Reklama

Moja mama mawiała: „Facet musi się wyszumieć”, za każdym razem gdy Sławek, mój brat, przyprowadzał do domu kolejną dziewczynę. Doskonale pamiętam ten jej uśmiech pełen wyrozumiałości… Tylko że to nie ona musiała potem wysłuchiwać żalów porzuconej „zabaweczki” Sławeczka, patrzeć w jej oczy czerwone niczym u królika ani szukać słów, które choć trochę złagodziłyby ból krwawiącego serca…

Reklama

Patrząc na zachowanie mojego brata, przyrzekłam sobie, że ja nigdy nikomu serca nie złamię. A zwłaszcza Tomkowi.

Poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum i od tamtej pory byliśmy nierozłączni przez jakieś pięć lat. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego, choć często mnie wkurzał i… nudził. Nie miał w sobie krzty wyobraźni, która podpowiedziałaby mu, by mnie zaskoczyć i zabrać np. na koncert do Krakowa czy na weekend nad morze. Wszystko musiało być zaplanowane.

Poza tym z biegiem lat Tomek coraz bardziej traktował mnie jak kumpla. Nie byłam dla niego zjawiskową istotą, czarującą kokietką ani seksowną blondynką.

A tak właśnie patrzył na mnie Michał…

Tamten – koń pociągowy, ten – ogier piękny aż strach

Kim jest Michał? Mężczyzną moich marzeń. Przystojny, wysoki blondyn. Ciało rzeźbione cztery razy w tygodniu na siłowni. Nienagannie ubrany. Z inteligenckiej, dobrze sytuowanej rodziny. Dziadkowie i rodzice – lekarze, siostra już adwokatka, on studiował prawo.

Także sceneria naszego poznania była niczym z romansu. Sześć lat temu.

Akurat pokłóciłam się z Tomkiem.

Oboje już studiowaliśmy: ja psychologię, on zarządzanie i marketing.

Co było powodem kłótni? Jak zwykle czas wolny. On dorabiał w pizzerii, a ja chciałam jechać na obóz ze znajomymi, ? chodzić na dyskoteki, koncerty.

– Trzeba myśleć o przyszłości – tak mi wtedy spokojnie tłumaczył, dlaczego rezygnuje z rozrywek.

– Kiedy się wyszumimy, jak nie teraz? – wkurzyłam się tradycyjnie.

– Karola, to nie czasy komuny, że każdy ma zagwarantowaną pracę. Teraz o wszystko trzeba się starać samemu. Chcemy mieć mieszkanie, samochody, jeździć na wycieczki i zwiedzać świat? Musimy zarabiać i szukać dobrej pracy, a konkurencja jest duża. Ty wydajesz forsę na ciuchy, ja odkładam.

– Tomek! Masz 20 lat, a gadasz jak twój ojciec! – byłam bliska eksplozji.

– Jestem młoda, chcę się bawić. A moja forsa to moja sprawa. Nie będziesz mi mówił, jak mam ją wydawać!

I wyszłam wściekła, trzaskając drzwiami. Popsuł mi humor tym swoim gadaniem. Zresztą, nie pierwszy raz. Dlatego postanowiłam zaszaleć i jeszcze tego samego wieczoru poszłam z koleżankami potańczyć do klubu. Byłam wściekła, ale w klubie bawiłam się jak nigdy dotąd.

Co by się stało, gdybym wybrała któregoś z nich?

Tańczyłam i wyzywająco przyglądałam się podrygującym chłopakom, rozmyślając, jak by było, gdybym z którymś z nich pozwoliła sobie na coś więcej niż tylko jeden taniec. Choćby z tym w okularach, który tańczył, jakby miał mrówki w gaciach… Albo z tym wytatuowanym, który patrzył na dziewczyny okiem drapieżnika, a jego wzrok nie unosił się powyżej linii biustu… Hmm, może jedna noc, nie więcej? Albo z tamtym z kucykiem; wygląda na intelektualistę-marzyciela…

– Nie poznasz życia, tkwiąc przy jednym facecie. To nienormalne – stwierdziła Danka, moja kumpelka, gdy siedziałyśmy przy barze.

Westchnęłam.

– Popatrz na nich, każdy jest inny, każdy może ci dać coś nowego. Ale tego się nie dowiesz, będąc tylko z Tomkiem.

– Kocham go – burknęłam, zła na siebie za tę nudną wierność.

– Może po prostu się przyzwyczaiłaś? – odezwała się Malina. – Popatrz na tamtego rudzielca. Słodki chłopiec.

Malina miała ciągoty do rudych. Sama czekoladka, po tatusiu z Angoli, była jak karmelek i z pewnością doskonale „znała życie”. Taki babski odpowiednik mojego brata. Tyle że, jak przypuszczałam, faceci mniej cierpieli, o ile w ogóle. Bo czy faceci mają serce?

W tamtych czasach uznawałyśmy, że to niemożliwe. Uczuciowość była domeną nas, kobiet, a faceci żałowali jedynie braku dostępu do naszych łóżek. Rozmyślania przerwał mi barman, stawiając przede mną napój.

– Od tamtego z pytaniem, czy z nim zatańczysz – wskazał koniec baru.

Wszystkie trzy popatrzyłyśmy w tamtym kierunku.

Boski! – mruknęła Danka.

– No – dodała Malina. – Wybaczyłabym mu nawet to, że nie rudy.

Był blondynem. Od razu poczułam, jak moje kobiece części ciała szykują się do akcji. Czy z nim zatańczę? A czy słońce wstaje codziennie?

Zatańczyłam. Potem rozmawialiśmy i pierwszy raz od bardzo dawna poczułam się kobietą. Wyjątkową w dodatku.

W oka mgnieniu zapomniałam o koleżankach, o Tomku i o tym, że dziewczyna powinna się szanować. Wschód słońca obserwowałam już z okien jego przytulnego mieszkania.

Byłam oszołomiona i od razu totalnie zakochana, o co nigdy bym siebie nie podejrzewała. Spędziliśmy razem sobotę i niedzielę. Gdy zaproponował, żebym
z nim zamieszkała
, zgodziłam się bez namysłu. Najpierw jednak musiałam odejść od Tomka.

Nie da się opisać słowami, jak przyjął to mój chłopak. Patrzyłam na jego nagle poszarzałą twarz, zmarszczone czoło, oczy bez wyrazu – i pomyślałam, że faceci mimo wszystko także czują i cierpią. Zrobiło mi się go żal.

– Przepraszam cię, Tomku. Nie chciałam, to się samo zdarzyło…

– Przepraszasz? Byliśmy ze sobą pięć lat. Mówiłaś, że mnie kochasz. Jesteś dla mnie jedyna, wiesz o tym? Zaszalałaś, ja to rozumiem, w końcu zapomnę.

Tylko nie odchodź, Karola! – błagał.

Jednak ja miałam w głowie tylko Michała. On mówił do mnie „Carol”, po angielsku. A to działało jak afrodyzjak.

Po dwóch miesiącach Tomek w końcu przestał dzwonić, pisać i nagabywać Malinę i Dankę, żeby przekonały mnie do powrotu.

Ja unosiłam się w chmurach… Choć czasem zaczynał padać z nich deszcz. Cóż, żaden związek nie jest idealny.

Co bym wyszczególniła na liście moich zastrzeżeń wobec Michała? Drobiazgi. Może to, że gdy byliśmy sami, zachowywał się inaczej niż w towarzystwie swoich znajomych? W domu był mądry, dobry, czuły i uważny. A publicznie przemieniał się w dupka, który puszył się i wszystkich krytykował.

Inna rzecz, że jego przyjaciele nie należeli do sympatycznych i normalnych: wszyscy z dobrych rodzin z pretensjami, zmanierowani i rozwydrzeni bogactwem. Pamiętam, jego siostra spojrzała na moje buty i skrzywiła się z niesmakiem. Nie był to Blahnik, tylko sieciówka, choć i tak nie najtańsza. Mnie to nie przeszkadzało, ale Michał nazajutrz zabrał mnie do luksusowego sklepu z butami.

– Nie stać mnie – broniłam się.

– Ale mnie owszem – odparł spokojnie. – To piękne buty…

O tak, były cudne i kosztowały 950 zł. Nie mogłam ich przyjąć. Nie dlatego, że zapłaciłby za nie facet, którego kochałam i miałam nadzieję, że się z nim zestarzeję, tylko dlatego, że powód był zły.

– Jeśli twoi przyjaciele i rodzina nie mogą zaakceptować mnie taką, jaka jestem, to ich problem. Chyba że ty się mnie wstydzisz? Bo ja nie mam sobie nic do zarzucenia – stwierdziłam.

– Kompletnie cię nie rozumiem – westchnął. – Przecież przyjęłaś bransoletkę, kolczyki, a nawet nową komórkę.

– Bo to mnie chciałeś sprawić nimi przyjemność, a nie swojej siostrze!

Zmarszczył brwi.

– Przesadzasz.

A propos przesadzania, to był to kolejny punkt na mojej liście zarzutów. Facet miał fioła na punkcie swego wyglądu. Pal sześć siłownię – zaczęłam chodzić razem z nim i było nawet fajnie. Ale do szału doprowadzało mnie, że siedzi w łazience dłużej ode mnie. Że w szafie ma poukładane zestawy ubrań. I w kółko chodzi po sklepach szukając koszul, gaci, skarpetek… Że nie może kupić sobie zwykłej bluzy z kapturem, tylko musi to być Hugo Boss. Gorzej, że ja także nie mogę sobie kupić tego, co mi się podoba…

– Moja kobieta nie będzie chodzić w szmatach – powtarzał Michał.

A ja od razu czułam się jak ktoś z gorszego świata. Jednak, parafrazując tekst z mojej ulubionej komedii „Miś” – starałam się, żeby minusy nie przeważały nad plusami. Michał był mężczyzną moich marzeń, a nawet te nie są idealne.

A potem wybuchła bomba.

Wyszłam stamtąd sztywnym krokiem jak zombie

W walentynki umówiłam się z dziewczynami na kawę. Gdy weszłam, spojrzały na mnie jakoś tak dziwnie.

– Co się stało? Źle wyglądam – spytałam, siadając przy stoliku.

Tomek ma dziewczynę – wypaliła od razu Malina.

– Podobno kupił jej pierścionek zaręczynowy – dodała Danka.

Chciałam wzruszyć ramionami, że Tomek to pieśń przeszłości, zamknięty rozdział księgi mojego życia, jednak niespodziewanie dla mnie samej skamieniałam
z bólu. „Jak to – Tomek ma dziewczynę? Przecież Tomek jest mój!” – pomyślałam.

Poczułam, jakby w mojej duszy stało pudło, do którego kiedyś spakowałam wszystkie wspomnienia związane z Tomkiem i szczelnie zakleiłam je taśmą, a teraz to pudło znowu się otworzyło…

Nie pamiętam, czy powiedziałam coś sensownego. Dziewczyny później stwierdziły, że wyglądałam jak zombie. W każdym razie wyszłam z kawiarni sztywnym krokiem. Nawet pobiegły za mną, wołając, ale nie zareagowałam.

Kiedy dotarłam do mieszkania Tomka i zadzwoniłam do drzwi, kiedy mi otworzył i zobaczyłam go pierwszy raz od pół roku, odzyskałam władzę nad ciałem.
Urządziłam mu koszmarną awanturę za to, że kręcą się przy nim jakieś lafiryndy, którym śmie wręczać zaręczynowe pierścionki należne wyłącznie mnie.

– Karola, przecież mnie rzuciłaś – powiedział, gdy straciłam oddech.

Wciąż jeszcze nie mogłam dojść do siebie, ale on nie zaprosił mnie do środka i nie zważając na mój stan mówił dalej:

– Jesteś zakochana w kimś innym. Nie chciałaś mnie. Nie masz prawa…

Jesteś mój – powiedziałam, czując, że wreszcie jestem szczera sama ze sobą.

– Nie masz do mnie żadnych praw, dopóki jesteś z tamtym facetem. A ja nie mogę być sam, bo zwariuję.

Wtedy zauważyłam, jak wygląda.

Czy dwudziestodwulatek może się postarzeć? Miałam wrażenie, że Tomek w ciągu tego półrocza stał się panem w średnim wieku. Coś zmieniło się w jego oczach i twarzy. I to ja byłam temu winna.

Patrzyłam na na jego zwyczajne ciemne włosy, piwne oczy, sylwetkę zwykłego chłopaka, który nie zna siłowni. Na sprane dżinsy i bluzę z kapturem z bazaru.

Kupiłam mu ją dwa lata temu. Uwielbiał ją.

Moje własne, wygodne, przydeptane kapcie

Nagle poczułam przeraźliwą tęsknotę za nim za za cichymi wieczorami tylko we dwoje, kiedy siedzieliśmy w dresach, nadrabiając kinowe zaległości. Za naszymi wyprawami z przyjaciółmi na karaoke.

Za dobrze mi znanym poczuciem bezpieczeństwa i całkowitej akceptacji.

I przynależności do człowieka i miejsca, której teraz tak bardzo mi brakowało.

Tomek nie był wyjątkowy; nie był księciem z bajki, o którego Kopciuszek musi wciąż się starać. Ba! Żeby to tylko o niego… U Michała był to cały dwór, który należało obłaskawić. Tomek był niezwykły, bo był prawdziwy. Mój.

– Wybacz mi, proszę – powiedziałam, czując, że za chwilę się rozpłaczę.

Tamtego dnia odeszłam od Michała, czego ten nie mógł pojąć. Tomek przyjął mnie z powrotem, z zastrzeżeniem, że jeśli wykręcę mu jeszcze raz taki numer, to osobiście wyrzuci mnie za drzwi.

Myślę, że już się wyszumiałam. Spróbowałam miodu i wiem, że w każdym słoiczku jest łyżka dziegciu.

Jesteśmy z Tomkiem już dwa lata po ślubie. Niedawno urodziło nam się pierwsze dziecko.

Reklama

Czy czasem myślę o Michale? Tak, kiedy wkurzam się na męża, że znów traktuje mnie jak przydeptane kapcie. Wtedy wspominam, że u Michała musiałam chodzić w szpilkach nawet po domu. Ale tak naprawdę doskonale wiem, że przydeptane kapcie oznaczają to, że są ulubione. Jedyne i nasze własne.

Reklama
Reklama
Reklama