Reklama

Nigdy nie byłam jedną z tych cynicznych kobiet, które wyśmiewają romantyczne gesty czy kwestionują sens bycia z kimś „na zawsze”. Wierzyłam w to „na zawsze” z całego serca. Szczególnie odkąd w moim życiu pojawił się Oskar.

Reklama

Oskar... Przystojny, czarujący, z tym jego lekko szelmowskim uśmiechem i błyskiem w oku, który potrafił rozbroić każdą moją złość. Byliśmy razem prawie pięć lat. Przeprowadziliśmy się do wspólnego mieszkania na Żoliborzu, w którym każdą decyzję podejmowaliśmy razem – od koloru zasłon po wybór stołu do jadalni.

Oskar nie był idealny – nikt nie jest – ale długo sądziłam, że jest mój. Że budujemy coś prawdziwego. Coś to przetrwa.

Ale od kilku miesięcy... coś się zmieniło. Jego głos zrobił się chłodniejszy, spojrzenia mniej obecne. Zaczął częściej wyjeżdżać „służbowo”, unikać bliskości, seksu, rozmów. Z początku wypierałam te myśli. Przecież to może stres w pracy, zmęczenie, wypalenie. Ale ten niepokój... ten okropny ścisk w żołądku nie dawał mi spokoju. Kobieca intuicja to nie mit. Musiałam go śledzić, aby mieć pewność.

Nie był sam

Deszcz lał bez przerwy od rana. Stałam po drugiej stronie ulicy, schowana za maską szarego kaptura, przemoczona do suchej nitki. Miałam wrażenie, że cała Warszawa spiskuje, bym w ostatniej chwili się rozmyśliła. Mimo to stałam i patrzyłam. Na nasze wspólne okna. Na światło, które zapaliło się dokładnie o dziewiętnastej dwadzieścia trzy.

Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy zobaczyłam, jak Oskar otwiera drzwi mieszkania. Nie był sam. Za nim weszła kobieta – zgrabna, w czarnym płaszczu, z włosami do ramion. Jej dłoń przez chwilę spoczęła na jego plecach, potem śmiała się, zdejmując buty. Oskar nie cofnął się ani nie zdjął jej ręki. Przeciwnie – złapał ją za talię i przyciągnął bliżej. Zniknęli razem w kuchni.

Zacisnęłam dłonie na telefonie. To się nie działo naprawdę. To mogła być koleżanka. Może rozmawiali o pracy. Może... nie. Nikt nie przychodzi do mężczyzny do mieszkania w piątkowy wieczór, przytula się do niego i zachowuje, jakby był u siebie, jeśli to tylko koleżeńska relacja.

Drżałam. Z zimna. Ze wstydu. Z przerażenia. To miał być tylko test. Chciałam upewnić się, że się mylę. A teraz stałam naprzeciwko swojego domu i nie poznawałam ani miejsca, ani mężczyzny, którego przecież tak dobrze znałam.

Zadzwoniłam. Sygnał trwał długo, aż w końcu odebrał.

– Hej – powiedziałam cicho. – Już w hotelu. Trochę się spóźniłam, padało i… – urwałam, nie wiedząc, po co to mówię.

– O, dobrze, że dajesz znać. Już się położyłem, trochę padam. Tęsknię za tobą. – Brzmiał jak zawsze. Ciepło. Pewnie. Zupełnie jakby nie było żadnej kobiety w jego kuchni. Jakby jej dłonie nie błądziły właśnie po jego karku.

Z trudem powstrzymałam głos przed drżeniem.

– Nie przeszkadzam? – zapytałam.

Nie. Leżę i myślę o tobie. – I wtedy, przez okno, zobaczyłam jego sylwetkę. Stał odwrócony do mnie bokiem, a obok niego – ona. Ręce splecione na jego szyi. Światło padało na ich twarze. Uśmiechnięci. Bliscy. Niewinni tylko z daleka.

– Okej. To dobranoc. – Rozłączyłam się, zanim nie wytrzymam.

Nie wróciłam do hotelu. Siedziałam w samochodzie do drugiej w nocy. Patrzyłam, jak gasną światła. Jak zasłaniają rolety. Jak życie toczy się po drugiej stronie szyb – bez mojego udziału.

Grał bez zająknięcia

Wróciłam do mieszkania o ósmej rano. Oskar był w kuchni, robił kawę, jakby poprzedni wieczór nigdy się nie wydarzył. Uśmiechnął się na mój widok i podszedł, żeby mnie pocałować.

– Wróciłaś wcześniej? – zapytał zaspanym głosem.

– Pociąg miał opóźnienie, więc wróciłam pociągiem z opóźnieniem – odpowiedziałam. – Dobrze spałeś?

Skinął głową, a potem objął mnie w pasie, jakby nic się nie stało. Jakby noc spędził samotnie.

– Nie było ci smutno samemu?

Zawahał się na ułamek sekundy.

– Trochę. Ale dobrze, że już jesteś.

– Sam byłeś cały wieczór?

– No pewnie. – Uśmiechnął się. – A czemu pytasz?

Oparłam się o blat, patrząc mu prosto w oczy. Czułam, jak we mnie narasta napięcie.

– Tak po prostu. Wiesz, czasem mam wrażenie, że coś się zmieniło. Że jesteś... nieobecny.

Westchnął i potarł kark.

– Kochanie, nie zaczynaj znowu. Jesteś ostatnio bardzo podejrzliwa. To niezdrowe. Przysięgam, że nic się nie dzieje. Jesteś przewrażliwiona.

– Przewrażliwiona – powtórzyłam i kiwnęłam głową. – Pewnie masz rację.

Nie powiedziałam ani słowa więcej.

A ja dalej kocham

Była sobota wieczór. Usiedliśmy do kolacji przy naszym stole – tym samym, który wybieraliśmy razem, którego blat przez godzinę oglądaliśmy pod różnym światłem, bo Oskar uparł się, że musi być „ciepły, rodzinny”. Teraz ten sam stół wydawał mi się zimny, obcy. On siedział po drugiej stronie, jadł makaron i mówił o czymś z pracy. Ja milczałam. W końcu odłożyłam widelec.

– To przy tym stole mówiłeś, że chcesz dziecka – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Że tu będziemy się rozwijać jako rodzina.

Oskar spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział.

– A teraz? Tu siedzisz i kłamiesz mi prosto w twarz.

– Karolina, o co ci chodzi?

– O to, że wczoraj wieczorem widziałam cię przez okno. Widziałam, jak przyprowadzasz ją do naszego mieszkania. Jak się do ciebie tuli. Jak siedzicie w naszej kuchni. I jak mówisz mi przez telefon, że leżysz sam w łóżku i tęsknisz.

– To... nie tak, jak myślisz.

Parsknęłam cicho.

– To zawsze nie tak. Zawsze jakieś wytłumaczenie. Oskar, nie jesteśmy dziećmi.

– Karolina... Od dawna coś między nami nie grało. Wiesz o tym. Tylko nie chciałem tego mówić na głos. Próbowałem... ale było ciężko. Ta dziewczyna... pojawiła się nagle. Nie planowałem tego.

– A więc przyznałeś się. Wreszcie.

– Nie chciałem cię ranić. Nie chciałem... tego tak.

– A jak chciałeś? Żebym o niczym się nie dowiedziała i żyła w tym teatrze?

Patrzył na mnie, ale jego twarz nie drżała. Był spokojny. Za spokojny.

– Karolina, nie kocham już tak jak kiedyś. Przepraszam.

Odsunęłam talerz i wstałam od stołu.

– A ja dalej kocham.

Nie mów mi, że będzie dobrze

Wybiegłam bez płaszcza. Padało, ale nie czułam zimna. W końcu usiadłam na ławce przy rondzie. Mokra, zmęczona. Zadzwoniłam do Magdy, mojej przyjaciółki.

– Oskar mnie zdradził – powiedziałam, zanim zdążyła zapytać, co się dzieje.

Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem jej głos – ciepły.

– Karola... to straszne. Jestem z tobą. Wszystko się ułoży, zobaczysz.

Zacisnęłam powieki. Te słowa nie przynosiły ulgi. Brzmiały jak zdania z poradnika.

– Nie mów mi, że będzie dobrze. Nie wiem, czy w ogóle jeszcze coś będzie.

– Po prostu przyjedź. Pogadamy.

Nie pojechałam. Nie miałam siły. Siedziałam w deszczu i pierwszy raz od dawna nie wiedziałam, co dalej.

Wróciłam do mieszkania tylko po jedno

Wróciłam do mieszkania w niedzielę wieczorem. Klucz w zamku zgrzytnął znajomo, ale wszystko inne wydawało się już obce. Oskar siedział w salonie, jakby na coś czekał. Może na kolejne kłamstwo, może na ciszę. Przez chwilę tylko patrzyliśmy na siebie.

– Chcesz pogadać? – zapytał.

– Nie. Chcę się spakować.

Ruszyłam do sypialni. Torba była pod łóżkiem. Zaczęłam wrzucać do niej ubrania.

– Karolina, nie musisz tak od razu. Możemy to jakoś... – zaczął, ale przerwałam mu.

– Nie mamy już o czym mówić. Wszystko zniszczyłeś.

Nie odpowiedział. Tylko usiadł, patrząc w podłogę.

Zabrałam jeszcze kilka rzeczy. Na końcu położyłam klucze na stole – tym samym, przy którym planowaliśmy przyszłość.

– Do widzenia, Oskar.

Nie podniósł głowy. Zamknęłam za sobą drzwi i odeszłam.

Udawałam, że wszystko jest jak dawniej

Zamieszkałam tymczasowo u Magdy. Zajęłam jej mały pokój z widokiem na ścianę sąsiedniego bloku. Każdego ranka budziłam się z nadzieją, że to był tylko zły sen, ale wystarczała jedna sekunda świadomości, by wszystko wracało.

W pracy udawałam, że wszystko jest jak dawniej. Na spotkaniach notowałam pilnie, w kuchni śmiałam się z żartów koleżanek. Po godzinach wracałam do łóżka, w którym nikt nie czekał.

Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek naprawdę znałam go. Czy te wszystkie rozmowy, plany, marzenia – były prawdziwe? Czy raczej po prostu chciałam w nie wierzyć. Może oszukiwałam samą siebie tak samo, jak on mnie.

Nie czuję ulgi. Nie czuję też już wściekłości. Tylko coś w rodzaju pustki, jakby całe moje życie zatrzymało się w miejscu, a ja nie wiem, w którą stronę pójść.

Ale pod tą pustką pojawia się coś jeszcze. Ciche, słabe, ale prawdziwe. Bunt. Sprzeciw wobec tego, że moje życie skończyło się z jego zdradą. Nie skończyło się. Po prostu zmieniło kierunek.

Karolina, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama