Reklama

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Alę, czułem, jakby nagle cały świat przestał istnieć. Była piękna, ale w jej oczach dostrzegłem coś więcej – ciepło, którego szukałem całe życie. Po rozwodzie z pierwszą żoną wiedziałem, że chcę zacząć od nowa, ale nie spodziewałem się, że będzie to tak skomplikowane.

Reklama

To walka z wiatrakami

Staliśmy w kuchni, a Ala właśnie kończyła robić kanapki. Na stole leżała sterta kromek z serem i pomidorem.

– Zawołasz dzieci? – zapytała, próbując nadać głosowi normalny ton, ale oboje wiedzieliśmy, że to będzie trudne.

Skinąłem głową. Zapukałem najpierw do drzwi chłopaka.

– Antek, kolacja – powiedziałem.

Za drzwiami nastała cisza. Po chwili chłopiec uchylił je lekko.

– Musisz tu wchodzić? – jego tom wypowiedzi miał w sobie coś kpiącego.

– Twoja mama zrobiła kolację. Nie każ jej czekać – dodałem spokojnie.

Antek westchnął, teatralnie przewracając oczami.

– Dobra, dobra. Już idę.

Delikatnie zapukałem w drzwi Kasi, ale odpowiedział mi tylko cichy śmiech.

– Kolacja czeka.

Może później – odparła nastolatka.

– Wiesz, że twoja mama nie lubi, gdy nie przychodzisz – próbowałem, ale już czułem, że to walka z wiatrakami.

Ala czekała na nas przy stole. Antek dołączył, wlokąc się jak na katorgę. Kasia zeszła dopiero kilka minut później z telefonem w ręce i wyrazem znudzenia na twarzy. Nie chciałem zaczynać kłótni, więc tylko uśmiechnąłem się nerwowo.

– Zrobiłem dzisiaj zakupy – powiedziałem. – Widziałem, że skończyło się mleko, więc dokupiłem.

Tata nigdy nie zapominał o takich rzeczach – rzuciła Kasia, a Antek parsknął śmiechem.

Ala położyła widelec na talerzu z głośnym stuknięciem.

– Dość. Możecie być trochę milsi?

– Przecież nic nie powiedziałam… – odparł chłopak.

– Czy ja wam coś zrobiłem? – zapytałem w końcu, nie mogąc się powstrzymać.

Dziewczyna podniosła wzrok znad telefonu, a jej oczy błyszczały ironią.

Mama nie potrzebuje nowego faceta w domu.

Ala zmarszczyła brwi, ale zanim zdążyła zareagować, Antek dodał:

– Tata by nam wystarczył.

Wstałem od stołu, czując, jak krew odpływa mi z twarzy.

– Przepraszam – powiedziałem tylko.

Stałem w salonie, patrząc przez okno i zastanawiając się, czy kiedykolwiek zdobędę ich szacunek.

Z tyłu usłyszałem cichy głos Alicji.

– Marcin, oni… to tylko dzieci.

– Może, ale potrafią być naprawdę okrutne – odpowiedziałem, po czym wziąłem głęboki oddech. – Ale... się nie poddam.

Coś we mnie zamarzło

Wieczór zapowiadał się spokojnie. Siedzieliśmy w salonie, oglądając film. Było przyjemnie, aż do momentu, gdy rozległ się dzwonek do drzwi.

Kto to może być o tej porze? – Ala zmarszczyła brwi, wstając.

Zanim zdążyłem coś powiedzieć, usłyszeliśmy charakterystyczny, pewny siebie głos Michała.

– Cześć, Ala! Mam coś dla dzieciaków, no i wpadłem porozmawiać o szkole Antka.

Ala spojrzała na mnie bezradnie. Michał wszedł do salonu, jakby wciąż mieszkał w tym domu.

– O, Marcin! – rzucił z przesadnym entuzjazmem, jakby mnie ledwo zauważył. – Nie wiedziałem, że tu jesteś.

– Mieszkam tu – odparłem chłodno, ale bez gniewu.

Michał uśmiechnął się, jakby nie usłyszał mojej odpowiedzi. Zdjął kurtkę i rzucił ją na oparcie fotela.

– Myślałem o edukacji Antka – zaczął, siadając na kanapie. – Powinien zmienić szkołę. Obecna placówka to naprawdę średni poziom.

Zacisnąłem dłonie, ale powstrzymałem się od komentarza.

– Mówiłam ci, że o takich rzeczach decydujemy razem – powiedziała Ala.

– Oczywiście, że tak! – zapewnił, ale tonem, który sugerował coś zupełnie odwrotnego. – Chciałem tylko doradzić.

W tym momencie do pokoju wbiegły dzieci. Kasia rzuciła się Michałowi na szyję, a Antek podszedł z miną, jakby czekał na bohaterskie oświadczenie ojca.

– Tata! – krzyknęła Kasia. – Masz coś dla nas?

Michał sięgnął do torby i wyjął dwie kolorowe paczki.

– Proszę bardzo, tylko dla was – powiedział z triumfem.

Ala rzuciła mi szybkie, przepraszające spojrzenie.

Popatrzył na mnie podejrzliwie

– Nie chcę nikogo obrażać, ale twój były chyba nie rozumie, że twoje życie idzie naprzód – powiedziałem, stojąc oparty o blat kuchenny.

Ala odwróciła się od kuchenki z filiżanką herbaty w dłoniach.

– To nie jest takie proste. On jest ojcem naszych dzieci.

– A ja? – przerwałem, a moje słowa wybrzmiały ostrzej, niż zamierzałem. – Gdzie w tym wszystkim jestem ja?

Ala westchnęła tylko.

Wiem, że nie jest ci łatwo.

– Po prostu chcę, żeby twój były zrozumiał, że nie może przychodzić, kiedy mu się podoba i mówić, jak mamy żyć – powiedziałem, próbując trzymać nerwy na wodzy.

Alicja podeszła bliżej i położyła rękę na mojej.

– Wiem, że masz rację.

Kilka dni później zaprosiłem wszystkich na wspólną kolację. To było ryzykowne, ale chciałem jasno zaznaczyć swoje miejsce w rodzinie.

Atmosfera była napięta. W pewnym momencie były mąż Ali wstał i zaczął przeglądać szafki w kuchni.

– Mam tu gdzieś swoją ulubioną filiżankę… – powiedział roztargniony.

Postawiłem przed nim kubek.

– To dla ciebie – powiedziałem, uśmiechając się.

Uniósł brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.

– To prezent – odparłem pewnie. – Nowy kubek. Wyrzuciliśmy stare filiżanki.

– Dzięki… Chyba – powiedział z lekkim uśmiechem.

Czułem, że napięcie powoli opada. Gdy Michał zajął się rozmową z dziećmi, Alicja lekko ścisnęła moją dłoń pod stołem.

– Dziękuję – wyszeptała.

Nie było to może zwycięstwo, ale czułem, że Michał zrozumiał aluzję.

Byłem wyczerpany psychicznie

Kolacja przebiegała w miłej atmosferze. Antek opowiadał o swoim nowym projekcie do szkoły, Kasia skarżyła się, że matematyka jest „do bani”, a Michał co chwila wtrącał swoje „dobre rady”.

– Mówiłem ci, że Kasia powinna wziąć korepetycje z matematyki – rzucił między jednym kęsem a drugim. – Znam świetnego nauczyciela.

Alicja spojrzała na niego z lekkim zniecierpliwieniem.

– Kasia ma już korepetytora. Marcin go znalazł – powiedziała spokojnie.

– Naprawdę? – Michał uniósł brew, jakby to było coś niepojętego. – A ty, Kasiu, jesteś zadowolona?

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Jest okej.

Uśmiechnąłem się, choć wiedziałem, że to nie był czas na triumf.

Na deser podałem domowy sernik.

– Sam upiekłeś? – zapytał Michał, unosząc kawałek widelca z ciastem.

– Tak – przyznałem.

– Hmm, ciekawe… – Michał rzucił niby obojętnie, ale jego ton mówił wszystko.

– Jest pyszny – wtrąciła szybko Ala, by zminimalizować potencjalny zgrzyt.

Gdy kolacja dobiegała końca, byłem wyczerpany psychicznie. Jednak kiedy zamknąłem za nim drzwi za Michałem, Ala spojrzała na mnie z uśmiechem.

– Wyszło lepiej, niż myślałam – powiedziała Ala, spoglądając na mnie z uśmiechem.

Jestem problemem

Kilka dni po kolacji Michał niespodziewanie zadzwonił do Alicji i zapowiedział, że wpadnie na chwilę, „bo ma coś ważnego do omówienia”.

– Nie chcę robić problemów. Doceniam, że próbujesz pomóc Ali i dzieciakom – zaczął, przybierając łagodny ton. – Ale są sprawy, które dotyczą mnie jako ojca i chciałbym, żebyś to uszanował.

Zacisnąłem dłonie na krawędzi fotela.

– Nikt nie próbuje ci odebrać twojej roli. Jesteś ojcem i to się nigdy nie zmieni. Musisz jednak zrozumieć, że twoja obecność w ich życiu nie oznacza, że możesz ignorować fakt, że teraz to ja jestem partnerem Alicji.

W oczach Michała pojawił się cień irytacji, ale wciąż starał się zachować spokój.

– Nie chcę, żebyś myślał, że traktuję cię jak wroga. Jestem ich ojcem i będę tu zawsze, bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie.

– Nikt tego nie kwestionuje – odparłem stanowczo.

Michał odchylił się na kanapie i zmrużył oczy.

– Myślisz, że to ja jestem problemem? – zapytał chłodno.

– Myślę, że nie pomagasz. Jestem w stanie zaakceptować fakt, że jesteś częścią ich życia. Ty musisz zaakceptować mnie.

W pokoju zapadła cisza, przerywana tylko odgłosami filmu dobiegającymi z góry.

– W porządku – powiedział w końcu. – Musimy ustalić jakieś zasady. Dla dzieci.

– Dla dzieci – potwierdziłem.

Michał wstał i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem ją, choć wciąż czułem się niepewnie.

Nie będziemy przyjaciółmi, ale możemy się jakoś dogadać – powiedział, a jego ton był szczery.

Minęły miesiące, a relacje w naszym patchworkowym domu zaczęły się układać. Zaufanie Kasi i Antka zdobywałem powoli, krok po kroku, cierpliwie znosząc ich docinki i próby wyprowadzenia mnie z równowagi. W końcu zrozumiałem, że dzieciaki bronią swojego świata.

Wszystko to wymagało wysiłku, kompromisów i czasem odpuszczenia własnych ambicji. Ale było warto.

Reklama

Marcin, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama