić, albo odejść na zawsze. Obie opcje wydawały się równie trudne. Część mnie wciąż kochała Kasię, wciąż pragnęła wierzyć, że to, co zrobiła, było aktem desperacji, a nie wyrachowania. Ale druga część, ta zraniona, mówiła jasno: zaufanie raz zniszczone nie może być odbudowane.

Wróciłem do mieszkania późnym wieczorem. W środku było cicho, jakby Kasia bała się poruszyć. Znalazłem ją w salonie, siedzącą na kanapie z czerwonymi od płaczu oczami. Obok niej leżało zdjęcie USG.

– Andrzej... – zaczęła, ale uniosłem rękę, przerywając jej.

– Pozwól mi coś powiedzieć – powiedziałem spokojnie, siadając naprzeciwko. – Kocham cię. Naprawdę. Ale to, co zrobiłaś... nie wiem, czy kiedykolwiek będę mógł ci wybaczyć. Może kiedyś, ale nie teraz.

Jej twarz wyrażała ból, jakby każde słowo wbijało się w nią jak nóż.

– Co to znaczy? – zapytała cicho.

– To znaczy, że muszę odejść. Przynajmniej na jakiś czas – odpowiedziałem, patrząc na nią z ciężkim sercem. – Nie wiem, co będzie dalej. Może kiedyś znajdę w sobie siłę, by wrócić. Ale teraz... muszę odpocząć od tego wszystkiego.

Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i spakowałem torbę. Kiedy wychodziłem, Kasia stała w drzwiach, patrząc na mnie z rozpaczą w oczach.

– Przepraszam – wyszeptała, ale nie odpowiedziałem. Zamknąłem drzwi za sobą i poczułem, jak chłodne, nocne powietrze uderza mnie w twarz.

Może potrzebowałem tego chłodu, by otrząsnąć się z szoku. Może w tej ciszy znajdę odpowiedzi na pytania, które od tygodni nie dawały mi spokoju. A może po prostu próbowałem zacząć od nowa, nawet jeśli nie miałem jeszcze pojęcia, jak to zrobić.

Reklama

Andrzej, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama