„Zrobiliśmy zrzutkę na gwiazdkowy prezent dla babci. Tylko udawała, że się z niego cieszy”
„W naszej rodzinie każdy »coś wie lepiej«. A ja... no cóż, zwykle obserwuję to wszystko z boku i próbuję nie wdawać się w spory. Gdy zbliżała się Wigilia, padł pomysł prezentu dla babci od wszystkich. Designerski fotel, porządny, wygodny, w stylu modern classic. Taki, co to odmieni salon. – Anka, tylko się dorzuć, ja się wszystkim zajmę – powiedziała ciocia Renata przez telefon. Zgodziłam się. Choć coś w środku mówiło mi, że to nie do końca dobry pomysł”.

- Redakcja
Babcia Halina zawsze była osobą, która „wie swoje”. Nawet jeśli cały świat miałby inne zdanie. Uparcie trzymała się tego, co znała i lubiła – od swoich przepisów na makowiec, przez wełniany płaszcz pamiętający czasy Gierka, aż po rozklekotany fotel w salonie, w którym potrafiła przesiedzieć pół dnia, z kotem Puszkiem na kolanach i radiem grającym cicho w tle.
Mieszkam w Krakowie, ale moje korzenie są na mazowieckiej wsi, gdzie czas płynie wolniej. Co dwa-trzy tygodnie dzwonię do babci, a gdy mogę, przyjeżdżam na rosół i sernik, który tylko ona potrafi tak dobrze zrobić. Babcia była dla mnie kimś więcej niż tylko babcią – była ucieczką, gdy byłam dzieckiem i nie radziłam sobie z domowymi awanturami. Jej spokój, ciepło i... przekorność zawsze robiły swoje.
Fotel pod choinką
To było typowe rodzinne spotkanie świąteczne u babci – stół zastawiony jak na komunię, ciasto na parapecie, barszcz czerwony i zapach świeżo ściętej choinki. Babcia Halina biegała po kuchni, choć wszyscy próbowaliśmy ją powstrzymać.
– Babciu, usiądź, no! Wszystkim się zajmiemy – mówiłam, ale ona tylko machnęła ręką.
– Co ja będę siedzieć. I tak nie umiem.
W końcu nadszedł „ten moment”. Ciocia Renata wstała, złożyła ręce jak na wiecu motywacyjnym i powiedziała głośno:
– Mamo, kochana, chcemy ci podarować coś wyjątkowego. Coś, co odmieni twój salon i... twoje plecy!
Wujek Zbyszek pomógł przynieść duży pakunek. Kolorowy papier, wielka kokarda, a babcia stała jak wryta.
– O matko... co to jest? – zapytała podejrzliwie.
– No rozpakuj, to zobaczysz! – popędzała ją ciocia z błyskiem w oku.
Babcia rozcięła papier nożykiem do owoców. Kiedy oczom wszystkich ukazał się designerski fotel – zielony, elegancki, z drewnianymi podłokietnikami i wygiętym oparciem – zapadła cisza. Wszyscy czekali na jej reakcję.
– Łał – powiedziała babcia cicho. – Piękny... naprawdę piękny.
– No mamo, teraz to ci będzie wygodnie! – rzucił wujek.
– Postawcie go tam, przy oknie – dodała ciocia zadowolona z siebie.
Fotel stanął obok starego, wysiedzianego, obdrapanego mebla z brązową narzutą. Kot Puszek podszedł, powąchał nowy nabytek i zasyczał. Babcia patrzyła chwilę to na jeden fotel, to na drugi.
– Ładny. Ale ten mój stary... ma swoje miejsce w moim sercu – powiedziała i usiadła właśnie na nim.
Cisza. Ciocia się uśmiechała, ale w jej oczach czaiło się coś pomiędzy zawodem a irytacją. A ja? Ja czułam, że to dopiero początek.
Kłótnia o fotel
Minęło kilka dni. Wpadłam do babci na herbatę – ot, z potrzeby pogadania. Lubiłam te nasze rozmowy: o wszystkim i o niczym. W salonie zastałam dokładnie ten sam układ co zawsze. Stary fotel – jak tron – dumnie stał na środku. A nowy? Przesunięty w kąt, jakby był nieproszonym gościem.
– Babciu, czemu nie siedzisz w nowym? – zapytałam, stawiając na stole kubki z parującą herbatą.
– Oj Aniu, bo on jakiś taki... za śliski. I za wysoki. Nie czuję się w nim dobrze. Ten mój stary lepiej mi pod plecami leży – odpowiedziała, przykrywając nogi kocem.
– Ale przecież miało być wygodnie – próbowałam delikatnie.
– Wygoda to nie tylko to, jak tyłek się układa – rzuciła i uśmiechnęła się kąśliwie.
Wtedy do mieszkania wpadła ciocia Renata. Bez pukania. Jak zawsze.
– O, Anka jesteś, świetnie. Mamo, no i jak się siedzi? – zapytała, patrząc na pusty designerski fotel.
– Siedzi się dobrze – odpowiedziała babcia, nie odrywając wzroku od telewizora.
– Tylko nie na tym, co trzeba – ciocia spojrzała na mnie, jakby chciała mnie wciągnąć w sojusz. – Mamo, może byś jednak spróbowała ten nowy trochę poużywać, hmm?
– Przecież używam... patrzę na niego codziennie.
– No nie żartuj sobie! – warknęła Renata. – Wszyscy się składaliśmy, staraliśmy się, a ty znowu w tym rupieciu!
Babcia uniosła wzrok i tonem lodowatej cierpliwości odpowiedziała:
– Renata, ja mam 85 lat. Mnie się już nic nie musi odmieniać. Ten fotel zna moje plecy lepiej niż ty.
– Mamo, ty po prostu nie chcesz zmian – parsknęła ciocia.
– A ty ciągle chcesz je komuś wciskać – odbiła babcia.
Patrzyłam na nie obie i wiedziałam, że żadna się nie ugnie. Tylko ja próbowałam ich niepotrzebnie pogodzić.
Kot Puszek wybiera
Tydzień później znów przyjechałam do babci. Przyniosłam drożdżówkę z serem, bo wiedziałam, że na nią zawsze ma apetyt, nawet jak twierdzi, że „już nic jej nie smakuje”. Weszłam do salonu... i zamarłam.
Nowy, designerski fotel nie był już pusty. Na jego środku, jak król na wybiegu, rozłożył się Puszek – gruby, leniwy kocur babci, który rzadko kogo dopuszczał do swojej obecności. Spał w najlepsze, zwinięty w kłębek, mrucząc przez sen.
– A widzisz – zaśmiała się babcia, która przyszła z kuchni z herbatą – chociaż komuś się podoba. Puszek już go sobie upatrzył pierwszego dnia. Najpierw tylko się skradał, obwąchiwał, a w końcu wskoczył i od tamtej pory nie da się wygonić.
– No to chociaż fotel nie pójdzie na marne – zażartowałam, siadając na taborecie.
Usiadłyśmy, jadłyśmy drożdżówkę i piłyśmy herbatę. Babcia wpatrywała się przez chwilę w kota i powiedziała cicho:
– Wiesz Aniu… W tym starym fotelu siedział twój dziadek. Tu się bujał, tu odpoczywał po robocie. A ja z tobą zasypiałam na kolanach, pamiętasz?
Pokiwałam głową. Pamiętałam. Fotel skrzypiał wtedy trochę mniej, ale był dokładnie tym samym miejscem.
– A ten nowy… no, może i ładny, może i miękki. Ale zimny. Bez wspomnień. Rozumiesz?
– Rozumiem, babciu – odpowiedziałam. I naprawdę rozumiałam.
Nie chciałam już więcej nic mówić o zmianach. Puszek mruczał, babcia się uśmiechała. Może właśnie tak miało być.
Zadzwoniłam do cioci Renaty
Czułam, że muszę z nią porozmawiać, choć wiedziałam, że nie będzie łatwo. Umówiłyśmy się na kawę.
– No i co tam u babci? Nadal na złość wszystkim okupuje swój tron? – zapytała od razu, unosząc brew.
– Renata… ona po prostu go lubi. Ten fotel to nie mebel, to... kawał życia. Wiesz, że w nim zasypiał dziadek, że tam babcia tuliła mnie, kiedy miałam gorączkę?
– To nie powód, żeby trzymać grata – burknęła.
– Może nie dla ciebie. Ale dla niej tak. Dla niej to nie jest „grat”. To jest coś, co zna. Co pachnie jej domem, wspomnieniami, dziadkiem. A ten nowy? No cóż… jest teraz królestwem Puszka. I chyba tak zostanie.
Ciocia przez chwilę milczała. Piła kawę, patrząc w okno.
– Wiesz, chciałam jej dać coś, co będzie wygodne, ładne. Coś, co pokaże, że nam na niej zależy – powiedziała cicho.
– Ale może nie wszystko trzeba ulepszać. Może czasem wystarczy zostawić, jak jest?
Popatrzyła na mnie długo. W jej oczach zobaczyłam coś miększego niż zwykle. Może cień zrozumienia.
– Może masz rację. Chociaż trudno mi to przyznać. No nic… niech siedzi w swoim gracie. Byle nie rozpadł się z nią w środku.
Uśmiechnęłam się.
– Nie rozpadnie się. On też się chyba do niej przywiązał.
Babcia nie potrzebowała zmiany
Kilka tygodni po świętach przeglądałam zdjęcia z rodzinnego spotkania. Jedno z nich zatrzymało mnie na dłużej. Babcia Halina siedzi na swoim starym fotelu – w tej samej narzucie, z filiżanką herbaty w dłoni, spokojna. Obok, na nowym designerskim meblu, śpi Puszek, rozciągnięty jak dywan. A w tle – ciocia Renata i wujek Zbyszek. Trochę sztywni, trochę z zakłopotanymi minami. Jakby dopiero teraz dotarło do nich, że ich prezent znalazł nowego właściciela.
Uśmiechnęłam się. To zdjęcie było idealnym podsumowaniem wszystkiego. Nie da się kupić wspomnień. Nie da się ich zapakować w ozdobny papier i postawić komuś w salonie z nadzieją, że będzie szczęśliwy.
Babcia nie potrzebowała zmiany. Nie chciała, by jej świat ktoś przemeblował, choćby z najlepszych intencji. Jej fotel był może stary, obdrapany i mało fotogeniczny, ale był jej. Tak samo, jak my mamy swoje nawyki, przyzwyczajenia, miejsca, w których czujemy się bezpiecznie – tak i ona miała swój fotel.
Zrozumiałam wtedy, że najpiękniejsze prezenty to nie te, które chcemy dać. Tylko te, które ktoś naprawdę chce przyjąć. A czasem największym prezentem jest... zostawić kogoś w spokoju, dając mu prawo do bycia sobą.
Anna, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa skrytykowała moją sałatkę jarzynową, a potem wzięła dokładkę. Myślałam, że to świąteczny cud”
- „W Boże Narodzenie zdradziłam narzeczonego z jego bratem. Takiej świątecznej niespodzianki się nie spodziewał”
- „Miałam dość świąt z rodziną, więc uciekłam na Wigilię w góry. Romans na stoku rozgrzał mnie bardziej niż zimowa herbata”