Reklama

Mam 28 lat i pracuję w agencji reklamowej w Warszawie. To zajęcie niby kreatywne, ale czasem czuję, że gasnę od środka. Przez lata uczyłam się żyć sama, bez oczekiwań, bez bajek. Związków kilka było, ale kończyły się podobnie – ktoś przestawał pisać, ktoś się bał zaangażowania, a jeden… jeden po prostu powiedział, że nie wie, czego chce. Klasyk.

Reklama

Wieczory w moim życiu to seriale, wino i dźwięk windy, która co jakiś czas wyrzucała z siebie szczęśliwe pary wracające z kolacji. Zdarzało mi się myśleć, że coś jest ze mną nie tak. Że może powinnam być inna – bardziej wyluzowana, mniej wrażliwa, bardziej „do zabawy”. Ale nie potrafię. Zawsze szukałam bliskości. Prawdziwej, szczerej.

Marek pojawił się nagle. Był jednym z klientów naszej agencji – przystojny, charyzmatyczny, miał tę pewność siebie, która przyciągała wzrok każdej kobiety. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę – zapytał, czy chcę kawę, choć to on był gościem. Potem były kolejne spotkania, kolejne preteksty. Flirt, który urósł do niepokojącego napięcia.

Od początku wiedziałam, że jest żonaty. Ale mówił, że to tylko formalność, że ich małżeństwo od lat nie istnieje, że są razem dla dzieci, dla spokoju. I ja… chciałam mu wierzyć. Potrzebowałam kogoś. Potrzebowałam czuć, że jestem ważna.

Tylko że z każdą kolejną nocą coraz bardziej się w niego zapadałam. A Marek potrafił mówić takie rzeczy, które przyprawiały mnie o drżenie serca. Wierzyłam, że to coś wyjątkowego. Że nie jestem tylko chwilą. A potem… potem zaszłam w ciążę. I wszystko zaczęło się rozpadać. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.

Jego małżeństwo było formalnością

– Masz jeszcze ochotę na wino? – zapytał Marek, nalewając mi do kieliszka, chociaż już chyba nie powinien.

Siedzieliśmy na hotelowym tarasie, ciepły wieczór po służbowej konferencji. Głosy ludzi dochodziły z dołu, ale my byliśmy jakby zawieszeni ponad tym wszystkim. Od godzin śmialiśmy się, rozmawialiśmy, zbliżaliśmy się. Nie fizycznie jeszcze – choć napięcie między nami czuło się w powietrzu – ale emocjonalnie już byliśmy niebezpiecznie blisko.

– Wiesz… – Marek odwrócił wzrok na miasto. – Mój związek to fikcja. Śmieszne, nie? Żyję z kimś, kto od dawna nie jest moją żoną, tylko współlokatorką. Dzielimy mieszkanie, czasem dzieci, ale nie życie. Od lat nie rozmawiamy, nie śmiejemy się razem. To martwa relacja.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, ale milczałam. Czułam, jak coś we mnie pęka, jak bardzo chcę w to uwierzyć.

– Natalia… – odwrócił się do mnie. – Ty jesteś… inna. Z tobą czuję się, jakby wszystko mogło się zacząć od nowa.

Serce waliło mi jak szalone. Głowa krzyczała: „Uciekaj!”, ale ciało zostało w miejscu. Marek był czarujący, dojrzały, mówił wszystko, co zawsze chciałam usłyszeć.

Gdy w nocy wracałam do pokoju, jeszcze czułam jego dłoń na moim ramieniu. I choć nie wydarzyło się nic konkretnego, to już wiedziałam – przekroczyłam granicę.

Leżąc w łóżku, patrzyłam w sufit i czułam się głupio. Z jednej strony chciałam tego uczucia, a z drugiej wiedziałam, że pakuję się w coś, co mnie zniszczy. Ale byłam już za daleko.

Marek dał mi coś, czego nikt nie dał wcześniej – uwagę, czułość i iluzję, że jestem dla kogoś naprawdę ważna. Z czasem zostaliśmy kochankami, a ja nie mogłam bez niego żyć.

To nie było planowane

– Jestem w ciąży – powiedziałam to tak cicho, że przez chwilę myślałam, że Marek nie usłyszał.

Ale usłyszał. Odsunął się lekko, wpatrzony gdzieś w punkt poza mną, z kieliszkiem niedopitego wina w dłoni. Jego twarz zamarła.

– Co? – zapytał w końcu, jakby próbował odczarować rzeczywistość.

Zrobiłam trzy testy. I byłam u lekarza. To nie pomyłka – powiedziałam spokojniej, niż się czułam. W środku byłam wrakiem.

Marek nie powiedział nic przez dłuższą chwilę, a ja zdążyłam przeżyć wszystkie możliwe wersje tej rozmowy. Że powie, że to cud. Że się ucieszy. Albo że ucieknie.

– No dobrze… – odezwał się w końcu. – Musimy to przemyśleć. Ale... jestem z tobą. Wiesz o tym?

Chciałam uwierzyć. Naprawdę chciałam. Ale jego głos był za spokojny. Za bardzo wyreżyserowany.

– Przecież mówiłeś, że to tylko formalność. Że się rozwiedziesz. Że z nią nic cię nie łączy – w moim głosie pojawił się lęk. – A teraz?

– Nadal to planuję. Po prostu… to szybciej, niż myślałem. Ale damy radę, Natalia. Obiecuję ci.

Nie brzmiał jednak zbyt pewnie.

Następnego dnia zadzwoniłam do Basi, mojej przyjaciółki.

Jestem w ciąży – powiedziałam i usłyszałam najpierw ciszę, potem westchnienie.

– I co on na to?

– Mówi, że się rozwiedzie.

– Jasne. A świnie zaczną latać.

– Basia...

– Przepraszam. Ale, Natka… ilu facetów naprawdę zostawia żony?

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam chaos.

A jednak gdzieś we mnie tliła się nadzieja. Bo przecież mówił, że mnie kocha. Że z nią nie żyje. Że jestem dla niego początkiem. Tylko dlaczego każda część mnie krzyczała, że to się nie skończy dobrze?

Ten telefon mnie zszokował

Byłam w siódmym miesiącu. Brzuch już na tyle duży, że obcy ludzie zaczynali zagadywać w sklepie, czy „to już zaraz”. A ja nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Bo z jednej strony czułam radość, że ona rośnie, że rusza się coraz mocniej… a z drugiej – panikę. Bo Marek zaczął znikać.

Najpierw spotykaliśmy się po prostu rzadziej niż zwykle. Później nie odbierał telefonów wieczorami. Tłumaczył się pracą, zmęczeniem, domem, który „jeszcze musi jakoś udawać”. Ale ja czułam, że coś się zmienia. Jakby się wycofywał. Krok po kroku, dzień po dniu.

Pewnego popołudnia zadzwonił telefon. Numer nieznany.

– Halo? – zapytałam ostrożnie.

– Natalia? Tu Aneta. Żona Marka.

Zamarłam. Nie mogłam oddychać.

Proszę… nie rozłączaj się. Chcę tylko porozmawiać – powiedziała spokojnie. Zbyt spokojnie.

– Nie mam nic do powiedzenia – rzuciłam, ale głos mi drżał.

Wiem, że jesteś w ciąży. I wiem, że Marek zniknął. Chcę, żebyś wiedziała, że to nie przypadek. Chcę ci coś pokazać. I powiedzieć parę rzeczy, które powinnaś usłyszeć wcześniej.

– Po co? Chcesz mnie upokorzyć? Wykrzyczeć, że jestem kochanką twojego męża?

– Nie. Już mnie nic nie boli. Mnie nie, ale... ty powinnaś znać całą prawdę. Bo masz kogoś, kto na nią zasługuje.

W milczeniu patrzyłam w okno. W brzuchu dziecko się poruszyło, jakby i ono chciało posłuchać tej kobiety.

Spotkajmy się. Proszę. Jutro. W kawiarni przy Placu Zbawiciela. O siedemnastej.

Nie odpowiedziałam. Ale nie rozłączyłam się. Wiedziałam, że pójdę.

Mówiła gorzką prawdę

Weszłam do kawiarni z sercem ściśniętym jak pięść. Aneta już tam była – siedziała przy oknie, w beżowym żakiecie, z filiżanką kawy, jakby czekała na przyjaciółkę, a nie na kobietę, która zaszła w ciążę z jej mężem.

– Usiądź, proszę – powiedziała, kiedy mnie zobaczyła. – Nie mam zamiaru robić ci scen.

Usiadłam, czując, jak ręce mam lodowate, mimo że było ciepło.

Marek… zniknął, prawda? – zaczęła.

Kiwnęłam głową. Nie ufałam swojemu głosowi.

Nie jesteś pierwsza – powiedziała cicho. – I pewnie nie ostatnia. Ale jesteś pierwsza, która zaszła w ciążę.

– Mówił, że się z tobą rozwodzi – wybuchłam. – Że to tylko formalność!

Aneta uśmiechnęła się gorzko.

To mówi wszystkim. Od lat. Miałam nadzieję, że to się skończy samo. Ale on zawsze wraca. I zawsze kłamie. Zna te słowa, które kobiety chcą usłyszeć.

– Dlaczego…? – zaczęłam, ale nie wiedziałam, o co dokładnie pytam.

Dlaczego z nim jestem? – dokończyła za mnie. – Bo kiedyś naprawdę go kochałam. A potem już tylko miałam plan. Przestałam być żoną. Zaczęłam być... obserwatorką.

Wyciągnęła z torebki kopertę i położyła na stoliku.

Mam list od Marka. Napisał go przed wyjazdem.

– Wyjazdem?

– Tak. Wyjechał. Za granicę. Na stałe. I nie zamierza wracać.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– On wiedział, że jestem w ciąży. I mimo to... wyjechał?

– Wiedział. Ale Marek nie potrafi być ojcem. Nie potrafi być nikim na serio. Tylko przez chwilę.

Wstała.

– Przykro mi, że to ty musiałaś się o tym przekonać najboleśniej.

Zostawiła mnie z listem, kawą i uczuciem, że tonę – powoli, ale nieuchronnie.

Zostawił tylko list

Siedziałam w kuchni i patrzyłam kopertę, którą dostałam od Anety. Wreszcie ją otworzyłam.

„Natalia, nie wiem, jak zacząć. Żadne słowo nie będzie wystarczające. Ale muszę ci powiedzieć prawdę, zanim zniknę całkiem.

Wyjeżdżam. Do Norwegii. Mam pracę, znajomych. Nowe życie. I tak, wiem, jak to brzmi. Wiem, że zostawiam cię w momencie, w którym powinienem być obok. Ale nie potrafię. Nie umiem być ojcem. Nie umiem być odpowiedzialny. Kiedy dowiedziałem się, że jesteś w ciąży, przez chwilę poczułem radość. A potem przerażenie. Bo ja nie jestem tym człowiekiem, którego sobie wyobrażałaś. Nigdy nie byłem.

Aneta wiedziała. Zawsze wiedziała. To ona mnie ostatecznie popchnęła do tej decyzji. Powiedziała, że to dziecko zasługuje na coś więcej niż moje niezdecydowanie.

Zostawiam ci trochę pieniędzy. Wiem, że to nic nie zmieni, ale może pomoże. Konto zostawiłem aktywne, będziesz miała dostęp – hasło prześlę osobno.

Nie proś mnie, żebym wrócił. Nie pisz. Nie dzwoń. Nie jestem już częścią twojej przyszłości. Przepraszam. Marek”.

Schowałam list. W brzuchu kopnęła mnie mała – mocno, jakby chciała się przebić przez skórę. Wyłam. I nienawidziłam siebie za to, że to mnie jeszcze boli.

Basia przyszła wieczorem. Chciała mnie pocieszać, ale prawie wyrzuciłam ją po dziesięciu minutach.

Zostaw mnie. Chcę być sama.

– Natalia…

On po prostu uciekł. Zostawił mnie z tym wszystkim. Jak śmie jeszcze przepraszać?!

Kubek wypadł mi z ręki. Basia nie odezwała się ani słowem. A ja przez resztę wieczoru siedziałam na podłodze wśród odłamków i nie potrafiłam wstać.

Co mam powiedzieć dziecku?

Minęły trzy miesiące od porodu. Zosia śpi w łóżeczku, lekko pochrapując. Czasem myślę, że to jedyny dźwięk, który daje mi spokój.

Marek się nie odezwał. Konto, z którego przelał pieniądze, zostało zamknięte po dwóch przelewach. Nie szukał kontaktu. Nie chciał zdjęć, wiadomości. Zniknął. Zupełnie jakby nigdy go nie było.

Codzienność jest cicha, ale nie spokojna. Pieluchy, karmienie, płacz o drugiej w nocy. Nie mam czasu myśleć. A może właśnie dlatego wciąż myślę. O nim. O tym, że mnie nie wybrał. Że wybrał łatwiej. Szybciej. Dalej.

Czasem, gdy trzymam Zosię na rękach, czuję ukłucie winy. Że to nie jej wina, ale będzie musiała kiedyś usłyszeć jakąś historię. A ja nie mam pojęcia, jak ją opowiedzieć.

Mamo, a gdzie jest mój tata?

Już słyszę to pytanie. W głowie. W sercu. I nie mam odpowiedzi. Bo nie wiem, czy powiedzieć prawdę – że był tchórzem. Czy skłamać, żeby jej nie złamać świata.

Basia mówi, że jestem silna. Że daję radę. Że lepiej być samotną matką niż kobietą, która czeka wiecznie na mężczyznę, który nie przyjdzie. Może ma rację. Ale nocami… nocami tęsknię.

Natalia, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama