Reklama

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam przyszłego teścia, miałam wrażenie, że świat wokół mnie się zatrzymał. Stał w drzwiach salonu, ubrany w elegancką koszulę, z tym samym nonszalanckim uśmiechem, który znałam aż za dobrze. Jan. Mój Jan? Ten, którego kochałam. Ten, którego pragnęłam. Ten, z którym spędziłam kilka gorących tygodni lata, nie wiedząc, że jest ojcem mężczyzny, którego poślubię. Marcin objął mnie w pasie, dumny, że może mnie przedstawić rodzicom.

Reklama

– Poznajcie Ewelinę – powiedział z radością.

Matka Marcina od razu podeszła, uścisnęła mi dłonie i obdarzyła ciepłym uśmiechem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo mnie znienawidzi. A Jan? Przez ułamek sekundy jego spojrzenie się zmieniło, ale po chwili wrócił do roli – kochający ojciec, troskliwy mąż. Podał mi rękę, jakbym była dla niego obcą kobietą. Przez lata żyliśmy w kłamstwie. Udawaliśmy, że nigdy się nie znaliśmy, że nasze ciała nigdy nie splatały się w rozkoszy, że nigdy nie szeptaliśmy sobie słów, których nie wolno już powtórzyć. A potem, po latach milczenia, wszystko wróciło. I tym razem nie mieliśmy wystarczająco siły, by się powstrzymać.

Serce zaczęło mi walić

Kolacja u teściów miała być zwykłym rodzinnym spotkaniem. Marcin śmiał się z ojcem, teściowa krzątała się w kuchni, a ja siedziałam przy stole, czując, że zaraz się uduszę. Nie patrzyłam na teścia. Nie mogłam. Ale czułam jego spojrzenie.

– Może dokładkę? – zapytała teściowa, podając mi półmisek z sałatką.

– Nie, dziękuję – odparłam z wymuszonym uśmiechem.

Teść w tym czasie napił się wina. Może tylko mi się wydawało, ale trzymał kieliszek dłużej, niż powinien, jakby potrzebował chwili, by się opanować. Po kolacji teściowa z mężem poszli do ogrodu, żeby zerwać zioła, a ja zostałam sama w kuchni. Zaczęłam zmywać naczynia, chcąc zająć czymś ręce. Nagle drzwi się otworzyły i do środka wszedł teść. Stanął obok mnie i wyszeptał:

Powinnaś przestać na mnie tak patrzeć – powiedział cicho.

Serce zaczęło mi walić.

To ty zacząłeś – odparłam, nie odwracając się.

Zrobił krok bliżej.

Myślałaś o tym, żeby kiedyś jeszcze...? – zapytał, a jego głos był cichy, ale pełen napięcia.

Przymknęłam powieki, próbując się skupić. Nie mogłam mu pozwolić, by mnie złamał.

– Nie powinniśmy o tym mówić.

Jan zaśmiał się cicho.

– A jednak jesteśmy tu, sami. I czujesz dokładnie to samo co ja.

Odsunęłam się od niego gwałtownie i niemal uciekłam z kuchni. Wiedziałam, że to dopiero początek.

Utknęłam między przeszłością a teraźniejszością

Nie mogłam przestać myśleć o teściu. Próbowałam skupić się na pracy, codziennych obowiązkach, rozmowach z Marcinem, ale to było bezcelowe. Czułam się, jakbym utknęła między przeszłością a teraźniejszością. Czasem łapałam się na tym, że moje dłonie same wędrowały do telefonu. Chciałam do niego napisać. Chciałam go usłyszeć. Ale za każdym razem odkładałam aparat i wmawiałam sobie, że to tylko słabość. Niestety, nie tylko ja nie potrafiłam się uwolnić. Telefon zadzwonił późnym wieczorem, gdy Marcin był pod prysznicem. Zamarłam, widząc jego imię na ekranie.

Nie powinnam z tobą rozmawiać – powiedziałam, zanim zdążył się odezwać.

– A jednak odebrałaś – usłyszałam jego niski głos.

Przez chwilę oboje milczeliśmy. Serce waliło mi jak szalone.

Spotkaj się ze mną – powiedział w końcu.

– To nie jest dobry pomysł – odpowiedziałam, ale mój głos nie brzmiał przekonująco.

Jeśli naprawdę tego nie chcesz, powiedz mi to teraz.

Zacisnęłam powieki. To była pułapka. On wiedział, że nie mogę tego powiedzieć, bo to nie była prawda.

Gdzie? – zapytałam cicho.

Wszystko wymknęło się spod kontroli

Spotkaliśmy się na skraju lasu, w miejscu, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć. Wieczorne powietrze było rześkie, a ja czułam, jak dłonie mi się pocą, choć było zimno. On już tam był, oparty o maskę samochodu. Nie wyglądał na zdenerwowanego. Wręcz przeciwnie, był spokojny, jakby czekał na to, co było nieuniknione.

Nie powinnam była przyjeżdżać – powiedziałam od razu, próbując nadać temu spotkaniu granice, których i tak nie mieliśmy zamiaru przestrzegać.

– A jednak tu jesteś – odparł, uśmiechając się lekko.

Nie odpowiadałam. Bałam się, że jeśli powiem choć jedno słowo więcej, wszystko wymknie się spod kontroli. Teść ruszył w moją stronę, ale odsunęłam się o krok.

To szaleństwo – wyszeptałam, choć sama nie byłam już pewna, czy chcę je zatrzymać.

– Szaleństwem było to, że przez tyle lat unikaliśmy siebie nawzajem – powiedział, patrząc mi w oczy.

W jego spojrzeniu było coś, co mnie paraliżowało. Może pewność, że to się stanie. Może świadomość, że nie potrafimy się powstrzymać. Kiedy mnie pocałował, moje ciało zapłonęło z pożądania. Nie odepchnęłam go. Nie mogłam.

Serce podeszło mi do gardła

Wróciłam do domu późno, czując się jak najgorszy człowiek na świecie. Marcin czekał na mnie w salonie, siedząc na kanapie w piżamie, z kubkiem herbaty w dłoni.

Gdzie byłaś? – zapytał, ziewając.

Serce podeszło mi do gardła.

– Na spacerze – skłamałam, zmuszając się do spokojnego tonu.

Uśmiechnął się, odstawiając kubek.

Powinnaś mnie zawołać, poszlibyśmy razem.

Miałam ochotę się rozpłakać. Był taki dobry. Taki… uczciwy. A ja? Marcin podszedł do mnie i objął w talii. Poczułam ciepło jego ciała i nagłą falę obrzydzenia do samej siebie.

– Kocham cię – powiedział, całując mnie w czoło.

Zamknęłam oczy, próbując wymazać z pamięci obraz innego mężczyzny, którego usta jeszcze kilka godzin wcześniej błądziły po mojej skórze.

– Ja ciebie też – wyszeptałam, nie wiedząc już, czy to prawda.

Zmroziło mi krew w żyłach

Teściowa zaczęła coś podejrzewać. Na początku myślałam, że to tylko moja paranoja. Ale potem zauważyłam, jak jej spojrzenie zatrzymuje się na mnie dłużej niż zwykle. Jak jej rozmowy z teściem nabrały dziwnego tonu, jakby próbowała coś z niego wyciągnąć. Może to był przypadek. Może nie miała dowodów. Ale kobieca intuicja to potężna broń. Podczas kolejnej rodzinnej kolacji, w środku zwykłej rozmowy, teściowa nagle spojrzała na mnie i powiedziała:

Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć?

Poczułam, jak pąsowieją mi policzki. Marcin spojrzał na matkę, potem na mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Spojrzałam na teścia, ale on nie drgnął, nie pokazał żadnej emocji. Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– Nie – powiedziałam, zmuszając się do uśmiechu. – Oczywiście, że nie.

Teściowa milczała przez chwilę, po czym sięgnęła po kieliszek wina i uśmiechnęła się lekko.

– Dobrze – odparła spokojnie.

Ale w jej oczach widziałam coś, co zmroziło mi krew w żyłach. Nie uwierzyła mi.

Nie zasłużyłam na miłość

Od tamtej kolacji minęły tygodnie, potem miesiące. Życie toczyło się dalej, ale już nie było takie samo. Teściowa mnie obserwowała. Nie pytała już więcej, ale czułam, że czeka. Może na potknięcie, może na moment, w którym prawda sama wypłynie na powierzchnię. Z teściem unikaliśmy siebie tak bardzo, jak było to możliwe. Każda rozmowa, każde spojrzenie mogło wzniecić żar namiętności.

A Marcin? Był taki sam. Tak samo uśmiechnięty, tak samo czuły. Tylko ja już nie byłam tą samą kobietą. Każdego dnia patrzyłam w lustro i widziałam kogoś obcego. Kogoś, kto zdradził. Kogoś, kto nie zasługiwał na miłość, którą dostawał. Ale niektóre tajemnice żyją w ukryciu przez lata. Niektóre grzechy nosi się jak niewidzialny ciężar. Niektóre zdrady nigdy nie wychodzą na jaw. Ale ja wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Bo prawda ma to do siebie, że zawsze, prędzej czy później, się wydaje.

Reklama

Ewelina, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama