Reklama

Madzia to prawdziwy ideał

Nasza rodzina przeżyła niełatwą próbę, z której, w mojej opinii, wyszliśmy obronną ręką. Po drodze mieliśmy sporo przeszkód i przykrych momentów, ale siła naszych uczuć pomogła nam dotrzeć do szczęśliwego finału. Darzyłem moją żonę ogromną miłością. Nasze pierwsze spotkanie było jak grom z jasnego nieba dla nas obojga – mimo że ja niedawno zakończyłem inną relację i nie czułem się przygotowany na nowe uczucie, a i ona planowała zrobić sobie przerwę od zawiłości sercowych spraw.

Reklama

Jednak miłość zawładnęła nami totalnie, nie mieliśmy nic do powiedzenia w tej kwestii. Ale wiecie co? W ogóle nas to nie obchodziło. Minęło ledwie sześć miesięcy, a my już byliśmy po zaręczynach, a rok później stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Dziś, po siedemnastu latach wspólnego życia, mogę śmiało powiedzieć, że kocham moją małżonkę co najmniej tak mocno jak wtedy, a może nawet jeszcze bardziej.

Przez blisko dwadzieścia lat byliśmy nierozłączni, a wszystko, co razem przeszliśmy i poznaliśmy, połączyło nas na zawsze. Każda wesoła chwila, każdy dołujący moment i wszelkie kłopoty, jakie mieliśmy, tylko nas do siebie przybliżały. Ale to właśnie Magda, owoc naszej miłości, stanowiła najsilniejsze ogniwo.

Jeśli chodzi o Joasię, to darzyłem ją szczerym uczuciem, ale na widok Madzi kompletnie straciłem głowę. Jak tylko ją ujrzałem po raz pierwszy, wiedziałem, że to miłość mojego życia. Gdy pielęgniarka wręczyła mi małe zawiniątko, zażartowała, czy podołam brzemieniu obowiązków rodzicielskich. A ja wtedy poczułem, jakbym się unosił w powietrzu. Miałem wrażenie, że dryfuję po morzu, które sam wyczarowałem, a fale mojego uczucia do córeczki uderzały z mocą tsunami.

Oferta nie do odrzucenia

Magda to po prostu ideał. Urocza, spokojna i inteligentna. Rosła jak na drożdżach i zanim się spostrzegliśmy, z dziecka stała się młodą damą. Szykowaliśmy wielką fetę z okazji jej szesnastki, kiedy nagle...

Zobacz także

– Słuchaj, kochanie, mamy ważną sprawę do omówienia – Asia zajęła miejsce przy stole, nerwowo trzaskając stawami palców.

Coś jest nie tak, przemknęło mi przez myśl. Wylali ją z pracy? Likwidują jej wydział? Albo, co gorsza, zachorowała, tfu, tfu!

Zakwalifikowali mnie do projektu naukowego. I przyznali całkiem pokaźne stypendium...

– Rany, ale mnie przestraszyłaś! Myślałem, że to jakaś tragedia. To przecież fantastyczna nowina. Moje najszczersze gratulacje.

– Zaczekaj sekundkę. Musimy się oswoić z myślą, że zajmie nam to aż osiem miesięcy.

– No proszę, cały rok akademicki będziesz miała stypendium.

Moja żona, Joanna, była zatrudniona jako biotechnolog na uniwersytecie zajmującym się naukami przyrodniczymi. Przyznawane tam stypendia były unikalne i z całego serca ją podziwiałem.

– Słonko, dostałam propozycję stypendium od uczelni z Nicei.

– Że co? – powoli opadłem na krzesło.

Nicea. To jak miecz obosieczny – z jednej strony supernews, perspektywa na rozkręcenie się, trochę rozgłosu wśród ludzi z branży i takie tam. Ale z drugiej strony – będziemy osobno, będzie mi jej brakować, kontakt tylko przez telefon. Dla mnie to nie problem, ale Madzia może tego nie wytrzymać.

Mogło się wydawać, że to już prawie dorosła osoba, która poradziłaby sobie sama, ale przecież wciąż nie była pełnoletnia – to jeszcze dzieciak. Pomimo pewnych obaw postanowiliśmy zaryzykować. Szansa była zbyt wielka, by ją zmarnować. Dla Joasi to mogło oznaczać rozwój kariery, lepsze zarobki i prestiżowe stanowisko. Przecież to zaledwie osiem miesięcy, przekonywaliśmy siebie nawzajem, a w dzisiejszych czasach, gdy technologia tak się rozwinęła, będziemy mogli gadać codziennie, a gdy nadarzy się okazja na dłuższy weekend albo w czasie ferii, polecimy we trójkę z Magdą do Francji. Brzmiało to jak niezły plan.

Zostałem sam z córką

– No i jak staruszku? Kiedy balanga, dziewczyny i morze piwa? – przekornie zagaiła córka, gdy pod wieczór wylądowałem z książką na sofie.

– Właśnie biorę udział w najbardziej odpowiadającej mi imprezie, ty jesteś tą dziewczyną, na której mi zależy, a procentowe trunki… Nie służą mojemu zdrowiu, więc sobie daruję, ale gdybyś zaparzyła herbatkę, to chętnie się napiję.

Nasza codzienność toczyła się swoim tempem. Dni mijały, zlewając się w tygodnie. Początkowe tygodnie pod nieobecność mojej żony okazały się niezwykle trudne. Nigdy wcześniej nie byliśmy rozdzieleni przez tak długi okres i ogromnie za nią tęskniłem. Szukałem ucieczki w pracy, a wieczorami spędzałem czas z córką w naszym mieszkaniu. Magda z kolei odnalazła własny sposób radzenia sobie – coraz więcej czasu poświęcała na naukę w towarzystwie koleżanek.

Pewnego poranka postanowiłem zagaić:

– Ale wam dają w kość z tą nauką... Dzięki, kochanie, jutro ja przygotuję śniadanie do szkoły.

Droga córeczka. Dbałem o nią, jakbym był jednocześnie tatą i mamą. Szykowała nam śniadania do pracy i na lekcje, a wieczorami przygotowywała kolacje. Asia nie mogła wyjść z podziwu, że tak świetnie dajemy sobie radę. Kontaktowaliśmy się ze sobą każdego dnia. Gadaliśmy przez telefon, ile tylko się dało. Zdawałem sobie sprawę z jej niepokoju o nas, ale zapewniałem, że niepotrzebnie się przejmuje.

– Wciąż czuję się winna, że postawiłam obowiązki zawodowe ponad bliskimi...

– Daj spokój, to nie tak. Nie zostawiłaś nas samych, nie przedłożyłaś ambicji i robienia kariery ponad rodzinę. To bardziej jakbyś, no wiesz, po prostu popłynęłaś w dłuższy rejs. Niczym żeglarz. Nadrobimy straty kiedy wrócisz do domu. Zostało tylko pół roku... – skrupulatnie liczyłem dni do jej powrotu.

Zaniedbałem opiekę nad naszym dzieckiem

No i nagle telefon od wychowawczyni Madzi. Moja córka dała się złapać na paleniu papierosów za budynkiem szkoły. Belferka chciała też pogadać o tym, że moja pociecha ostatnio sporo wagaruje i zaliczyła kupę pał. Ze spuszczoną głową musiałem przyznać, że nie zaglądałem regularnie do e-dziennika, totalnie wyleciało mi to z głowy.

Błyskawicznie wszedłem na swoje konto i… O rany, ale zaskoczenie! Okazało się, że Magda opuszczała lekcje na potęgę. Prawie w ogóle jej nie było w szkole. Oceny? Sama tragedia - pały i dwójki z każdej możliwej dziedziny. Jak już nasza paniusia łaskawie pojawiła się na zajęciach, to i tak nigdy nie była do nich przygotowana. Nauczyciele non stop jej to wypominali, pisząc w dzienniku uwagi.

O rany, Joasia mnie chyba udusi, przeleciało mi przez głowę. Nie upilnowałem naszego dzieciaka. Myślałem, że nie muszę, bo idzie jej całkiem nieźle. A tu klops. Zaraz, zaraz… ale skąd te jedynki, przecież prawie każdego dnia zakuwa z koleżankami? No jasne, ale ze mnie łoś.

Wsiadłem do auta i popędziłem do domu Zuzanny, gdzie miała przebywać Magda. Dowiedziałem się, że poszły do kina. No to pojechałem pod galerię handlową, gdzie mieściło się to kino. A pod tą galerią, na ławeczce, w towarzystwie jakiejś ekipy i z browarem w ręce, siedziała moja córunia! Znalazłem się pośród tych gówniarzy, złapałem Magdę za dłoń i pociągnąłem do góry, żeby wstała z ławki.

– Daj mi spokój! Nie możesz tego robić!

– Serio masz zamiar gadać teraz o tym, co wolno mi robić, a czego nie? - rzuciłem wkurzony, ledwo się powstrzymując, żeby nie wybuchnąć ze złości.

Wsadziłem ją do auta i zawiozłem do domu.

– Od jutra masz codziennie stawiać się w szkole. A po lekcjach od razu wracasz do domu. Koniec ze znajomymi, koleżankami i wychodzeniem z domu. Fajki, piwo? Zwariowałaś?! Skąd te pały i dwóje? Co mama by pomyślała, jakby się dowiedziała?

Miałem chęć złapać ją za ramiona i mocno potrząsnąć, aby wróciła do rzeczywistości. Jaki będzie kolejny krok? Ćpanie? Znajdzie jakiegoś faceta, który będzie ją utrzymywał? Porzuci naukę? Zalew tych przerażających wizji był nie do zniesienia. Wszystkich zawiodłem. Moją żonę, córkę i samego siebie...

– ...wszystko!

– Słucham? Co takiego?

– Mam to wszystko gdzieś. Tak jak mamę to, co się ze mną dzieje! Wyjechała za granicę bawić się w naukowca! Gdyby choć trochę jej na mnie zależało, zostałaby tutaj! – wrzasnęła i pobiegła do swojego pokoju.

Powoli dochodziłem do wniosku, że to, jak Magda się zachowuje, to tak naprawdę reakcja na to, że jej mamy przy niej nie ma. Uciekanie w imprezowanie to nie był jej wybór – ona się po prostu buntowała. I w taki sposób próbowała dać sobie radę z tym bałaganem, który jej zaserwowaliśmy – my, rodzice. A przecież naszym zadaniem powinno być zapewnienie jej poczucia bezpieczeństwa i zadbanie o to, żeby czuła się dobrze. Jasne, że ta szansa na stypendium była dla mojej żony czymś superważnym, ale chyba należało lepiej przyszykować naszą pociechę na taki wyjazd jej rodzicielki.

Ograniczyłem obowiązki zawodowe

Przekroczyłem próg i po prostu objąłem ją ramionami, nie mówiąc ani słowa. Starała się mnie odsunąć, ale byłem nieugięty. Przytulałem ją przez długi czas, zupełnie jak kiedyś przytulałem swoją malutką córusię. Ona zaś szlochała w moich objęciach. Dotarło do mnie, że nic nie wskóram, zakazując, wrzeszcząc i udając twardziela.

Jestem w stanie wesprzeć Magdę, będąc przy niej i okazując jej swoje uczucia. Mała musi mieć świadomość, że jest dla mnie bardzo ważna, a jej mama, mimo że teraz przebywa z dala od niej, również darzy ją ogromną miłością. Kochanie swojego dziecka wcale nie znaczy, że musimy wyrzec się dla niego dosłownie wszystkiego.

Podjąłem decyzję, żeby nie wspominać żonie o wybryku naszej córki. Gdyby się dowiedziała, to z powodu wyrzutów sumienia zrezygnowałaby ze wszystkiego i pierwszym pociągiem przyjechała do domu. Wziąłem sprawy w swoje ręce i zdecydowałem, że sam zajmę się córeczką.

– Skarbie, zawsze będziesz dla mnie i mamy najważniejsza na świecie. Bez względu na wszystko, pozostaniesz naszą piękną i bystrą córunią. Nawet gdy już będziesz dorosła, założysz własną rodzinę i weźmiesz kredyt hipoteczny. Rozumiesz? Mama dostała niepowtarzalną okazję i grzechem byłoby ją zmarnować. Ale dzwoni do ciebie każdego dnia. Wiem, że ten okres bez niej to dla ciebie wieczność, ale zaufaj mi, to tylko chwila w twoim życiu. Zanim się obejrzysz, mama wpadnie tutaj w berecie z bagietką pod pachą – szeptałem jej do ucha różne słowa, które powinienem był powtarzać znacznie częściej, by nie straciła w nas wiary. Mam nadzieję, że podziałają.

Często wymieniałem się zmianami z kolegami, żeby móc pobyć z moją małą. Chodziliśmy razem do kina lub wychodziliśmy coś zjeść. Pewnego razu wyszedłem nawet z pomysłem wspólnych zakupów.

– Fajnie, że chcesz, ale dam sobie radę sama – ucięła krótko. – W szafie mam zarezerwowane miejsce na ciuchy od mamy.

Przyrzekłem Magdzie, że nie wspomnę ani słowem Asi o opuszczaniu lekcji, piwach i kiepskich wynikach w nauce. Córka zobowiązała się, że weźmie się w garść i naprawi swoje zachowanie, a także oceny, aby na zakończenie roku szkolnego nie było powodów do narzekań. Największy problem stanowiły zbliżające się urodziny Magdy. Dotychczas świętowaliśmy je w naszym małym, rodzinnym gronie. W związku z tym przygotowałem dla niej pewien niespodziewany prezent...

– Zrywaj się z łóżka i zaczynaj się zbierać! – gwałtownie przerwałem jej sen. – Weź parę majtek, ze dwa letnie ciuchy i jedziemy.

– Co? Ale dokąd? – przetarła zaspane oczy. – Rany, środek nocy… Co ty odwalasz, tato?

– Lecimy na wakacje! Odwiedzimy mamę!

Kierowałem się uczuciem do córki

Miniony weekend był dla nas wyjątkowy. Spędziliśmy go we trójkę i było po prostu fantastycznie! Nie mogliśmy się sobą nacieszyć - gadaliśmy bez końca, tuliliśmy się i czuliśmy się ze sobą tak dobrze. Reszta ludzi? Miałem to gdzieś. Liczyły się tylko one - moje dwie ukochane. Patrząc na nie czułem, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Ależ miałem farta!

Jak tylko Asia pojawiła się w domu po dwóch miesiącach nieobecności, próbowaliśmy nadgonić stracony czas i brak bezpośrednich relacji. Oboje wzięliśmy sporo wolnego, a Madzi pozwoliliśmy przez parę dni nie chodzić do szkoły. W końcu musiała w cztery oczy pogadać z mamą o babskich sprawach i nadrobić zaległości w plotkowaniu.

Zdaję sobie sprawę, że wspominała o trudniejszym momencie w nauce, kiedy miała kłopot ze skupieniem się na lekcjach. Skoro jednak udało jej się nadgonić zaległości, nie roztrząsaliśmy już tego. To, co się wydarzyło, zostało między nami – jest moim słodkim sekretem z Madzią. Najważniejsze, że pomimo przeciwności losu, daliśmy radę przezwyciężyć kłopoty.

Pewnie gdybyśmy się uparli, to byśmy się totalnie pożarli i przestali ze sobą gadać. Dobrze, że gdy trochę ochłonąłem, to pomyślałem o tym, jak bardzo kocham moją córcię. Właśnie dlatego nie odwróciliśmy się do siebie plecami, a wręcz przeciwnie – zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej. Teraz moja córka ma pewność, że zawsze będę przy niej, bez względu na sytuację.

Asi również nie było łatwo znieść rozłąkę przez tyle czasu. Ona została całkiem sama. Gdy wróciła, przepełniona tęsknotą i jeszcze silniejszym uczuciem do nas, miałem świadomość, że ten okres tylko wzmocnił nasz związek. Znów spacerowaliśmy, trzymając się za dłonie, obdarowywaliśmy się pocałunkami po kilka razy każdego dnia i zapewnialiśmy siebie nawzajem o sile naszej miłości.

Skoro udało nam się przeżyć buntowniczy okres Magdaleny i osiem miesięcy w oddali od siebie, to damy radę pokonać wszelkie trudności. A to wszystko dzięki uczuciu, jakie nas troje ze sobą połączyło.

Reklama

Przemysław, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama