Reklama

Miałem wszystko, czego potrzebuje człowiek sukcesu. Firma działała jak szwajcarski zegarek, moje nazwisko otwierało wiele drzwi, a na koncie nigdy nie brakowało środków. Nie miałem dzieci, żony, nawet kota – żadnych zobowiązań, żadnych niespodzianek. Wszystko pod kontrolą. Mój świat był prosty, oparty na wynikach i harmonogramach. Uczucia? Traktowałem je jak słabość. Wiedziałem, że prowadzą do chaosu.

Reklama

Zbliżała się coroczna impreza integracyjna firmy. Tym razem dział HR zaproponował wersję rodzinną – dzieci, konkursy, baloniki. Skinąłem głową. Dobrze to wyglądało na zdjęciach. Ale gdzieś głęboko coś mi nie pasowało. Rodzinne obrazki drażniły mnie bardziej, niż powinny. Sam wychowywałem się bez ojca. Puste miejsce przy stole i matka wciąż patrząca w okno – to były moje wspomnienia z dzieciństwa.

Stłumiłem je jak zwykle. Nie czas na sentymenty. Przecież nie jestem już tamtym chłopcem. A jednak... coś się we mnie poruszyło. Coś, czego nie byłem gotów nazwać.

Patrzyłem na niego jak na zjawę

Impreza rozkręcała się jak zwykle – namioty cateringowe, strefy dla dzieci, śmiech, harmider. Stojąc z boku, popijałem wodę z cytryną i udawałem, że mnie to cieszy. Dzieci biegały jak oszalałe, rodzice się uśmiechali, ktoś grał na ukulele. Sielanka. A ja? Ja patrzyłem na to wszystko z dystansem, jak na przedstawienie, do którego nie należę.

I wtedy go zobaczyłem.

Stał przy stoliku z kredkami. Chudy, ciemnowłosy, miał w sobie coś… znajomego. Jego twarz, ruchy, sposób, w jaki marszczył brwi – przypomniały mi mnie samego sprzed lat. Moje gardło zrobiło się suche. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. W końcu podszedłem.

– Hej, jak masz na imię? – zapytałem.

– Igor – odpowiedział chłopiec, nie podnosząc oczu znad rysunku.

– Ładne imię. Lubisz rysować?

– Czasem – wzruszył ramionami. – Mama mówi, że to mnie wycisza.

– A mama jest tu z tobą?

– Tak. Pracuje tutaj. Klara.

Zamarłem. To imię zabrzmiało jak głośny fajerwerk. Klara. W głowie mi się zakręciło, jakby ziemia usunęła się spod nóg.

– Klara… a jak ma na nazwisko?

– Nie wiem. Ale mówi, że pracuje w dziale promocji. Jest blondynką, ma okulary. Może pan zna?

Znałem. Znałem aż za dobrze.

– A ile masz lat, Igor?

– Jedenaście. W grudniu skończę dwanaście.

Jedenastolatek. Policzyłem w myślach. Dwanaście lat temu… To wtedy. Wszystko się zgadzało. Patrzyłem na niego jak na zjawę. A on spojrzał na mnie i zapytał:

– A pan kim jest?

– Ja? – przełknąłem ślinę. – Nikim ważnym.

Ale czułem, że to nieprawda. Właśnie wtedy coś zaczęło się zmieniać.

To był szybki i intensywny romans

Nie mogłem spać. Po powrocie z imprezy próbowałem zająć się czymkolwiek – sprawdzić maile, włączyć wiadomości, nawet zrobiłem porządek w szufladzie z dokumentami. Nic nie pomagało. Cały czas widziałem jego oczy. Sposób, w jaki trzymał kredkę. Te same rysy twarzy. Te same dłonie. Jak moje, tylko mniejsze.

Następnego dnia zadzwoniłem do HR-ów.

– Potrzebuję pełnej listy pracowników działu promocji. Aktualna struktura, wszystkie nazwiska – powiedziałem chłodno.

– W jakim celu, panie Wiktorze?

– Osobista sprawa. Wyślę oficjalną prośbę. Proszę po prostu przygotować.

Dwie godziny później patrzyłem na listę. Klara Nowicka. Zatrudniona dwanaście miesięcy temu jako asystentka działu. Ciche, niezauważalne nazwisko. Jak ona sama – dawniej.

Oparłem się o wezgłowie fotela. Przypomniałem sobie tamten czas. Dwanaście lat temu. Szybki romans. Intensywny. Ona była wtedy tuż po studiach, ja przed wyjazdem za granicę. Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy. Bez dramatów, bez deklaracji.

– To nie ma sensu, Wiktor – powiedziała mi wtedy, ostatniego wieczoru. – Ty masz swoje życie, ja mam swoje.

Pamiętam, że skinąłem głową i wsiadłem do samolotu bez słowa.

Nigdy nie zapytałem, czy coś zostawiłem po sobie.

Teraz siedziałem w swoim gabinecie, dłońmi obejmując głowę. Czułem, że to, co do tej pory trzymało mnie w ryzach, właśnie zaczyna pękać.

– Czy on może być mój? – wyszeptałem sam do siebie. – Czy naprawdę przez tyle lat…

To było niemożliwe. A może właśnie całkiem prawdopodobne.

Nie wiedziałem już kim jestem

Nie wiedziałem, jak zacząć. Umówiliśmy się w bufecie na trzecim piętrze – niby przypadkiem, niby służbowo. Klara przyszła punktualnie, z notatnikiem w ręku, jakby miała zaraz robić protokół.

– Wiktor, o co chodzi? Wszystko w porządku?

– Tak. Po prostu chciałem chwilę porozmawiać. Poza biurem.

Skinęła głową, ale była ostrożna. Usiadła naprzeciwko, spięta, zbyt skupiona. Kiedy kelner postawił kawy, odezwałem się.

– Widziałem twojego syna na imprezie firmowej.

– Wiem. Mówił, że podszedłeś do niego. Był zaskoczony, że „szef” się nim zainteresował – uśmiechnęła się lekko.

Zawahałem się. Nie chciałem naciskać. Ale nie mogłem już udawać, że to zwykła rozmowa.

– Klara. Ile on ma lat?

Znieruchomiała. Zerknęła na mnie krótko, potem spuściła wzrok.

– Jedenaście. W grudniu skończy dwanaście.

Zacisnąłem dłonie na filiżance. Policzki zaczęły mnie piec.

– To się zgadza.

Milczała.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Wiktor, nie byłeś gotowy. Byłeś... gdzie indziej. A ja nie zamierzałam nikogo zatrzymywać.

– Jest moim synem, prawda?

Odpowiedź padła cicho, niemal szeptem:

– Tak.

Wtedy pierwszy raz od lat zabrakło mi powietrza. I nie miałem pojęcia, kim tak naprawdę jestem.

Poczułem wreszcie coś prawdziwego

Zaproponowałem Igorowi wizytę w moim biurze. Oficjalnie – miał „zobaczyć, jak wygląda praca szefa”. Klara nie pytała. Spojrzała na mnie przeciągle i tylko skinęła głową. Widać miała już dość tajemnic. Chłopiec przyszedł punktualnie, z plecakiem i wielkimi oczami.

– Ale tu... dużo szklanych drzwi – powiedział, kręcąc się w moim gabinecie.

– Lubię widzieć, co się dzieje – odparłem. – Chcesz coś do picia?

– Nie, dziękuję. Mama mówi, że tutaj wszystko kosztuje więcej, niż powinno.

Uśmiechnąłem się. Miał cięty język. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i zaczął kręcić się na nim, jakby chciał pokazać, że nie robi to na nim żadnego wrażenia.

– Jak ci idzie w szkole?

– Normalnie. Lubię historię. I grać w szachy. Ale nikt nie chce ze mną grać.

– Ja kiedyś też grałem – powiedziałem. – Całkiem nieźle.

– A pan ma dzieci?

Zawahałem się. Spojrzałem na niego i znowu zobaczyłem tę znajomą mimikę.

– Nie. Nie mam. A może... jeszcze nie wiem.

Chłopiec zmarszczył brwi.

Czasem chciałbym mieć tatę – rzucił. – Ale mama mówi, że faceci nie są do tego stworzeni.

Zamilkłem. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ale po raz pierwszy od lat poczułem coś, co było czyste. I prawdziwe.

Poczułem jak coś pęka

Jechałem do domu jak w transie. Świat za szybą wydawał mi się nienaturalnie wyostrzony. Każdy dźwięk drażnił. Radio wyłączyłem po dwóch minutach. W głowie miałem tylko jego głos: „Czasem chciałbym mieć tatę”. I spojrzenie Klary, gdy go odprowadzałem. Żadne z nich nic nie mówiło, ale tak jakby oboje wiedzieli. Ja też wiedziałem.

Usiadłem na skórzanej kanapie i patrzyłem w ścianę. Przez chwilę nic się nie działo. A potem nagle – jakby ktoś nacisnął niewidzialny przycisk – poczułem, jak coś we mnie pęka. Łzy napłynęły do oczu. Ciche, niemal bezszelestne. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz płakałem. Byłem przecież człowiekiem od twardych decyzji, nie od wzruszeń.

Myśli tłukły się we mnie jak oszalałe. Czy mam prawo powiedzieć Igorowi, kim jestem? Czy nie zburzę jego świata? Nie skrzywdzę go bardziej? I jak bardzo zdążyłem go zawieść?

Z drugiej strony... czy mogę tak po prostu się wycofać? Udawać, że nic się nie wydarzyło? Że nie wiem? Zobaczyłem siebie w lustrze. I nie poznałem tego człowieka. Nie byłem już tym samym Wiktorem. A może – po raz pierwszy – byłem sobą naprawdę.

To był mój chłopiec

Pojechałem do nich bez zapowiedzi. Po prostu wsiadłem w samochód i ruszyłem. Nie miałem planu. Nie wiedziałem, co powiem. Ale wiedziałem, że nie mogę już dłużej siedzieć w ciszy. Nie po tym wszystkim. Drzwi otworzyła Klara. Zmarszczyła brwi ze zdziwienia, jakby spodziewała się kogokolwiek, tylko nie mnie.

– Wiktor?

– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałem spokojnie. – A właściwie nie z tobą. Z nim.

Zamilkła na chwilę, a potem cofnęła się i wpuściła mnie do środka. Mieszkanie było ciepłe, pełne drobnych śladów życia: rozrzucone klocki, książki na parapecie, niedopity sok na stole. I cisza.

– On jest w pokoju. Odrobił lekcje, czeka na kolację – powiedziała cicho.

Podszedłem do drzwi. Zapukałem. Wszedłem. Igor siedział na łóżku, z książką na kolanach. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.

– Hej – powiedziałem, starając się nie drżeć. – Pomyślałem, że może... chciałbyś mnie poznać. Ale nie jako szefa. Jako ojca.

Chłopiec milczał. A potem kiwnął głową. Powoli. Bez słów. Wtedy zrozumiałem jedno: to nie był już ten sam chłopiec. To był mój chłopiec. A ja – choć jeszcze nie wiedziałem, jak – chciałem spróbować być dla niego kimś więcej.

Wiktor, 48 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama