Reklama

Kiedy zatrudniałem w korporacji, przestrzegano mnie, że tam obowiązują inne zasady niż te, w których mnie wychowano.

Reklama

– Pamiętaj – mówiono. – Jesteś śrubką w precyzyjnie działającym mechanizmie. Jeśli zaczniesz szwankować i opóźniać cały proces, nikt cię nie będzie naprawiał. Szybko znajdzie się kogoś innego.

– To jak totalitaryzm. Zgroza! – odpowiedziałem.

Musiałem podjąć tę pracę

– Może i tak, ale daje wyniki, a ekonomia korporacyjna jest bezwzględna i zależy jej tylko na zysku. Więc lepiej się zastanów, czy chcesz w to wchodzić. I pamiętaj, że zawsze jest coś za coś, a u nas dostaniesz bardzo dobrą pensję i dodatkowe profity, na których każdemu zależy: służbowy samochód, bajerancką komórkę, możliwość podróży. Do tego oczywiście rozrywki w gronie współpracowników i perspektywę awansu. Decydujesz się?

Uznałem, że spróbuję, i na początku nie żałowałem mojej decyzji. Jestem po czterdziestce i znalezienie dobrej pracy na rynku opanowanym przez młode wilczki naprawdę nie było łatwe, a życie ma swoje prawa: zaciągnięte kredyty trzeba spłacać, dzieciaki rosną i trzeba w nie coraz więcej inwestować, szwankują oczy i zęby, a jak powszechnie wiadomo – na dentyście i okuliście nie powinno się oszczędzać. Dlatego świadomość finansowego bezpieczeństwa była dla mnie bardzo ważna.

Zobacz także

Minusem była konieczność współpracy z ludźmi, których niekoniecznie lubiłem i szanowałem, ale w życiu czasami trzeba przymknąć oko na to i owo, coś przemilczeć, udać, że się czegoś nie słyszało, stanąć z boku i udać głupka albo naiwniaka. Potem jest kac moralny, ale i on z czasem mija…

Wiedziałem, że świat to nie bajka

Zresztą nie wszyscy koledzy byli niemili. Z niektórymi dało się pogadać, a nawet wypić po pracy piwo. Szczególnie z dwoma dobrze mi się gadało; jeden był trochę młodszy ode mnie, a drugi miał tyle lat co ja, z tym że pracował w korpo od dawna i znał prawie wszystkie tajemnice firmy.

Podobno zaczynał od przysłowiowego wynieś-przynieś, potem przeszedł wszystkie stopnie awansu i teraz czekał na stanowisko menedżera ważnego projektu. Oczywiście nie mówiło się o tym głośno, ale wszyscy mu zazdrościli, co dało się zauważyć w niby życzliwych, ale tak naprawdę złośliwych komentarzach i półsłówkach.

Tak naprawdę nie było się do czego przyczepić, bo Adam był w porządku. Nie słyszało się o żadnym przekręcie, w którym by umoczył choć mały palec, ale tajemnicą poliszynela było, że w naszej firmie różnie się załatwia interesy.

Szeptano o prezesie, który realizując zamówienia publiczne, sugerował dostawcom, aby dawali łapówki, jeśli chcą wygrywać przetargi i współpracować z naszą firmą. To podobno trwało długie lata, ale było nie do udowodnienia, bo wszyscy, którzy coś wiedzieli, byli takimi właśnie śrubkami w maszynerii.

Co ten Tomek knuje?

Tak się złożyło, że jedna z takich właśnie osób z przyczyn losowych musiała zostać wymieniona. Adam był w oczywisty sposób pierwszy w kolejce jako jej zastępca i następca. Wiadomo było, że zna się na robocie jak nikt inny. Gdyby go pominięto przy awansie, mogłoby to wzbudzić niepotrzebne pytania i wątpliwości. Postanowiono więc sprawie ukręcić łeb w całkiem inny sposób…

Sprawa awansu się przedłużała, ale nie mogła się ciągnąc w nieskończoność, bo to także zaczęłoby to budzić rozmaite wątpliwości. Dlatego podczas jednego ze spotkań w pobliskim pubie Tomek, ten młodszy kolega z firmy, zapytał:

– Słyszałeś o Adamie?

– Ale co? – odpowiedziałem. – Że awansuje? Wszyscy słyszeli. Należy mu się.

– No właśnie nie do końca jest to takie pewne… Krążą różne opowieści.

– Jakie? Co ty gadasz?

– Gadam, co wszyscy mówią po cichu. Okazuje się, że nasz Adaś to cicha woda. Ma podobno dwie twarze. Taki z niego cwaniak.

– Niemożliwe! To przyzwoity facet. Przynajmniej robi takie wrażenie.

– Widzisz, sam powiedziałeś: „robi wrażenie”. A jaka jest prawda?

– Ty wiesz? – spytałem.

Głowa mi puchła od tych historii

– Wiem, co wiedzą inni. A inni mówią, że Adaś to specjalista od chowania głowy w piasek. Że to mózg wszystkich afer w naszej firmie, a szepcze się po kątach, że trochę ich było. Podobno prezes wpadł na trop jakichś machlojek i w każdej natknął się na Adama. To jest koronkowa robota, więc dotarcie do sedna trochę potrwa. Adaś dobrze wszystko wykombinował i tak się zabezpieczył, że nawet nie wiadomo, jak to wszystko ugryźć. Popatrz, taka niby fujara, taka chodząca uczciwość i praworządność, a jak pozory mylą!

– Ale jesteś pewny, że masz rację?

– Przecież mówię, że nikt nie jest pewny, bo ten spryciarz pozacierał ślady jak lis. Niejedna głowa pracuje nad tym, jak go przyskrzynić, ale jak na razie ślizga się jak piskorz, więc chyba jest tylko jeden sposób.

– Jaki?

– Normalny – prychnął. – Trzeba mu podłożyć świnię. Co się tak patrzysz? Tak się gra, jak przeciwnik pozwala, niestety… Tylko trzeba by poszukać kogoś, do kogo on ma zaufanie, inaczej nic z tego nie będzie. A do kogo on ma zaufanie? Do ciebie. Wszyscy wiedzą, że cię lubi…

– Ja go też lubię.

– Właśnie o tym mówię. Mało razy słyszałem, jak gadacie o książkach, wystawach, filmach i podobnych bzdurach? Jak ty mu powiesz, że słyszałeś o kontrahencie, który jest gotów sporo zainwestować w wygrany przetarg, to może połknie haczyk. Nie martw się o szczegóły, to wszystko jest do ustalenia i będzie wiarygodne, nie twoja w tym głowa… Oczywiście za przysługę zostaniesz wynagrodzony i uwierz mi, że się nie rozczarujesz. To jak, stary, idziesz w to? Zgoda?

Powiedziałem o tym żonie

Nie mogła zrozumieć, czemu z dnia na dzień rzuciłem taką dobrą pracę.

– Mogłeś się nie zgodzić na ten szwindel – powiedziała. – Ale po co zaraz składać wymówienie? Gdzie ty teraz znajdziesz taka robotę?

– Miałem utopić niewinnego człowieka w jakimś szambie tylko po to, żeby dostawać niezłą kasę? Naprawdę być tego chciała? Przecież sama byś nigdy na coś takiego nie poszła, gdyby chodziło o jakąś twoją koleżankę. Mam rację?

– No, może i masz.

– To czemu się dziwisz? Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Skoro byli zdolni do opracowania takiej intrygi w stosunku do Adama, to gdyby chodziło o mnie, też by się nie zawahali. Na co miałem czekać?

– Ale zostałeś bez pracy. Niby nie ma teraz bezrobocia, ale to nie znaczy, że na dzień dobry znajdziesz coś odpowiedniego. Mamy długi, zapomniałeś o tym?

– Jasne, że nie zapomniałem. Ale wolę pracować za połowę tego, co tam zarabiałem, i mieć czyste sumienie, że nie skrzywdziłem niewinnego człowieka. Trzeba mieć jakieś zasady, bo w przeciwnym wypadku ten świat zwariuje kompletnie. I wiesz co, naprawdę mi ulżyło, że nie muszę już oglądać tych ludzi zdolnych do wszelkiej podłości. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego!

Znalazłem nowa pracę

Faktycznie, nie była tak atrakcyjna finansowo jak poprzednia, nie była też specjalnie ciekawa i satysfakcjonująca pod żadnym względem, ale nie żałowałem. Miałem spokój i świadomość, że znalazłem w sobie dość siły, żeby zachować się przyzwoicie. To było dla mnie bardzo ważne…

Dowiedziałem się także, że Adam też odszedł z pracy i że na koniec publicznie powiedział wszystkim, co o nich myśli. Czy się tym przejęli? Nie bardzo. Mój młodszy kolega tak to podsumował: „było trochę smrodu, ale smród się wywietrzy i wszystko wróci do normy, a niektórzy nawet dostaną podwyżkę”. Nie ma się czym przejmować!

Minął rok. Całkiem niespodziewanie dostałem wiadomość od Adama. Prosił mnie o spotkanie, podając adres i godzinę. Postanowiłem przyjąć zaproszenie, bo szczerze powiedziawszy, byłem ciekawy, jak sobie radzi.

Winda zawiozła mnie na ósme piętro eleganckiego wieżowca blisko centrum miasta. Adam już na mnie czekał w pięknie umeblowanym gabinecie. Przywitał mnie bardzo serdecznie, a kiedy ochłonąłem i zacząłem się dyskretnie rozglądać, próbując ustalić, gdzie właściwie jestem, powiedział:

– Na razie to prowizorka, bo dopiero rozkręcam swój biznes, ale z czasem będzie lepiej.

– Jest super – zaprotestowałem. – Czysta elegancja, szyk i styl. Bardzo mi się u ciebie podoba. A co właściwie robisz?

Świetnie sobie radził

– Pracuję na swoim, czyli robię to, o czym marzyłem od zawsze, tylko nie miałem siły, żeby się rozpędzić. Właściwie powinienem być wdzięczny tym aferzystom, bo bez nich może bym się nigdy nie zdecydował. Chcieli mnie zniszczyć, a właściwie tylko mi pomogli. Czasami tak bywa, że człowiek zepchnięty na dno potrzebuje kopa, żeby się odbić i poszybować w górę. Tak było ze mną, w dodatku pomogła mi złość na to, że ludzie są gotowi przyzwolić na każde świństwo, żeby coś na tym ugrać dla siebie.

– Nie wszyscy – przerwałem.

– Wiem, wiem… Nie miałem okazji, żeby ci podziękować, dlatego robię to teraz. Wiesz, że byłeś jedynym, który się sprzeciwił? Reszta tchórzliwie milczała albo po cichu brała w tym udział. Nie przewidzieli, że nie mają do czynienia z pokornym idiotą i że jeśli ktoś mnie wstrętnie podgryza, potrafię odpowiedzieć tym samym.

– Czyli co zrobiłeś? – spytałem zaciekawiony.

– Wiesz, że znam tamtą firmę jak własną kieszeń i wiem o niej wszystko. Mam tak zwane kwity na każdy przekręt i każdy sukces, więc kiedy próbowali mnie wrobić, postawiłem prosty warunek: albo sam odchodzę, ale z bardzo dużą odprawą, albo ujawniam wszystko, co chcą mi przypisać, wskazując oczywiście faktycznie winnych. Jak myślisz, co zrobili?

Miał zmyślny plan

– Zdaje się, że już wiem, skąd miałeś kasę na własny biznes – uśmiechnąłem się pod nosem.

– Dobrze się domyślasz. Ta odprawa naprawdę była znacząca, ale i tak się im opłacała, więc przystali na moje warunki. Zastanawiałem się nawet, czy nie zawiadomić odpowiednich organów, ale uznałem, że oni się i tak wcześniej czy później zdemaskują. To tylko kwestia czasu, dlatego zostawiłem sprawy własnemu biegowi. I coś mi się wydaje, że właśnie meta jest blisko – dodał kpiąco. – Pod panem prezesem już się pali podłoga, a ja z satysfakcją przyglądam się, jak on szuka bezpiecznego schronienia. Jeszcze nie wie, że takie nie istnieje. Niedługo się dowie. Śledź media, to też się dowiesz… – dodał tajemniczo.

– To ci daje poczucie sprawiedliwości?

– Tak. Uważam, że za każdą krzywdę wyrządzoną niewinnemu człowiekowi należy się kara krzywdzicielom. Mówię o krzywdzie zaplanowanej. To nie ma nic wspólnego z zemstą, bo zemstą się brzydzę, ale podłość nie może nikomu ujść na sucho. Dlatego odmawiam moim dawnym kolegom z korporacji, którzy już zwęszyli, że za chwilę stracą pracę i u mnie szukają miękkiego lądowania. Mówię im „nie”, chociaż mógłbym niejednego zatrudnić, bo to nieźli fachowcy. Ja jednak wolę mniej profesjonalnych, za to bardziej uczciwych. Zgadzasz się ze mną?

– Pewnie masz rację…

Wyszedłem na tym dobrze

– Mam. Dlatego cię zaprosiłem, bo akurat ty łączysz jedno i drugie, a jeśli się zgodzisz, będzie dla mnie zaszczytem pracować razem z tobą. Warunki pracy i płacy będziesz miał lepsze niż poprzednio i dużo większą samodzielność. Zgadzasz się?

Co miałem odpowiedzieć? Byłem szczęśliwy, bo nie tylko znalazłem zatrudnienie, i to takie, o którym mogłem marzyć, ale też poczułem, że miałem rację, nie godząc się na udział w tym świństwie, które chciano wyrządzić drugiemu człowiekowi.

W dzisiejszych czasach to podobno niemodne i głupie, żeby zastanawiać się nad moralnością i starać się postępować godnie. Podobno to się nie opłaca, a jeśli coś się nie opłaca, nie warto się nad tym pochylać. Więc byłem zadowolony, że mogę bez wstydu patrzeć na siebie w lustrze i nie muszę uciekać przed ludźmi, którzy przeze mnie płakali.

Moja żona i dzieci też o tym wiedzą, a to wielka radość, kiedy nasi bliscy są z nas dumni. Ja tej radości zaznałem.

Reklama

Marek, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama