Reklama

Dopiero w przyszłym roku stuknie mi trzydziestka, a już jestem wdową. Dobry Boże! Kiedy tylko słyszę to okropne słowo, od razu kurczę się cała w środku…

Reklama

To była wielka miłość

Z Jarkiem byliśmy parą od szkoły średniej. Miał w sobie wszystko to, co podoba się dziewczynom. Atrakcyjny wygląd, błyskotliwy umysł i jakiś wdzięk, który zjednywał mu przyjaciół. Nie minęło wiele czasu, a już byliśmy w sobie zakochani po uszy i staliśmy się nierozłączni.

Kiedy szczęśliwie przebrnęliśmy przez liceum, podjęliśmy studia w wyższej szkole wychowania fizycznego. Oboje mieliśmy fioła na punkcie sportu i zdrowego stylu życia. Ustaliliśmy, że zaraz po ukończeniu nauki weźmiemy ślub. Nasi rodzice złożyli się i wspólnie kupili nam w prezencie ślubnym nieduże mieszkanko.

Jacy byliśmy wówczas szczęśliwi! Pełni planów i nadziei. Praca, którą podjęliśmy zaraz po studiach też sprawiała nam dużo radości i satysfakcji. Przyszłość zapowiadała się wprost idealnie…

Wypadek zniszczył nasze życie

Tamtego feralnego wieczoru, Jarek niespodziewanie musiał pojechać do klubu sportowego, w którym działał i pracował.

– Zapomniałem zabrać ważne dokumenty – powiedział zły. – Znajdują się w nich dane i informacje, które muszę dziś jeszcze wprowadzić do komputera.

– Przecież już późno – zrobiło mi się go szczerze żal. – Jutro też jest dzień… Po co teraz chcesz się tłuc aż na drugi koniec miasta?

– Jutro z rana mam ważne spotkanie w klubie. Nie wyrobię się. Szybko obrócę i za jakieś dwie godziny będę z powrotem…

– Skoro musisz, to jedź, kochanie.

Mąż zarzucił kurtkę, owinął się szalikiem i już go nie było. Stanęłam w oknie i pomachałam mu na pożegnanie. Na dworze było szaro i ponuro, wiatr huczał, zanosiło się na deszcz. Współczułam mu, że musiał wyjść z ciepłego mieszkania na taką pogodę.

Niestety Jarek nigdy już do domu nie wrócił. Na przejściu dla pieszych potrącił go samochód. Jakiś wariat pędził na złamanie karku i nawet się nie zatrzymał. Policja nigdy nie znalazła sprawcy wypadku i po pewnym czasie umorzyła sprawę.

Dla mnie życie zatrzymało się w miejscu. Wszystko się zmieniło. Z tamtego okresu pamiętam jedynie straszną rozpacz, własną niemoc i przejmujący żal, że mój ukochany tak głupio musiał zginąć. Dobre dwa miesiące przebywałam na zwolnieniu lekarskim, gdyż zupełnie wysiadły mi nerwy. Potem, przy ogromnym wsparciu rodziny, musiałam się jakoś pozbierać, aczkolwiek wolałam chyba umrzeć razem z Jarkiem.

Musiałam wrócić do pracy

Wróciłam do pracy, bo przebywanie w czterech ścianach było nie do wytrzymania. Pracowałam w szkole podstawowej jako nauczycielka wychowania fizycznego. Ten szkolny gwar, harmider i dzieciaki pomogły mi się jakoś przemóc. Załatwiłam sobie jeszcze dodatkowe godziny pracy w liceum. Po prostu musiałam być w ciągłym ruchu, stale zajęta i zabiegana, żeby bolesne wspomnienia tak uporczywie nie powracały

Czas płynął nieubłaganie. Mój ból nieco stępiał, chociaż wewnątrz dalej byłam pusta i wypalona. Nie brałam udziału w życiu towarzyskim, chociaż zapraszano mnie na różne imprezy. Z uporem maniaka odmawiałam, mówiąc po prostu, że nie mam ochoty na zabawę. Któregoś dnia przyszedł do naszej szkoły młody nauczyciel przedmiotów o profilu przyrodniczym. Miło się z nim rozmawiało i miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Po raz pierwszy od śmierci Jarka poczułam się trochę lepiej…

Oczywiście nie spotykaliśmy się poza szkołą, na to nie byłam jeszcze gotowa. Michał sprawiał wrażenie bardziej dojrzałego, niż wskazywał na to jego wiek. Po półrocznej znajomości zaproponował mi kino, a po seansie kolację w przytulnej restauracji. Na początku nie bardzo miałam ochotę, ale później przyszło mi do głowy, że nie mam przecież nic do stracenia. Jarkowi nic już życia nie przywróci, a ja powinnam sobie zrobić w końcu jakąś przyjemność.

– Zgadzam się – powiedziałam Michałowi.

Błysk w jego oczach upewnił mnie w przekonaniu, że sprawiłam mu ogromną radość.

– Myślę, że sobotnie popołudnie będzie odpowiednie. A ty jak uważasz, Aneta?

– Pasuje mi doskonale – odparłam.

Znowu zaczęłam żyć

Przygotowałam się do wyjścia niezwykle starannie. Miałam tyle fajnych ciuchów, których nie nosiłam od dawna. Rozpuściłam włosy, które stale nosiłam związane w kitkę. Michał podjechał po mnie swoim autem i od razu zasypał komplementami.

