Reklama

Pamiętam dzień, w którym poznałam Janusza. Akurat umówiłam się z przyjaciółkami na kawę i jedna z nich się spóźniła. Wbiegła do kawiarni zdyszana i oświadczyła radośnie, że po drodze zatrzymała ją policja za przekroczenie prędkości.

Reklama

– Facet chciał mi wlepić mandat, ale skończyło się na pouczeniu – wyjaśniła ze śmiechem, podkreślając, że niebagatelną rolę w tym zdarzeniu odegrał jej wielce ponętny dekolt.

Nasza rozmowa zeszła na potyczki ze stróżami prawa i wszystkie stwierdziłyśmy, że dzień, w którym zapłacimy mandat, będzie klęską naszej kobiecości.

– I jawną oznaką, że się starzejemy – oświadczyłam z mocą, pociągając łyk mojej ulubionej latte.

Oczywiście wierzyłam, że w moim wypadku ten dzień jest równie odległy jak koniec świata. Byłam przecież uroczą blondynką z zielonymi oczami, które ocieniały umiejętnie podkręcane przeze mnie rzęsy… Poza tym, mimo mojej szczupłości, miałam też czym oddychać i lubiłam to eksponować. Wyszłam więc ze spotkania z przyjaciółkami z przeświadczeniem, że świat należy do mnie i…

Wlepił mi mandat, a potem nastąpił ciąg dalszy

Kwadrans później zatrzymała mnie policja. Dlaczego? Bo przejechałam na czerwonym świetle! To znaczy, ich zdaniem było ono czerwone; moim – raczej pomarańczowe, a ulica kompletnie pusta.

– Czy stworzyłam jakieś zagrożenie? – spytałam, mrugając zalotnie rzęsami.

Policjant, który został ze mną przy aucie, był młody i dość przystojny. „Świetnie! – uznałam z zadowoleniem. – Łatwo mi będzie go zbajerować!”. No i… się przeliczyłam. Facet wlepił mi mandat!

A gdy nie mogłam złapać tchu z oburzenia, z miłym uśmiechem stwierdził, że w ramach zadośćuczynienia z przyjemnością zaprosi mnie na kawę.

Czy pomyślałam wtedy, że właśnie przystojniaka poderwałam? Ani trochę! Bo wszystko gotowało się we mnie z wściekłości. Dlatego z radością pomyślałam o zemście na kolesiu. „Już ja się postaram, żebyś wydał na mnie więcej, niż mnie kosztował ten mandat… Zrozumiesz, co znaczy zadzierać z piękną blondynką!” – zapowiedziałam mu w duszy, kiedy już szłam na spotkanie z nim.

I znowu mój plan spalił na panewce… Bo podczas tego wieczoru dałam się mojemu towarzyszowi totalnie zauroczyć. Janusz okazał się uroczym i inteligentnym facetem, a że wlepił mi mandat…

– Mieliśmy rozpocząć znajomość od oszustwa? – zapytał w końcu, patrząc mi głęboko w oczy. – Spodobałaś mi się od pierwszej chwili, tylko nie chciałem wypaść w twoich oczach na skorumpowanego. Co nie znaczy, że innym, brzydszym kobietom odpuszczam…

Strasznie mnie rozbawił tym wyznaniem. Opowiedziałam mu więc o wcześniejszej rozmowie z dziewczynami, a on obiecał, że jakby co, to pójdzie w zaparte, że żadnego mandatu mi nie wypisywał.

Przyjaciółki i moi bliscy szybko zaakceptowali Janusza.

– W każdej rodzinie powinien być jeden lekarz, jeden policjant i jeden prawnik, bo zawsze któryś z nich się przyda! – stwierdził sentencjonalnie mój jedyny stryj podczas jakiegoś spotkania, na które przyszłam już z Januszem.

Nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, że to nie są puste słowa. Bo stryjek natychmiast rozpowiedział po rodzinie o naszej „wtyczce” w policji. I nagle rozdzwonił się mój telefon. Wszyscy pytali, czy mój chłopak nie mógłby przypadkiem czegoś im załatwić… Z reguły chodziło o mandaty. Oczywiście, nawet nie wspominając o tych sprawach Januszowi, odprawiałam pociotków z kwitkiem. Mówiłam, że ta a ta sprawa nie dotyczy jego rejonu, a w ogóle wszelkie wykroczenia w dzisiejszych czasach są rejestrowane.

– Niech lepiej Waldek zdejmie nogę z gazu zamiast liczyć na to, że w magiczny sposób zniknie zapis z radaru – mówiłam np. cioci o jej pierworodnym, nie przysparzając sobie tym jej sympatii.

Po rodzinie wkrótce rozeszła się wieść, że jestem nieużyta. Dopóki nikt nie nagabywał Janusza, mogłam sobie taka być. Jednak w czerwcu niebacznie zabrałam go na ślub mojej ciotecznej siostry…

Ze wstydu omal nie weszłam pod stół

Nic nie zapowiadało awantury: wszyscy zgodnie jedli, pili i tańczyli. Lecz w pewnym momencie, gdy zabawa trwała w najlepsze, zobaczyłam, że Janusz rozmawia z pewnym moim dalekim kuzynem. Od razu wiedziałam, że to zły znak, bo facet był znany w rodzinie z krewkości i licznych zatargów z prawem.
Dlatego niby tańczyłam z moim tatą, ale ciągle wychylałam się zza jego pleców, żeby kontrolować sytuację.

Janusz był jak zwykle spokojny, tymczasem twarz kuzyna zaczęła przybierać coraz intensywniejsze odcienie purpury. Z pewnością nieźle sobie już popił, jak zresztą miał w zwyczaju. Po chwili dotarł do mnie jego podniesiony głos, więc uznałam, że pora się włączyć. Zostawiłam tatę w ramionach którejś z cioć i podeszłam do naszego stolika.

Janusz był nadal spokojny, ale już lekko chodziła mu grdyka, co u niego jest znakiem największego zdenerwowania. Gdy tylko się zjawiłam, Czarek od razu zaczął przeciągnąć mnie na swoją stronę.

Chcąc nie chcąc, dowiedziałam się, że kilka miesięcy wcześniej podczas jakiejś bijatyki poturbował kolegę i interweniującego policjanta. Zelżył go słowami powszechnie uznanymi za obelżywe, uderzył i… opluł!

– No i teraz mam sprawę w sądzie. Ta głupia prokurator nie chciała nawet mnie słuchać, a przecież nic nie pamiętam, bo byłem narąbany! – dokończył kuzyn ze świętym oburzeniem.

– A co do tego ma mój chłopak? – udałam zainteresowanie.

– Jak to co? – Czarek spojrzał na mnie jak na idiotkę. – Na pewno ten policjant to jakiś jego kumpel, oni się wszyscy tam znają, nie? Mógłby go przekonać, żeby facet wycofał oskarżenie.

Aż mnie zatkało z oburzenia.

– Słuchaj… To jakaś bzdura, że Janusz zna każdego policjanta w naszym mieście czy poza nim… – zaczęłam, ale mój ukochany dał mi znak, żebym zamilkła.

– Już tłumaczyłem Czarkowi, że tylko w amerykańskich filmach policjanci są jedną wielką rodziną – uśmiechnął się krzywo. – Poza tym nawet gdyby okazał się moim kumplem, to był na służbie, więc napaść na niego jest ścigana z urzędu. A to oznacza, że prokurator i tak dobierze ci się do tyłka – tu zwrócił się do Czarka. – Najlepiej będzie, jak przeprosisz i dobrowolnie poddasz się karze. Wtedy dostaniesz coś niewielkiego w zawieszeniu i tyle.

Mój podchmielony kuzyn w ogóle nie przyjął do wiadomości tego argumentu. Widziałam, że wszystko w nim buzuje. Wstał od stołu tak gwałtownie, że przewrócił krzesło i odszedł, mamrocząc coś gniewnie pod nosem. Sądziliśmy, że się odczepił, ale nie… Za chwilę bowiem nagle pojawił się na podwyższeniu, na którym grała kapela, i przerwał występ .

Zagadał coś do wokalisty i ten oddał mu mikrofon. Wiadomo, takie rzeczy zdarzają się na weselu. Ktoś dedykuje kolejny utwór młodej parze lub ich rodzicom. Ale Czarek nie to chciał wszystkim powiedzieć. Zdumieni goście dowiedzieli się nagle, że na sali jest kapuś, policjant.

Teraz dopiero się zacznie!

– Uważajcie, o czym mówicie i co robicie… Bo gotów was powsadzać – bełkotał Czarek do mikrofonu. – Wszystkich obserwuje. Dlatego nie pije!

Istotnie, Janusz w ogóle nie pił, ale to tylko dlatego, że następnego dnia miał wyznaczony dyżur i nie mógł być „wczorajszy” na służbie. Wiadomo jednak: niepijący są podejrzani, a już szczególnie na weselu, więc wiele par obrzuciło nas z nieufnością.

– Wychodzimy! Mam tego dość. Już ja się policzę z tym durniem! – wściekłym szeptem wysyczałam do Janusza i poderwałam się od stołu.

– Przeciwnie! Nigdzie nie pójdziemy, to byłoby jak przyznanie się do winy – zaprotestował też szeptem.

– Kochanie, czy mogę cię prosić do tańca? – wstając z ukłonem, wygłosił tę kwestię już całkiem ostentacyjnie.

Skinęłam głową i weszliśmy na parkiet. Początkowo było wokół nas pusto,mimo to uśmiechałam się wdzięcznie do rodziny na prawo i lewo. W końcu więc atmosfera się rozładowała, wszyscy słowa Czarka potraktowali jak kiepski żart i jakoś dotrwaliśmy do końca imprezy.

Mimo że wszystko rozeszło się po kościach, było mi strasznie głupio wobec Janusza. Pierwsza duża rodzinna impreza, na którą poszliśmy razem, i już spotkała mojego ukochanego taka przykrość z ich strony. „Co on sobie pomyślał o moich bliskich?” – denerwowałam się. Tym bardziej że wiele osób podczas wesela wzięło jego numer telefonu… Czy w sprawie anulowania mandatów od teraz będą wydzwaniać do niego?

Reklama

Czy zaczną go obrażać, zasypywać gradem pretensji albo, co gorsza, wyzwisk? Bo on, oczywiście, nikomu nie pomoże… Bardzo się boję tego, co nas czeka. Pomysłowości mojej rodziny, ich oczekiwań i żądań. Denerwuję się także tym, jak ich wyskoki przyjmie Janusz, i czy to aby nie zaszkodzi naszej miłości. Bo przecież nasze uczucie dopiero raczkuje. Jeszcze nie wiemy czy możemy na sobie polegać w każdej sytuacji… Czy wytrzymamy każdą burzę? Czy jesteśmy sobie pisani? I w końcu – czy zawsze stoimy po tej samej stronie? Jak oni mogą!

Reklama
Reklama
Reklama