„Zrobiliśmy sobie z mężem przerwę od siebie. Ja wylewałam łzy, a on tęsknotę leczył w bardziej pikantny sposób”
„– Masz rację. Wiem, że zawaliłem. Ale w tamtym momencie… nie wiedziałem, czy chcę wracać – powiedział, a jego głos był dziwnie spokojny. Nie mogłam tego słuchać. Wszystko, co zbudowaliśmy, rozpadło się jak domek z kart”.
- Redakcja
Mówi się, że małżeństwo to nieustanna praca – z początku w to wierzyłam. Gdy wychodziłam za Marka, nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek moglibyśmy się od siebie oddalić. Był dla mnie wszystkim – przyjacielem, opoką, miłością życia. Z czasem jednak nasze rozmowy zmieniły się w listę zadań do odhaczenia. „Kto zrobi zakupy? Kto odbierze samochód od mechanika?” – zamiast czułych słów, mieliśmy harmonogram. Zamiast wieczorów pełnych śmiechu, ciche wieczory przed telewizorem.
Kilka miesięcy temu Marek rzucił coś, co wtedy wydało mi się absurdem: „Może potrzebujemy przerwy”. Przerwy? Od siebie? Nie mogłam tego zrozumieć. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że odległość miałaby naprawić to, co już zaczynało się psuć. A jednak zgodziłam się – z trudem, łamiąc serce. Przeprowadziłam się do Magdy, mojej przyjaciółki, wierząc, że Marek zauważy, co traci. „To czas dla nas” – zapewniał. „Oboje potrzebujemy pomyśleć”. Każdego dnia budziłam się z pytaniem: co on teraz robi? Czy myśli o mnie? I najważniejsze – czy my jeszcze w ogóle istniejemy?
Ciągle myślałam o mężu
Pierwsze dni były koszmarem. W naszym mieszkaniu czułam się samotna, ale tamten brak był czymś innym – w Magdy kawalerce byłam jak gość, który nie wiedział, gdzie ma postawić walizkę. Poranki zaczęły się od pustki. Nie było Marka krzątającego się po kuchni, nie było dźwięku ekspresu do kawy, który codziennie mnie irytował, bo budził mnie za wcześnie. Teraz brakowało mi nawet tego.
Magda, jak to Magda, robiła, co mogła, żeby mnie rozruszać. „Idź pobiegaj”, „Chodź na imprezę”, „Zajmij się sobą”. W teorii wszystko brzmiało sensownie, w praktyce ledwo miałam siłę, żeby wstać z łóżka. Każde wyjście z domu przypominało mi o Marku – na zakupach widziałam jego ulubiony jogurt, na przystanku autobusowym kobietę w kurtce, którą kiedyś mu wybrałam. Nie potrafiłam się od niego uwolnić, choć nie było go przy mnie.
Jednego dnia natknęłam się na niego w supermarkecie. Stał przy dziale z warzywami, wpatrując się w pomidory, jakby od tego zależało jego życie. Mój żołądek ścisnęło. Chciałam podejść, zapytać, jak się czuje, ale coś mnie zatrzymało. A on… po prostu odszedł, nie zauważając mnie. Tego wieczoru powiedziałam Magdzie:
– On chyba wcale nie tęskni.
– Daj mu czas. Może on potrzebuje przestrzeni? – próbowała tłumaczyć.
– Przestrzeni? Od czego? Od mnie? – rzuciłam z gorzkim uśmiechem.
Wtedy zaczęłam myśleć, że może Marek nie chce już wracać.
Podglądałam jego życie beze mnie
Magda próbowała mnie przekonać, żebym przestała analizować każdy drobiazg. „Nie siedź tyle w telefonie, bo tylko się nakręcasz” – mówiła. Oczywiście, miała rację, ale łatwiej było mówić, niż zrobić. Kiedy Marek przestał odpisywać na moje wiadomości, tłumaczyłam sobie, że to po prostu „część tej przerwy”. Jednak pewnego wieczoru, przeglądając media społecznościowe, zobaczyłam coś, co wbiło mnie w kanapę.
Zdjęcie Marka na kolacji z grupą znajomych – niby nic szczególnego. W końcu ludzie wychodzą, prawda? Ale była tam ona. Karolina. Młodsza, uśmiechnięta blondynka, której dłoń przypadkowo – lub nie – spoczywała na jego ramieniu. Próbowałam znaleźć w tym usprawiedliwienie. Może to tylko przypadek? Może nic się nie dzieje? Ale następnego dnia pojawiła się kolejna fotografia – Marek i Karolina w parku, siedzący na ławce, śmiejący się, jakby nic innego nie istniało.
Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam przeglądać jej profil. Zdjęcia z wycieczek, uśmiechy, a w komentarzach znajomi Marka, żartujący z ich „częstych spotkań”. Moje serce biło coraz szybciej.
Magda próbowała mnie uspokoić.
– Może przesadzasz? Marek ma prawo się spotykać z ludźmi. To nie znaczy, że coś ich łączy.
– Ale dlaczego nic mi o niej nie wspomniał? Mieliśmy być szczerzy, Magda! – wybuchłam. – Mówił, że ten czas jest dla nas. A wygląda na to, że jest tylko dla niego.
Choć chciałam zadzwonić do Marka i usłyszeć wyjaśnienia, coś mnie powstrzymało. Co, jeśli usłyszę prawdę, której się boję?
