Reklama

Zawsze myślałam, że nasz związek przetrwa wszystko. Mieliśmy za sobą wiele trudnych momentów, ale wierzyłam, że fundamentem naszej relacji jest lojalność. Nie perfekcja, nie romantyczne uniesienia jak z filmu, ale właśnie lojalność – to, że jesteśmy dla siebie wsparciem. Kiedy więc zobaczyłam, co zrobił mój mąż, serce mi zamarło. Czułam, jakby ktoś jednym ruchem wyrwał mi z piersi całą pewność i spokój. Nie krzyczałam. Nie płakałam. Tylko podjęłam decyzję. To nie była impulsywna zemsta. To było postawienie granicy. Nie chciałam rozwodu. Chciałam szacunku.

Reklama

Zmienił blokadę ekranu

Michał ostatnio coraz częściej chodził przyklejony do telefonu, ale starałam się nie robić z tego afery. Przecież każdy z nas czasem potrzebuje odrobiny prywatności. Zresztą, ja też nie lubiłam, kiedy zaglądał mi przez ramię, gdy odpisywałam koleżankom. Tylko że on nagle zaczął ten telefon zabierać ze sobą wszędzie. Do łazienki, do piwnicy, nawet na śmieci z nim wychodził.

Pewnego wieczoru, kiedy oglądaliśmy film, jego telefon zawibrował. Chciałam tylko rzucić okiem, może to ktoś z pracy, ale ekran nie chciał się odblokować. Hasło było inne. Michał zorientował się, że próbuję coś sprawdzić, i wyrwał mi telefon z rąk.

– Co robisz? – rzucił, udając śmiech. – Podglądasz mnie?

– Zmieniasz hasło bez słowa i chowasz telefon jakbyś miał w nim drugie życie. Co mam sobie myśleć?

– Oj przestań, po prostu... miałem problem z aplikacją bankową i musiałem zmienić zabezpieczenia. Daj spokój, serio.

Nie wierzyłam, ale nie drążyłam tematu. Jeszcze. Zrobiło się między nami chłodniej, jakby ktoś nagle zakręcił kurek z ciepłem. Michał niby był obok, ale jakby nieobecny. Wieczorami przesiadywał w kuchni z telefonem, twierdząc, że „czyta wiadomości”. Zaczęłam mieć wrażenie, że mieszkam z obcym facetem. Czułam to w powietrzu – coś się zmieniło. I nie było to tylko hasło w telefonie.

Gorzka prawda w wiadomościach

Nie spałam tamtej nocy. Michał chrapał obok jakby nic się nie działo, a ja leżałam z oczami wlepionymi w sufit, licząc w myślach wszystkie niepokojące momenty z ostatnich tygodni. Chłód w głosie. Znikał na długie spacery, niby żeby „przewietrzyć głowę”. Uśmiechał się do telefonu. A mnie omijał wzrokiem. Kiedy wreszcie zasnął, delikatnie podniosłam jego telefon z szafki nocnej. Palcem wskazującym przyłożyłam do ekranu. O dziwo, zadziałało. Wciąż miał odcisk palca zapisany.

Serce waliło mi jak oszalałe. Nie chciałam tego robić, ale nie mogłam też udawać, że wszystko jest w porządku. A potem zobaczyłam jej imię. Ewa. W wiadomościach była historia ich świata. Zdjęcia, buziaczki, serduszka, „tęsknię”, „kiedy znowu się zobaczymy”, „ona nic nie podejrzewa”. Jakby mnie nie było. Świat zawirował. Nie zrobiłam sceny. Nie wyrzuciłam mu telefonu przez okno. Odłożyłam go na miejsce. Wyszłam do łazienki i siedziałam tam chyba z godzinę, wpatrując się w ścianę. Nie płakałam. Jeszcze nie.

Nad ranem Michał jak zwykle pojechał do pracy. Bez pocałunku, bez „do zobaczenia”. Wtedy usiadłam przy stole i zaczęłam spisywać plan. Nie zamierzałam użalać się nad sobą. On wybrał swoją drogę. Ja właśnie wybierałam swoją.

Ucieczka w kłamstwa

Nie mogłam dłużej udawać. Kiedy wrócił z pracy, odłożył torbę, podrapał się po głowie i już miał iść do kuchni, ale zatrzymałam go w progu.

– Musimy pogadać – powiedziałam spokojnie.

– Coś się stało?

– Tak. Znalazłam twoje wiadomości z Ewą.

Zamarł. Spojrzał na mnie bez słowa. Z twarzy odpłynęła mu cała krew, jakby ktoś nagle zgasił światło.

– Przypadkiem... przeglądałaś mój telefon?

– Michał, nie rób z siebie ofiary. Przypadkiem znalazłam twoje drugie życie. Przypadkiem? To ty przypadkiem pakujesz się w romans?

– To nie tak, jak myślisz – wyjąkał w końcu. – Ona... To był tylko flirt. Nic się nie wydarzyło.

– Serio? Flirtujesz z kimś miesiącami, piszesz, że kochasz, że tęsknisz, że nie możesz się doczekać, aż znowu ją zobaczysz? I to nic?

Zaczął chodzić po pokoju, nerwowo zaciskając dłonie. Tylko że im bardziej się tłumaczył, tym bardziej brzmiał jak kiepski aktor w kiepskim serialu. Zero skruchy. Zero konkretów.

– To był błąd – mamrotał. – Nie chciałem cię skrzywdzić. Nie wiem, jak to się stało.

– A ja wiem. Bo mogłeś. Bo nie myślałeś o mnie. Bo uznałeś, że wszystko ci wolno.

– Proszę, daj mi szansę.

Popatrzyłam na niego długo.

– Dostałeś szansę. Codziennie. I każdego dnia ją marnowałeś.

Nie krzyczałam. Nie płakałam. Wyszłam z pokoju i zostawiłam go samemu sobie.

Wyprowadzka na kanapę

Kiedy wieczorem wszedł do sypialni, jego poduszki już tam nie było. Zabrałam je sama, razem z kocem i ulubionym ręcznikiem. Leżały starannie złożone na kanapie w salonie, obok narzuty, której nigdy nie znosił – bo „gryzła w kark”. Teraz miał okazję przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości.

– Co to ma być? – zapytał z nutą oburzenia, jakby to on miał prawo być zły.

– Tym razem ja ustawiam zasady. Śpisz tu. Od dzisiaj sypialnia jest moją przestrzenią. Nie zamierzam zasypiać obok kogoś, kto prowadzi podwójne życie.

– Przesadzasz. To tylko... wiadomości. Nic więcej się nie wydarzyło.

– Może i nie. Ale straciłam do ciebie całe zaufanie. I zostało rozszarpane jak kartka wyrwana z zeszytu. I nie, Michał, nie zamierzam dalej udawać, że nic się nie stało.

Milczał, stojąc nad tą kanapą jak dzieciak, który nie chce spać w swoim łóżeczku. Nie było mi go żal. Było mi żal siebie – że tak długo wierzyłam, że jesteśmy partnerami. Wieczorem zaparzyłam sobie herbatę, zamknęłam drzwi sypialni na klucz i położyłam się na swoim łóżku. Sama. I pierwszy raz od wielu tygodni zasnęłam w spokoju. Ale nie ze szczęścia.

Błagania, które przyszły za późno

Trzeci dzień spał na kanapie. Z początku zachowywał się, jakby nic się nie stało. Znikał na całe popołudnia, udając, że pracuje do późna. Ale wieczorami wracał coraz wcześniej. Jakby testował, czy jeszcze jestem zła, czy już może czas się pogodzić. Tylko że to nie była zwykła sprzeczka o brudne kubki w zlewie. To był wybór. Jego wybór. Czwartego dnia podszedł do mnie w kuchni, kiedy kroiłam warzywa.

– Mogę z tobą porozmawiać? – zapytał cicho, jak nie on.

Skinęłam głową bez słowa.

– Przepraszam. Za wszystko. Zawaliłem, wiem. Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego w to wszedłem. Zaczęło się od głupoty, od jakiejś potrzeby, nie wiem... uznania? Ucieczki? Ale to nie tłumaczy tego, co ci zrobiłem. I nie chcę tego więcej robić. Chcę wszystko naprawić. Proszę cię. Pozwól mi to naprawić.

Odłożyłam nóż. Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie wiem, czy da się to naprawić. To nie zarysowany blat. To coś we mnie pękło. I nie wiem, czy się sklei. Wiesz, czego teraz potrzebuję? Nie twoich obietnic. Potrzebuję przestrzeni. Czasu. I twojego milczenia.

Nie odpowiedział. Przełknął ślinę, jakby coś miał powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Wyszedł z kuchni bez słowa. A ja, pierwszy raz od dawna, poczułam się silna.

Zamknięte drzwi i nowe zasady

Minął tydzień. Michał wciąż spał na kanapie. Nie próbował już rozmawiać. Krzątał się po domu ciszej niż zwykle, jakby nie chciał robić hałasu, który mógłby mnie zirytować. Ale ja nie byłam zirytowana. Byłam skupiona – na sobie, na tym, co czuję, czego chcę, co mnie boli i co mnie buduje. A to była zupełna nowość.

Zaczęłam znowu czytać książki wieczorami. Kupiłam nową pościel do sypialni – w odcieniach błękitu, które zawsze lubiłam, ale które jemu „kojarzyły się z szpitalem”. A mnie z oddechem. I świeżością. Nie pytałam go, co robi w telefonie. Nie sprawdzałam. Nie chodziło już o to, czy pisze do niej. Chodziło o mnie – że nie chcę żyć w świecie, gdzie muszę się tego bać.

Znajomi pytali, czy to już koniec. Czy się rozstaniemy. Odpowiadałam: nie wiem. Bo naprawdę nie wiem. Ale wiem jedno – że jeśli kiedyś pozwolę mu wrócić do naszej sypialni, to nie dlatego, że mi go żal. Albo że znowu uwierzę w jego słowa. Tylko dlatego, że zobaczę czyny, które będą mówić głośniej. Na razie moje drzwi są zamknięte. I dobrze mi z tym. Nie jestem jeszcze gotowa na nowy początek. Ale wiem, że zasługuję na życie, w którym nie będę musiała zamykać telefonu przed kimś, kogo kocham.

Iwona, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama