Reklama

Ten list przeczytałem ze sto razy, wczytując się w każde słowo, ale mój umysł wciąż nie potrafił ogarnąć jego treści. Nie mieściło mi się w głowie, że można tak po prostu porzucić rodzinę – zostawić męża i małą, siedmioletnią córeczkę. Byłbym w stanie pojąć, gdyby znalazła sobie kogoś nowego i nie chciała już być ze mną. Ale co z naszą małą Aldonką?

Reklama

Zwyczajnie zniknęła

Dziecko stanowiło dla niej cały świat, zawsze powtarzała, że córeczka to jej największe szczęście. A teraz zniknęła, jakby los własnego dziecka w ogóle jej nie interesował. Nie zostawiła żadnych namiarów na siebie, nie wspomniała nawet o ewentualnych odwiedzinach. Napisała tylko, że pragnie rozpocząć wszystko od nowa. I najwyraźniej w tych jej nowych planach zabrakło miejsca zarówno dla mnie, jak i dla naszej małej.

Zastanawiałem się, co powiedzieć córce, która bez przerwy dopytywała o mamę i moment jej powrotu. W końcu zrozumiałem, że potrzebuję pomocy i zwróciłem się do matki mojej żony.

Teściowa chętnie się zgodziła na rozmowę z wnuczką. Sama nie potrafiła sobie poradzić z odejściem córki i chyba czuła się trochę odpowiedzialna za to, że zostawiła rodzinę. Do dziś nie wiem, jakie słowa padły między babcią Basią a Aldonką, ale pamiętam, jak moja córeczka wybiegła z pokoju z mokrymi od łez oczami.

Próbowałem ją uspokoić, jednak wpadła w taki stan, że nie dało się do niej dotrzeć. Mama mojej żony szybko się ulotniła, zostawiając mnie samego z dzieckiem. Dopiero gdy Aldonka całkiem przestała płakać, po jakiejś godzinie, zgodziła się, żebym ją objął.

Nie przejmowała się nami

Tej nocy przyszła spać do mojego łóżka, choć nie robiła tego już od dwóch lat. Podobnie było w kolejnych dniach. Z czasem zaczęła dochodzić do siebie – więcej mówiła i częściej się śmiała. Wiedziałem jednak, że to, co przeżyła, zostawi trwały ślad w jej duszy.

Z każdym dniem szło nam sprawniej, mimo że początki były trudne. Sam musiałem kompletnie zmienić swoje przyzwyczajenia, podczas gdy Aldonka uczyła się wykonywać podstawowe zadania domowe. Podziwiałem jej odwagę i wiedziałem, że zawsze mogę na niej polegać. W końcu bardzo szybko stawała się coraz bardziej samodzielna.

Przez prawie trzy lata po odejściu Basi nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu. Wszystko zmieniło się podczas naszego letniego wyjazdu nad Bałtyk, gdy nagle usłyszałem jak Aldonka krzyknęła:

– Mamo!

Zanim zdążyłem zareagować, wyrwała się i zniknęła pośród plażowiczów. Pobiegłem za nią, obawiając się, że może się zagubić. Gdy wreszcie ją złapałem, rozglądała się bezradnie za swoją mamą.

Była pewna, że to ją widziała i upierała się, że mama od niej uciekała. W tej sytuacji nie wiedziałem, co myśleć, ale byłem skłonny dać wiarę jej słowom. Dlatego czym prędzej ulotniliśmy się z plaży, żeby uniknąć spotkania z Basią. Na dokończenie urlopu wybraliśmy zupełnie inną lokalizację.

To była fatamorgana

Niedługo po tym jak dzieci wróciły do szkoły po wakacjach, odprowadzałem Aldonkę na lekcje. Wchodząc do budynku, kątem oka zauważyłem sylwetkę Basi. Odwróciłem głowę i na moment nasze oczy się spotkały. Szybko pożegnałem małą, nie chcąc, żeby zobaczyła mamę. Po powrocie do samochodu nie znalazłem już mojej eks w miejscu, gdzie przed chwilą stała.

Przyszło mi nagle do głowy, że ona na pewno przyjechała wtedy znad Bałtyku. Chociaż postanowiła zostawić dziecko, jakieś uczucia w niej przetrwały. Coś nie dawało jej spokoju i pchało ją pod szkołę, do której chodziła Aldona. A było to chyba więcej niż jeden raz, bo wydaje mi się, że dostrzegłem ją w tym samym miejscu po dwóch tygodniach.

Obawiałem się, że będzie chciała zbliżyć się do mojej córeczki. Miałem wątpliwości – wpuścić ją z powrotem do naszego świata czy może lepiej, żeby Basia już nigdy się w nim nie pojawiła?

Żona (nie wzięliśmy rozwodu, a jedynie podzieliliśmy majątek) znowu jednak rozpłynęła się w powietrzu. Następne osiem lat minęło bez żadnego znaku życia z jej strony, a ja po cichu miałem nadzieję, że tak już zostanie.

Jednak wróciła

Z czasem Aldona przestała wspominać o mamie – wyglądało na to, że pogodziła się z tym, że jej nie ma. Sam też stanąłem na nogi i związałem się z kimś innym. Mimo że nie prowadziliśmy wspólnego gospodarstwa, a moja córka nie zwracała się do partnerki per „ciocia”, to między nimi narodziła się sympatia i świetnie się razem czuły.

Kiedy zbliżały się osiemnaste urodziny Aldony, nieoczekiwanie odezwała się Basia. Tak po prostu oznajmiła, że chce się zobaczyć z córką.

– Co masz dokładnie na myśli? – spytałem zdumiony.

– Planuję do was przyjechać, wręczyć jej urodzinowy upominek i wszystko wytłumaczyć, zwłaszcza powód mojego odejścia.

– Czemu dopiero teraz się zdecydowałaś? Miałaś szansę przed ośmioma laty, ale zabrakło ci odwagi…

– To skomplikowana sprawa… Wtedy Aldona była małą dziewczynką, teraz okoliczności są zupełnie inne. Wkracza w dorosłość, więc na pewno będzie w stanie zrozumieć moje motywy.

– Naprawdę tak uważasz? – byłem zdumiony poziomem jej tupetu.

– Mógłbyś przekazać, że chcę się z nią spotkać? – poprosiła.

– Po co dzwonisz do mnie, skoro to z nią chcesz pogadać? – próbowałem nie ułatwiać jej zadania.

– Wiem, że ta sytuacja może być dla niej trudna – wyjaśniła. – I właśnie dlatego liczę, że pomożesz mi ją uprzedzić o tej rozmowie.

– Muszę to rozważyć – odparłem.

– Odezwę się później.

Miałem do niej żal

Przez kolejne dni biłem się z myślami, zastanawiając się nad następnym krokiem. Z jednej strony obawiałem się, że kontakt między matką a córką wywróci do góry nogami nasz poukładany świat. Jednak nie mogłem ukrywać przed Aldoną faktu, że jej mama próbowała się z nią skontaktować i chciała się zobaczyć. W głębi duszy liczyłem jednak na to, że córka sama odrzuci pomysł spotkania z Basią.

Rzeczywistość okazała się zupełnie inna niż to sobie wyobrażałem. Na dodatek zauważyłem, że Aldona wręcz promieniała z radości na te wieści. Zapisała sobie jej numer komórki i zaplanowała spotkanie z mamą na kolejny dzień wieczorem.

Kiedy czekałem aż Aldona wróci z tej rozmowy, ledwo mogłem usiedzieć w miejscu. Byłem przekonany, że moje dziecko będzie szukać u mnie wsparcia. Tymczasem po powrocie tylko się promiennie uśmiechnęła i spytała:

– Jadłeś już coś?

– Nie bardzo mi się chciało…

– Może zrobię ci jajecznicę?

– Słuchaj, Aldona, teraz nie myślę o jedzeniu. Po prostu powiedz mi… No wiesz… Co się stało?

– Wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przewidywaniami – odpowiedziała wymijająco.

– No to jak było?!

– Zwyczajnie. Próbowała mi wytłumaczyć powody swojego odejścia – odrzekła przygnębionym tonem.

– Co z tobą?

Martwiłem się o nią

– Ze mną? Tato, miałam tylko jeden cel, gdy się tam wybrałam.

– Powiedz jaki?

– Musiałam zobaczyć jej twarz z bliska.

– Po co?

– By się przekonać, czy czuje chociaż trochę skruchy za swoje czyny.

– No i co z tego wyszło?

– Kompletnie nic – Aldona machnęła ręką. – Ani odrobiny skruchy czy wyrzutów sumienia w jej spojrzeniu nie dostrzegłam. Powiedziałam jej więc, żeby dała nam spokój i nie szukała już kontaktu. Zmarnowałyśmy tylko czas na to spotkanie.

Objąłem swoją córeczkę i delikatnie ucałowałem jej główkę. Przepełniała mnie duma z mojego dziecka.
Przez dłuższy czas wcale nie wspominała o tym, jak przebiegło spotkanie mamą. Dopiero po paru miesiącach nagle się odezwała:

– Wiesz co, tato, chyba wyszło mi na dobre, że spotkałam się wtedy z mamą. Jasne, byłam wściekła za wszystko, co nam zrobiła, ale gdzieś tam w środku zawsze chciałam ją jeszcze zobaczyć… No bo wiesz, ciężko mi było pogodzić się z jej nieobecnością i czasem tęskniłam. Ale dzisiaj rano, jak się obudziłam, dotarło do mnie coś dziwnego: od kilku miesięcy w ogóle o niej nie myślę. I co ciekawe, kompletnie mi jej nie brakuje.

Mam nadzieję, że Basia w końcu zrozumie, że nasze drogi się rozeszły i nie będziemy już tworzyć rodziny. Liczę też na to, że odpuści sobie kolejne wizyty u nas. Nie dostanie kolejnej szansy.

Reklama

Dariusz, 46 lat

Reklama
Reklama
Reklama