„Związałam się z mężczyzną starszym o 20 lat. Córka ma mi za złe, że widuję się z siwym dziadkiem, ale serce nie sługa”
„Ale tam właśnie go zobaczyłam – mężczyznę, który od razu wydał mi się... nie z mojej bajki. Sześćdziesiątka na karku, siwe włosy, marynarka, którą pewnie kupił w 2005 roku. A jednak coś w nim przykuło moją uwagę. Może to ten spokój w spojrzeniu? A może fakt, że jako jedyny słuchał prowadzącej, zamiast sprawdzać telefon”.

- Redakcja
Wieczory są najgorsze. Te długie, przeciągające się w nieskończoność godziny, kiedy dzieci zaszywają się w swoich pokojach ze słuchawkami w uszach, a ja zostaję sama z herbatą, milczeniem i przewijającym się w kółko serialem, którego nawet nie śledzę. Jeszcze trzy lata temu byłam żoną, matką z kompletem przy stole, kobietą, która wierzyła, że ma plan na życie. Dziś jestem rozwódką z dwójką nastolatków i głową pełną pytań bez odpowiedzi.
Mam czterdzieści trzy lata i czasem budzę się z przerażeniem, że to już. Że nic więcej się nie wydarzy. Że najlepsze już było, a teraz zostało tylko przetrwanie. Nie chciałam się rozwieść. Chciałam, żeby mój mąż mnie pokochał jeszcze raz. Zamiast tego zakochał się w swojej koleżance z pracy i zabrał ją na romantyczny weekend, który miał być prezentem na naszą rocznicę.
Zaczęłam wtedy gasnąć. Pracuję w oświacie – paradoksalnie uczę o wartościach, o literaturze, o emocjach – a sama nie wiem, kiedy ostatni raz coś naprawdę poczułam. Poza żalem. I tym bólem w klatce, który łapie mnie, gdy widzę zakochanych ludzi w kawiarni. Albo gdy widzę mojego byłego z nową żoną. Ona nosi ten płaszcz, który mu podpowiedziałam w prezencie...
Na konferencję pojechałam z obowiązku. Szkolenie z kompetencji miękkich dla nauczycieli – śmiech na sali. Nie miałam ochoty na integracje, kolacje ani żadne „ćwiczenia z komunikacji empatycznej”. Ale tam właśnie go zobaczyłam – mężczyznę, który od razu wydał mi się... nie z mojej bajki. Sześćdziesiątka na karku, siwe włosy, marynarka, którą pewnie kupił w 2005 roku. A jednak coś w nim przykuło moją uwagę. Może to ten spokój w spojrzeniu? A może fakt, że jako jedyny słuchał prowadzącej, zamiast sprawdzać telefon.
– Ty się tak gapisz na tego Andrzeja, że aż się boję, co ci w głowie chodzi – szepnęła mi Jola, koleżanka z pracy.
– Ja? Daj spokój. To przecież facet o dwadzieścia lat starszy. Pewnie ma wnuki.
– I co z tego? A ty masz błysk w oku, jak na niego patrzysz. Nie zaprzeczaj.
Zawstydziłam się wtedy. Bo rzeczywiście, coś mnie tknęło. Tylko nie wiedziałam jeszcze, że ten moment zmieni moje życie.
Przypadkowe spotkanie
Sala konferencyjna była przepełniona, a ja spóźniona jak zwykle. Znalazłam ostatnie wolne miejsce – tuż obok niego. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, skinął głową, przesunął swoją teczkę, robiąc mi miejsce.
– Spóźniona tylko trzy minuty. W mojej szkole to jeszcze nie byłby grzech ciężki – zażartował.
– W mojej też nie – odparłam, zaskoczona, że mnie zagaduje. – Ale i tak czułam się jak nastolatka, która znowu zapomniała dzwonka.
Zaśmiał się krótko, ale szczerze. Miał niski, ciepły głos. Siedzieliśmy ramię w ramię przez godzinę, słuchając wykładu o budowaniu relacji z uczniami. A potem jakoś samo się potoczyło – komentarz do slajdu, wspólne przewrócenie oczami, śmiech. W przerwie zaprosił mnie na kawę. Poszłam, chociaż nie powinnam.
– Mam wnuczkę – powiedział w pewnym momencie, patrząc gdzieś nad moim ramieniem. – Dwa lata. I wiesz, jak patrzę na nią, to czasem mam wrażenie, że to drugi początek życia.
– A ja mam córkę, która właśnie oznajmiła mi, że nienawidzi ludzi i że nigdy nie wyjdzie za mąż – zaśmiałam się nerwowo. – Jesteś dziadkiem, a ja wciąż się czuję jak młoda mama.
Pokręcił głową z rozbawieniem.
– Życie to niezły żart, prawda?
Nie powinno mnie to ruszyć. Przecież to tylko rozmowa. Ale coś w tej kawie, w jego oczach, w sposobie, w jaki słuchał... Poczułam, że znów chcę mówić. I że ktoś chce mnie słuchać. Wieczorem wracałam do hotelu z dziwnym uciskiem w żołądku. Nie zrobiłam nic złego, a jednak miałam wyrzuty sumienia.
Co ty wyprawiasz, mamo?
– Mamo, ty się zakochałaś? – Zuzanna stała w progu mojej sypialni z założonymi rękami.
– Przestań, Zuza. Co to za pytanie? – odparłam, starając się brzmieć spokojnie, chociaż wewnątrz poczułam dreszcz.
– Bo od tygodnia latasz jak wariatka. Uśmiechasz się do telefonu, przeglądasz się w lustrze. Wczoraj malowałaś rzęsy przed wyjściem na zakupy! Ty nigdy tego nie robisz! – Jej głos był ostry.
– A może po prostu zaczęłam dbać o siebie? – próbowałam się bronić, ale wiedziałam, że to marna linia obrony.
– Nie ściemniaj. Widziałam was. Widziałam, jak się z nim żegnałaś pod domem w sobotę. I wiesz co? To był jakiś dziadek. Mamo, on ma siwe włosy!
Wstałam. Krew uderzyła mi do głowy.
– Nie życzę sobie takiego tonu. Nie masz prawa oceniać ludzi po kolorze włosów. A Andrzej to dobry człowiek.
– Andrzej?! – zagrzmiała. – On ma na imię Andrzej?! Mamo, ty się spotykasz z jakimś Andrzejem, który mógłby być twoim ojcem?!
– Dość! – podniosłam głos. – Masz siedemnaście lat i nie masz pojęcia o życiu. Ja też mam prawo być szczęśliwa!
– Żałosne... – mruknęła i trzasnęła drzwiami.
Zostałam sama. Trzęsłam się ze złości, ale też... ze wstydu. Czy ona miała rację? Czy to wszystko było rzeczywiście takie dziwne? Spojrzałam na telefon. Wiadomość od Andrzeja: „Zostawiłaś rękawiczki w moim aucie. Powód, żeby się znowu zobaczyć?” Uśmiechnęłam się mimowolnie. Może i żałosne. Ale moje.
Rodzina kontra nowy porządek
Obiad był zorganizowany „na spokojnie”. Tak mówił Andrzej. „Przyjdź, poznasz Martynę, moją córkę. Jest uparta, ale dobra. Tylko nie daj się sprowokować.” Uśmiechnął się wtedy, a ja się zgodziłam. Naiwnie. Martyna przywitała mnie chłodnym spojrzeniem i suchym „dzień dobry”. Miała na sobie drogi sweter i twarz kogoś, kto od dziecka wie, że może więcej. Andrzej próbował łagodzić atmosferę anegdotami z dzieciństwa, ale każde jego słowo jakby pogłębiało napięcie. W końcu Martyna spojrzała na mnie znad talerza.
– Więc... co ty widzisz w moim ojcu?
Zamarłam. Andrzej przełknął ślinę.
– Martyna, proszę cię...
– Nie, chcę wiedzieć. Serio. Bo przecież nie chodzi o pieniądze, prawda? Bo tata nie ma majątku. Więc może o co? O spadek po babci?
Zrobiło mi się gorąco. Czułam, że zaraz wybuchnę. Ale zacisnęłam zęby.
– Twój ojciec to dobry człowiek. Spokojny. Ciepły. Daje mi coś, czego dawno nie miałam – poczucie, że ktoś mnie słucha. I nie, nie chodzi o żadne pieniądze. Mam własne życie.
– A dzieci? Wiedzą? Bo wiek się zgadza, żebyś miała dzieci w moim wieku – rzuciła kąśliwie.
– Wiedzą. I wiesz co? Tobie też polecam nie zamykać się w uprzedzeniach. Może kiedyś zrozumiesz.
Martyna uśmiechnęła się kpiąco.
– Jasne. Może jak będę po czterdziestce i zostanę porzucona przez własnego męża.
Andrzej wstał nagle.
– Dość. To był błąd. Przepraszam, Karolino. Nie powinnaś tego słuchać.
Nie odpowiedziałam. Wstałam i wyszłam. W taksówce puściły mi nerwy. Płakałam cicho, jak ktoś, kto próbował zbudować coś z popiołu. I znowu zostało mu nic.
Ucieczka i powrót
Dwa dni nie odbierałam od niego telefonu. Wiedziałam, że dzwoni. Widziałam wiadomości. „Przepraszam za Martynę.” „Nie chciałem, żeby tak to wyglądało.” „Tęsknię.” Ale ja... ja po prostu nie miałam siły. Wróciłam do schematu: praca, dom, pranie, zakupy. Chodziłam jak duch. Zuzanna była cicho. Paweł patrzył na mnie z ukosa, jakby coś przeczuwał. Jednej nocy nie wytrzymałam. Wyszłam z domu bez celu. Deszcz siąpił, buty przemokły. Szłam po mieście bez sensu. Usiadłam na ławce na przystanku. Było po północy. Wtedy zadzwonił. Odebrałam, bezmyślnie, zmarzniętym palcem.
– Karolino... Nie mogę cię tak po prostu zostawić – usłyszałam.
Milczałam. Cisza między nami była gruba jak ściana.
– Wiem, że to było okropne. Wiem, co Martyna powiedziała. Ale to nie ty powinnaś się wstydzić, tylko ona. Ja... nie jestem doskonałym ojcem. Ale wiem, że nie chcę tracić ciebie.
– A ja nie chcę być powodem twoich kłótni z dziećmi – powiedziałam cicho.
– To nie ty jesteś powodem. To oni nie chcą zrozumieć, że mam prawo jeszcze coś poczuć. Że uczucia nie mają PESEL-u.
Zachciało mi się śmiać i płakać jednocześnie.
– Boję się, Andrzeju. Boję się, że się pogubię. Że to się rozsypie. Że znowu będę sama.
– Każdy z nas się boi. Ale ja pierwszy raz od lat czuję, że naprawdę żyję. Z tobą.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka sekund. Potem wyszeptałam:
– Gdzie jesteś?
– W samochodzie. Pod twoim blokiem.
Podniosłam głowę i zobaczyłam go. Siedział za kierownicą, patrzył w górę.
Wstałam i poszłam w jego stronę.
Decyzja mimo wszystko
Nie było fajerwerków. Żadnych wzruszających deklaracji ani romantycznych gestów jak z filmów. Po prostu – zostaliśmy razem. Mimo wszystko. Pierwsze tygodnie były najtrudniejsze. Zuzanna nie odzywała się do mnie przez trzy dni, a potem rzuciła przy obiedzie:
– Więc co, teraz będziemy jeździć na wczasy z dziadkiem?
Paweł milczał, ale w jego oczach nie było pogardy. Raczej ostrożne zdziwienie. W końcu, pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy w kuchni, zapytał:
– Mamo... on cię uszczęśliwia?
Zamrugałam zaskoczona.
– Tak, synku. Wiem, że to dziwne, ale... chyba tak.
Pokiwał głową, nie patrząc na mnie.
– Nie rozumiem cię. Ale jeśli jesteś szczęśliwa, to może... to wystarczy?
Zacisnęłam usta, żeby się nie rozpłakać. Martyna nie chciała mieć ze mną kontaktu. Andrzej próbował. Pisał do niej, zapraszał na kawę. Bez skutku. „Zastanowię się” – to było najłagodniejsze, co usłyszał. Ale on nie nalegał. Po prostu... czekał.
Zaczęliśmy razem gotować, oglądać głupie seriale, chodzić na spacery. Po raz pierwszy od lat ktoś zrobił mi herbatę bez pytania, zanim zdążyłam westchnąć. I nagle te drobiazgi zaczęły mnie budować. Sklejać. Nie wszystko było łatwe. W sklepie spotkałam znajomą mojej matki, która rzuciła:
– O, Karolina! Słyszałam, że związałaś się z emerytem. Odważnie, gratuluję... odwagi.
Ale ja już nie przepraszałam za swoje wybory. Po prostu się uśmiechnęłam. Wieczorem spojrzałam na Andrzeja, który czytał gazetę przy lampce wina. A potem spojrzałam na siebie w lustrze. Nie wiem, co będzie jutro. Ale dziś... dziś pierwszy raz od lat czuję, że mam prawo do siebie.
Kocham i jestem kochana
Czasem nadal się zastanawiam, czy nie zrobiłam czegoś... nieodwracalnego. Czy nie powinnam była trzymać się tej bezpiecznej roli – rozwódki z dwojgiem dzieci, przewidywalnej i neutralnej. Nie budzić zgorszenia, nie tłumaczyć się z różnicy wieku, nie tłumaczyć się z uczuć. Bo jak się tłumaczyć z miłości?
Są dni, kiedy Andrzej zapomina, gdzie położył okulary i wkurza mnie tym jak diabli. Są też takie, kiedy zasypia mi na ramieniu, a ja czuję się spokojna. Tak zwyczajnie, cicho spokojna. To uczucie zaskoczyło mnie bardziej niż jakiekolwiek uniesienie. Zuzanna powoli mięknie. Gdy ostatnio usłyszała, jak Andrzej opowiada Pawłowi anegdotę o Beatlesach, nawet się uśmiechnęła. Martyna milczy, ale już nie rzuca jadu w wiadomościach do ojca. Cisza bywa początkiem.
Nie mamy wspólnych dzieci ani planów na wspólny kredyt. Mamy herbatę wieczorem, wspólne gotowanie i opowieści z dwóch różnych żyć, które teraz próbujemy zszyć. I wiecie co? To wystarczy. A może nawet więcej niż wystarczy. Może jestem egoistką. Może zrobiłam coś niewybaczalnego w oczach innych. Ale przynajmniej żyję. Nie wegetuję. Kocham – i to nie jest zbrodnia.
Karolina, 43 lata
Czytaj także:
- „Związałam się z mężczyzną starszym aż o 31 lat. Myślałam, że przychylam mu nieba, a on i tak mnie zostawił na lodzie”
- „Dla luksusów poślubiłam seniora, ale sukces szybko zamienił się w porażkę. Nie sądziłam, że tak słono za to zapłacę”
- „Związałam się z facetem starszym o 20 lat. Każe mi czytać encyklopedię i uważa, że moje przyjaciółki to trzpiotki”