Reklama

Mówią, że rodziny się nie wybiera. A już teściowej to w ogóle. Z perspektywy czasu sądzę, że matka mojego męża chyba wciąż ma nadzieję, że kiedyś wymieni mnie na „lepszy model”. A ja naprawdę się starałam. Przez lata gryzłam się w język, potakiwałam i słuchałam opowieści o tym, jak to kiedyś wszystko było lepsze. Raz pomyślałam sobie, że może czas spróbować podejść do niej po ludzku. I upiekłam je sernik. Nie byle jaki – sernik kajmakowy z przepisu, który znalazłam w zeszycie mojej mamy. Miało być miło. Jednak, jak to zwykle bywa z moją teściową, jedno jej zdanie potrafi skutecznie popsuć każdą atmosferę.

Miałam nadzieję

Gdy tylko wyjęłam sernik z piekarnika, zapach rozszedł się po całym mieszkaniu. Masa serowa była idealnie sprężysta. Gdy ciasto lekko ostygło, oblałam wierzch kajmakiem i udekorowałam orzechami. Z dumą odstawiłam blachę na blat i popatrzyłam na swoje dzieło.

– No, tym razem mnie docenisz – mruknęłam pod nosem, chociaż dobrze wiedziałam, że i tak znajdzie dziurę w całym. Mimo to miałam nadzieję. Naprawdę.

Godzinę później siedzieliśmy wszyscy przy stole.

– Mamo, upiekłam dla ciebie sernik. Kajmakowy, bo pamiętam, że kiedyś wspominałaś, że lubisz. – Podałam jej talerzyk z kawałkiem.

Wzięła go ostrożnie.

– Kajmakowy, mówisz? – powtórzyła z nutą ostrożności w głosie. – No dobrze, spróbuję.

Wzięła kęs. Przeżuła. Otarła usta serwetką. I wtedy się odezwała:

– No cóż, nie każdy potrafi piec tak jak moja mama, ale liczą się chęci.

W pokoju zapadła niezręczna cisza.

– Mamo... – zaczęłam, ale zamarłam.

Palce same zacisnęły mi się na widelcu. Poczułam, jak coś we mnie pęka.

Zagotowałam się

– To przepis mojej mamy. Piecze ten sernik, odkąd pamiętam. Zawsze wszystkim smakował.

Teściowa wzruszyła ramionami.

– No widzisz, są różne gusta. Może po prostu nie jestem fanką takich wypieków. Wolę coś lekkiego. Ale jak mówiłam – ważne, że się starałaś.

Mój mąż chrząknął znacząco, ale nic nie powiedział. Typowe. Kiedy jego mama wchodziła na wojenną ścieżkę, nagle stawał się niemową.

Sernik jak sernik, dobry przecież – odezwała się jego siostra, podnosząc wzrok znad talerza. – Trochę za słodki, ale nie przesadzajmy…

– W takim razie może następnym razem przyniosę biszkopt z galaretką, żeby nie było zbyt… wyrafinowanie – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.

– Nie denerwuj się tak – teściowa popatrzyła na mnie z udawaną troską. – Nie każda kobieta umie piec. I nie każda musi. Przecież są cukiernie.

– Aha – powiedziałam tylko, czując jak policzki mi płoną. – Czyli chodzi o to, że zmarnowałam czas.

– Nie, nie o to. Może jednak warto najpierw zapytać, czy solenizantka to lubi, hmm?

Spojrzałam na męża. Wciąż milczał.

– Mamo, ale kiedyś mówiłaś, że uwielbiasz kajmak... – próbowałam jeszcze raz.

– Kiedyś.

Odechciało mi się wszystkiego

Byłam wściekła. Upiłam łyk herbaty i powiedziałam spokojnie, choć drżał mi głos:

– A nie można było po prostu powiedzieć „dziękuję”? Bez tych wszystkich dodatków?

Teściowa uniosła brwi, udając zdziwienie.

Ależ ja podziękowałam! – odparła z udawaną niewinnością. – Po prostu wyraziłam opinię. Chcesz, żebym kłamała?

– Chcę, żebyś... czasem była milsza. Chociaż od święta.

– No przepraszam bardzo – obruszyła się. – Czyli teraz już nie wolno nic powiedzieć? Siedzieć jak mebel i tylko chwalić?

– Nie, chodzi o ton. I sposób – westchnęłam. – Przez pięć lat próbuję cię do siebie przekonać. Gotuję, sprzątam, zapraszam, pamiętam o urodzinach, a ty zawsze znajdziesz coś, co można mi wytknąć.

– To już przesada – prychnęła. – Jesteś przewrażliwiona. Ja tylko mówię, co myślę.

– I nigdy nie bierzesz odpowiedzialności za to, co to robi innym – powiedziałam cicho.

W tym momencie mój mąż w końcu się odezwał:

– Mamo, nie musiałaś tego komentować tak złośliwie.

Teściowa spojrzała na niego.

– Czyli teraz ona cię nastawia przeciwko mnie?

– Mamo, nikt mnie nie nastawia. Po prostu to nie był miły komentarz – westchnął ciężko. – Oliwia się starała. I to był naprawdę dobry sernik.

Teściowa skrzyżowała ramiona i spojrzała gdzieś w bok.

– Dobrze, już nic nie powiem.

A mi nagle odechciało się wszystkiego. Nawet tego sernika.

Powiedziałam jej, co myślę

Zapanowała napięta cisza. Siedzieliśmy jak w teatrze, gdy nikt nie wie, czy bić brawo. Tylko dzieci coś tam szeptały przy stole, nieświadome, że właśnie rozgrywa się rodzinny dramat.

Może ktoś ma ochotę na kawałek sernika? – spytałam, próbując jakoś uratować resztki atmosfery.

– Ja chętnie – powiedział mój szwagier, który do tej pory raczej milczał. – Wyszedł ci naprawdę dobry.

Teściowa westchnęła teatralnie.

– No proszę, teraz już wszyscy będą się podlizywać, żeby nie było mi przykro.

– Mamo! – powtórzyłam z naciskiem. – To jest uprzejmość. Taka zwyczajna, ludzka.

Spojrzała na mnie, jakbym powiedziała coś w obcym języku.

– Wybacz, ale ja nie jestem hipokrytką. Mówię, co myślę. I myślę, że ten sernik był za słodki, za tłusty i za ciężki. Tyle.

– I myślisz, że wypowiedzenie tego w takiej formie jest konieczne? Że dzięki temu ktoś poczuje się lepiej? – zapytałam już bez złości, tylko z jakimś dziwnym smutkiem.

Teściowa nie odpowiedziała. Patrzyła w okno, jakby świat za szybą był bardziej interesujący niż to, co właśnie tu i teraz.

– Naprawdę chciałam, żebyś poczuła, że cię szanuję – dodałam cicho. – Że jesteś dla mnie ważna. Ale... może nie ma sensu się starać.

Czułam się, jakbym właśnie straciła coś więcej niż tylko chęć do pieczenia.

Zamarłam

– Oliwia robi dla ciebie więcej niż ktokolwiek. A ty? Za każdym razem masz jakiś przytyk. A to za słone, a to za słodkie. A to nie tak, jak robiła twoja mama. Przecież tego się nie da wytrzymać!

Teściowa spojrzała na niego urażona.

– Czyli mam siedzieć cicho i kiwać głową, żeby wszyscy byli zadowoleni?

– Nie – powiedziałam cicho. – Chodzi tylko o odrobinę życzliwości, mamo. Naprawdę nie oczekuję fanfar i łez wzruszenia. Gdybym chociaż raz usłyszałabym „dziękuję, było smaczne”, to może poczułabym, że nie jestem dla ciebie tylko... obcą osobą przy stole.

– Ty się tak wszystkim przejmujesz. Ja po prostu... nie jestem wylewna.

– To nie chodzi o wylewność – westchnęłam. – Tylko o to, że czasem twoje słowa potrafią naprawdę ranić. I nie wiem, czy ty nie zdajesz sobie z tego sprawy, czy ci to po prostu obojętne.

Przez chwilę milczała. A potem, ku mojemu zaskoczeniu, odezwała się całkiem łagodnym tonem:

– Może masz trochę racji. Może powinnam była powiedzieć po prostu „dziękuję”.

Zamarłam, jakbym usłyszała śnieg w lipcu.

– To miłe, mamo. Naprawdę.

– No to dziękuję. Za sernik. I… za chęci – powiedziała, nieco skrępowana.

Parsknęłam śmiechem

Po obiedzie poszłam do kuchni. Sernik stał na blacie, lekko osiadły, z brakującymi kilkoma kawałkami. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę. Może naprawdę był za słodki. Może kajmak to nie był najlepszy pomysł. Jednak to nie o smak tu chodziło. Nagle usłyszałam kroki. Teściowa weszła do kuchni, w dłoniach trzymała pusty talerzyk.

– Przyszłam po dokładkę. Bo wiesz co? Jednak mi smakuje.

Parsknęłam śmiechem, zaskoczona. Czy to był właśnie… żart?

– Czy to była próba?

– Staram się – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Jednak nie obiecuję, że będę w tym dobra.

– W porządku. Też nie obiecuję, że następnym razem zrobię biszkopt z galaretką.

– I bardzo dobrze – mruknęła. – Galaretki są dla dzieci.

Podałam jej kawałek sernika i patrzyłam, jak je. Bez marudzenia. Bez komentarzy. W tamtej chwili zrozumiałam, że czasem nie trzeba wielkich słów, przeprosin, wzruszeń. Czasem wystarczy ten jeden gest. I wtedy usłyszałam:

Dziękuję. Naprawdę. Następnym razem… może spróbuję ci pomóc upiec ten sernik. Albo, chociaż posiedzę obok.

Uśmiechnęłam się. I tym razem to ja powiedziałam:

– Dziękuję, mamo.

Oliwia, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama