Reklama

Szantaż? Bo po co innego ktoś przysyłałby mi zapis mojego spotkania z Magdą? Tylko kto to nagrał i czego będzie chciał? Pewnie pieniędzy, bo niby czego innego. Nie pomyliłem się. Telefon zadzwonił następnego dnia, gdy byłem w pracy. Ten ktoś miał już pewność, że zapoznałem się z materiałem. Połączenie przyszło z numeru zastrzeżonego, więc nie miałem wątpliwości, kto się do mnie dobija.

Reklama

– Cześć, szwagier – usłyszałem w słuchawce i natychmiast zorientowałem się, z kim mam do czynienia.

– Nie jesteśmy szwagrami – odpowiedziałem sucho.

– Nie bądź drobiazgowy – zaśmiał się. – Żyjesz z kobietą, z którą i ja żyłem, więc coś nas łączy.

– Nic nas nigdy nie łączyło i nie łączy – nie porzuciłem poprzedniego tonu.

Zobacz także

– Oj, teraz już tak – znów się roześmiał. – Kochaniutki mój, przecież łączy nas wspólna tajemnica. Twoja tajemnica, więc tym cenniejszy ten nasz związek.

Zagryzłem wargi.

Cholera, nie wykpię się z tego

Areczek nie był typem, który by odpuścił. Miał mnóstwo rzeczy na sumieniu, ale o szantażach jeszcze nie słyszałem. No to usłyszałem, cholera!

– Luiza nie będzie zadowolona, kiedy i jej to podeślę, co? – przerwał chwilę milczenia. – Nie spodoba jej się to raczej.

– Ty chyba wiesz najlepiej! – prychnąłem.

– Dla mnie to już przeszłość – odpowiedział wesolutkim głosem. – Dla ciebie przyszłość. Zobaczysz, jak się wkurzy.

– Ja przynajmniej nie jestem złodziejem i oszustem – rzuciłem, rozeźlony. – Nie narobiłem długów, a potem nie poszedłem sobie siedzieć wygodnie za kratami.

To go wkurzyło, porzucił pogodny ton.

– Posłuchaj, szwagier. Mogę zapomnieć o tym nagraniu, jeśli odpowiednio się zrewanżujesz. I oddać ci oryginał.

Teraz ja zacząłem się śmiać.

– W dzisiejszych czasach to żadna obietnica. Możesz mieć zapisy na setkach nośników czy w chmurze.

– W takim razie będziesz musiał mi zaufać – oznajmił. – Masz czas do jutra. Zadzwonię o czternastej.

– Dobra – westchnąłem. – Gadaj, ile chcesz.

– Potrzebuję sto tysięcy.

– Ile?! – wykrztusiłem. – Skąd mam tyle wziąć?! Oszalałeś? Nie jestem prezesem banku!

– Gdybyś był prezesem banku, zażądałbym dużej bańki. Słuchaj, szwagier, nie ma co rozwlekać. Muszę mieć ten szmal do wtorku. I nie chrzań, że przez pięć dni nie uzbierasz takiej sumki. Pożycz od kumpli, weź z lokat albo nawet z kasy firmy. Niewiele mnie to obchodzi.

Poprzedni mąż Luizy to był niezły egzemplarz

Kiedy ją poznałem, była już po rozwodzie, a on właśnie odsiadywał karę za jakieś machlojki. Moja nowa miłość na początku niewiele mówiła o Arkadiuszu, a ja nie dopytywałem. W życiu różnie bywa, kiepsko trafiła. Problem wypłynął wraz z wyjściem tego człowieka na wolność. Nie żeby pojawił się od razu na progu naszego domu, ale zaczął nas nękać inaczej. Pewnego dnia przyszła informacja z sądu cywilnego o tym, że złożył pozew o odzyskanie nakładów poniesionych na remont willi.

– Co za drań! – wściekła się Luiza. – Przecież nie ma do tego żadnego prawa! Skąd wziął pieniądze? Przecież od roszczenia trzeba wpłacić jakiś procent.

– Umorzyli mu – mruknąłem ponuro, studiując pismo.

– Przecież to jest biedaczek bez pracy, nieszczęśliwy kajdaniarz, więc wniósł jakąś opłatę. Za to nas czekają wydatki na adwokata, jeżeli sąd uzna, że należy rozpatrzyć sprawę.

– Myślę, że on chce wyrwać tylko od nas jakąś forsę za święty spokój – powiedziała moja niedawno poślubiona żona. – Nie ma poważnych podstaw do roszczenia. Wszystkie rachunki za prace przy domu są tutaj, wystawione na mnie albo mojego ojca. Wtedy były ładne zwroty podatków, a ten drań oficjalnie nigdy nic nie zarabiał, więc na siebie nic nie brał.

Rzeczywiście, Arkadiusz przyszedł jakieś dwa tygodnie później i próbował nas przekonać, że taniej wyjdzie odpalić mu jakieś pieniądze, niż się procesować.

– Najtaniej wyszła mi wizyta u adwokata – odpowiedziała Luiza, bo rzeczywiście była u fachowca, by się upewnić, jak to wygląda. – Nie masz prawa do żadnej forsy, więc spokojnie możemy spotkać się w sądzie.

Potem próbował jeszcze dokonać podziału majątku, jako że „czuł się pokrzywdzony”. Był wyjątkowo bezczelny. Nie dość, że zostawił żonę z potężnymi długami, bo oszukał parę osób, a poza tym naraził na straty poważne firmy, to jeszcze czegoś od niej chciał. I znów przylazł, żeby coś ugrać.

– Posłuchaj, gnoju – nie wytrzymałem tego dnia. – Albo sam stąd wyjdziesz, albo dostaniesz po mordzie, a do tego wezwę policję i oskarżę cię o napaść, rozumiesz? O napaść na mnie w moim domu.

– To nie twój dom! – zaprotestował.

– Nie jako majątek – zgodziłem się. – Ale jestem tu zameldowany w odróżnieniu od ciebie. A teraz won.

Nie wiem, co go bardziej przekonało

Wydzwaniał jeszcze później w różnych sprawach, koniecznie chciał się widzieć z córką, chociaż ona zupełnie nie była tym zainteresowana. Słowem – mieszał. Wreszcie narobił nowych głupot i znów wylądował w więzieniu. Mogliśmy odetchnąć. Aż do dzisiaj… Musieli go wypuścić za dobre sprawowanie, i to jakiś czas temu, skoro zdążył się narazić nowym ludziom. Trudno mi było ukryć minorowy nastrój po powrocie do domu. Byłem wyjątkowo struty.

– Coś w pracy? – spytała Luiza. – Jakieś kłopoty z firmą?

– Tak, urząd skarbowy podobno chce zrobić kontrolę – uczepiłem się koła ratunkowego.

– Na pewno wszystko jest w porządku w papierach, prawda? Przecież zawsze było – upewniła się.

– Pewnie, że tak – odparłem. – Ale wiesz, jak z tym jest. Zawsze chcą się do czegoś przyczepić, wystarczy drobiazg. Tak naprawdę mogę w pełni odpowiadać tylko za siebie, ale jeśli któryś z pracowników coś pochrzanił… Na końcu zawsze winien jest właściciel firmy.

Pokiwała głową i poszła mi zaparzyć herbatę. A ja usiadłem na kanapie, włączyłem telewizor i zatopiłem się w myślach. Materiał filmowy był jak najbardziej prawdziwy. Że też mnie podkusiło na leśne igraszki! Ale w pobliżu nie było zupełnie nikogo! Chyba że gad śledził mnie od jakiegoś czasu i wiedział, że z małżeńską wiernością jestem cokolwiek na bakier. Poprzednia żona też to zresztą wiedziała, ale ona pozostawała poza podejrzeniem.

Musiałaby przyjeżdżać ze Szczecina do Płocka, żeby mnie obserwować, a poza tym nie była zainteresowana szkodzeniem mi, skoro płaciłem regularnie spore alimenty. Odkąd ożeniłem się z Luizą, nie miałem żadnego konkretnego romansu. Ot, poflirtowałem trochę w pracy albo prowadziłem rozmowy z kobietami na portalach randkowych, żeby przeżyć dreszcz emocji. Nie umawiałem się jednak na seks. Aż do czasu, kiedy spotkałem Magdę.

Kiedyś łączyło nas ogniste… no, może nie uczucie, ale pikantny związek. Na widok dawnej kochanki coś we mnie drgnęło. Wymieniliśmy się telefonami, jednak nie zamierzałem wdawać się w nowy związek na boku. Tyle że Magda miała do tego nieco inne podejście i po jakimś czasie napisała do mnie wiadomość tekstową. I tak jakoś poszło…

To był naprawdę szemrany typ

Żona postawiła przede mną herbatę, wróciła do kuchni, a ja zatopiłem się w myślach. Co zrobić? Sto tysięcy tak naprawdę znajdowało się w moim zasięgu, choć musiałbym się zdrowo nagimnastykować, żeby je uzbierać, w dodatku istniało ryzyko, że Luiza coś zauważy. Może nie znała się dobrze na finansach, ale potrafiła dodać dwa do dwóch.

Przede wszystkim jednak obawiałem się, że ta suma nie będzie ostatnim żądaniem Arkadiusza. To był naprawdę szemrany typ, mógł mnie tak drenować miesiącami, albo i latami. Może nie na tak wielkie pieniądze za każdym razem, ale co to za życie, kiedy nad głową cały czas wisi miecz?

Niech to diabli! Po co się wdawałem w powtórkę z romansu?! Fakt, że było mi z Magdą świetnie, szczerze mówiąc pod względem łóżkowym znaczniej lepiej niż z żoną, ale Luizę naprawdę kochałem. Tak, wiem, brzmi to idiotycznie – skoro się czuje coś takiego do drugiej osoby, to nie szuka się atrakcji na boku. Nic nie poradzę, że zawsze lubiłem kobiety. Teraz i tak się ustatkowałem, ale w pierwszym małżeństwie… Szkoda gadać. Kiedy moja była zorientowała się, piorunem nastąpił rozwód.

Nie miałem pojęcia. Z jednej strony kusiło mnie, żeby zapłacić i mieć to z głowy, a potem nadrabiać straty, jednak co będzie, jeśli kajdaniarz zechce więcej?

– Będziesz się tak zadręczał? – Luiza weszła do pokoju, stanęła między mną i telewizorem, a ja tego nawet nie zarejestrowałem. – Zwykłą kontrolą? Chyba że stało się coś gorszego? – spytała podejrzliwie. – Chcesz mi coś powiedzieć?

Potrząsnąłem przecząco głową. W tej chwili kombinowałem, jak zdobyć sto tysięcy przy najmniejszych stratach własnych. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej ponury się robiłem.

– Kochanie, zaraz się otrząsnę, naprawdę – obiecałem. – A w ogóle będę się zaraz kładł. Jutro czeka mnie bardzo ciężki dzień.

Położyłem się wcześnie, ale nie mogłem zasnąć, co nie powinno nikogo dziwić. W dodatku nie chciałem się kręcić zbyt mocno, żeby nie budzić Luizy. Męczyłem się więc tym mocniej.

Dopiero nad ranem zapadłem w objęcia Morfeusza, ale sny miałem bardzo nieprzyjemne, takie majaczenia na pograniczu koszmaru. Rano zwlokłem się z łóżka i pojechałem do pracy, ale nie mogłem się na niczym skupić, czekałem na godzinę czternastą. Areczek dobrze wiedział, co robi, każąc mi się smażyć w tym oczekiwaniu. A żeby mnie jeszcze bardziej zmiękczyć, odczekał dodatkowe pół godziny.

Rozmowa była krótka i treściwa

Tak, jak podejrzewałem, nie zamierzał się ze mną spotykać, chciał, aby okup znalazł się na jego koncie w ciągu najbliższych czterech dni.

– Rozumiem, że to musi ci zająć trochę czasu – powiedział. – Dlatego jestem taki wyrozumiały.

– Problem w tym, że czegoś najwyraźniej nie rozumiesz – westchnąłem. – Nie dostaniesz tej forsy. Wiem, że za jakiś czas znów będziesz chciał wyssać mi krew. To bez sensu, a w końcu sprawa i tak wyjdzie na jaw.

Odpowiedział paskudnym przekleństwem. Godzinę później stałem pod drzwiami domu. Dookoła rozkwitał ogród, gdzieś świergotał mój ulubiony i w pewnej mierze oswojony kos, a we mnie panował mrok. Zastanawiałem się, czy w ciągu najbliższych minut rozpadnie się moje małżeństwo. A może zaczekać do wtorku? A nuż Areczek dojdzie do wniosku, że nie warto wysyłać Luizie filmu, skoro i tak nic nie ugrał?

Nie – uznałem. Na pewno spełni groźbę, choćby po to, by się odegrać za to, co mu zrobią ci, których naciągnął.

– Kochanie, jesteś? Musimy porozmawiać, to pilne! – zawołałem, przekraczając próg.

Reklama

Czułem się, jakbym miał za chwilę zemdleć.

Reklama
Reklama
Reklama