„Zostawił mnie w domu i pojechał w góry gzić się z byłą. Po tym, co mi zrobił, nic nie powstrzyma mnie przed zemstą”
„Następnego dnia obudziła mnie wiadomość od koleżanki. Link do profilu Marty na Instagramie. Kliknęłam i ... wszystko we mnie eksplodowało”.

- Redakcja
Mówią, że miłość to zaufanie, ale dla mnie zaufanie zawsze było próbą sił. Związek z Pawłem nie był prosty. Od początku wiedziałam, że jego była żona będzie stałym elementem naszego życia. Ostatecznie mieli razem dwoje dzieci. Przez wiele miesięcy próbowałam zaakceptować tę sytuację. Tłumaczyłam sobie, że to dla dobra chłopców. Paweł powtarzał, że ich szczęście jest priorytetem, a ja – jeśli chcę być z nim – muszę to zrozumieć.
Starałam się. Naprawdę. Tylko że z każdym kolejnym dniem zaczęło mi to coraz bardziej ciążyć. Marta była... manipulantką. Potrafiła pod pretekstem troski o dzieci narzucać swoje zdanie, kontrolować Pawła, a ja nie miałam na to wpływu. Mąż nie widział problemu, wręcz przeciwnie – wielokrotnie zarzucał mi, że jestem przewrażliwiona. Mimo to wmawiałam sobie, że mogę zaufać. Bo przecież go kocham. Do czasu.
Ugryzłam się w język
Pewnego wieczoru, siedząc przy kolacji, Paweł rzucił bombę.
– Kochanie, jadę na ferie z Martą i dziećmi.
Odłożyłam widelec. Poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod stóp.
– Słucham? – wydusiłam. – Chyba sobie żartujesz?
Nie żartował. W jego oczach widziałam determinację. Utrzymywał, że to tylko dla chłopców. Mówił, że oni potrzebują rodziców, a ja muszę to zrozumieć. Nie mogłam.
– To tylko dla dzieci. Nie chcę, żeby czuły się, jakby coś traciły przez nasz rozwód – wyjaśniał, jakby tłumaczył się przed nauczycielem.
– A ja? Myślisz, że mnie to nie boli? Przecież Marta zawsze coś knuje – rzuciłam ostro, starając się zapanować nad drżącym głosem.
– Przestań być zazdrosna. To nie fair wobec mnie i dzieci – powiedział, uciekając wzrokiem.
Nie fair? Chciałam coś powiedzieć, ale tylko ugryzłam się w język. Czułam, że nie wygrałam tej bitwy. Paweł i tak zrobi po swojemu.
Dobro dzieci to tylko wymówka
Paweł wyjechał dwa dni później. Spakował torbę, rzucając mi zdawkowe „Nie martw się” w drzwiach. Nie martw się... To było takie typowe dla niego. Jakby chciał powiedzieć, że to nie jego problem.
Kiedy ich samochód zniknął za zakrętem, poczułam w dziwną pustkę. Siedziałam na kanapie w milczeniu, wpatrując się w telefon. Nie wiedziałam, co zrobić. Z zadzwonić do niego? Napisać? A może wyrzucić z siebie cały gniew w długiej wiadomości? Ale nic nie zrobiłam.
Wieczorem, żeby choć na chwilę odciągnąć myśli, włączyłam ulubiony serial. Paweł odezwał się krótko po dziewiątej. Wysłał zdjęcie. Dzieci uśmiechnięte, na stoku w kaskach i kolorowych kurtkach. Na drugim planie była Marta. Oczywiście. Była z nim na każdym zdjęciu jak cień. Odłożyłam telefon na stolik. Nie chciałam na to patrzeć.
Z każdym kolejnym dniem czułam coraz gorzej. Każda wiadomość od Pawła przypominała mi, że jego pierwsza żona znów była dla niego najważniejsza. To, co miało być jedynie wspólnym wyjazdem dla dobra dzieci, zaczęło wyglądać jak wymówka.
Wzbiera we mnie gniew
Dwa dni później nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do Pawła. Odebrał po kilku sygnałach, a w tle słyszałam śmiechy dzieci.
– Hej, kochanie – przywitał się lekko.
– Co tam?
– Dlaczego Marta jest na każdym zdjęciu?! – rzuciłam na jednym wydechu.
Zapadła cisza. W końcu usłyszałam jego westchnienie.
– Nie dramatyzuj. Po prostu jesteśmy razem, żeby dzieci miały rodziców blisko.
– Ale zawsze musisz być jej tak blisko? – zapytałam. Tym razem w moim głosie nie było litości.
– Przestań – odburknął. – To dla nich, nie dla mnie. Wiesz o tym.
Rozłączyłam się, zanim zdążył dodać coś więcej. Wpatrywałam się w ekran telefonu, czując, jak wzbiera we mnie gniew. Może on niczego nie widzi, ale ja widziałam. Marta była zbyt sprytna, by ten wyjazd ograniczył się tylko do dzieci.
To było jak obsesja
Próbowałam skupić się na codziennych obowiązkach. Zrobiłam porządki w szafach, ugotowałam trzy różne zupy na zapas, przejrzałam nawet stare zdjęcia, byle tylko nie myśleć o Pawle i Marcie. Ale to było jak obsesja.
Do wieczora w mojej głowie narastało jedno pytanie. Co naprawdę dzieje się na tym wyjeździe?
Następnego dnia obudziła mnie wiadomość od koleżanki. Link do profilu Marty na Instagramie. Kliknęłam i poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Zdjęcie. Paweł i Marta, na tle zachodu słońca, uśmiechnięci. Podpis: „Pewne uczucia nigdy nie znikają”.
Wszystko we mnie eksplodowało. Bez namysłu zadzwoniłam do Pawła. Odebrał po kilku sygnałach.
– Weronika, jestem zajęty – zaczął, ale przerwałam mu od razu.
– Widziałam jej zdjęcia. Możesz mi to wyjaśnić? – wykrzyczałam do słuchawki.
– Ona robi to specjalnie, żeby cię zranić. Przestań wierzyć w te bzdury! – wybuchnął.
– A co, jeśli to nie tylko gra? Powiedz prawdę – syknęłam.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Wrócę i porozmawiamy – odpowiedział po chwili.
Rozłączył się. Czułam, że prawda powoli wypływa na powierzchnię.
Serce waliło mi jak młot
Wieczorem zaczęłam dostawać wiadomości od znajomych, które tylko potwierdzały moje obawy. „Widziałaś zdjęcia Marty? Ona i Paweł wyglądają na... bliskich”. Każda kolejna uwaga wbijała się we mnie jak nóż. Próbowałam uspokoić myśli, ale wtedy przypomniałam sobie, że w Paweł spakował czerwony sweter, który uwielbiała Marta. To był szczegół, którego w tamtym momencie nie chciałam widzieć, ale teraz...
Następnego dnia, gdy Paweł zadzwonił, w tle słyszałam śmiech Marty. Gdy skończyliśmy rozmowę, nie rozłączyłam się od razu.
– Wiesz, że Weronika nigdy cię nie zrozumie tak jak ja – mówiła spokojnie.
– Ciszej. To był błąd – usłyszałam Pawła.
– Błąd? – wyszeptałam do siebie. – O czym on mówi?
Serce waliło mi jak młot. Po raz pierwszy poczułam, że nie jestem gotowa usłyszeć prawdy, ale ona właśnie wdzierała się do mojego świata.
Paweł wrócił kilka dni później. Na progu wyglądał jak ktoś, kto wolałby być gdziekolwiek indziej. Nie mogłam już dłużej czekać. Od razu przeszłam do rzeczy.
– Powiedz mi prawdę. Co wydarzyło się na tym wyjeździe? – głos mi się łamał, ale nie zamierzałam odpuścić.
Mąż unikał odpowiedzi, ale w końcu westchnął ciężko.
– Dobrze... pocałowaliśmy się. Ale to nic nie znaczyło! Marta to... – urwał, szukając słów. – To był moment słabości.
– Moment słabości? Naprawdę myślisz, że to usprawiedliwia zdradę? – krzyknęłam. – Jak zwykle Marta zaczęła, a ty po prostu jej uległeś. Zgadłam?
– Weronika... – Paweł próbował coś jeszcze powiedzieć, ale nie mogłam go już słuchać.
Nie dam się zepchnąć na bok
Następnego dnia, po bezsennej nocy, postanowiłam skonfrontować się z Martą. Jeśli chciała grać swoje gierki, musiała wiedzieć, że nie dam się zepchnąć na bok. Zadzwoniłam do niej, a ona odebrała po pierwszym sygnale, jakby czekała na ten moment.
– Cześć. Coś się stało? – zapytała przesłodzonym tonem, który tylko podniósł mi ciśnienie.
– Wiem o pocałunku i o twojej chorej grze. Powiedz mi, po co to wszystko?! Dla dzieci? – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
Marta roześmiała się chłodno.
– Dla nas. On nigdy nie przestał mnie kochać. Ty byłaś tylko przelotną zabawką. My mamy wspólną przeszłość, rodzinę... coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz.
– Naprawdę myślisz, że wygrałaś? Może kiedyś, ale teraz nie ma czego wygrywać. Paweł nie jest wart ani mojego, ani twojego czasu – odpowiedziałam z zaskakującym spokojem, choć czułam, jak łzy cisną mi się do oczu.
Rozłączyłam się, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej. To był koniec.
Wieczorem spakowałam swoje rzeczy. Paweł próbował mnie zatrzymać, rzucając jakieś puste obietnice o naprawie błędów, ale ja już nie chciałam słuchać.
– Może Marta miała rację – powiedziałam na odchodnym. – Nigdy nie potrafiłeś się od niej uwolnić. Ale ja nie muszę trwać w tym układzie.
Zamykając za sobą drzwi, czułam ulgę. Teraz to życie należało tylko do mnie.
Weronika, 36 lat