Nadszedł czas spotkania
Spotkaliśmy się w kawiarni, która kiedyś była naszym miejscem. Z początku myślałam, że to dobry znak – wybór takiej lokalizacji mógł świadczyć o tym, że Marek chce wrócić do tego, co było. Ale gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że coś jest nie tak. Wyglądał inaczej. Zrelaksowany? Może nawet szczęśliwy? Nie takiego Marka chciałam zobaczyć.
Rozmowa zaczęła się od banałów. Jak się czuję, jak mija czas, czy czegoś mi nie brakuje. Czułam, że mnie unika, krąży wokół tematu jak lis wokół pułapki. W końcu nie wytrzymałam.
– Marek, powiedz mi prawdę. Coś się zmieniło, prawda? – spytałam, patrząc mu prosto w oczy.
Odwrócił wzrok i milczał dłuższą chwilę. W końcu westchnął.
– Mam kogoś – powiedział cicho, jakby chciał, żeby te słowa się rozpłynęły.
Mój oddech przyspieszył.
– Więc to była ta twoja przerwa? Ona? – w moim głosie była zarówno złość, jak i niedowierzanie.
– To nie tak… – zaczął, ale przerwałam mu, nie dając szansy na wyjaśnienia.
– Jak nie? Obiecałeś, że ten czas jest dla nas! Że mamy przemyśleć nasze życie! A ty co? Zacząłeś nowe?!
Próbował się tłumaczyć
Marek podniósł ręce w obronnym geście.
– Nie planowałem tego, Anka. Po prostu… tak wyszło. Nie wiedziałem, co dalej z nami. Byłem zagubiony.
Zagubiony? A co ze mną? Czułam, jak łzy zbierają mi się pod powiekami, ale nie chciałam ich puścić. Nie tu, nie przy nim.
– Powinieneś mi o tym powiedzieć. Miałam prawo wiedzieć – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
– Masz rację. Wiem, że zawaliłem. Ale w tamtym momencie… nie wiedziałem, czy chcę wracać – powiedział, a jego głos był dziwnie spokojny.
Nie mogłam tego słuchać. Wszystko, co zbudowaliśmy, rozpadło się jak domek z kart. Wstałam i spojrzałam na niego ze złością.
– Nie wiem, Marek, czy jest jeszcze cokolwiek do czego wracać – powiedziałam zimno, odwracając się i wychodząc.
Mąż miał dla mnie niespodziankę
Marek zadzwonił następnego dnia. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale coś we mnie pękło. Odebrałam.
– Aniu, możemy się spotkać? Proszę, to ważne – powiedział, a w jego głosie słychać było napięcie.
Zgodziłam się. Spotkaliśmy się w tym samym miejscu co wcześniej, ale tym razem Marek wyglądał, jakby wcale nie chciał tam być. Usiadł naprzeciwko mnie, przez chwilę tylko bawił się łyżeczką, aż w końcu zaczął mówić.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczął, a ja poczułam, jak napięcie ściska mnie za gardło. – Karolina… jest w ciąży.
Świat zawirował. Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam. W ciąży? Jaka Karolina? Przecież to nie miało być nic poważnego… prawda?
– Powiedz to jeszcze raz – wykrztusiłam, choć miałam wrażenie, że zaraz się rozpadnę.
Marek spuścił głowę.
– To nie było planowane. Naprawdę. Ja… sam nie wiem, co teraz robić.
– Co robić?! – wybuchłam. – Myślisz, że teraz to ma znaczenie? Ona jest w ciąży, Marek! A my? Co z nami?
– Wciąż cię kocham – powiedział, patrząc na mnie błagalnie, jakby te słowa mogły naprawić wszystko.
Zaśmiałam się gorzko.
– Miłość? Tak to nazywasz? To nie miłość, Marek. To zdrada. I jeszcze mówisz mi to w twarz, jakbym była kimś obcym!
Nie mogłam już tego znieść
Wstałam, odrzuciłam serwetkę na stół i wyszłam, zostawiając go samego. Za mną, na kawiarnianym stole, leżały niedopite filiżanki kawy i całe nasze zrujnowane życie.
Tej nocy nie spałam. Myśli kłębiły się w głowie. Każde jego słowo wracało do mnie z podwójną siłą – "wciąż cię kocham", "nie planowałem tego", "sam nie wiem, co robić". Czy on naprawdę sądził, że mogę wybaczyć coś takiego? Że po prostu wrócimy do siebie, a Karolina i ich dziecko będą dodatkiem do naszej przeszłości?
Nad ranem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam jak wrak, ale w oczach dostrzegłam coś, czego dawno tam nie widziałam – determinację. Wiedziałam, co muszę zrobić.
Następnego dnia Marek zadzwonił. Nie odebrałam. Napisał wiadomość: „Musimy porozmawiać”. Odpisałam krótko: „Nie mamy o czym”. Każdy kolejny telefon ignorowałam, choć każdy sygnał wbijał we mnie kolejny gwóźdź.
– Jesteś pewna? – spytała Magda, kiedy powiedziałam jej o swojej decyzji.
Skinęłam głową.
– Zasługuję na więcej, Magda. Zasługuję na życie, w którym nie muszę walczyć o czyjeś serce.
Tego samego dnia zaczęłam przygotowywać dokumenty rozwodowe. Wiedziałam, że to dopiero początek, ale pierwszy krok został zrobiony. Marek jeszcze próbował – kolejne wiadomości, próby rozmowy, prośby o spotkanie. Ale ja już podjęłam decyzję.
Anna, 39 lat