„Zrobiłam koleżance koło pióra, bo ten awans należał się mnie. Mam gdzieś, że je najtańsze parówki, bo jestem na szczycie”
„Z bijącym sercem kliknęłam – wyślij. Natychmiast poczułam przypływ adrenaliny, ale zaraz za nim przyszło poczucie winy. Czy to było fair? Czy rzeczywiście zrobiłam to dla dobra firmy, jak próbowałam się usprawiedliwić? Usiłowałam uspokoić swoje sumienie, myśląc o celu, do którego zmierzałam”.

- Redakcja
Ambicja to moje drugie imię, a marzenia o awansie tkwią we mnie od pierwszego dnia pracy w tej firmie. Każdego ranka wstaję z myślą o osiągnięciu czegoś większego, pnąc się po szczeblach kariery, by w końcu znaleźć się na szczycie. Natalia, moja koleżanka z biura, również pragnie tego samego stanowiska, a nasza rywalizacja z biegiem czasu stała się nieunikniona. Mimo że byłyśmy kiedyś dobrymi koleżankami, dziś granice między przyjaźnią a zawodowym wyścigiem rozmywają się w natłoku obowiązków i ambicji.
– Wiesz, Natalka to naprawdę fajna dziewczyna – powiedziała mi kiedyś jedna z koleżanek z pracy, kiedy rozmawiałyśmy o nadchodzącym awansie.
– Może i fajna... – odparłam, nie zamierzając dać się wyprzedzić. W końcu, w świecie korporacyjnym, nie ma miejsca na sentymenty. Czasem trzeba podjąć trudne decyzje, by zdobyć to, czego się pragnie.
Kolejny dzień w biurze zapowiadał się zwyczajnie
Kolejny dzień w biurze rozpoczął się jak zwykle – od wspólnej kawy w kuchni. To nasz codzienny rytuał, podczas którego można usłyszeć zarówno najnowsze plotki, jak i zawodowe przemyślenia. Tego dnia stanęłam obok Natalii, którą znam od lat.
– Wiesz, wczoraj byłam na spotkaniu z szefem. Ciekawe rzeczy dzieją się w firmie – zaczęła Natalia, mieszając cukier w kawie.
– Tak? Coś konkretnego? – spytałam, starając się zachować obojętny ton, choć wewnątrz wszystko już we mnie buzowało.
– Nie wiem, ale miałam wrażenie, że wspomniał coś o zbliżających się awansach – odpowiedziała, unosząc brwi w sugestywnym geście.
– Aha, awanse... – powiedziałam, próbując ukryć swoje nerwy. Natalia wyglądała na pewną siebie, jakby już wiedziała, że ma ten awans w kieszeni. Cóż, może to tylko moje myśli, ale jej spokój zaczynał mnie denerwować.
Rozmowa zakończyła się na planach dotyczących weekendu, ale ja nie mogłam przestać myśleć o Natalii. Jej pewność siebie była jak cios w moją determinację. Czy naprawdę była tak pewna siebie, czy tylko udawała? Moje myśli zaczęły błądzić, analizując każde jej słowo, każdy gest. Musiałam coś zrobić, by zwiększyć swoje szanse.
Wieczorem, siedząc przy biurku, jeszcze raz przemyślałam naszą rozmowę. Może Natalia naprawdę nie obawia się konkurencji? Może wie coś, czego ja nie? Mój wewnętrzny głos wciąż podpowiadał mi, że muszę podjąć jakieś działanie. W końcu, w grze o awans, nie ma miejsca na wahanie. Muszę być pewna, że to ja wyjdę z niej zwycięsko.
Wysłałam anonimową wiadomość
To była jedna z tych nocy, kiedy nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły mi po głowie, przypominając nieprzyjemne mrowienie. Wiedziałam, że muszę działać, ale nie wiedziałam, jak. I wtedy pomyślałam o anonimowym mailu. Czy to było uczciwe? Może nie, ale w tym momencie wydawało mi się to jedynym wyjściem.
– To tylko sugestia – mówiłam do siebie, siedząc przed komputerem w ciemnym pokoju. – Nikt nie musi wiedzieć, że to ty...
Palce drżały, kiedy zaczynałam pisać wiadomość do szefa z telefonu mojego męża: „Szanowny Panie, zauważyłam, że niektóre firmowe akcesoria zaczęły znikać z biura. Może warto przyjrzeć się tej sprawie bliżej?” Bez podpisu, bez dowodów, tylko mglisty cień podejrzeń rzucony na Natalię.
Z bijącym sercem kliknęłam „wyślij". Natychmiast poczułam przypływ adrenaliny, ale zaraz za nim przyszło poczucie winy. Czy to było fair? Czy rzeczywiście zrobiłam to dla dobra firmy, jak próbowałam się usprawiedliwić? Próbowałam uspokoić swoje sumienie, myśląc o celu, do którego zmierzałam.
Kilka dni później, kiedy Natalia została wezwana na rozmowę, poczułam dziwną mieszankę emocji. Satysfakcja z tego, że mój plan działał, zlewała się z niepokojem. Obserwowałam, jak Natalia przechodzi przez biuro z zaciśniętymi ustami. Czy wiedziała, że to moja sprawka? Może tylko się domyślała, ale coś w jej spojrzeniu sprawiło, że serce zaczęło mi bić niespokojnie.
– Coś się stało? – spytała jedna z koleżanek, kiedy zauważyła, że gapię się na drzwi szefa.
– Nieee, nic, nic – skłamałam, starając się wyglądać na opanowaną.
Wiedziałam jednak, że prawda może wkrótce wyjść na jaw.
Natalia odeszła z pracy
Wieść o tym, że Natalia sama złożyła wypowiedzenie, spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Byłam w szoku. Nikt w biurze nie mógł w to uwierzyć. Rozeszły się plotki, że nie wytrzymała presji i atmosfery oskarżeń, która zaczęła gęstnieć wokół niej po moim anonimowym donosie. Siedziałam przy biurku, patrząc w przestrzeń, kiedy szef zaprosił mnie na krótką rozmowę.
– Gratuluję, Pani Magdo. Dobrze się Pani spisała, a teraz czeka Panią zasłużony awans – powiedział z uśmiechem.
Czułam się dziwnie. Z jednej strony ogromna ulga, że udało mi się osiągnąć to, o czym marzyłam, z drugiej, niepokój związany z metodą, którą wybrałam. Wróciłam do biurka, a moje koleżanki przywitały mnie oklaskami i gratulacjami. Wszyscy byli zachwyceni, a ja próbowałam się uśmiechać, choć wewnętrznie czułam się źle, miałam wyrzuty sumienia. Moje myśli wciąż krążyły wokół Natalii. Nie mogłam pozbyć się obrazu jej twarzy, kiedy opuszczała biuro.
Podczas świętowania dostałam esemesa od Natalii: "Mam nadzieję, że było warto." Te kilka słów mocno mnie uderzyło. Czy naprawdę było warto? Czy kariera była warta ceny, którą przyszło mi zapłacić? Nie byłam już tego taka pewna. Może zdobyłam upragnione stanowisko, ale w środku czułam się, jakbym coś straciła – coś, czego nie mogłam kupić za żadne pieniądze.
Gdzieś zgubiłyśmy to, co nas łączyło
Siedząc w ciszy swojego mieszkania, zaczęłam wracać myślami do momentów, które doprowadziły mnie do tej decyzji. Relacje z Natalią zawsze były jakieś skomplikowane. Zaczynałyśmy jako koleżanki, z czasem nasza rywalizacja stała się coraz bardziej widoczna. Każda z nas dążyła do celu, ale gdzieś po drodze zgubiłyśmy to, co nas kiedyś łączyło.
Pamiętam, jak kilka miesięcy wcześniej siedziałyśmy razem w czasie lunchu, dzieląc się newsami z życia osobistego. Natalia zawsze była osobą, której mogłam zaufać, ale później coś się zmieniło. Może to zbyt duża dawka ambicji, może zbyt wiele słów nie zostało wypowiedzianych. Nasze rozmowy z czasem zaczęły być coraz bardziej oschłe, a ja coraz częściej analizowałam każde jej słowo, szukając ukrytych znaczeń.
Wracając myślami do momentu, kiedy wysłałam ten mail, przeżywam cały wachlarz emocji – od złości na siebie, że posunęłam się do takiego kroku, po próby usprawiedliwienia swoich działań. W końcu dla mnie to była walka o przyszłość, o lepsze życie. Ale czy na pewno?
Teraz kiedy Natalia zrezygnowała, a ja zdobyłam upragniony awans, musiałam przyznać, że konsekwencje moich działań były o wiele bardziej poważne, niż przewidywałam. Byłam na wygranej pozycji, ale czy to było rzeczywiście zwycięstwo? Gorycz sukcesu była wyraźnie wyczuwalna i nie mogłam udawać, że jest inaczej.
Magdalena, 28 lat