„Żona zdradziła mnie z sąsiadem, a potem kazała płacić alimenty. Prawda o moim małżeństwie szokuje wszystkich”
„– Ale przecież pracujesz! – rzuciłem z niedowierzaniem. – To nie wystarcza. Poza tym przez ciebie straciłam spokój. Nie mam zamiaru biedować, bo ty jesteś obrażony na cały świat”.

- Redakcja
Nigdy nie podejrzewałem, że moje życie tak się potoczy. Że kobieta, którą uważałem za swoją największą miłość, największą przyjaciółkę i matkę naszych dzieci, stanie się dla mnie największym wrogiem. Myślałem, że razem przejdziemy przez wszystko – przez wzloty, upadki, problemy finansowe i rodzinne. Zawsze byłem tym, który ratował, wybaczał, szukał kompromisów. Ale jak wybaczyć, kiedy człowiek, który mieszka dwa piętra wyżej, staje się dla niej kimś ważniejszym ode mnie? Jak poradzić sobie z upokorzeniem, gdy po zdradzie słyszysz, że masz płacić na nią alimenty?
Pierwsze sygnały niewierności
Nigdy nie przypuszczałem, że zwykłe wieczory mogą kryć w sobie tyle tajemnic. Karolina coraz częściej wychodziła z domu, tłumacząc się spotkaniami z koleżankami. Z początku nie wzbudzało to moich podejrzeń, ale z czasem zaczęło mnie to niepokoić.
– Karolina, znowu wychodzisz? – zapytałem pewnego wieczoru, widząc ją szykującą się do wyjścia.
– Tak, umówiłam się z Jolą na kawę – odpowiedziała, unikając mojego spojrzenia.
– Nie za często te spotkania? – próbowałem zachować spokój.
– Przesadzasz. Potrzebuję trochę czasu dla siebie – odparła, wychodząc z domu.
Zostałem sam z dziećmi, które już spały. W głowie kłębiły mi się myśli. Czy naprawdę spotyka się z Jolą? A może to tylko wymówka? Kilka dni później zauważyłem, że Karolina często wychodzi na balkon z telefonem. Rozmawiała cicho, czasem się śmiała. Gdy próbowałem podejść, szybko kończyła rozmowę.
– Z kim tak rozmawiasz? – zapytałem pewnego wieczoru.
– Z Jolą. Miała ciężki dzień – odpowiedziała, ale jej ton był nerwowy.
Zacząłem czuć, że coś jest nie tak. Postanowiłem porozmawiać z Jolą, gdy tylko nadarzy się okazja. Kilka dni później spotkałem Jolę na klatce schodowej.
– Cześć, Jolu. Karolina mówiła, że często się spotykacie – zagaiłem.
– Naprawdę? Ostatnio widziałyśmy się chyba z miesiąc temu – odpowiedziała zdziwiona.
To był moment, w którym poczułem, że mój świat zaczyna się chwiać. Kłamstwa, które wydawały się niewinne, zaczęły układać się w niepokojącą całość.
Nie było już co ukrywać
Była sobota, późny wieczór. Siedziałem w salonie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłem i zamarłem. Przede mną stał Marcin – nasz sąsiad z trzeciego piętra, trzymając w ręku paczkę papierosów i z głupawym uśmieszkiem.
– Cześć, Wojtek… Karolina jest w domu? – zapytał, jakby pytał o pogodę.
– Co? – warknąłem, bo nie dowierzałem, co słyszę. – Moja żona? Pewnie tak, gdzie miałaby być o tej porze?
– No, bo… mieliśmy coś obgadać… – zaczął się tłumaczyć, ale wtedy za jego plecami pojawiła się Karolina, z rozwichrzonymi włosami i kurtką narzuconą na ramiona.
– Daj spokój. Późno jest. Idź do domu – powiedziała szybko, rzucając mi krótkie spojrzenie, jakby chciała mnie uciszyć.
– Karolina, o co tu chodzi?! – krzyknąłem, nie mogąc opanować emocji. – Co ty wyprawiasz z sąsiadem?!
– Nie rób scen, Wojtek! – warknęła, patrząc na mnie z wściekłością. – To nie twoja sprawa!
– Nie moja?! – głos mi zadrżał. – Jesteś moją żoną! Zdradzasz mnie, a ja mam siedzieć cicho?!
– Wojtek, skończ! – podniosła głos, patrząc mi prosto w oczy. – To nie tak, jak myślisz. Marcin tylko…
– Nie chcę słyszeć więcej bzdur! – przerwałem jej. – Wynoś się stąd oboje!
Karolina zamilkła, jej twarz pobladła. Marcin patrzył raz na nią, raz na mnie, a potem odwrócił się i odszedł. Karolina bez słowa wróciła do mieszkania, a ja stałem w progu, czując, jak mój świat właśnie się zawalił.
Oskarżenia i manipulacje
Kiedy emocje nieco opadły, próbowałem z nią porozmawiać. Wiedziałem, że muszę usłyszeć, co się dzieje, ale nie spodziewałem się tego, co miało paść.
– Karolina, proszę cię, powiedz mi prawdę – zacząłem spokojnie, choć w środku aż się we mnie gotowało. – Co cię łączy z Marcinem?
Siedziała na kanapie, bawiąc się telefonem, jakby to była rozmowa o pogodzie, a nie o naszej przyszłości.
– Nie histeryzuj. To ty zawsze się wszystkiego czepiasz. Przecież ci mówiłam, że to tylko znajomość – rzuciła, nie odrywając wzroku od ekranu.
– Znajomość? Spotykacie się za moimi plecami, wychodzisz z domu późnym wieczorem, a teraz jeszcze on przychodzi tutaj, jak do siebie! – podniosłem głos, nie wytrzymując.
– Nie jesteś moim właścicielem! – krzyknęła nagle. – Nie będę ci się spowiadać, z kim rozmawiam i co robię! Od dawna czuję, że się duszę w tym związku!
– Karolina, mamy dzieci, rodzinę! Jak możesz to tak po prostu zniszczyć?! – mówiłem z rozpaczą, ale ona wstała i spojrzała na mnie z chłodnym uśmiechem.
– Dzieci będą szczęśliwe, jeśli ich matka będzie szczęśliwa – odpowiedziała. – A ja mam prawo do szczęścia. I skoro nie znajduję go z tobą, to może z kimś innym.
Patrzyłem na nią jak na obcą osobę. Ta kobieta, która jeszcze niedawno była moją żoną, mówiła mi prosto w twarz, że jej szczęście nie ma ze mną nic wspólnego. W tamtej chwili zrozumiałem, że coś się skończyło bezpowrotnie.
Cios za ciosem
Myślałem, że po tej rozmowie nie może być gorzej. Że najgorsze mam już za sobą, a teraz czeka mnie tylko pustka i rozczarowanie. Ale życie postanowiło dołożyć mi jeszcze więcej. Kilka miesięcy później dostałem list z sądu. Otworzyłem kopertę drżącymi dłońmi. „Pozew o alimenty” – czytałem, nie wierząc własnym oczom. Karolina domagała się nie tylko alimentów na dzieci, co byłoby zrozumiałe, ale także… na siebie.
– Karolina, co to ma znaczyć?! – wpadłem do mieszkania, trzymając w ręce to przeklęte pismo. – Alimenty na ciebie? Po tym wszystkim, co zrobiłaś?!
– Przestań krzyczeć – powiedziała spokojnie, nie odrywając wzroku od komputera. – Mam do tego prawo.
– Prawo? Ty masz czelność mówić o prawie?! Zdradziłaś mnie z naszym sąsiadem, rozwiodłaś się, a teraz chcesz, żebym ci jeszcze płacił? – głos mi się łamał, bo czułem, jak wali się wszystko, co znałem.
– Nie dramatyzuj. Dzieci muszą mieć gdzie mieszkać, muszą mieć co jeść. A ja, jako matka, muszę mieć środki, żeby im to zapewnić – tłumaczyła, jakby mówiła o czymś zupełnie normalnym.
– Ale przecież pracujesz! – rzuciłem z niedowierzaniem.
– To nie wystarcza. Poza tym przez ciebie straciłam spokój. Nie mam zamiaru biedować, bo ty jesteś obrażony na cały świat.
Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Czułem się jak ostatni frajer. Oszukany, zdradzony, teraz jeszcze finansowo uwiązany. Byłem pewien jednego – to nie była już moja żona. To była obca kobieta, która nie miała dla mnie ani grama litości.
Życie po zdradzie
Czas po rozwodzie to była dla mnie jedna wielka ciemność. Mieszkałem sam w dwupokojowym mieszkaniu, które jeszcze niedawno wypełniały śmiechy dzieci. Teraz tylko cisza. Każdego dnia wpatrywałem się w sufit, zastanawiając się, co poszło nie tak. A potem przyszły weekendy, kiedy Karolina przychodziła po dzieci.
Stałem wtedy w oknie i patrzyłem, jak uśmiecha się szeroko, jak Marcin otwiera jej drzwi samochodu, jak obejmuje ją w pasie, jakby byli małżeństwem od zawsze. Dzieci biegły do niej roześmiane, a ona mówiła im, że teraz pojedziecie do „naszego domu”. Naszego. Krew mnie zalewała.
– Tato, a czemu ty nie jedziesz z nami? – zapytał kiedyś młodszy syn, wsiadając do auta.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Stałem jak głupi, zaciśnięte pięści w kieszeniach, a serce mi pękało. Chciałem krzyknąć: „Bo mama woli Marcina!”, ale połknąłem słowa. Co miałem powiedzieć dzieciom? A potem, jakby tego było mało, Karolina zaczęła wysyłać wiadomości.
– Wojtek, nie zapomnij przelać pieniędzy na konto. Potrzebujemy więcej na zajęcia dodatkowe – pisała bez cienia wstydu.
– Przecież płacę alimenty! – odpisywałem, ale ona zawsze miała gotową odpowiedź.
– Dzieci to nie tylko szkoła. Chcesz, żeby były gorsze od innych? To twoja odpowiedzialność.
Czułem się, jakbym nie miał prawa do normalnego życia. Płaciłem, bo musiałem, patrzyłem z boku, jak moja rodzina funkcjonuje beze mnie. A ona... ona układała sobie nowe życie z Marcinem. Jakby nigdy mnie nie było.
Tyle wyniosła cena za prawdę
Dziś wiem jedno – tamto życie już nie wróci. Karolina zbudowała sobie nowy świat, a ja… ja zostałem sam, z poczuciem straty i wstydu, który czasem budzi mnie w nocy. Bo jak to w ogóle możliwe? Zdradziła mnie z sąsiadem, zostawiła, a teraz co miesiąc wyciąga rękę po pieniądze, jakby to była jej nagroda za to, że rozpieprzyła nasze małżeństwo. I nikt, ani sąd, ani prawnicy, nie pyta, jak ja się z tym czuję. Nie pyta, jak wytrzymuję świadomość, że mój były przyjaciel teraz śpi z moją żoną, a dzieci mówią na niego „wujek Marcin”.
Czasem siedzę w ciszy i zastanawiam się – co zrobiłem źle? Czy powinienem częściej mówić jej, że ją kocham? A może kupować kwiaty, zabierać na kolacje? Czy naprawdę wszystko było na mojej głowie? Nie wiem. Może prawda jest taka, że to ona nigdy mnie nie kochała. Że szukała czegoś innego, a ja byłem tylko etapem. Teraz to już nie ma znaczenia. Muszę żyć dalej, dla dzieci, które kocham najbardziej na świecie. Kiedyś, może za kilka lat, usiądę z nimi i powiem prawdę. Całą. O tym, jak było naprawdę. Bo mają prawo wiedzieć, kto naprawdę walczył o rodzinę, a kto ją rozpieprzył na kawałki.
Nie wiem, czy się z tego podniosę. Ale wiem, że nigdy więcej nikomu tak nie zaufam. Może lepiej tak. Może to właśnie cena za prawdę, którą poznałem za późno.
Wojciech, 39 lat
Czytaj także:
- „Z mężem jadłam obiadki, a z sąsiadem ćwiczyłam pilates. To miał być układ idealny, a skończyłam jako 5 koło u wozu”
- „Pilates z kolegą zamienił się w grzeszny trening. Okazało się, że mój mąż maczał palce w tych sekretnych ćwiczeniach”
- „Moja 9-letnia córka wpadła w histerię, bo na komunię dostała mniej, niż 10 tysięcy. Bo tak pokazywały influencerki”