– Ślicznie wyglądasz! – stwierdził z entuzjazmem.

Wieczór był wyjątkowo udany i nie żałowałam, że skorzystałam z zaproszenia Michała. Od tej pory, od czasu do czasu robiliśmy wspólne wypady. Fajnie było mieć takiego przyjaciela, jak Michał. Ani się obejrzałam, a zaczęło mi na nim zależeć. Michał wymyślał najróżniejsze sposoby na oryginalne spędzanie czasu. Nie sposób było się przy nim nudzić. Powoli dzięki niemu zaczynałam na nowo żyć.

Wkrótce zostaliśmy kochankami. Michał był dla mnie czuły i wyrozumiały, wreszcie poczułam się znowu jak kobieta. Zaczęłam nawet rozważać możliwość wspólnego zamieszkania. Któregoś zimowego wieczoru, gdy siedzieliśmy u mnie, opowiedziałam mu o śmierci Jarka.

– To było najgorsze doświadczenie w moim życiu – mówiłam. – Byłam pewna, że nigdy nie będzie już normalnie. Nie wyobrażałam sobie życia bez męża…

Michał słuchał uważnie, lecz co chwila jakiś cień przebiegał mu po twarzy.

– Dopiero przy tobie spojrzałam na to wszystko zupełnie inaczej… Pozwoliłeś mi w jakiś sposób zaakceptować ten fakt i pogodzić się z nim. Nikomu to się nie udało, chociaż minęły już trzy lata…

– Trzy lata? – odezwał się głucho Michał. – A kiedy to dokładnie było i gdzie?

Podałam mu datę i miejsce zdarzenia, ale byłam trochę zaskoczona jego dociekliwością.

– Mój Boże! – na jego twarzy malowało się przerażenie.

Co się stało? Dlaczego tak cię to dziwi? Nie rozumiem… – byłam zdziwiona jego zainteresowaniem.

– Aneta! – wykrztusił. – Ja… Ja chyba wiem, kto to zrobił…

– Co takiego?! – podniosłam się z kanapy. – Jak to możliwe?

Poczułam na sobie zimny pot. Jakaś mgła przysłoniła mi oczy.

– Kto to zrobił? – szarpałam Michała. – Mówże wreszcie!

– Mój… ojciec.

Jego ojciec był mordercą

Nie chciałam na nowo przeżywać tego samego, ale musiałam się w końcu dowiedzieć jak było naprawdę. Przecież policja nigdy nie znalazła sprawcy wypadku… Co za ironia losu! Nie, to nie może być prawda…

– Jesteś gotowa mnie wysłuchać? – Michał próbował się upewnić.

Skinęłam głową w milczeniu, gardło miałam zasznurowane.

– Mój ojciec był kiedyś porządnym człowiekiem – zaczął Michał zrezygnowanym tonem. – Jednak wiele lat temu zaczął pić. Z czasem alkohol przysłonił mu cały świat. Stracił pracę, popadł w długi i stał się dla matki utrapieniem… Tamtego dnia od rana nie pił, bo nie miał po prostu za co. Czepiał się nas o byle co i pod wieczór wyłudził od mamy parę groszy. Mama wiedziała, że musiał się napić, bo jeszcze by dom zdemolował…

Michał na chwilę zawiesił głos, bo wypowiadane słowa były dla niego dużym ciężarem.

– Po chwili usłyszeliśmy warkot silnika naszego samochodu. Mama wybiegła, ale ojciec już odjechał z piskiem opon. Przyjechał za jakieś dwie godziny pijany jak bela. Mamrotał pod nosem, że potrącił jakiegoś mężczyznę na przejściu dla pieszych…

Westchnęłam ciężko, a łzy spływały mi po twarzy.

– Potem powlókł się do pokoju i padł na łóżko… – opowiadał dalej Michał z jakąś zapalczywością. – Ciągle jednak wracał do tego zdarzenia… Mama w końcu zadzwoniła na policję. Dowiedziała się, że ten człowiek z wypadku, który faktycznie miał miejsce, nie żyje… Wtedy wykrzyczała ojcu w twarz, że jest mordercą…

Michał przerwał na chwilę i wypił łyk herbaty. Zauważyłam, że drżą mu ręce.

– Następnego ranka ojciec zachowywał się tak, jakby nic nie pamiętał… – mówił cichym głosem. – Pytaliśmy go w kółko o ten wypadek, ale mówił, że mamy dać mu święty spokój… Był taki dziwnie niespokojny! Około dziesiątej przed południem oświadczył, że idzie się zgłosić na policję… Okazało się, że zginął pod kołami ciężarówki niedaleko naszego domu…

Nie wiedziałam, co powiedzieć, ani jak się zachować.

– Chciałabym zostać sama – powiedziałam tylko.

Michał próbował mnie przytulić, ale widząc mój wyraz twarzy, wycofał się. Usłyszałam, jak zamyka drzwi. Rzuciłam się na kanapę. Nie wiem, czy to był sen czy przywidzenie, ale ujrzałam Jarka. Patrzył na mnie i uśmiechał się…

– Aneta – usłyszałam. – Już po wszystkim. Sprawiedliwości stało się zadość. Musisz być szczęśliwa… Musisz żyć…

Reklama

Podniosłam się zlana potem, ale nikogo nie było… Przez głowę przebiegła mi myśl, że przecież Michał nie odpowiada za winę swojego ojca i odetchnęłam.

Reklama
Reklama
Reklama