Reklama

Znaliśmy się od zawsze

Znam ich od 45 lat, czyli od chwili, gdy mając roczek, wprowadziłam się wraz z rodzicami do mieszkania po dziadkach w pięknej kamienicy. Dawni przyjaciele babci szybko stali się nam bliscy prawie, jak rodzina. Bawiłam się z ich dziećmi, wpadałam do nich na obiady lub podwieczorek, pan Antoni „ratował” mnie korepetycjami z fizyki i chemii, pani Cela wyczarowywała najpiękniejsze stroje, przerabiając dla mnie rzeczy po moim starszym rodzeństwie. Dlatego sądziłam, że mogę na nich polegać niejednokrotnie bardziej niż na własnej rodzinie. Zachodzę w głowę czy byłam tak naiwna, czy to starość zmieniła naszych dobrych znajomych w wyrachowane potwory…

Reklama

Zacznę od tego, że jestem dyplomowaną pielęgniarką. Na co dzień pracuję na oddziale neonatologii, więc mam styczność z najcięższymi przypadkami chorych noworodków. Jest to praca trudna i niezwykle wyczerpująca. Dlatego widząc kolejną śmierć dziecka, którego mimo wysiłków całego zespołu nie udało się uratować, postanowiłam poszerzyć swoje zawodowe kompetencje.

Z racji wieku rodziców wybrałam podyplomowe studia z opieki nad osobami starszymi. Sąsiedzi, pani Celina i pan Antoni aż klasnęli w dłonie, kiedy dowiedzieli się o mojej specjalizacji.

– Zwrócimy się do ciebie, kochanie, po pomoc, gdy zajdzie taka potrzeba, bo przecież młodsi już nie będziemy, a u nas wciąż brakuje dobrych specjalistów – stwierdzili uradowani.

Starsi sąsiedzi potrzebowali pomocy

To było pięć lat temu. W ciągu roku od naszej rozmowy życie sąsiadów moich rodziców kilkakrotnie wywróciło się do góry nogami. Najpierw ich córka wraz z dziećmi i mężem wyprowadziła się na stałe za granicę, potem syn, wciąż kawaler, wyjechał na dziesięcioletni kontrakt do Arabii Saudyjskiej, a nim skończył się rok, u pana Antoniego zdiagnozowano pierwsze objawy Parkinsona. Pół roku później było już pewne, że pierwsza przypadłość była jedynie manifestacją drugiej, znacznie poważniejszej w skutkach dla całej rodziny, choroby Alzheimera.

Pani Celina starała się chronić męża przed złymi informacjami, ale ja, podobnie jak jej dzieci, dobrze wiedzieliśmy, co mu grozi.

– Pomożesz nam w razie najgorszego? – prosiła jej córka i moja dawna przyjaciółka.

– Zapłacę za najlepszych specjalistów, tylko proszę nie zostawiaj naszych rodziców bez opieki – dodawał syn.

Żadne z nich z różnych powodów nie mogło zrezygnować z dotychczasowego życia. Córka zakorzeniła się już za granicą, a syn spodziewał się właśnie pierwszego dziecka z poznaną na kontrakcie dziewczyną z Holandii.

Początkowo sytuacja nie wyglądała źle. Pan Antoni czuł się dobrze, stosunkowo wcześnie zaczął przyjmować lekarstwa spowalniające obie choroby, więc równie dobrze mógł pozostać na tym etapie przez jeszcze 10, 20 lat życia. Mógł, ale rok później, objawy Alzheimera zaczęły przybierać na sile. Nasz dotąd energiczny sąsiad zaczął się gubić, momentami nie potrafił przypomnieć sobie, jak się nazywa ani gdzie mieszka. Odkładał rzeczy, a potem szukał ich przez cały dzień oskarżając żonę lub nielicznych znajomych o kradzież.

Wszyscy wiedzieliśmy, że to objawy choroby, ale nie każdy potrafił wybaczyć starszemu panu kolejny atak. W ciągu kilku miesięcy odsunęło się więc od nich wielu sąsiadów i kolegów pana Antoniego. Nawet jego zięć uznał, że musi „odpocząć” od teścia, gdy ten bez wiedzy rodziny zgłosił na policji kradzież samochodu, posądzając o nią zięcia. Zapomniał, że tydzień wcześniej sprzedał go za namową żony i dzieci. Sprawa mogłaby uchodzić za zabawną, ale zięciowi po przesłuchaniu na komendzie wcale nie było do śmiechu. Dlatego uznał, że w najbliższym czasie podaruje sobie wizyty u rodziców żony.

Nikt im nie odpowiadał

Jakby tego było mało, tuż po ostatniej wizycie dzieci, pani Celina złamała nogę w dwóch miejscach. Dzieci sąsiadów natychmiast stanęły na wysokości zadania i wynajęły opiekunkę do rodziców, ale ta zrezygnowała po trzech dniach pracy u starszych państwa.

– Myślała, że będzie siedzieć i popijać kawkę – żaliła się mi przyjaciółka. – Może znasz kogoś bardziej uczciwego, kto nie boi się ciężkiej pracy przy starszych osobach? – dopytywała.

Znałam i podesłałam im jeszcze dwie znajome, które szukały dodatkowego zajęcia. Niestety, żadna z nich nie spełniła wymagań starszych państwa. Pierwsza okazała się ich zdaniem równie leniwa jak poprzednia, druga za to bardzo interesowna.

– Oszukiwała, zawyżała wydatki, wymyślała różne historie, pożyczała od nas pieniądze i nie oddawała na czas – żaliła mi się pani Celina.

Nie znałam dziewczyn na tyle dobrze, żeby nie wierzyć pani Celinie, a ponieważ było mi przykro, że naraziłam ją na tak niekomfortowe sytuacje, i obawiałam się, że kolejna osoba również zechce wykorzystać naszych przyjaciół, postanowiłam sama się u nich zatrudnić.

Sytuacja wydawała się odpowiednia. Pani Celina potrzebowała długoterminowej opieki, ponieważ złamana kość musiała zostać ponownie zoperowana, a ja rezygnowałam właśnie z pracy na oddziale na rzecz pewnej prywatnej przychodni i mogłam przeznaczyć więcej czasu na swoich nowych podopiecznych. Oni także wydawali się szczęśliwi, że będą mieć przy sobie kogoś znajomego.

Pierwsze dni przypominały sielankę, co prawda okupioną ciężką, fizyczną pracą, ale przyjemną psychicznie w porównaniu z bezosobową przychodnią czy oddziałem chorych noworodków. Pani Celina starała się nie sprawiać kłopotów, podporządkowując się każdej mojej decyzji. Mimo moich protestów, dała mi nawet swoją kartę do bankomatu i PIN, abym mogła robić zakupy. Oprócz pomocy w zabiegach higienicznych i codziennych ćwiczeniach z obojgiem, stałam się także gosposią sąsiadów – tylko mnie ufali na tyle, żeby pozwolić zawiadywać ich gospodarstwem domowym.

Z jednej strony, byłam im wdzięczna za okazane mi zaufanie, z drugiej, czułam się przytłoczona nadmiarem obowiązków. Poza tym miałam też swoją rodzinę (męża i dwóję nastolatków), dlatego poprosiłam, aby pani Celina i pan Antoni pozwolili mojemu mężowi włączyć się w powierzone mi obowiązki. Nie dałam Maćkowi karty do bankomatu ani nie zdradziłam miejsca domowych skrytek na biżuterię czy pieniądze, o co potem mnie oskarżyli… Zresztą sama o wielu z nich nie miałam pojęcia.

Zaczęło się po miesiącu

Mąż pomagał mi w zabiegach higienicznych przy panu Antonim lub cięższych zakupach czy pracach domowych. Wydawało się, że jest lubiany przez naszych sąsiadów, ale nim minął miesiąc, zadzwoniła do mnie ich córka z prośba, abym jednak swoje posiłki przygotowywała u siebie w domu. Z wrażenia odebrało mi mowę.

– Ale o jakich posiłkach ty mówisz? – zapytałam, gdy doszłam już do siebie.

– No wiesz, obiady, kolacje, śniadania dla dzieci… Mama mówi, że gotujesz jedzenie swojej rodzinie za jej pieniądze i w jej kuchni. Wybacz, domyślam się, że jest inaczej, ale czy dla świętego spokoju moglibyście z Maćkiem jadać u siebie w domu? Nawet dołożę się do twojego wynagrodzenia, abyś kupiła sobie termos na kawę czy herbatę… – mówiła moja koleżanka.

Powinnam była zwyzywać ją i natychmiast się rozłączyć, a najlepiej, wzorem poprzedniczek, zrezygnować z pomagania, ale zamiast tego zaczęłam się tłumaczyć. A przecież nigdy nie przygotowywałam żadnych posiłków dla swojej rodzinny z pieniędzy powierzonych mi przez panią Celinę. Co prawda przyjaciółka przeprosiła mnie za zachowanie mamy, ale niesmak pozostał. Od tamtej pory, mimo że nie porozmawiałam z panią Celiną, przynosiłam swoją herbatę w termosie i kanapki, i odmawiałam poczęstunku, ilekroć starsza pani próbowała mnie czymś skusić jakimś ciastem.

To był jednak wierzchołek góry lodowej. Po trzech miesiącach mojej pracy pani Celina zażądała zwrotu karty i wspólnego dokładnego rozliczenia wydatków na podstawie wyciągów bankowych. Nim skończyłyśmy, do zakładu pracy mojego męża przyjechała policja. Dwaj funkcjonariusze po cywilnemu przy wszystkich zaprosili go na złożenie wyjaśnień na komendzie – Maciek został posądzony o kradzież biżuterii pani Celiny i cennych precjozów jej męża.

Jakby tego było mało, ktoś zgłosił do Urzędu Skarbowego, że nie odprowadzam podatku od dodatkowej pracy, i w trybie natychmiastowym musiałam zapłacić karę wraz odsetkami. Dodam, że gdy tylko policja zajęła się moim mężem, pani Celina zaczęła narzekać na mnie sąsiadom, twierdząc, że jestem roszczeniowym brudasem, i tylko czyhałam na ich pieniądze, nie pomagając im w niczym. Żaliła się wszystkim staruszkom, jak to bardzo się na mnie zawiodła.

Reklama

Na nic zdały się próby wyjaśnienia sytuacji przez moich rodziców ani umorzenie sprawy na policji, gdy cenne przybory znalazły się wreszcie w jednym z tajemnych schowków pani Celiny – plotka poszła w świat. Nie pomogły tłumaczenia moje, męża ani moich rodziców. Ludzie wiedzą swoje. Jedyną pociechą pozostaje fakt, że nikt nie chce się zatrudnić u pani Celiny i jej męża.

Reklama
Reklama
Reklama